Rozdział osiemnasty
Co ukrywał Neville




4 kwietnia 1997

Drogi Harry.

Trudno mi w to uwierzyć - piszę do ciebie list i nie muszę się bać, że ktoś go przechwyci. To nie wydaje się rzeczywiste. Czuję, jakbym lada chwila miał się obudzić i odkryć, że znów ukrywam się w jakiejś jaskini czy dżungli... albo jeszcze gorzej: że jestem z powrotem w Azkabanie. Ale to jest prawda.

Przepraszam, że nie pisałem wcześniej - wierz mi, że wysłanie do ciebie listu było pierwszą rzeczą, jaką chciałem zrobić. Ale obserwowali mnie uważnie i ograniczali komunikowanie z kimkolwiek. Gdy rozmawiałem z Dumbledore'em, praktycznie siedzieli mi na głowie. Wciąż nie wolno mi opuszczać obszaru ministerstwa, inaczej przyjechałbym do ciebie z wizytą jako wolny człowiek (i porządny ojciec chrzestny). Nie wiem, kiedy wszystkie te procedury dobiegną końca, ale coś sobie obiecałem. Powiedziałem Dumbledore'owi i mówię tobie - nieważne, co się stanie: jeśli nie chcesz wracać do tych mugoli, których nie znosisz, nie musisz. Obejmę cię prawną opieką, więc nawet jeśli nie uzyskam wolności do czasu, gdy nadejdą twoje letnie wakacje, pozwolę ci zostać w Hogwarcie lub z Weasleyami. Dobra wiadomość? Oczywiście mam nadzieję, że do tego czasu wszystko się wyjaśni i będziesz mógł zamieszkać ze mną. Bardzo bym się z tego cieszył - jeśli i ty byś zechciał. Wiem, że nie mieliśmy okazji poznać się tak blisko, jak byśmy chcieli, ale mój dom zawsze będzie twoim.

Znów mnie wzywają. To się chyba nigdy nie skończy, wszystkie te ich pytania. Ale nie winię ich. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by powstrzymać Czarnego Pana, i przynajmniej są jacyś ludzie w ministerstwie, którzy chcą uznać to za problem. (Jeśli czytasz to zdanie, wiesz, że nie ocenzurowali mojego listu.) Wrócę do ciebie, gdy tylko będę mógł. Nie mogę się doczekać, by znów cię zobaczyć. Tyle czasu minęło.

Odpisz, kiedy znajdziesz czas. Teraz możesz nawet wysłać Hedwigę - dobrą chwilę jej nie widziałem.

Twój Syriusz



Harry odłożył list i przez kilka minut wyglądał przez okno dormitorium, patrząc na zachód słońca i próbując ułożyć odpowiedź, po czym sięgnął po pergamin i pióro. Nie pisał niczego interesującego, tylko prawdę, że cieszy się, w końcu mając wiadomości od Syriusza, że wszystko się skończyło, że oczywiście będzie szczęśliwy, mogąc z nim zamieszkać, jeśli to możliwe.

Zatrzymał się jednak, by pomyśleć.

Pozwolę ci zostać w Hogwarcie lub z Weasleyami.

Bardzo źle było, Harry był pewien, że maleńka część jego miała nadzieję, że sprawy Syriusza w ministerstwie potoczą się wolno. Na tyle wolno, że Syriusz zostanie oczywiście uwolniony, ale nie zdąży na czas założyć domu, by Harry mógł z nim zamieszkać. A pobyt u Weasleyów prawdopodobnie byłby zbyt niebezpieczny, prawda? To dlatego przecież musiał wrócić ostatniego lata wcześniej do Hogwartu. Nie, pozostanie w szkole będzie bez wątpienia jedyną możliwością. I Harry wciąż czuł się jak gnida za samo myślenie o tym, za myślenie o swych własnych, egoistycznych przyjemnościach, zamiast mieć nadzieję, że Syriusz wydostanie się z uwięzienia i znów będzie mógł zacząć normalne życie.

Jak to możliwe, że czuł obie te rzeczy? Jak mógł chcieć wolności Syriusza i jednocześnie nie chcieć z nim być? Może dlatego...

Nie mieliśmy okazji poznać się tak blisko, jak byśmy chcieli.

