Marzec przybył do Hogwartu, rycząc niczym lew Gryffindoru. Przez pierwszy weekend wiało tak mocno, że Imogena musiała skrócić niedzielny trening - wydarzenie bez precedensu - i Harry spędził popołudnie w bibliotece z Hermioną i Ronem. On i Ron gorączkowo pracowali nad zadaniem z wróżbiarstwa na dzień następny, Hermiona zaś, jak zwykle, bez powodu denerwowała się końcowymi egzaminami. Tego wieczora powlókł się do łóżka kompletnie wyczerpany, choć raz ciesząc się, że Severus jest zbyt zajęty poprawianiem wypracowań, by dziś się z nim zobaczyć. Cieszył się nawet, że jest zbyt zmęczony, by wśliznąć się do biblioteki i kontynuować swe studia. Nie był pewien, dlaczego jest tak zmęczony. Może wreszcie dopadł go brak snu? Cokolwiek było powodem, przebrał się w piżamę i zasnął, gdy tylko dotknął głową poduszki, po raz pierwszy od dawna przesypiając całą noc. Wczesnym rankiem miał sen. Niebo nad nim było czerwone, a piasek pod stopami - czarny. Siedział na wielkim kamieniu, przez materiał spodni odbierając jego ciepło, i czuł się tak zadowolony jak dobrze najedzony wąż. W dłoniach trzymał puchar, który wyglądał, jakby wykonano go ze szczerego złota. Puchar wypełniony był płynem. Czerwonym płynem. Gdy Harry uniósł go do ust, poczuł zapach wystarczająco dobrze, by rozpoznać krew. Pachniało przyjemnie. Harry, głęboko w sobie, poczuł przypływ satysfakcji - takiej jak po złapaniu znicza czy napisaniu porządnie testu. Radość z dobrze wykonanej pracy, choć nie potrafił powiedzieć dlaczego. Odchylił głowę do tyłu i, patrząc w czerwone niebo, wychylił puchar do dna. Krew była tak ciepła jak kamień i spłynęła jego gardłem, i nieważne, ile pił, w pucharze wcale nie było mniej. Była taka dobra. Lepsza niż piwo kremowe, lepsza niż wszystko, czego kiedykolwiek próbował, i wiedział po prostu, że może jej mieć tyle, ile zapragnie, na zawsze. Nigdy mu nie zabraknie. Za wiele było do przełykania. Wylało się z kącika jego ust, spływając po brodzie na koszulę i kolana. A było więcej. Jeszcze więcej. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tak spragniony... Nie wiedział... - Harry! Harry, musisz to zobaczyć... Harry, obudź się! Harry obudził się. Obudził się z niejasnym, niewytłumaczalnym poczuciem gniewu, jakby właśnie przeszkodzono mu w czymś naprawdę przyjemnym, naprawdę pochłaniającym. Jego umysł próbował złapać odchodzący sen, ale już go nie było, jak z wieloma snami po przebudzeniu. No cóż... Przynajmniej był przyjemny. Może znowu śnił o seksie? Ale nie - nie miał nawet porannej erekcji, co było dziwne... - Harry, pospiesz się! Harry rozpoznał głos Rona. Brzmiało w nim poważne podniecenie. Ron nigdy nie bywał tak podniecony nad ranem. Harry usiadł, pocierając zaspane oczy. - Co? - wymamrotał. - Ocochodzi? - Popatrz na to! Zaszeleścił papier, gdy Ron podsunął coś dokładnie pod jego nos. Harry uświadomił sobie, że w dormitorium jest pełno podnieconego trajkotania. - Czy to prawda? - spytał Dean. - Na to wygląda - odpowiedział Seamus. - On naprawdę jest twoim ojcem chrzestnym? - to był głos Colina Creeveya, a on nie mieszkał z nimi w pokoju, jednak zarejestrowawszy słowo "ojciec chrzestny", Harry z miejsca zapomniał o wszystkich okolicznościach. Niezdarnie nałożył na nos okulary i złapał gazetę, którą wciskał mu Ron. To był egzemplarz dzisiejszego Proroka Codziennego. - Zszedłem wcześniej na śniadanie - paplał Colin. - Znaczy się wcześniej niż większość ludzi, jak zawsze. i wszyscy gadali o gazecie, a ja mam prenumeratę, więc mój egzemplarz leżał na miejscu, i kiedy to zobaczyłem, musiałem tu przynieść, Harry, bo wiesz, piszą... - Zamknij się i daj mu czytać, Colin! - warknął Ron. Harry gapił się na olbrzymi nagłówek, a szczęka niemal wisiała nad jego mostkiem. Po czym następował nie jeden, a dwa podtytuły: Wszystko rozmyło się przed oczami Harry'ego i poczuł, że chwieje się na łóżku. Ron położył uspokajającą dłoń na jego ramieniu. - Patrz - powiedział z podekscytowaniem - patrz, tu są zdjęcia Syriusza i Pettigrew, i w ogóle. Oto dowód, że Syriusz go nie zabił. Artykuł chyba mówi, że ministerstwo da im obu veritaserum czy coś, i kiedy cała historia wyjdzie na jaw, będą musieli wypuścić Syriusza! Harry próbował skupić się wystarczająco, by przeczytać artykuł, ale nie mógł się skoncentrować - coraz więcej ludzi wchodziło do pokoju i hałas był nie do zniesienia. Teraz słyszał też głosy dziewcząt. Ron kontynuował szeptem: - Założę się, że się dowiedzą, że pomogliśmy mu uciec, ale nie mogą nas teraz na to ukarać, nie?! Będziemy bohaterami, Harry! - O ile ministerstwo poda tę informację publicznie - Harry usłyszał głos Hermiony dobiegający tuż zza Rona. - Ej, wy wszyscy, dajcie spokój! Jeśli profesor McGonagall usłyszy