Raz w miesiącu Shōyō zabierał swoich podopiecznych do onsenu, wyznając zasadę, że duch rozwija się nie tylko poprzez trening, ale także zabawę. Po dokładnym wymoczeniu się przychodziła chwila, na którą niektórzy z chłopców wydawali się czekać nawet bardziej niż na samą kąpiel. Shōyō nie spodziewał się, że jego jedna uwaga zapoczątkuje cały rytuał. - Gintoki, chodź no tutaj. Trzeba coś zrobić z twoimi włosami, żebyś nie przypominał dziwadła. Przeczesując niezwykłe loki małego demona, Shōyō pochwycił zazdrosne spojrzenie Kotarō. - Ach, Sensei! - zawołał chłopiec z wcale nieźle udawaną rozpaczą. - Włosy mi się strasznie poplątały. - Przy tak długich to nic dziwnego - stwierdził Shōyō współczująco i, skończywszy z Gintokim, machnął na Kotarō, który przyskoczył do niego z werwą i z wyraźną rozkoszą poddał się pieszczocie. Shinsuke nie mówił. Miał najzwyklejsze włosy japońskiego chłopca, gładkie i tak krótkie, że dało się je opanować trzema pociągnięciami grzebienia. Przyglądał się zabiegom Senseia z tęsknotą, pozbawiony wymówki, by prosić o specjalne traktowanie. Wtedy Shōyō postanowił, że zajmie się główkami wszystkich swoich uczniów bez wyjątku, i od tamtej pory stało się to zwyczajem. - Następnym razem - powiedział Shinsuke drżącym głosem, kiedy Shōyō oddał mu grzebień - niech mi Sensei pozwoli zrobić to samo.
|