To też była prawda. Odkąd Severus o tym powiedział, Harry nie był w stanie wypchnąć tej myśli ze swej głowy, a teraz Syriusz sam o tym wspomniał. Oni dwaj nigdy nie poznali się porządnie - nigdy nawet nie rozmawiali, nie naprawdę, poza listami, których było niewiele i w dużych odstępach. Oczywiście, nic nie mogli na to poradzić, ale teraz Harry czuł, że Syriusz jest prawie obcą osobą.

To było dziwne. Pod koniec trzeciej klasy dał się niemal zabić, by chronić Syriusza - człowieka, którego dopiero co spotkał - przed dementorem. W czwartej klasie czuł z Syriuszem bliską i głęboką więź, nawet jeśli nie mogli przeskoczyć fizycznej odległości, jaka między nimi była. Pomagała świadomość, że Syriusz jest gotów rzucić wszystko i pędzić prosto do Harry'ego, gdyby myślał, że ów jest w niebezpieczeństwie. Harry czuł wtedy tak samo. Wydawało mu się, że wciąż tak czuje. Jakby Syriusz był wszystkim, co zostało mu po rodzicach.

Ale Harry był teraz starszy. Szesnaście lat to trochę za późno na pełnoetatowych rodziców, których nie miał nigdy w życiu. O ile tego w ogóle pragnął Syriusz. Może Syriusz nie chciał być jego tatą, nawet jeśli na to wskazywało określenie "ojciec chrzestny". Może tak samo jak Harry odczuwał czas i dystans, i w zamian mogli się teraz nauczyć, jak być przyjaciółmi? Harry po prostu nie wiedział. Czuł, że Syriusz jest dla niego ważny w sposób, w jaki nie był nikt inny - jakby coś reprezentował, coś, co przepadło na zawsze.

No i oczywiście był Severus.

Harry zamknął oczy. O to przede wszystkim szło. Co chwilę łapał się na pragnieniu, by powiedzieć Syriuszowi, o co naprawdę chodzi z Severusem. Tak desperacko pragnął, by jego ojciec chrzestny zrozumiał. Ale to się nie zdarzy. Oceniając po wyjcu, którego Syriusz przysłał Harry'emu pod koniec ubiegłego roku, to się naprawdę nie zdarzy. Wspomnienie wciąż było przykre. To był jedyny raz, kiedy Syriusz był naprawdę wściekły na Harry'ego. A chodziło o uczucia Harry'ego do Severusa, nawet jeśli Syriusz o tym nie wiedział.

Następnym razem pozwól sukinsynowi zdechnąć!

Harry zadrżał na wspomnienie rozwścieczonego głosu ojca chrzestnego. Nie. Syriusz mógł zrozumieć wszystko inne, co mu powiedział Harry - ale nie zrozumiałby tego. Jeszcze nie. Może za kilka lat, kiedy Harry będzie starszy i nie będzie to już wbrew jakimkolwiek zasadom, i Syriusz nie pomyśli, że Harry'ego wykorzystano. Ale jeśli Syriusz nie zaakceptuje tego wówczas... Cóż, Harry nie chciał myśleć o tym w tej chwili, mimo że już wiedział, co by postanowił i kogo by wybrał, gdyby coś takiego się zdarzyło.

W końcu naprawdę nie znał Syriusza tak dobrze, a Severus był... Severusem. Harry wrócił myślą do ubiegłej nocy.

Pod kocami, gdy skończyli się kochać, ogień wygasł, a świece wypaliły się... odkryli, że łatwiej jest mówić w ciemności.

- Dlaczego przyłączyłeś się do Voldemorta? Czy... czy naprawdę wierzyłeś we wszystkie te bzdury? O mugolach i szlamach, i... wiesz.

- Wydaje mi się, że nie wiedziałem, w co wierzę. Wtedy to się nie liczyło. Byłem młody. Byłem głupi. Byłem bardzo, bardzo zły. On uważał chyba, że mam talent, a moja rodzina powiedziała, że to dobry pomysł. Nigdy cię nie okłamano?

- Jasne, że tak.

- Sam widzisz. Wierzyłem im wszystkim. I niektóre z rzeczy, które kazał... mi... robić... Nie chcę o nich mówić, Harry. Mam nadzieję, że nigdy nie dowiesz się, co zrobiłem i czym byłem. Bardzo ciężko pracowałem, by zostawić to za sobą. Nie jestem już tym człowiekiem.

- Wiem, że nie jesteś, to nieważne. Nie przejmowałbym się tym, gdybyś mi powiedział.

- Nie?

- No... tak mi się wydaje. Ale jeśli nie chcesz mówić, myślę, że to rozumiem. Och, proszę, chodź tutaj. Dobrze. Mm. Ale dlaczego go opuściłeś?