o tym, będziemy w kłopotach. Idźcie na śniadanie, na dole jest pełno gazet. Harry będzie za kilka minut, prawda, Harry? - Tak - skłamał Harry z uczuciem wdzięczności. Hermiona z pomocą Rona wyprowadziła tłum z pokoju. Potem szybko zamknęli drzwi za ostatnią osobą i Hermiona pewnie zasunęła zasuwę, po czym oboje z Ronem ścisnęli się obok Harry'ego na łóżku, by razem z nim przeczytać artykuł. Pod nagłówkiem pisało: Benedictus Gribble, Współpraca z Ministerstwem Opinia publiczna jest dziś oszołomiona, gdy Ministerstwo Magii wydało oświadczenie, że niesławny zbrodniarz, Syriusz Black, po latach spędzonych w ukryciu oddał się w ręce sprawiedliwości, ciągnąc z sobą Petera Pettigrew. Pettigrew od dawna uważano za zmarłego, prawdopodobnie zamordowanego przez Blacka wraz z dziesiątkami niewinnych mugoli. Black utrzymuje, że to Pettigrew, nie on, był agentem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, i to on jest odpowiedzialny za śmierć mugoli i wielu innych - włączając rodzinę Potterów. Ministerstwo jest w trakcie badania jego zeznań. - Sprawa kieruje się w tę stronę - podaje nasze źródło w ministerstwie, pragnąc pozostać anonimowym. - Obaj oczywiście zostaną kilkakrotnie poddani działaniu eliksirów prawdy, ale sam fakt, że Pettigrew żyje, a Black się ujawnił, o czymś świadczy. Black był bliskim przyjacielem Potterów i w rzeczywistości jest ojcem chrzestnym Harry'ego Pottera. W tej chwili nie wiadomo jeszcze, czy kiedykolwiek kontaktował się z Harrym Potterem. Pettigrew został pośmiertnie odznaczony Orderem Merlina. Ministerstwo odmawia komentarza na temat, jak udało mu się przeżyć atak, który zabił tak wielu mugoli, a także dlaczego nie widziano go aż do tej pory. Black utrzymuje, że pracuje dla Albusa Dumbledore'a, dyrektora Hogwartu i wieloletniego wroga Sami-Wiecie-Kogo. Dumbledore był nieosiągalny dla komentarza, ale obiecał skontaktować się z Prorokiem Codziennym przed wieczornym wydaniem... Reszta artykułu szła w ten sam deseń, z kilkoma jeszcze anonimowymi wypowiedziami. Poświęcono akapit na przypomnienie doskonałych wyników akademickich Syriusza w Hogwarcie, razem z jego skłonnością do wpadania w kłopoty, i spekulowano na temat innych śmierciożerców, którzy - jak Pettigrew - pozostali kompletnie nieznani. Benedictus Gribble najwyraźniej nie lubił używać tych samych słów dwa razy; upierał się przy pomysłowych przezwiskach dla Voldemorta, włączając "Niesławny" i "Nienazwany". Harry był lekko zaskoczony - do tej pory Prorok absolutnie milczał w kwestii powrotu Voldemorta. Ale też Gribble nie powiedział dokładnie, że Voldemort powrócił - tyle że może pozostało kilku jego popleczników... Ale to nie było ważne. Syriusz był z powrotem w Anglii. Syriusz pochwycił Pettigrew. Wkrótce będzie wolny. - To musiał mieć na myśli w listach! - zawołała z podekscytowaniem Hermiona, gdy doszli do końca artykułu. - O tej misji, która uszczęśliwi was obu... - Tak - powiedział w oszołomieniu Harry, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Nie mogę w to uwierzyć... Tak długo się ukrywał, a teraz... - Będzie mógł dla odmiany zjeść porządną kolację - powiedział Ron. Zapadła cisza. Potem wszyscy wybuchli śmiechem, a Hermiona zaczęła płakać i objęła ramionami Harry'ego i Rona. Gazeta pofrunęła na podłogę, gdy Harry dał się objąć, i pomyślał o Syriuszu jedzącym porządną kolację i że nigdy w życiu nie miał tak jasnego poranka. Harry nie poszedł tego ranka na wróżbiarstwo. Zaraz po bardzo głośnym śniadaniu w Wielkiej Sali został wezwany do biura Dumbledore'a. Zamiast kazać mu usiąść przy biurku, Dumbledore zaprosił Harry'ego na jeden z pluszowych foteli. Gdy dyrektor usiadł, jego fotel parsknął, jakby się budził. Dumbledore lekko poklepał oparcie i uśmiechnął się do Harry'ego, podsuwając mu tacę z herbatnikami. Harry wziął ciasteczko i trzymał je, nie przejmując się, że okruchy sypią się na kolana. Nie mógł przestać się uśmiechać. Nie dbał o to, że wygląda jak idiota. - Czy wszystko z nim będzie w porządku? - spytał Dumbledore'a z nadzieją. - Będzie, prawda? Dumbledore znów się uśmiechnął. - Widzę, że domyśliłeś się przyczyny wezwania - powiedział. - Z pewnością jest pan świadom, że mam swe kontakty w ministerstwie, panie Potter. Mam szczerą nadzieję, że wszystko wkrótce rzeczywiście będzie "w porządku" dla Syriusza, po tak wielu latach cierpienia. Zapewniam cię, że nie jesteś osamotniony w swej dzisiejszej radości. - Cudownie - Harry odetchnął. - Jak długo to zajmie? Wie pan? Będę mógł go zobaczyć? - Zarówno Syriusz, jak i Peter Pettigrew zostaną na jakiś czas zatrzymani - odparł Dumbledore. - Ministerstwo chce ich gruntownie przesłuchać, a potem, oczywiście, będzie kolejny proces... Zrobię jednak, co