Wianki Właściwie nie wiadomo było, kto sprowadził do Soul Society zwyczaj obchodzenia sobótki - dość powiedzieć, że przyjął się on na dobre w tradycji Seireitei. Ulubioną zabawą stało się plecenie wianków i puszczanie ich na wodę, co w świecie realnym było wróżbą o przyszłym mężu. W Gotei 13 nie brakowało romantycznych panien, które za fasadą żołnierskiego obowiązku skrywały marzenia o szczęśliwej przyszłości u boku przystojnego shinigami. Z czasem plecenie wianków przyjęło bardziej luźną i mniej zobowiązującą formę wyrażania sympatii - choć nieraz zdarzało się, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności ta czy inna para wkrótce po sobótce zmieniała oficjalny status związku. Nie każdy zresztą zawracał sobie głowę spławianiem wianków, częściej wręczano je do rąk, choć stary zwyczaj wciąż miał sympatyków. Hinamori była tego wieczoru naprawdę szczęśliwa. Na brzegu rzeki zgromadzili się wszyscy jej przyjaciele, a dobiegające zewsząd głosy świadczyły o tym, że ludzie dobrze się bawią. W przeciwieństwie do innych Hinamori co roku uczestniczyła w tradycji sobótkowej i nigdy nie znudziło się jej obserwowanie reakcji obecnych. Była szczęśliwa. Chłonęła atmosferę radości niczym kwiat wodę - i rozkwitała. Przez ostatnie kilka lat sytuacja w Seireitei była zbyt napięta, by móc świętować - shinigami rozproszeni po całym Soul Society odpierali zdumiewająco częste ataki hollowów, podobnie było w świecie realnym. Dopiero ostatnio wszystko się uspokoiło i Hinamori wierzyła, że nie była to cisza przed burzą. Słońce powoli zachodziło, czerwono-złocistym blaskiem powlekając twarze i włosy. Ponad szumem potoku przebijało się ciche dzwonienie. Hinamori spojrzała w tamtą stronę. Nad samym brzegiem strumienia siedział kapitan Oddziału Jedenastego, Kenpachi Zaraki, w otoczeniu swoich najlepszych oficerów: Ikkaku Madarame i Yumichiki Ayasegawy. Wicekapitan Kusajishi miała zabawę jak nikt inny, kiedy najpierw uplotła trzy wianki, następnie wyłowiła je u stóp swoich ulubieńców i teraz przy wtórze radosnego świergotania przyozdabiała ich głowy. - Ken-chan! Nie da ci się założyć wianka! - zawołała z wyrzutem po kilku próbach udekorowania kapitana, w czym skutecznie przeszkadzały jego postawione na sztorc włosy. Dziewczynka przekrzywiła głowę i przyjrzała się krytycznie dowódcy, który znosił jej zabiegi z godną podziwu obojętnością. - Zrobię ci jedenaście wianków - oznajmiła Yachiru po chwili i zadowolona przerzuciła uwagę dwóch pozostałych oficerów. Hinamori stłumiła śmiech, usiłując odgonić wizję sztywnych włosów Kapitana Zarakiego przyozdobionych pojedynczo kwiatami. Dzwoneczki były wystarczająco zabawne. Madarame po zabiegach Yachiru prezentował sobą równie pocieszny widok, w przeciwieństwie do Ayasegawy - największy piękniś w Seireitei z kwiatami we włosach wyglądał nader uroczo. Różowe kamelie musiały pasować do jego fiołkowych oczu, stwierdziła Hinamori z pewnym rozmarzeniem. Z drugiej strony dobiegł ją głos Rukii Kuchiki z Oddziału Trzynastego, której tego wieczoru nie odstępował Renji Abarai. Hinamori wiedziała, że Abarai-kun i Kuchiki-san znali się od dzieciństwa, aczkolwiek jeszcze nigdy nie widziała, by Abarai-kun wpatrywał się w dziewczynę z takim uwielbieniem jak dziś, ledwo słuchając jej słów. - ... że Nii-sama nie przyszedł. Ostatnimi czasy jest taki przygnębiony. Jego