- Te rzeczy, które robiłem... Niektóre z nich nienawidziłem. Inne sprawiały mi przyjemność, nie będę ci o tym kłamał, i to było równie złe. Mam nadzieję, że ty nigdy nie będziesz zmuszony, by obejrzeć swe najciemniejsze miejsca, Harry... Mam nadzieję, że nie masz takich miejsc jak ja, albo że... Ja...

- Severus. Severus.

...

- Tak. Dobrze. W każdym razie udałem się do Dumbledore'a i oddałem swoje życie w jego ręce. Przez cały czas płacę za ten błąd.

- Jaki błąd? Za pójście do Voldemorta cz-czy pójście do Dumbledore'a?

- Jedno wiedzie do drugiego. Gdybym przede wszystkim nie był głupi, nie miałoby to znaczenia. Po fakcie zawsze wszystko jest idealne, jak sam się nauczysz.

- Dobrze. Dzięki. To wystarczy, tak mi się wydaje. Eee... twoja kolej. Co chcesz teraz wiedzieć?

- Powiesz mi, jak pomogłeś uciec Blackowi?

- ...Jasne. Powiem ci.


Harry jednak nie opowiedział Severusowi o udziale Hermiony w ucieczce Syriusza - tylko że "dostał" zmieniacz czasu (jakby pojawił się on z powietrza bez pomocy Hermiony czy Dumbledore'a) i poleciał na Hardodziobie na ratunek Syriuszowi. Uznał, że tak będzie lepiej, a poza tym Severus nie był ogromnie rozmowny, jeśli chodziło o niego. Ale teraz przynajmniej rozmawiali i chyba byli w tym coraz lepsi. Nie wiedział, czy Severus też tak czuł, ale dla Harry'ego tak było łatwiej - czuł niemal, jakby powziął jakąś decyzję albo uświadomił sobie coś ważnego, teraz, gdy wiedział... to, co wiedział. O tym, co czuje. O tym, że chce zostać.

Nie, nie chciał stracić Syriusza, nigdy. I nie pozwoli, by cokolwiek stało się jego ojcu chrzestnemu, jeśli może temu zapobiec. Gdyby jednak musiał wybrać... gdyby musiał...

Harry wrócił do rzeczywistości. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Upora się z tą sprawą, jeśli - kiedy - stanie się ona problemem. Tymczasem skończył pisać swoją odpowiedź, mając nadzieję, że brzmi wystarczająco entuzjastycznie. Wyglądała w porządku. Właśnie gdy się podpisywał, do pokoju wszedł Ron, rzucając na łóżko swój podręcznik do transmutacji.

- Szósta klasa, a ja wciąż nie wiem, jak ona może uczyć się godzinami - powiedział. - A ty szczęściarzu się obijasz. Co robiłeś? Och... wreszcie do ciebie napisał, tak? - Oczy Rona pochwyciły list leżący przy łokciu Harry'ego.

Harry spróbował stłumić irytację.

- Chciał napisać wcześniej. Nie pozwolili mu.

- Założę się - stwierdził Ron nieobecnie, wyczesując z szaty kłębek puchu. - Idziesz do sowiarni? Pójdę z tobą. Możesz użyć Świnki.

Teraz Harry musiał się uśmiechnąć.

- Już nie muszę. Teraz, kiedy jest wolny, mogę wysłać Hedwigę.

To dziwne, stwierdził, opuszczając pokój z Ronem za plecami. Dziwne huśtać się w tę i z powrotem pomiędzy skrajnościami - między szczęściem, że Syriusz jest wolny, a zmartwieniem, co to może oznaczać. W tych okolicznościach jednak miało to chyba sens.

On i Ron gawędzili o zbliżającym się finale Pucharu Quidditcha, wspinając się po wielu stopniach, które prowadziły do sowiarni. Gryffindor będzie grał z Ravenclawem pod koniec miesiąca. Puchoni w tym roku byli zdecydowanie bez życia, a postawa Ślizgonów po prostu fatalna. Harry był z tego powodu niemal rozczarowany - wciąż pamiętał ten niewiarygodny dreszcz podniecenia, jaki czuł, gdy pod koniec trzeciej klasy Gryfoni pokonali Ślizgonów tak niewielką różnicą. Część z tego była radością z wygranej, oczywiście... ale było też coś specjalnego w pokonaniu kogoś, kogo naprawdę nienawidzisz. Bardzo wyraźnie pamiętał krzyk upokorzenia i wściekłości Draco Malfoya.