w mojej mocy, by dowiedzieć się, czy możecie przesyłać sobie wiadomości. - Och. - Radość Harry'ego odrobinę przygasła. - Cóż... dziękuję, sir. - Może to potrwać kilka miesięcy - wyjaśnił łagodnie Dumbledore. - Ale sprawa jest w toku... I nie musi już dłużej żyć w strachu. To dla niego wielki dar, Harry. - Dziękuję - powiedział znów Harry. - Dostałem od niego kilka listów... Pisał, że wysłał go pan z misją, choć nie zdradził mi jaką. Ale przyniosło mu to wolność. Tak bardzo dziękuję, sir... Dumbledore popatrzył na niego bacznie. - Mamy mroczne czasy, Harry, które stają się coraz mroczniejsze - stwierdził. - Syriusz Black jest odważnym i mężnym człowiekiem i chce zrobić dla sprawy wszystko, co może. Wiedział, tak jak i ja, że będzie dla niego o wiele łatwiej, gdy nie będzie się musiał obawiać niesprawiedliwego zatrzymania. Jego bitwa nie jest skończona - nikogo z nas nie jest. Ale wiem, że bardzo się ucieszy, mogąc cię znów zobaczyć. To już prawie dwa lata, prawda? - Dumbledore umilkł, po czym dodał: - Co sprowadza mnie do następnego punktu... Urwał. Harry czekał skonsternowany i próbował się nie wiercić. Pragnął zasypać Dumbledore'a pytaniami, ale wiedział z doświadczenia, że lepiej nie. - Całkiem prawdopodobne - powiedział cicho Dumbledore - że Syriusz, jako twój ojciec chrzestny, zechce cię wziąć pod opiekę prawną, gdy ministerstwo już oczyści go z zarzutów. Harry'emu opadła szczęka. - To ustawowo wykonalne, choć podejrzewam, że nie zrobi tego bez twojej zgody... - Mojej zgody? - sapnął Harry. - Mojej zgody? Jasne! Ja się zgadzam! Mogę mieszkać z nim w ministerstwie, latem, jeśli tam utknie... - Harry... - Naprawdę, przysięgam, och proszę, panie profesorze... - Harry - powiedział stanowczo Dumbledore. - Z pewnością nie oczekiwałem po tobie niczego innego jak "tak". Jednak chciałbym cię zapytać, czy w pełni rozważyłeś wszystkie tego konsekwencje i implikacje. Harry popatrzył na niego. O co Dumbledore'owi chodziło? Wtedy przyszło mu do głowy. - Och - rzucił - no... Pewnie ludzie nie wiedzą, że byliśmy w kontakcie ani że Hermiona i ja pomogliśmy mu uciec... Ale przecież to teraz nieważne, prawda? - Poczuł, że znów się uśmiecha. - To znaczy, nie mogą nas oskarżyć, że pomogliśmy niewinnemu człowiekowi uciec z rąk dementora, nie? Czuł, że tryska energią, że jest lżejszy niż powietrze, jakby mógł latać bez miotły. Chciał rzucić się na Dumbledore'a i krzyczeć z radości. Choć raz wszystko skończyło się dobrze, naprawdę! Dumbledore uśmiechnął się, ale jego oczy wciąż były poważne. Patrzył na Harry'ego przez kilka minut, po czym powiedział: - Dobrze, Harry. To wszystko. Podejrzewam, że Prorok Codzienny zechce się z tobą skontaktować, ale wolałbym na to nie zezwolić. Jeśli masz jakieś pytania, daj mi znać, proszę. Harry pokiwał głową i wyszedł. Dopiero gdy był w połowie schodów, dotarło do niego, że Dumbledore nie wydawał się w pełni usatysfakcjonowany jego odpowiedzią odnośnie rozważania konsekwencji. Ale i nie naciskał więcej. Lekcja wróżbiarstwa miała się już kończyć, więc Harry postanowił odpuścić sobie kilka ostatnich minut i przed pójściem do cieplarni na zielarstwo zobaczyć się z Hagridem. Hagrid, jak można było przypuszczać, był rozradowany. - I pomyśleć - powiedział, wydmuchując nos w chusteczkę wielkości poszewki na poduszkę. - Wszystkie te lata miałem go za zdrajcę... Przeklinałem go za wszystko, co zrobił twoim starym... A zamknęli go za kogoś innego! - Kolejne potężne dmuchnięcie, które brzmiało głośniej niż syrena przeciwmgielna. - A potem ten Turniej Trójmagiczny, i Dumbledore powiedział mi, że przez cały czas walczył po naszej stronie... Aż się nogami nakryłem, serio... A teraz jest wolny! Wspaniały człowiek, Dumbledore, wspaniały człowiek... - Racja - zgodził się Harry rozradowany, że Hagrid podziela jego szczęście i że nie musi mu niczego pokrętnie tłumaczyć. Musiał iść na zielarstwo, ale zanim wyszedł, Hagrid kazał mu obiecać, że po kolacji wpadnie do jego chaty z Ronem i Hermioną oblać to. Lekcja zielarstwa była bardzo głośna i wyjątkowo bezproduktywna. Każdy chciał pogadać z Harrym i spytać go o jego niesławnego ojca chrzestnego, nawet Neville spojrzał na niego raz czy dwa. Profesor Sprout pobieżnie próbowała przywrócić porządek, ale Harry nie mógł nie zauważyć, że słuchała bardzo uważnie wszystkiego, co mówił. Nie powiedział jednak wiele. Uznał, że tak będzie lepiej: prawdopodobnie rozsądniej nie ujawniać, jaką rolę on i jego przyjaciele odegrali w ucieczce Syriusza, aż będą pewni, że z ministerstwem wszystko będzie w porządku. Hermiona wydawała się podzielać jego opinię, tak jak po niej oczekiwał, i udało im się powstrzymać Rona kombinacją hamujących spojrzeń i rozsądnych szturchnięć. Wreszcie