ulubiona kamelia zaczęła nagle tracić kwiaty i Nii-sama ciężko to znosi, zwłaszcza po zeszłorocznej historii z koi. Żal patrzeć, jak całymi dniami stoi pod tym drzewkiem, tak jak wtedy stał nad stawem... Renji tylko pokiwał głową, wciąż przypatrując się Rukii, która nawet podczas święta głowę przepełnioną miała zgryzotami świata. Na głowie tej zaś spoczywał wianek z białych lilii, doskonale kontrastując z czernią jej włosów. Hinamori westchnęła w duchu i stwierdziła, że czasem zazdrości Kuchiki-san urody. Rukia dotknęła kwiatów delikatnie i uśmiechnęła się do siebie. - Niedługo powinnam dostać pierwszą misję w świecie realnym - powiedziała z zamyśleniem. - Ciekawe, czy tam mają takie lilie... Hinamori mogła wyczytać z twarzy Abarai-kun, że Kuchiki-san nigdy nie była bardziej odległa. - Nie widzę żadnego wianka - dobiegł pełen pretensji głos Wicekapitan Matsumoto, która spoglądała z pewnym wyrzutem na taflę strumienia, rozlewającego się przy brzegu w płytką zatoczkę. - Musiałam przyjść za późno, bo nie wierzę, że żaden kawaler nie stara się o rękę takiej dziewczyny jak ja. - Matsumoto - odpowiedział jej spokojny i nadwerężony do granic cierpliwości głos Shiro-chan... Och, miała go tak nie nazywać!... głos Kapitana Hitsugayi z Oddziału Dziesiątego. - Znów wszystko pomieszałaś. Tradycja mówi, że to ty masz upleść wianek i wrzucić go do wody, a ten, kto go wyłowi, zostanie twoim małżonkiem. - Tyle zachodu... - westchnęła Rangiku-san, siadając obok kapitana i rozglądając się wokół. - Nic pod ręką nie mam, same pokrzywy. Spojrzała na swojego dowódcę, który jedną po drugiej dobierał purpurowe piwonie i splatał nieporadnie we wianek. Rangiku-san rozpromieniła się. - To dla mnie? - zawołała z przesadną słodyczą, składając ręce. - Może kolor trochę nie pasuje do oczu, ale liczy się gest. Hitsugaya-kun skulił ramiona i nie odpowiedział. - Bardziej pasowałyby dziewczynie o ciemniejszej urodzie - dorzuciła Rangiku-san, odwracając się do Hinamori i mrugając porozumiewawczo, a potem zawołała: - Witaj, Hinamori! Piękny wieczór! Hinamori dostrzegła na policzkach najmłodszego w historii Seireitei kapitana rumieniec i ze zdumieniem stwierdziła, że sama się rumieni. - Czy mogę się przysiąść? - zabrzmiał za jej plecami głęboki głos, na dźwięk którego serce Hinamori zatrzepotało niczym motyle. - Kapitan Aizen! Uśmiech Kapitana był jaśniejszy niż słońce. Kapitan usiadł obok i patrzył na połyskujące na wodzie ostatnie promienie zachodu. - Nie marzniesz, Hinamori-kun? Robi się chłodniej. Hinamori przypomniała sobie, że musi oddychać. Pokręciła głową z uśmiechem. Jak by jej miało być zimno obok Kapitana Aizena? Przy nim mogłaby przesiedzieć zimowe noce. Kapitan popatrzył na leżący na jej kolanach wianek. - To dla mnie? - zapytał z ciepłym uśmiechem. Skinęła. Pamiętała, kiedy pierwszy raz obdarzyła go wiankiem, wiele lat temu podczas sobótki. Była tak zawstydzona, że uciekła bez słowa. Teraz już nie uciekała, ale z mówieniem wciąż miała kłopoty. - Dziękuję, Hinamori-kun - powiedział Kapitan, biorąc z jej wyciągniętych rąk plecionkę z nasturcji. Odwróciła wzrok uszczęśliwiona i próbowała skupić się na otoczeniu. Było tak spokojnie... Hinamori chciałaby zatrzymać tę chwilę na wieczność. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że ani jednej myśli nie poświęciła przyjacielowi, którego nie widziała tego wieczoru ani przez chwilę. Gdzie był Kira-kun? Kira siedział całkiem niedaleko. Kiedyś nieśmiało szukający towarzystwa innych, teraz wolał ich unikać. Od grupy świętującej sobótkę dzieliło go parę malinowych krzewów i rozłożyste paprocie. Zastanawiał się, dlaczego w ogóle tu przyszedł. Może miało to coś wspólnego z komentarzem zatroskanej Hinamori, że zbyt dużo pracuje i przyda mu się trochę czasu z przyjaciółmi. Kira uświadomił sobie z pewnym zawstydzeniem, że w ostatnich czasach zaniedbał Renjiego i Hinamori - choć w czasie nauki w akademii byli niemal nierozłączni i nawet po trafieniu do różnych oddziałów starali się regularnie spotykać i miło spędzać czas. Ile lat minęło od ostatniego spotkania? Nie pamiętał. Poza tym... Hinamori nie widziała świata poza Kapitanem Aizenem, a Abarai bądź trenował do upadłego, próbując dorównać Kapitanowi Kuchiki, bądź - jak teraz - zapatrzony był w młodszą siostrę kapitana, Rukię. Och, nie, był niesprawiedliwy wobec nich. On sam przecież był pochłonięty tylko i wyłącznie pracą - podobnie jak Kapitan, którego Kira nie widział od kilku dobrych dni. Hinamori-san zaprosiła go - i co? Znalazł sobie ukryty kąt i przesiedział w nim cały wieczór. Kiedyś piękno tej chwili natchnęłoby go do jednego czy dwóch haiku, a teraz miał wrażenie, że zmarnował kilka godzin, które mógł poświęcić na napisanie raportu z ostatniej misji. O ile te raporty w ogóle ktoś czytał. Ktoś... Na jego kolanach leżał prawie ukończony wianek ze stokrotek, który Kira uplótł niemal bezwiednie. Pamiętał, że jakaś tradycja wiankowa łączyła się ze świętowaniem najkrótszej nocy w roku. Kira podniósł głowę i spojrzał na horyzont, za którym znikała ostatnia cząstka czerwonego słońca. Noc, po której słońce wzejdzie szybciej niż kiedykolwiek... Po drugiej stronie nieba pojawiał się właśnie mleczny księżyc, nieodłączny towarzysz słońca. Idealna sceneria do poezji, pomyślał Kira z ironią, kończąc wianek i rzucając go na wodę. Patrzył za nim, jak kołysze się na spokojnej tafli strumienia, który w tym miejscu tworzył łagodne zakole, i usiłował przypomnieć sobie, o co chodziło w tym zwyczaju. Kto wyłowi wianek... Kira ściągnął brwi. Kto wyłowi upleciony w noc sobótki wianek... Kira zamknął oczy, próbując się skupić. Kto wyłowi upleciony w noc sobótki wianek, jest ci przeznaczony na wieczność. - Zgubiłeś coś, Izuru? Kira poderwał się niemal spłoszony - i w rzeczy samej zerwał na równe nogi. Na drugim brzegu strumienia stał kapitan Oddziału Trzeciego, Gin Ichimaru. Uśmiechał się swoim nieśmiertelnym uśmiechem. W ręce trzymał ociekający wodą wianek ze stokrotek. Kira nie był w stanie wydusić z siebie słowa i wiedział doskonale, że jego twarz musi wyrażać mieszankę zdumienia, zakłopotania i zażenowania. Czego nie wiedział, a co nie uszło uwadze kapitana, to rumieniec barwiący jego policzki. Z którym - jak stwierdził Gin - było mu wyjątkowo do twarzy. Gdyby nie szafirowe oczy, Izuru byłby zupełnie pozbawiony kolorów, a - jak powtarzał mu żartobliwie Gin od czasu do czasu - jedna blada ćma w Oddziale Trzecim w zupełności wystarczy. Izuru zwykle odwracał się z zakłopotaniem i oczywiście nic nie mówił. A Gin gratulował sobie, że przynajmniej wówczas udawało mu się wywołać rumieniec na twarzy wicekapitana. Gin przeskoczył po tafli strumienia i w jednej chwili znalazł