Cóż, może tak było najlepiej, stwierdził Harry, otwierając drzwi do sowiarni. Choć cudownie byłoby znów wprawić Draco w zakłopotanie, prawdopodobnie trochę skomplikowałoby to rzeczy z Severusem. Harry wiedział, że jego kochanek jest w bardzo kiepskim nastroju z powodu słabej postawy swego domu w tym roku. Harry nie ważył się podnieść tematu, wiedząc, że zostałby oskarżony o napawanie się triumfem i że oskarżenie to miałoby w sobie więcej niż ziarno prawdy.

Wkroczywszy do sowiarni, Ron i Harry zobaczyli, że Hedwiga siedzi naprawdę bardzo blisko z inną sową. Ich głowy pochylały się ku sobie. Gdy podeszli bliżej i Hedwiga ich dostrzegła, szybko odsunęła się od drugiej sowy i nastroszyła pióra jakby z zażenowania. Serce Harry'ego podskoczyło niepokojąco, gdy rozpoznał drugiego ptaka - dużą, brązową płomykówkę: to był Acheron, sowa Severusa, która doręczała ich listy przez całe lato! Wyglądało, że on i Hedwiga odnowili znajomość. A może nigdy jej nie zerwali? Harry nie wiedział.

Ron zachichotał.

- Hedwiga ma faceta, co?

- Chyba tak - powiedział słabo Harry, niezręcznie poklepując ją po łebku w ramach przeprosin. Szczypnęła czule jego knykcie na znak, że mu wybacza, i wzięła pergamin.

- Cześć, duży gość z ciebie, co? - pytał Ron Acherona, wciąż uśmiechając się szeroko, i wyciągnął rękę, by go pogłaskać. - Miły, duży gość. Widać krzepcy są w typie Hedwigi ...auć! Dziobnął mnie! - Ron cofnął krwawiącą dłoń i szybko się odsunął. Acheron zmierzył go wściekłym spojrzeniem. - Co za wstrętne... Tak w ogóle ciekawe, czyja to sowa.

- Nie mam pojęcia - skłamał Harry, próbując ukryć uśmiech, gdy obserwował, jak Hedwiga odlatuje w zmrok.

Acheron zahuczał za nią ze smutkiem.

* * *

Kwiecień minął szybko. Harry zajęty był tym, co było już dla niego rutyną: quidditch, nauka, przyjaciele, Severus, posiłki i zmniejszająca się ilość snu. W międzyczasie napisał kolejne dwa listy do Syriusza, który nie był zbyt optymistyczny odnośnie tego, że zwolnią go, zanim Harry skończy szkołę. Pisał, że rozmawiał z Dumbledore'em odnośnie pozostawienia Harry'ego w Hogwarcie, choć oczywiście nic nie było jeszcze pewne.

Teraz, kiedy egzaminy były coraz bliżej, Severus pozwalał Harry'emu spędzać nocami mniej czasu w lochach, i właściwie przez większość szlabanów kazał się Harry'emu uczyć, zamiast robić o wiele przyjemniejsze rzeczy. Przeważnie sprawdzał przy biurku wypracowania, podczas gdy Harry powtarzał sobie, zwinięty na jednym z foteli przy kominku. Czasem było to sympatyczne i przyjemne, ale najczęściej irytujące, bo Harry miał dość tego samego od Hermiony. Łącząc całe to czytanie podczas szlabanów z tym, czego uczył się z Ronem i Hermioną, plus jego nocne studia w bibliotece, Harry czasami czuł, jakby żył pomiędzy stronicami ksiąg - i ani trochę mu się to nie podobało. Kochał to, czego się uczył, szczególnie to, czego nie powinien się uczyć, ale najbardziej lubił seks, quidditcha i używanie magii, a nie czytanie o niej - fizyczne sprawy. Harry podejrzewał, że "uczy się, działając", jak nazywała to Hermiona. Choć kiedy raz zasugerował to Severusowi w łóżku, dostał w tyłek. Może nie powinien był się tak szczerzyć?

Harry wychodził z lochów po jednym z takich szlabanów, gdy usłyszał dwa znajome głosy w sąsiednim korytarzu. Jeden był cienki i drżący, drugi spokojny i arogancki. Neville i Malfoy!

