Rozdział dwudziesty
Spuścizna Barty'ego Croucha




To był paskudny weekend.

Zakotłowało się w całej szkole. Gryfoni byli niepocieszeni zarówno zdradą Neville'a, jak i utratą prawie wszystkich punktów. Krukoni byli zmartwieni, że odwołano Puchar Quidditcha, gdy mieli go już prawie w rękach. Puchoni nie mogli przestać plotkować. A Ślizgoni byli głównie usatysfakcjonowani tym, że Gryffindor ma jeszcze mniejsze szanse zdobyć Puchar Domów niż oni.

Neville już został gruntownie zdemonizowany.

- Pomylony - szeptał ktoś.

- Sekretny sługa Sami-Wiecie-Kogo! - szeptali inni.

Znalazło się kilkoro, którzy mieli odwagę go bronić: zarówno Ginny, jak i Hermiona były mocno przekonane, że one i koledzy z klasy Neville'a powinni byli zrobić więcej, by mu pomóc, i tak mówiły. Ron utrzymywał niewzruszenie, że Neville był odpowiedzialny za swe własne czyny. Co do Harry'ego, przez większość czasu trzymał głowę nisko, nie będąc w stanie powiedzieć, że Neville nie ponosił winy, jednak przemawiał głośno, gdy pomówienia stały się zbyt poważne.

- Nie, Neville nigdy nie próbował zadźgać mnie w łóżku - powiedział Erniemu Macmillanowi z irytacją. - Naprawdę.

Neville wszedł również na czołówki gazet. Niedzielny Prorok Codzienny pisał:


POCAŁUNEK JUDASZA: CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ ZDRADZONY PRZEZ PRZYJACIELA!
Kolega usiłuje zabić Harry'ego Pottera podczas szkolnego meczu quidditcha


Gdy Harry zobaczył, że artykuł napisała Rita Skeeter, odłożył gazetę natychmiast i nie chciał więcej na niego patrzeć. Ron jednak przeczytał go chciwie.

- Tylko popatrzcie! - zawołał do Harry'ego i Hermiony przy śniadaniu. - "Źródło, które pragnie pozostać anonimowe" - ciekawe, kto to - "podaje, że Longbottom uwziął się na Harry'ego Pottera już dawno, być może kilka lat temu. "Zawsze mówił, jak bardzo go nienawidzi", zdradza inne źródło "Pottera i pozostałych Gryfonów, którzy nim pogardzali"" Nie wierzę! Pogardzaliśmy? Kiedy niby? Kiedy odganialiśmy od niego Ślizgonów albo pomagaliśmy mu w pracach domowych? Kto mógł powiedzieć takie plugawe, podłe...

- Malfoy - odrzekł cicho Harry, spoglądając na stół Slytherinu, gdzie Draco Malfoy napawał się artykułem wraz z Crabbe'em i Goyle'em. Zobaczył, że Harry patrzy na niego, i uśmiechnął się kpiąco.

Harry czekał, aż napłynie wściekłość - łomotanie krwi w uszach, czerwona mgła przesłaniająca widok, pragnienie, by przeskoczyć stół i przekląć Malfoya właśnie teraz. Ale nie napłynęła. Gdy Malfoy wykrzywił do niego pogardliwie usta, jedyne, co Harry poczuł, to głęboki, chłodny spokój usadawiający się w jego sercu, uczucie nieuchronności, pewności, cierpliwości. To było przyjemne. To było pokrzepiające.

To było potężne.

Usta Harry'ego wygięły się w groźnym półuśmiechu, gdy on i Malfoy patrzyli na siebie poprzez Wielką Salę. Na ten widok uśmieszek Malfoya zmienił się w zaskoczone, lekko zaniepokojone zmarszczenie brwi, po czym chłopak szybko odwrócił wzrok.

- Pewnie masz rację - przyznał Ron. - Malfoy zawsze był gadatliwy, jeśli chodzi o prasę, prawda? - Rzucił spojrzenie na stół Slytherinu, ale Malfoy już nie patrzył w ich stronę.

- Och, proszę, porozmawiajmy o czymś innym - wtrąciła Hermiona. Potem uśmiechnęła się. - Słyszałam, że George przysłał ci wczoraj sowę, Harry.

- Och - stwierdził Harry i poczuł, że chłodne poczucie celu znika w ogniu zakłopotania. - Tak. Chciał, ee, powiedzieć, że cieszy się, że nic mi nie jest.