profesor Sprout miała dość - być może pomógł fakt, że Harry nie wyjawił niczego ciekawego - i kazała wszystkim wziąć się do pracy. Harry, Ron i Hermiona zebrali się w grupce i pracowali przy przeszczepianiu żądlownika na amerykańskiego wywrotnika. - Co za pomysł - burknął Ron, gdy znów się skaleczył w kciuk. - Żądła, które cię atakują. - Wiesz, dlaczego się kłujesz? - spytała Hermiona. - Bo nie masz rękawiczek. Ron jednak nie słuchał. Harry potrafił poznać po zatrzymanym z nagła wyrazie jego twarzy, że właśnie uderzyła go przyjemna myśl. - Och, nie mogę się doczekać lunchu - zachichotał. - Wyobrażacie sobie... Chcę zobaczyć minę Snape'a! Harry nagle poczuł, jakby jego żołądek wpadł do studni. Severus... o, Boże. Harry był tak szczęśliwy, że nie pomyślał nawet... Chciałbym cię zapytać, czy w pełni rozważyłeś wszystkie tego konsekwencje i implikacje. Nagle Harry był najzupełniej pewien, co Dumbledore miał na myśli. Co wyjaśniało, dlaczego nie powiedział tego wprost. - Naprawdę szkoda, że nie mamy eliksirów aż do środy - ciągnął Ron z wrogim uśmieszkiem na twarzy, podając Hermionie gałązki wywrotnika, by mogła się nimi zająć. - Myślę, że zniósłbym wszystko, co z siebie wyrzuci, znając przyczynę. - Cieszę się, że nie mamy z nim dziś lekcji - powiedziała stanowczo Hermiona. - Jestem pewna, że będzie w fatalnym nastroju i byłoby o wiele gorzej, gdybyśmy tam byli. Wiesz, że zawsze podejrzewał, że pomogliśmy Syriuszowi w ucieczce - dodała cichszym głosem. - Prawda, Harry? - Co? Och. Tak - odparł Harry z roztargnieniem. W głowie słyszał głos Severusa tak jak na Boże Narodzenie: Gdzie byłeś tej nocy, gdy Syriusz Black uciekł z Hogwartu? Ta kwestia wciąż napełniała jego kochanka goryczą. To niczego nie ułatwi. Ani trochę. - Racja - stwierdziła Hermiona. - Proponuję, byśmy byli cicho i nie wchodzili mu w drogę. - Dobra - zgodził się Ron z niechęcią - ale nie powstrzymacie mnie, by dobrze się przyjrzeć tej okropnej, paskudnej gębie, gdy tylko będę miał okazję. - Cóż. - Czy Harry'emu się zdawało, czy Hermiona lekko się uśmiechała? - Nikt nie mówi, że nie możemy popatrzeć. Harry nie był zupełnie pewien, czy chce popatrzeć. Choć wiedział, że to zrobi. Nie będzie potrafił się powstrzymać. Ale nie miało to znaczenia. Severusa nie było na lunchu. Ani na kolacji wieczorem. - Liże rany - oznajmił Ron ze złośliwą satysfakcją. - Hej, Harry... Teraz, kiedy Syriusz jest wolny, o co zakład, że przyjedzie tu i da Snape'owi za swoje? - Nie jest jeszcze wolny - przypomniała mu Hermiona. - Ale już prawie - rzucił Ron niecierpliwie. - Co ty na to, Harry? - Ja... myślę, że Syriusz będzie naprawdę zajęty - wydusił Harry. - Tak w każdym razie powiedział Dumbledore. Założę się, że ma dla niego sporo roboty. - Tak, ale to nie zajmie mu dużo czasu. - Ron wyszczerzył się. - Przyznaj to, Harry. Byłoby super. Moglibyśmy właściwie sprzedawać bilety. Harry uśmiechnął się słabo. - Mam nadzieję, że nie zrobi niczego, co wyśle go do Azkabanu - powiedział, nie będąc pewnym, czy odnosi się do Syriusza czy Severusa. - Jestem pewna, że Syriusz ma o czym myśleć poza Snape'em - stwierdziła stanowczo Hermiona. - Znaczy się, to niepokojące... Wiemy, że nie wszystkim w ministerstwie można ufać... Skąd mamy pewność, że nie wezmą strony Pettigrew? - Jak Knot - rzucił Harry ponuro, Obłudny minister magii pozostawał dziwnie cichy podczas skandalu Proroka Codziennego na temat Harry'ego i Snape'a, ale Harry był pewien, że przyczyną były inne sprawy, o których nikt nie powinien wiedzieć, i Dumbledore miał prawdopodobnie coś z tym wspólnego - jednak to było poważniejsze. Czy mogli ufać, że Knot postąpi słusznie, nie martwiąc się o swoją pozycję polityczną? Harry nie był pewien. - Dumbledore ma przyjaciół w ministerstwie - przypomniał mu Ron. - Wszystko pójdzie dobrze. Powiedziałeś, że jest pewny. Harry dziobał swoją sałatkę. - Po prostu nie jestem przyzwyczajony, że wszystko idzie dobrze - powiedział. - Mam nadzieję, że masz rację. - Choć był najzupełniej pewien, że coś nie pójdzie dobrze i to wkrótce. Severus musiał się czuć, jakby miał wybuchnąć. Harry wiedział, że musi z nim porozmawiać, nawet jeśli miało to być niezupełnie przyjemne. Miał nadzieję, że będzie dobrze. Musiało być dobrze. Nie zamierzał przestać cieszyć się z powodu Syriusza, ale nie zamierzał również znów stracić Severusa. Nie mógł. Będzie musiał w jakiś sposób dać Severusowi do zrozumienia, że wciąż wszystko jest w porządku - gdyby tylko Severus nie był taki wściekły... Może powinien po prostu zażyczyć sobie gwiazdki z nieba, pomyślał, wbijając wściekle widelec w kawałek pomidora. - Mój Boże! Już tak późno? - spytała nagle Hermiona. - Pospiesz się i jedz, Harry, musimy iść do