się obok Kiry, który wciąż wyglądał jak uosobienie bezradności. - Zgubiłeś wianek, Izuru - powiedział spokojnie Kapitan. - Uważaj, byś następnym razem nie zgubił głowy - dodał z typowym dla siebie poczuciem humoru. Kira rzeczoną głowę pochylił, nie będąc w stanie spojrzeć Kapitanowi w oczy. Jak się później okazało, nie było to dobrym pomysłem, bo Gin skorzystał z okazji, by założyć mu wianek na włosy. - Pasuje jak ulał - stwierdził z zadowoleniem, a Kira był zbyt zajęty kontemplacją rąbka haori, który nasiąknął był wodą, by cokolwiek odpowiedzieć. Zresztą nie ufał swojemu głosowi. - Następnym razem upleć i dla mnie - zachęcił Gin, a Kira ze zdumieniem podniósł wzrok. Następnie wyobraził sobie Kapitana Ichimaru we wianku... i niemal parsknął śmiechem. Gin wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. - Wracajmy, Izuru. Robi się chłodno. Kira skinął głową. - A z tym wiankiem mówiłem poważnie - dodał Kapitan z uśmiechem bardziej przewrotnym niż zwykle. Kira roześmiał się. I już ani przez chwilę nie żałował tego wieczoru. Było już ciemno, kiedy zebrali się do domów. Nie obyło się bez zabawnych akcentów, kiedy na terenie Oddziału Dwunastego dostrzegli całkiem przyzwoity pożar, który Abarai-kun i Madarame wzięli za ognisko sobótkowe i gotowi byli skakać przez płomienie. Hinamori podejrzewała, że musieli się czymś nad wodą raczyć. Pogonił ich Kapitan Kurotsuchi i kazał nie przeszkadzać w badaniach. Ze złowrogiego mamrotania, które nadeszło później, Hinamori wywnioskowała, że chwilowo badania nie szły po myśli naukowca. Wracali od rzeki w grupach bądź parami. Oddział Jedenasty kroczył niczym gwardia - zmęczona Yachiru na ramionach Kenpachiego, którego kosmyki włosów przystrojone były kwiatami każdy osobno. Hinamori widziała, jak Madarame co chwilę przesuwa wianek spadający mu na oczy, a Ayasegawa ukradkiem dotyka lekko przywiędłych kamelii. Musiał się czuć "niepięknie", stwierdziła Hinamori z chichotem. Białe lilie na włosach Rukii lśniły w blasku księżyca, a ona sama bardziej niż kiedykolwiek wydawała się widmem. Emanowała własnym światłem, a Abarai-kun wciąż patrzył na nią z zachwytem i nic nie mówił. Rangiku-san dostała wianek z piwonii i już nie okazywała niezadowolenia - zwłaszcza że czerwone kwiaty przeplecione były błękitnymi dzwonkami. Hitsugaya-kun szedł przy niej w milczeniu. Za sobą Hinamori miała Kapitana Ichimaru, obok którego szedł Kira-kun. Hinamori ledwo mogła dostrzec na jego jasnych włosach wianek ze stokrotek - zachodziła w głowę, od kogo go dostał. Cieszył ją natomiast uśmiech, którym w ciemności nocy Kira-kun niemal promieniał. Hinamori rozgrzała serce myśl, że Kira-kun ma wielbicielkę - przecież taki miły chłopiec jak on powinien się odganiać od dziewcząt, tymczasem wciąż był sam jak palec. Kapitan Aizen szedł spokojnym krokiem przy jej boku, zapatrzony w mleczny księżyc. - Kapitanie Aizen... Wianek... Spojrzał na nią, jego brązowe oczy lśniły księżycowym blaskiem. - Przykro mi, Hinamori-kun. Musiałem zgubić. Spuściła głowę. - Za rok zrobię nowy - powiedziała cicho, nagle czując się zmęczona. - Wiem, Hinamori-kun - odpowiedział głębokim głosem. - Nie mogę się doczekać. Hinamori skinęła. "Jeszcze wiele sobótek przed nami. Jeszcze wiele wianków ode mnie dostaniesz" pomyślała. Ale chłód, może ciągnący od strumienia, nie chciał jej już opuścić. |