- I okazał to, przesyłając Harry'emu kartkę, która śpiewała sprośne limeryki - dodał Ron ze wstrętem. - Nie chciała się zamknąć, nawet gdy Seamus wepchnął ją pod poduszkę. Musieliśmy ją podpalić.

Hermiona zachichotała. Harry popatrzył markotnie na stół nauczycielski, przy którym siedział Severus i dziobał w owsiance. Jego wzrok napotkał wzrok Harry'ego, rozbłysnął żarem, po czym mężczyzna szybko popatrzył gdzie indziej.

I to była kolejna sprawa. Szkoła popadła w ten weekend w takie zamieszanie, że w ogóle nie miał czasu, by zobaczyć się z Severusem - za wyjątkiem tych krótkich spojrzeń podczas posiłków - i zaczynał wariować. Miał przeczucie, że Severus również. Gdyby nie prezent gwiazdkowy, Harry mógł w piątek zginąć, i potrzeba, by pójść do Severusa i dowieść mu, jak bardzo jest żywy, była bardzo silna. Ale na to nie było nadziei przez najbliższe kilka dni.

Harry odwrócił wzrok od Severusa i odkrył, że Ron i Hermiona podążyli jego spojrzeniem. Cholera. Powinien być bardziej ostrożny.

- Snape nie sprawia wrażenia zbyt szczęśliwego, co? - spytał Ron cicho, patrząc wilkiem. - Wydawać by się mogło, że będzie drżał z radości, że Neville'a nie ma. Zawsze go nienawidził, drań.

Zamiast upomnieć Rona za przeklinanie, jak zazwyczaj robiła, Hermiona potrząsnęła głową.

- Zawsze był tak okropny dla Neville'a - powiedziała. - Neville tak bardzo go nienawidził... Tak jak powiedziałeś Dumbledore'owi, Harry, że dlatego chciał cię zabić... Znaczy się, był najwyraźniej poważnie wstrząśnięty, ale nie mogę się nie zastanawiać, czy gdyby Snape traktował go przyzwoicie...

- My traktowaliśmy go przyzwoicie przez sześć lat i zobacz, gdzie nas to zaprowadziło - przerwał Harry, wbijając widelec w kiełbaskę. - Wolał słuchać Malfoya niż mnie. Może Snape miał co do niego rację przez cały ten czas.

Wepchnął kiełbaskę do ust i zaczął ją żuć zawzięcie, nie zwracając uwagi na smak. To też była prawda. Jak łatwo przyszło Neville'owi odrzucić przyjaźń Harry'ego dla Malfoya, jeszcze zanim Harry mu zagroził. Jak łatwo uwierzył we wszystkie te kłamstwa i obietnice, którymi go karmiono. Każdy dość głupi, by ufać Malfoyowi, prawdopodobnie rzeczywiście nadawał się do Świętego Munga.

- Nie wierzysz w to, Harry - oznajmiła Hermiona, a w jej głosie brzmiała trwoga.

- Może wierzę - warknął Harry, wstając. Nie był w stanie zjeść ani kęsa więcej.

- Gdzie idziesz? - spytał Ron zaskoczony.

- Nie wiem. Po... powtórzyć, podejrzewam. - To było równie dobre jak wszystko inne. Tak naprawdę to chciał zrobić kilka kółek wokół boiska, ale zostało zamknięte na cały weekend.

- My też pójdziemy - postanowiła Hermiona. - Mogę znów wyjaśnić wam dwóm tę mapę na astronomię...

- Jasne - powiedział Harry - okej.

Ale zanim wydostali się poza hol - właśnie gdy okrążali róg, by pójść do wieży Gryffindoru - wpadli na Snape'a. Dosłownie - idąca na przedzie Hermiona odbiła się od niego. Ron złapał ją, gdy skruszona zatoczyła się do tyłu, a Harry'emu wydawało się, że wymruczał pod nosem: "O nie, znowu...".

- Patrz, gdzie idziesz! - burknął Severus, a jego zwężone oczy utkwiły nieomylnie w Harrym.

Harry rozpoznał sygnał i chętnie skorzystał.

- To był przypadek - warknął. - Daj jej spokój!