Hagrida, zanim zrobi się noc. Zadowolony ze zmiany tematu Harry odsunął talerz i wstał. - Skończyłem - oznajmił. - Nie jestem głodny... Chodźmy... Ku jego uldze temat Snape'a nie powrócił już tego wieczoru. Zamiast tego Hagrid dał każdemu z nich po butelce piwa kremowego, które nabył w Trzech Miotłach, a Ron nawet zdołał go namówić, by podzielił się swymi domowymi wyrobami. Po jednym łyku wstrętnego, mocnego napitku Harry szybko odstawił szklankę, a Hermiona nie zgodziła się go nawet dotknąć, ale Ron wypił całego drinka i potem wyglądał na bardzo chorego. Ale tego wieczora nawet zielona twarz Rona nie mogła ostudzić zapału Harry'ego. Harry rozsądnie wyrzucił Severusa z głowy i spróbował pochwycić uczucie, jakie miał o poranku: nieskrępowane szczęście, że Syriusz w końcu jest wolny. Głupie byłoby siedzieć tutaj i myśleć, jak może to poruszyć Severusa. Syriusz musi być szczęśliwy. Syriusz zasługiwał na to. To jedno wystarczało Harry'emu. I tak Hagrid usłyszał historię ucieczki Syriusza z Hogwartu tej fatalnej nocy, Harry próbował wytłumaczyć najlepiej, jak działa zmieniacz czasu, zaś Hermiona głównie wydawała się pamiętać, jak przerażające było lecieć na Hardodziobie, a Ron próbował utwierdzić ich w przekonaniu, że leżenie w łóżku w skrzydle szpitalnym było wielkim bohaterstwem. Zanim skończyli, oczy Hagrida były pełne łez. - Więc to wy uwolniliście Dziobka! - powiedział z zaczerwienionymi policzkami, wydmuchując nos. - I pomogliście biednemu Syriuszowi... A ja nigdy nie wiedziałem... Nie wiedziałem, że mam wam podziękować... - To był pomysł Dumbledore'a - odparła skromnie Hermiona, klepiąc Hagrida po ramieniu. - Nikt inny nie wiedział, że mam zmieniacz czasu, a sama bym nigdy tego nie wymyśliła... Można powiedzieć, że lekko nas szturchnął... - Chwała mu - zaszlochał Hagrid. - I... myślicie, że Dziobek też będzie mógł teraz wrócić? Spytam Dumbledore'a, gdy będzie miał minutkę... wspaniały człowiek, Dumbledore, wspaniały człowiek... Hagrid poprosił ich, by jeszcze raz opowiedzieli historię, i jeszcze raz, i chyba miał nieograniczony zapas piwa kremowego, by im w tym pomóc. Nastroje były coraz lepsze i przed wyjściem odśpiewali nawet pieśń na cześć Syriusza, a Hagrid zatańczył wokół chaty z zarumienioną i śmiejącą się Hermioną, bardzo uważając, by nie nadepnąć jej na palce. - Mała różnica, gdy się nie tańczy z innym olbrzymem - stwierdził i znów się zaczerwienił. Wkrótce jednak Hermiona spojrzała na zegarek, sapnęła i oznajmiła, że muszą natychmiast wracać do zamku, jeśli nie chcą wpakować się w kłopoty. Było już po zezwolonej godzinie i Filch niedługo zacznie swój obchód. Harry i Hermiona ostrożnie poprowadzili Rona, który lekko się chwiał i wciąż sprawiał wrażenie chorego, aż zdołał stanąć na własnych nogach i, zataczając się, wrócić do szkoły. Hagrid pomachał im z chaty na pożegnanie, wciąż z wielkim, łzawym uśmiechem, a Kieł wyglądał zza jego nóg. Hermiona rozdzieliła się z chłopcami w pokoju wspólnym, a Harry pomógł Ronowi wejść po schodach. - Co było w tym świństwie? - jęknął Ron. - Nigdy więcej nie pozwól mi tego pić. - Nie chce mi się wierzyć, że wypiłeś całe po posmakowaniu - powiedział Harry. Gdy weszli do dormitorium, wszyscy już spali, starali się więc jak najciszej dojść do łóżka Rona. - Po prostu mnie połóż - wymruczał Ron. - Nie chcę się rozbierać... Chcę tylko spać przez rok... To gorsze niż wywar żywej śmierci. Harry pomógł mu przynajmniej ściągnąć buty, ale gdy tylko głowa Rona dotknęła poduszki, zasnął, jakby ktoś zgasił świecę. Harry też wpełzł na łóżko, nie rozbierając się ani nawet nie zdejmując butów. Jego serce tłukło się nieprzyjemnym staccato. Wszędzie wokół rozlegały się ciche, równe oddechy i burczące chrapania. Wszyscy spali - idealny moment, by nałożyć pelerynę i przekraść się do lochu. Ale jeszcze nigdy nie brakowało mu jak teraz odwagi, nawet na początku roku szkolnego. Może lepiej zaczekać? Dać Severusowi dzień na ochłonięcie? Albo dwa? Byłaby to roztropna rzecz, naprawdę. Harry westchnął ciężko, choć bezgłośnie, i wyciągnął pelerynę-niewidkę spod materaca, przygotowując się na opuszczenie bezpiecznego kokonu zasłon. Czasem to naprawdę uciążliwe wiedzieć, co jest słuszną rzeczą. Drzwi nie otworzyły się na jego dotyk. Nie odpowiedziały też na hasło. Najwidoczniej Severus je zmienił. Niedobry znak. I prawdopodobnie oznaczało to, że Severus chce być sam. Jeśli Harry ma trochę rozumu, pójdzie sobie natychmiast. Znów drapnął w drzwi, a potem, gdy nie podziałało, zapukał cicho, modląc się, by Filcha nie było nigdzie w pobliżu. - Nigdzie nie pójdę! - wyszeptał w drzewo, jakby Severus w jakiś sposób mógł go słyszeć po drugiej stronie. Może jednak mógł, bo drzwi uchyliły się