Brzmiało, jakby byli tuż za rogiem. Nie było nikogo innego w pobliżu - zaraz miała zacząć się kolacja. Ale nieważne, czy ktoś był czy nie, wyglądało na to, że Neville i Malfoy mówią o rzeczach, o których nie powinno się rozmawiać w publicznych korytarzach.

- ...Oczywiście, że mój ojciec był pod wpływem zaklęcia Imperius - mówił Malfoy głosem, jak na niego, cichym i szczerym. - On nigdy nie chciał służyć Sam-Wiesz-Komu, Longbottom, nieważne, co sądzi o szlamach. Bez urazy dla twoich przyjaciół, oczywiście, ale ty jesteś z dobrej rodziny... Musisz wiedzieć, co mam na myśli...

- T-tak mi się wydaje - powiedział z wahaniem Neville. - Więc... twoja rodzina nigdy tak naprawdę...

- Oczywiście, że nie - oznajmił gładko Malfoy. - Malfoyowie są szanowanymi obywatelami społeczności czarodziejskiej. Ale Snape'owie...

Oczy Harry'ego rozszerzyły się.

Malfoy zniżył głos, jakby bał się, że ktoś usłyszy go mówiącego o opiekunie jego domu. I powinien, pomyślał wściekle Harry, zaciskając pięści i wytężając słuch, by usłyszeć, co powie Malfoy.

- Profesor Snape pochodzi ze starego i zamożnego rodu, co do tego nie ma oczywiście wątpliwości - powiedział Malfoy najbardziej służalczym tonem. - Ale Snape'owie zawsze byli bandą takich mizantropów... Cóż, ty widziałeś rezultaty swoich małych badań, prawda, Longbottom? Nie są zbyt uroczą grupą, nie? A ten wykres to poświadcza. Czy teraz mi wierzysz?

Szelest papieru. Harry pragnął rzucić się i dowiedzieć, co jest grane, ale coś w jego wnętrzu szeptało Czekaj... czekaj... jeszcze nie... Cóż, prawdopodobnie będzie lepiej poczekać, aż dostanie Neville'a samego...

Wtedy Neville wyszeptał:

- Miałeś rację. Wszystko tu jest. J-jego prababka zabiła mojego pradz-dziadka...

- Jesteś zaskoczony? - spytał Malfoy złośliwie.

- N-nie, niezupełnie. Ale... ale nie ma tu nic o moich rodzicach. Nic o nim i mojej mamie i tacie.

- Mówiłem ci, Longbottom - powiedział Malfoy zirytowanym tonem. - Dumbledore utkał to ciaśniej niż majtki Hufflepuff. Nigdy nie znajdziesz niczego oficjalnego. W końcu Snape ma ten swój osobisty projekt poprawy. Ale użyj swojej intuicji Gryfona. Z jakiego innego powodu miałby cię nienawidzić? Czy coś mu kiedykolwiek zrobiłeś?

- Masz rację - szepnął Neville. - Masz rację. Dziękuję, Draco...

- Nie wspominaj o tym, Longbottom. Serio mówię. Nie wspominaj. Szczególnie przy swoich przyjaciołach.

- N-nie będę! Nie zrozumieliby. Wszyscy myślą - Neville zdobył się na niepewny śmiech - oni wciąż myślą, że pracujesz dla Sam-Wiesz-Kogo.

- Oczywiście, że tak - odparł Malfoy z anielską cierpliwością. - Ale tak musi być, prawda? Wierzą tylko w to, co im powiedziano. Nie tak jak ty, Longbottom. Widzisz, co masz przed oczami, i osądzasz sam, dobry chłopak. - Harry usłyszał kpiący śmiech w głosie Malfoya, choć był pewien, że Neville nic nie zauważył, i zalała go krew. Znów zmusił się do spokoju. On i Neville odbędą pogawędkę. Długą pogawędkę. - Nie - kontynuował uroczyście Malfoy - my jesteśmy sekretnymi wojownikami, Longbottom, jedynymi, którzy naprawdę mogą coś zmienić. Ale musimy trzymać to w tajemnicy. Zawsze.

- Zawsze - szepnął Neville.

- Więc powiesz mi - powiedział Malfoy, a w jego głosie był teraz nowy, naglący ton - kiedy dowiesz się, gdzie Potter wybiera się na wakacje? Z powrotem do tych mugoli czy ze swoim ojcem chrzestnym, czy może do Weasleyów?

- Och, tak - zawołał Neville. - Znaczy się, nie... nie zgadzam się z tym, co robi Harry, ale... zawsze był dla mnie taki miły. Nie chcę, by coś mu się stało. I wiesz, że naprawdę nie myślę, że to jego wina...