Hermiona rzuciła Harry'emu ostrzegawcze spojrzenie, ale było za późno. Severus miał już pretekst, którego potrzebował, i leniwie przejeżdżając dłonią przód swej szaty, powiedział jedwabistym głosem:

- Sprawy rzadko są przypadkowe, jeśli chodzi o ciebie, Potter. Taka niegrzeczność w stosunku do profesora. Zobaczmy... Naprawdę, nie ma wielkiego pożytku odbierać teraz punkty waszemu domowi, więc zorganizujmy miły, długi szlaban. Widzę cię o drugiej dzisiaj, Potter. Ufam, że znajdziesz czas. - Oczy Severusa błyszczały przy tych słowach. Harry wiedział, że czasem sprawia mu to przyjemność: granie. Fakt, że musieli robić z ludzi durniów. Cóż, przynajmniej jeden z nich miał z tego trochę zabawy.

Gdy Severus oddalał się korytarzem, Ron skrzywił się za nim.

- Jak wam się to podoba? - wymruczał. - Dopiero tam był i jadł... Założę się... Jakby przyszedł tutaj, próbując wpakować nas w kłopoty!

- To całkiem do niego podobne - zgodził się Harry, kierując do wieży Gryffindoru i odkrywając, że musi ukryć uśmiech.

Cóż. Może czasem to i było trochę zabawne.

* * *

Ron i Hermiona przypisali zdenerwowanie Harry'ego zbliżającemu się szlabanowi ze Snape'em. Cóż, na swój sposób mieli rację. Ron wróżył, że Harry będzie musiał wypatroszyć garść obślizgłych paskudztw na składniki eliksirów, skoro nie było Neville'a, stałego kandydata do tej roboty. Hermiona miała nadzieję na łaskawszy dla Harry'ego los.

- Może po prostu każe ci zamiatać podłogę albo... albo zamiatać podłogę - powiedziała optymistycznie.

Harry uznał, że zamiatanie podłogi to dobra wymówka i że użyje jej później: ciężko będzie powiedzieć, że godzinami kroił żaby, a wrócić ze szlabanu w czystych (choć pomiętych) szatach.

Wydawało się, że druga nigdy nie nadejdzie. W południe Harry był niecierpliwy. O pierwszej nie mógł sobie znaleźć miejsca. Kwadrans przed drugą tak się trząsł, że Ron i Hermiona chyba z wdzięcznością się z nim pożegnali. Cóż, on też był wdzięczny, a oni może w tym czasie mogli zająć się tym, co on sam zamierzał robić.

Cokolwiek to było. Harry zastanawiał się, schodząc schodami z wieży, czy Severus wciąż będzie chciał...

Cóż, prawdopodobnie tak. Harry postanowił, że tym razem mu pozwoli i zrobi dobrą minę do złej gry. Ten cholerny, okropny weekend... Mogli stracić jeden drugiego i tym razem na dobre. To wciąż może się zdarzyć, gdy Voldemort gdzieś tam jest. Tak naprawdę zdarzyć się może wszystko.

Zabawne, jak łatwo było o tym zapomnieć. Zapomnieć, że może nie być czasu na wahanie czy obawę. Ale Harry zapomniał i zdawało mu się, że musi się uczyć tej lekcji znów i znów.

Harry myślał o tym wszystkim, spiesząc do lochów, gdy nagle poczuł nieprzyjemne, znajome doznanie: pamiętał je z meczu quidditcha w piątek. To dziwaczne łaskotanie. To wrażenie, że coś jest obok niego... złe albo niebezpieczne, albo...

Och, nie teraz!

Niestety, zignorowanie na pewno go nie odpędzi. Harry starał się wyglądać, jakby wszystko było w porządku, na wypadek gdyby ktoś obserwował jego reakcje. Przyjrzał się obszarowi tak obojętnie, jak był w stanie: znajdowały się tu jedynie sale lekcyjne i biuro Severusa, więc w weekend było pusto. Harry nie widział nikogo, ale wyjął różdżkę, na wszelki wypadek.

Próbował przekonać siebie, że sobie coś wyobraża - było to najzupełniej zrozumiałe po całym tym weekendowym zdenerwowaniu - jednak wrażenie nie chciało odejść.

Jeśli coś było naprawdę nie w porządku, najrozsądniej byłoby wyjść z lochu - ale Severus też tu był. Gdyby istniało niebezpieczeństwo, Harry nie mógłby zostawić go tu samego... A co, jeśli już stała mu się krzywda? Co, jeśli właśnie to powodowało to niepokojące wrażenie?