cicho. Serce Harry'ego podskoczyło w jego piersi i jeszcze ciaśniej owinął pelerynę wokół siebie, wchodząc do środka. Severus siedział naprzeciw kominka i patrzył w płomienie, jak często robił, gdy Harry przychodził. Ale w powietrzu było jakieś napięcie, przez co pokój wydawał się duszny. Severus nie podniósł wzroku. Nie wydał ani dźwięku. Harry zdjął pelerynę, próbując nie trząść palcami. Modlił się gorączkowo, by nie powiedzieć niewłaściwej rzeczy, cokolwiek by to nie było. - Severus? - Wpuściłem cię, Potter - powiedział Severus przez zaciśnięte zęby, wciąż wpatrując się w ogień - żeby powiedzieć ci, byś odszedł. Harry chciał spytać: "Czemu?", ale nie zrobił tego. Udawanie niewiniątka niczego by nie polepszyło. Najlepiej przejść prosto do celu. Prawdopodobnie. Gdyby był cel. - Proszę, nie nazywaj mnie Potter - rzucił zamiast tego z uczuciem, że musi powstrzymać to, co się zdarzy, a nawet nie wiedział, co to było. - A czemu nie? - spytał Severus, wciąż na niego nie patrząc. - Może umknęło to twojej uwadze, ale jestem bardzo, bardzo zły. Jestem bardziej zły, niż mogę sobie przypomnieć od dłuższego czasu. Jestem tak zły, że gdy mnie sprowokujesz, wiem, że nie będę w stanie się powstrzymać. A jeśli zostaniesz - jego głos uniósł się lekko ponad protestami Harry'ego - znam siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że zrobię lub powiem ci coś, czego żaden z nas nie będzie w stanie zapomnieć lub wybaczyć. Harry przypuszczał, że jak na Severusa to całkiem nieźle. Zazwyczaj po prostu dawał upust uczuciom i potem trzeba było wszystko łagodzić. Z drugiej strony, skoro ostrzegał w taki sposób... musiał być wściekły, niewiarygodnie wściekły... Severus nagle pociągnął nosem. - Czy ja czuję alkohol? - spytał ostro. Harry niemal podskoczył. - Ee, tak - powiedział nerwowo. - Byliśmy chwilę w chacie Hagrida... wiesz, że on tam coś pędzi, smakuje okropnie, śmierdzi naprawdę mocno, ale ja nie... - Rozumiem - syknął Severus. - Świętowaliście. Harry przełknął. - Severus... - spróbował. - Nie, to nie... to nie chodzi o nas, to nie ma nic wspólnego z nami, to... - POMOGŁEŚ MU UCIEC - wrzasnął Severus, uderzając pięścią o oparcie krzesła, i tym razem Harry naprawdę podskoczył. Severus wziął kilka głębokich oddechów, po czym opuścił głos do drżącego szeptu i powiedział - I to nie ma z nami nic wspólnego? Nic? Kiedy ty w jakiś sposób wyciągnąłeś go spod mojego nosa i ja wiem, że to zrobiłeś? Gdy wkrótce cała ta historia ukaże się w Proroku, i ty znów będziesz wyglądał jak bohater, a ja jak kompletny dureń? - To nie moja wina - krzyknął Harry, czując nagle ogarniający go gniew. Czy Severus naprawdę nie rozumiał, o co chodziło tamtej nocy? Czy myślał jedynie w kategoriach, jak to dotknęło jego? - Nie był sługą Voldemorta i nie zasługiwał na pocałunek dementora, i nie mogłem na to pozwolić! Zrobiłbym to samo dla ciebie, nawet wtedy! Nie ma ZNACZENIA, co ludzie o mnie myślą z tej przyczyny! A poza tym to było całe lata temu i teraz jest inaczej... - Naprawdę? Inaczej? - Wiesz, że tak! Nie udawaj! A mogłoby tak nie być, profesor Lupin próbował wytłumaczyć ci, co się stało, i gdybyś tylko posłuchał... Harry mógł poznać po morderczym wyrazie na twarzy Severusa, że właśnie popełnił wielki błąd. Ale to była prawda! Gdyby tylko Severus posłuchał wtedy, w trzeciej klasie, Syriusz nie musiałby się przez cały ten czas ukrywać, a Severus nie musiałby się obawiać, że wyjdzie na głupca, a Pettigrew zostałby wtedy złapany, i może Voldemort w ogóle by nie powstał na nowo. Kto wie, co mogłoby się zdarzyć? Może można było tego wszystkiego uniknąć... Może nic by nie było, jak jest. Może nie byłoby ich tutaj. Może nawet nigdy by się nie dotknęli. Harry przełknął i znienawidził się odrobinę, że nie chce tego zmienić, nie chce zmienić niczego, co doprowadziło go tutaj, nawet jeśli był taki wściekły jak w tej chwili. - Jest moim ojcem chrzestnym - powiedział. - I wiem, że go nienawidzisz, ale nie pracował dla Voldemorta - nie ośmielił się powiedzieć, że Syriusz był "niewinny" - i co miałem zrobić, skoro wiedziałem, że mogę to powstrzymać? Zamierzałeś pozwolić, by ten cholerny dementor go POCAŁOWAŁ... - A Harry mdlał, otoczony chłodem wszystkich tych rzeczy, bliski pochłonięcia przez nicość, i nawet teraz przez to wspomnienie wciąż trząsł się ze strachu... - Twoim ojcem chrzestnym - rzucił Severus, wreszcie wstając z krzesła, jego twarz pokryła się tym paskudnym rumieńcem, a rysy wykrzywiły nienawiścią. - Twoim pieprzonym ojcem chrzestnym. Co za piękne oddanie. Wzruszające. A co dla ciebie zrobił? - Jego głos wzniósł się znów do niemal histerycznego pisku. - Gdzie był, gdy groziło ci niebezpieczeństwo? Wyłapywał pchły? Zdychał z głodu w