- No, a my musimy go chronić, prawda? - spytał Malfoy. - Nie obawiaj się, Longbottom, i zostaw to mnie. Wszystko ułoży się jak najlepiej, zobaczysz. A ty będziesz miał w tym swój udział.

- Tak, oczywiście, wspaniale - powiedział Neville. Potem, cichszym głosem, dodał: - Draco?

- Tak? - Malfoy brzmiał na zniecierpliwionego.

- Czy... znaczy się, czy... rozmawiałeś z Blaise?

- Co? Och. Nie, jeszcze nie. Ale nie martw się, Longbottom, jestem pewien, że gdy zamienię z nią słówko, z chęcią wybierze się z tobą na piwo kremowe w następny weekend w Hogsmeade.

- Och, dziękuję ci - sapnął Neville. - Zechciałbyś? Nie będzie miała nic przeciwko? Naprawdę myślisz...

- Całkowicie - zapewnił Draco i Harry usłyszał kroki oddalające się korytarzem.

- Dzięki... dzięki, że jesteś moim przyjacielem, Draco - zawołał Neville drżącym głosem.

- Jak powiedziałem - rzucił sucho Draco - nie wspominaj o tym.

Kroki poruszały się w swoją stronę i wkrótce Harry słyszał jedynie, raczej przyspieszony, oddech Neville'a w korytarzu. Kręciło mu się w głowie. Od kiedy to Neville i Malfoy są przyjaciółmi? O co chodzi ze Snape'em i jego rodziną, i wakacyjnymi planami Harry'ego, i... i Blaise Zabini?

Harry słyszał kroki Neville'a zbliżające się do niego. Głęboko zaczerpnął powietrza i wszedł w wylot korytarza, stając dokładnie przed Neville'em i czując się jak kowboj z jednego z tych mugolskich westernów.

Neville niósł ciężką książkę i arkusz pergaminu i przechodził właśnie obok posągu Didrika Kochanego. Gdy zobaczył Harry'ego, zbladł na popiół i przycisnął książkę i pergamin do piersi, z sapnięciem robiąc krok w tył.

- Co z tym, gdzie zostaję na wakacje, Neville? - spytał cicho Harry.

Neville rozejrzał się wokół oczami rozszerzonymi z przerażenia, jakby szukając pomocy albo mając nadzieję, że Malfoy wróci. Harry niemal też miał taką nadzieję. Ale korytarz pozostał cichy - kolacja już się zaczęła.

- Co tu robisz? - zapiszczał Neville?

- Szlaban - powiedział krótko Harry, podchodząc bliżej i chwytając pergamin, zanim Neville zdążył zaprotestować.

Popatrzył. To było jakieś drzewo genealogiczne rodziny Longbottomów i ktoś zakreślił jedną gałąź o kilka pokoleń wstecz. Wilfred Longbottom, 1864-1923, z. przez Hekubę Snape. W rzeczywistości każda zmarła osoba miała krótki zapis wyjaśniający, jak zginęła, aż do czasów Wilhelma Zdobywcy. Nieco straszne. Harry zastanawiał się, czy w ten sposób wszyscy czarodzieje robili swe drzewa genealogiczne. Kilka gałęzi na pergaminie powiewało łagodnie na wietrze.

- Co ty robisz, Neville? - spytał ze złością Harry, z powrotem podsuwając pergamin Neville'owi, który wyglądał na bardziej przerażonego niż kiedykolwiek. - Po co rozmawiasz z Malfoyem?

- No... ja... Jesteśmy od tak dawna partnerami na eliksirach i... Harry, on naprawdę nie jest taki zły, naprawdę, daję słowo, że nie jest - Neville zaczął bełkotać. - Jest dobry w magii i jest prefektem, wiesz, a może nie wiesz? I pomaga mi z eliksirami, i...

- To Malfoy! - warknął Harry. - Straciłeś rozum?

Ku jego zaskoczeniu Neville nie skulił się przed tonem jego głosu. Zamiast tego jego pulchna, pobladła twarz lekko się zaczerwieniła i wykrztusił:

- Co cię to obchodzi? Co cię obchodzi, co robię? Nigdy przedtem cię nie obchodziło! Tak jak nikogo w Gryffindorze! A teraz, kiedy wreszcie nam prawdziwego przyjaciela, pojawiasz się i chcesz wszystko zepsuć!