jakiejś dziurze? Jak cię chronił? Kiedy nadstawiał za ciebie kark? Co kiedykolwiek zrobił, na miłość boską, by zasłużyć na ten wspaniały, głupi szacunek z twojej strony, poza tym, oczywiście, że był przyjacielem twojego wspaniałego, głupiego, świętego ojca? Gdzie ON był, gdy go potrzebowałeś? - To nie jego wina! - wrzasnął Harry. - Nie mógł tu być, bo musiał się ukrywać, a musiał się ukrywać przez ciebie! Byłby tu! Wiem, że by był! I nie waż się mówić o moim tacie! Severus przeszedł z czerwieni w purpurę. - Dlaczego nie? - krzyknął. - Dlaczego, do diabła, nie? Nawet nie znałeś swojego cholernego ojca! Tak jak nie znasz cholernego Syriusza Blacka! I spójrz na siebie, Potter, tylko spójrz na siebie: gotów jesteś paść do stóp Blacka jak cała reszta i nazwać go bohaterem! Co ty wiesz? Co ty wiesz o prawdziwej lojalności, o prawdziwym poświęceniu, o prawdziwej... - Urwał nagle, wydając zdławiony odgłos. - Nawet z tym nie zaczynaj - wrzasnął Harry. - Byłem tam, pamiętasz? W chacie? Słyszałem wszystko, co powiedziałeś tamtej nocy! Tobie nie chodzi o lojalność! "Zemsta to bardzo słodka rzecz", tak wtedy powiedziałeś! Chciałeś zabić go za coś, co zrobił, będąc dzieckiem! - Ludzie się nie zmieniają! - ryknął Severus. Jego ręce z pobladłymi knykciami zaciskały się teraz na oparciu krzesła, jakby powstrzymywał się, by nie skoczyć i udusić Harry'ego. - Zapamiętaj moje słowa, Potter! Kto raz był mordercą, zawsze nim będzie, jest głupi, i jest nienawistny, i jest nieostrożny, i nie będziesz z nim BEZPIECZNY... - Więc nie będę bezpieczny i z TOBĄ! Cisza zapadła w pokoju jak makiem zasiał. Severus patrzył na Harry'ego szeroko otwartymi oczami, a jego twarz z czerwieni przeszła w biel. Harry przełknął ciężko, czując kłujące go w oczy łzy, choć nie wiedział, czy to z gniewu czy... czegoś innego. Jednak nie zamierzał płakać. Nie zamierzał. Musiał przedstawić swoje zdanie albo będzie po wszystkim. - Zmieniłeś się! - powiedział, słysząc błaganie w swym głosie. - Przyłączyłeś się do Voldemorta, a potem od niego odszedłeś! Nie wiem dlaczego albo co zaszło, ale zrobiłeś to, a Dumbledore zrozumiał i dał ci drugą szansę, a to nie TAK bardzo różne, prawda? Proszę... proszę, ja nie... - Umilkł i wbił wzrok z podłogę, pocierając dłonią czoło i czując gładkość blizny pod palcami. - Nie mogę... Severus nic nie powiedział, a Harry nie śmiał spojrzeć, ale zacisnął oczy. W którymś momencie zaczął się trząść i nie mógł przestać. Severus miał rację... powinien był odejść... Może gdyby tak zrobił, nie stałby teraz tutaj, czując, jakby rozcinał nożem własne serce... - To ty nie rozumiesz - wyszeptał. Nie było odpowiedzi. Kontynuował, głosem wciąż cichym i pełnym bólu: - Nie jestem tu z powodu Syriusza. Nigdy nie był częścią... nie rozumiesz? To niczego nie zmienia... - Jesteś głupcem - wychrypiał Severus i Harry podniósł wzrok, by zobaczyć, że Severus stoi odwrócony do niego tyłem i znów patrzy w ogień. - Jesteś kompletnym głupcem. To zmienia wszystko. - Obrócił się i znów spojrzał na Harry'ego, a jego twarz była wymizerowana. - Jeszcze jedna osoba, przed którą trzeba trzymać nieprzyzwoity sekrecik - powiedział. - Czy nie byłby dumny, gdyby wiedział? Czy nie byłby poruszony, twój idealny ojciec chrzestny? Gdyby wiedział, że one... - Severus wyciągnął swe żółtawe ręce o długich palcach dłońmi do góry - ...cię kiedykolwiek dotknęły? - Ja... nie dbam o to, co myśli - warknął Harry, czując skurcz w żołądku. - Masz rację. To po prostu jeszcze jedna osoba, przed którą musimy to ukryć. To nie ich sprawa, co my... co my robimy. To po prostu my. Zgodziliśmy się... ty tak powiedziałeś... Severus powoli opadł na krzesło i choć ciężko było ocenić przez jego szaty, Harry stwierdził, że też się nieco trzęsie. - To prawda - powiedział głucho. - Na miłość boską, Potter, wynoś się, do diabła, z mojego mieszkania. Harry'ego zabolało w żołądku. Jakoś czuł się gorzej, niż kiedy krzyczeli - nie był pewien, co zrobił, ale było, jakby cała ta walka nagle pozbawiła Severusa sił. Harry nigdy nie pragnął powiedzieć mu, że go kocha, tak mocno jak w tym momencie. - Proszę, nie każ mi iść - rzekł w zamian. - Harry - powiedział cicho Severus - idź. Po prostu - uniósł dłonie, by ubiec protesty Harry'ego - idź i... pomyśl. Choć raz użyj tego, co uchodzi za twój mózg, i może następnym razem, gdy będziemy rozmawiać, będziesz miał jakieś mgliste pojęcie, dlaczego Syriusz Black na wolności niczego nam nie ułatwi. - Ale porozmawiamy? - spytał Harry, słysząc panikę w swym głosie. Obiecałeś, że nie odejdziesz znowu, obiecałeś... - Jeśli pragniesz - odparł Severus, odchylając głowę w tył i opierając ją o krzesło, a jego oczy zamknęły się. Nie tyle sprawiał wrażenie odprężonego, co