- Nie chcę ci niczego zepsuć, Neville, o to właśnie chodzi - wybuchnął Harry. - To nie jest prawdziwy przyjaciel, to Malfoy! Nie zauważyłeś? Czy może zapomniałeś, jakim był dla ciebie skończonym bydlakiem od pierwszej klasy?

- Tobie i Snape'owi to jakoś nie przeszkadza!

Między nimi zapadła cisza, gęsta i dusząca. Harry patrzył na Neville'a, który wyglądał, jakby oddałby wszystko, byle tylko cofnąć te słowa.

- Co powiedziałeś? - spytał Harry.

- N-nic - wyjąkał Neville, czerwieniąc się jeszcze bardziej. - Nic nie mówiłem...

- Co powiedziałeś? - powtórzył Harry.

Neville zaczął się trząść.

- Harry, nie winię cię - wyszeptał. - Szczerze. Nikt by nie mógł. Snape jest czarnoksiężnikiem, wszyscy to wiedzą... Musiał rzucić na ciebie jakiś urok... Ale nie martw się, Harry, Draco i ja dowiemy się i polepszy ci się, powstrzymamy go...

- Czy to ci powiedział Malfoy? - wyrzucił Harry. - Te... te plugawe kłamstwa... - Choć nie był pewien, czy zamierzał powiedzieć, że pomysł jego ze Snape'em był kłamstwem, czy chciał potępić samą ideę, jakoby Severus sprawował jakąś kontrolę nad jego umysłem. - Uwierzyłeś mu?

- Draco mnie nie okłamuje! - Neville najeżył się. - Powiedział, że widział was obu. Powiedział, że widział raz, jak się całowaliście. - Twarz Neville'a wykrzywił grymas obrzydzenia. - I mówi, że ściany wokół mają oczy, i widzi cię wchodzącego i wychodzącego z mieszkania Snape'a przez cały czas, czasem w nocy... Och, jak mogłeś, Harry? - Neville wyglądał, jakby miał wybuchnąć płaczem. - Nie... nie, nie winię cię, zapomnij, że to powiedziałem, to nie twoja wina...

- To nieprawda! - krzyknął Harry niemal w panice i postanowił, że przy najbliższej sposobności musi powiedzieć o tym Severusowi. Ściany mają oczy? Co to znaczy? Czy widział ich ktoś poza Malfoyem? Jak mogli się dowiedzieć? - Dlaczego ci to wszystko powiedział? Co ty dwaj robicie?

Neville poruszył ciężką książką, którą trzymał w ramionach.

- To księga genealogiczna - powiedział drżącym głosem. - Drzewa genealogiczne. Trochę wycinków ze starych gazet. Mam tu historię swojej rodziny i... i Snape'a. Harry, oni co do jednego byli czarnoksiężnikami! Tak jak i on... Popatrz na moje drzewo rodzinne, widzisz, jeden z jego przodków zabił mojego...

- Nie interesuje mnie to - rzucił Harry wściekle. - Neville, czy ty nie widzisz, jak Malfoy cię wykorzystuje?

Neville umilkł i przycisnął książkę bliżej do piersi.

- Wykorzystuje mnie? - wyszeptał.

- Tak! Wykorzystuje! Nie możesz w to wszystko wierzyć... Nie możesz wierzyć, że jego rodzina tak naprawdę nie popiera Voldemorta! Po tym wszystkim, jak się przechwalał!

Neville potrząsnął głową energicznie.

- Och, nie. Wytłumaczył to, powiedział, że to na pokaz, żeby nikt nie podejrzewał...

- I chce wiedzieć, dokąd jadę na wakacje? Zupełnie niewinnie, tak? I chce załatwić ci randkę z Zabini po prostu z dobroci serca?

- Cóż, musimy chronić... - Neville zatrzymał się. - Co z Blaise?

- On cię wykorzystuje - oświadczył Harry z przesadną cierpliwością. - Nie widzisz? To Malfoy, on nie dba o nikogo! Obieca ci, cokolwiek zechcesz usłyszeć!

Dla Harry'ego miało to całkowity sens, ale najwidoczniej Neville nie postrzegał rzeczy w ten sam sposób. Wyprostował się najbardziej, jak potrafił, biorąc pod uwagę, że trząsł się bardziej niż kiedykolwiek.

- Wiem, co o mnie myślicie - wykrztusił. - Wiem, że uważasz, że nikt mnie nie lubi ani nie zechce się ze mną przyjaźnić, o ile nie chce czegoś ode mnie albo jest mu mnie żal!