wyczerpanego, pokonanego. Cierpienie wciąż dławiło Harry'ego. Przestąpił z nogi na nogę. - Ee... dobrze - oznajmił. - Ale... tylko... przyszedłem tu tylko, by powiedzieć... - Myślę, że powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia - rzucił ostro Severus, choć nie otworzył oczu. - Teraz idź. Harry poszedł. Włóczył się przez kilka minut w oszołomieniu, bezpiecznie skryty pod swoją peleryną, i kręciło mu się w głowie. Był zbyt zdenerwowany, by choćby myśleć o powrocie do dormitorium i spaniu. Najlepsza będzie więc biblioteka, o ile nie chce wpaść na Filcha, krążąc po korytarzach. Stopy go tam zaciągnęły, a serce było dwa razy cięższe w piersi niż zwykle, i kiedy przyszedł, przez chwilę gapił się na rzędy regałów, zanim otrząsnął się z osłupienia. Wyciągnął zakazaną książkę, którą studiował podczas kilku ostatnich wizyt - książkę o magii krwi - ale nie mógł się skoncentrować, nawet jeśli był to fascynujący materiał. Jego myśl wróciła do nakazu Severusa, by pomyślał, co wolność Syriusza oznacza dla nich obu, choć nie chciało mu się wierzyć, by oznaczała coś strasznego. Choć chciał wierzyć, że wszystko będzie, jak było wcześniej. Choć nie chciał przestać cieszyć się z powodu Syriusza. Czy to naprawdę miał Dumbledore na myśli, gdy poprosił Harry'ego, by rozważył konsekwencje? Harry spróbował wyobrazić sobie twarz Syriusza, gdy mu powie, że on, Harry, ma romans ze Snape'em. Że Snape pocałował go po raz pierwszy, gdy miał zaledwie piętnaście lat; że był jego pierwszym kochankiem, gdy miał szesnaście; że na Boże Narodzenie tarzali się razem po podłodze; że Harry go kocha. Cóż, oczywiście Syriusz by się zmartwił - oczywiście, że nie mógł się dowiedzieć. Tak samo jak Ron czy Hermiona, czy ktokolwiek inny. Harry nie był głupi... Jak długo mogli to utrzymać? Harry popatrzył tępo na kartkę, gdy to pytanie nagle wskoczyło w jego umysł. Jak długo mogło to trwać - jak długo naprawdę mogli trzymać to w sekrecie? W którym momencie możesz przestać oddzielać człowieka, którego kochasz, od wszystkich pozostałych ludzi, których kochasz? Kiedy możesz wyjawić? Kiedy możesz wyjaśnić? No, nie, dopóki Harry jest w szkole, oczywiście. Nikt nie może wiedzieć. Nie to było kwestią, naprawdę. Nie ma sensu sobie czegoś takiego życzyć. Ale co, gdy już skończy szkołę? Dlaczego nigdy przedtem o tym nie pomyślał? Runy na stronie przed nim zaczęły wszystkie na siebie wpadać, gdy pomyślał o tym teraz. Ma niewiele ponad rok, zanim opuści Hogwart. Teraz wydawało się to długim czasem, ale w jakiś sposób czas w Hogwarcie wydawał się lecieć. Zanim zda sobie sprawę, opuści szkołę jako dojrzały czarodziej. A Severus... przypuszczalnie... będzie musiał tu zostać. Gdzie był bezpieczny. Gdzie ministerstwo żądało, by pozostał. Co wtedy ludzie powiedzą? Czy będą musieli zaczekać jeszcze trochę i wtedy udawać, że zdarzyło się to dopiero co, zachowywać się, jakby nie byli razem podczas dwóch lat szkolnej kariery Harry'ego - albo i dłużej, jeśli liczyć od pierwszego pocałunku? Miał tak wiele pytań. Zbyt wiele. Czy Severus wciąż mógł mieć wtedy kłopoty? Czy wciąż wtedy będą razem? Jak długo ten zwariowany, sekretny, okryty cieniem związek będzie trwał... ile czasu, zanim w końcu przegra... Coś szarpnęło się w jego mózgu. Harry wyprostował się gwałtownie i zamknął książkę. Jak we śnie powędrował, by odstawić ją na półkę, po czym wyszedł z biblioteki. Jego serce uderzało tak mocno, jakby miało wybuchnąć, a jego usta były suche jak piasek. Tym razem drzwi Severusa otworzyły się, gdy w nie skrobnął. Gabinet był ciemny. Tak samo bawialnia i sypialnia. Na kominku nie płonął żaden ogień, jedyne światło dochodziło ze świecy na szafce nocnej. Severus leżał w łóżku, twarzą odwrócony od Harry'ego. Nie obrócił się ani nie podniósł głowy, nie dał żadnego znaku, że nie śpi, ale Harry wiedział to. Opuścił pelerynę, zrzucił buty, wpełzł pod koce i owinął swój drgający kształt wokół Severusa. - Proszę, chcę zostać - wyszeptał w tył głowy Severusa, owijając ramiona wokół talii kochanka. - Zostanę... wciąż tu będę... cokolwiek się stanie... Nie zrobię niczego z powodu niego czy kogokolwiek innego, to ja... zostanę, chcę tu być. - Z tobą. Z tobą. Z tobą. Od strony jego partnera dobiegł drobny ruch, a szczupła, zimna dłoń zacisnęła się na jego własnej, która leżała na piersi Severusa. - Och - odetchnął Harry, zamykając oczy i przyciskając usta do nierówności ramienia przed nim, potem na karku, czując jak kosmyki włosów łaskoczą jego wargi. - Jestem tu - wymruczał w skórę, skórę Severusa. - Jestem tu, chcę zostać. Wolność Syriusza mogła zmienić wszystko inne, ale nie zmieni tego. Severus nie poruszył się, ale jego szept rozproszył ciemność. - Więc zostań.
|