Harry otworzył usta, by stanowczo temu zaprzeczyć, i nie mógł.

- Neville, nie - powiedział słabo.

- No, to zobaczycie! - krzyknął Neville wysokim, piskliwym głosem. - Wydaje ci się, że nie wiem, co wszyscy o mnie sądzicie? Ale nie jestem taki zły, jak myślicie! Draco i ja jesteśmy sekretnymi wojownikami, i wszystko zmienimy, i zobaczycie! Zechcesz być dla mnie miły! Albo... powiem wszystkim, że to, co gadali o tobie i Snapie, to prawda! I znów będą dochodzić, i założę się, że tym razem zostaniecie złapani, i wyrzucą go, i będzie musiał odejść, i to będzie cudowne, zobaczysz, obudzisz się i zobaczysz, i założę się... - Neville miał na twarzy wyraz takiego okrucieństwa, z jakim Harry nigdy przedtem go nie widział. - Założę się, że gdy tylko wyjdzie za frontowe drzwi, sprzątną go aurorzy jak śmierciożercę, którym naprawdę jest...

Zanim Harry wiedział, co robi, wytrącił książkę i pergamin z pulchnych rąk Neville'a i przycisnął go do ściany, niemal łapiąc za gardło. Neville szarpał się, ale choć był wyższy, Harry był silniejszy. Mógł poczuć potęgę dźwięczącą w jego żyłach, płynącą do serca i z powrotem, śpiewającą w jego krwi. Poznał zaklęcia, które potrafiły powalić człowieka w dziesięć sekund. Znał zaklęcia, którymi mógł zadać śmierć w męczarniach. Nie musiał obawiać się Neville'a Longbottoma. Wiedział to tak, jak pewny był swego imienia.

Harry zniżył głos do cichego, groźnego syku.

- Jeśli kiedykolwiek powtórzysz komuś te plugawe kłamstwa - wyszeptał - zadam ci pytanie, Longbottom. Przy wszystkich. Przed całą szkołą. Chcesz wiedzieć, jakie pytanie? Zapytam: "Jak tam twoi rodzice w Świętym Mungo, Neville? Wciąż pogrążeni w szaleństwie?"

Czerwona twarz Neville'a stała się śmiertelnie blada.

- Co na to powiesz? - naciskał Harry, słysząc w swym głowie okrucieństwo, i nie mogąc się powstrzymać. - Myślisz, że będziesz się mógł z tego wyłgać? Nie wydaje mi się. Nieco kłopotliwa sytuacja, prawda?

- Skąd - wychrypiał Neville - skąd wiesz...

- Nieważne, skąd wiem - stwierdził Harry.

- Ty... Nie powiedziałem żadnemu z uczniów, nikt nie wie... K-ktoś musiał ci powiedzieć... Snape, to Snape...

- Pudło. Zgaduj dalej - szepnął Harry.

- Ale... ale tylko ktoś wysoko postawiony mógł wiedzieć...

Harry niemal widział słowo "Dumbledore" formujące się w umyśle Neville'a. Nagle poczuł ukłucie żalu, które nasiliło się, gdy wyraz poczucia kompletnej zdrady pojawił się na twarzy Neville'a.

Neville znów poczerwieniał, a jego twarz skrzywiła się. Cicho zaszlochał, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

Część Harry'ego chciała powiedzieć Neville'owi, że Dumbledore nie zdradził jego zaufania, że to wszystko był wypadek, że przez przypadek natknął się na myślodsiewnię dyrektora. Ale był tak wściekły, że nie mógł wydusić słowa. A jeśli Neville choć przez sekundę myślał, że może skrzywdzić Severusa, cóż, może lepiej było, by Harry pokazał mu, jak bolesną byłoby to próbą. Dla jego własnego dobra.

Puścił Neville'a i odsunął się.

- Pomyśl o tym - powiedział cicho.

Neville wciąż płakał, a jego oczy pełne były bólu i wściekłości, gdy patrzył Harry'emu w twarz. Harry'emu zrobiło się słabo, gdy zdał sobie sprawę, że już nigdy nie będą w stanie sobie zaufać.

Malfoy. To wszystko jego wina. Znowu. Oczywiście.

Harry zabije go za to.

- Zobaczymy się na kolacji - wydusił, odwrócił na pięcie i odszedł, zostawiając Neville'a w korytarzu.



rozdział 17 | główna | rozdział 19