Zwalczając nagły przypływ paniki, Harry zaczął kierować się do gabinetu Severusa krokiem o wiele szybszym, z dokuczliwym uczuciem narastającym w umyśle, aż nie było już dokuczliwym, ale niskim, równomiernym buczeniem z tyłu głowy, które mogło doprowadzić go do obłędu, i Harry nie mógł dojść, co to jest, nie mógł...

Gdy uniósł rękę, by uderzyć w drzwi biura Severusa, jego wzrok przykuł błysk ruchu po lewej stronie.

Biały ruch. Szybkość. Widział to już przedtem...

Prędzej niż myśl Harry obrócił się, kierując różdżkę w głąb korytarza, i krzyknął:

- Petrificus totalus!

Oczywiście zaklęcie nie zadziałałoby, gdyby był to duch albo zjawa. Ale gdy usłyszał nagły stukot, po którym nastąpił przerażony pisk, a potem uderzenie, Harry uznał, że to nie ducha schwytał.

Gdy błysk zaklęcia wystarczająco przybladł, Harry zmrużył oczy i popatrzył w mroczny korytarz. Coś małego i jasnego leżało bardzo nieruchomo obok zbroi. Drzwi do biura Severusa nie poruszyły się, ale też miały zastrzeżenie, by odpowiadać na Harry'ego dotyk, nie głos. A drewno było bardzo grube. Severus mógł go nie słyszeć. Strach Harry'ego o swego kochanka zniknął wraz z poczuciem czegoś złego. Cokolwiek go niepokoiło, ulotniło się tak szybko, gdy tylko złapał cokolwiek-to-było swym zaklęciem.

Więc co to było? Trzymając różdżkę w wyciągniętej ręce, Harry pospieszył ku zbroi. Z odległości kilku kroków biały kształt stał się oczywisty. Zwierzę.

Fretka.

Harry zatrzymał się w pół drogi jak gromem rażony. Fretka, ze swej nieruchomej pozycji na podłodze, patrzyła na Harry'ego złowrogo, a jej paciorkowate, srebrne oczy błyszczały złością.

Fretki zazwyczaj nie mają srebrnych oczu.

Ale Harry nie musiał tego wiedzieć. W momencie gdy uświadomił sobie, czym jest biały kształt, wiedział, o co naprawdę chodzi. Schylił się i podniósł sztywne stworzenie o lśniącym futerku, patrząc na nie i czując, jak znów obmywa go ten chłodny spokój.

- Malfoy - wyszeptał.

Fretka nie mogła się oczywiście poruszyć, by mu odpowiedzieć, ale Harry'emu zdawało się, że jej oczy patrzą z nieco większym szaleństwem. O ile szalone patrzenie nie było czymś zwykłym dla fretek. Harry nie wiedział.

To wprawiło go w panikę? To sprawiło, że bał się o bezpieczeństwo swego kochanka i swoje własne? Draco Malfoy?

Draco Malfoy, który właśnie leżał nieruchomy i bezradny na rękach Harry'ego?

Harry nie potrafił, nawet przyciśnięty, wyjaśnić dokładnie, skąd wiedział, że fretka była naprawdę Malfoyem. Po prostu wiedział - tak jak wiedział, jak latać na miotle czy przełykać obiad. Instynktownie.

Tak samo jak wiedział, że nigdy, nigdy nie będzie miał już takiej okazji.

To byłoby takie łatwe. Harry pod futrem i skórą czuł kości fretki, cienkie i delikatne. Wystarczy lekko ścisnąć we właściwym miejscu. Zgiąć palce - szybko skręcić - a potem pochować ciało. Draco Malfoy zniknie tajemniczo i nikt nigdy się nie dowie. Severus, Neville, Hermiona, Ron... wszyscy ludzie, których Malfoy kiedykolwiek skrzywdził, obraził albo którym zagroził... Harry wreszcie mógł odpłacić Malfoyowi. Mógł odpłacić Malfoyowi za wszystko jednym szybkim ruchem dłoni.

Uczucie chłodnego, bezgranicznego zadowolenia wezbrało w jego wnętrzu. Tak łatwo. Tak łatwo.

- Nie powinieneś był nigdy ze mną zadzierać - wyszeptał w maleńką, futrzaną twarz fretki.

Teraz wyraz fretki był szalony. Harry był tego pewien.

Jego dłonie napięły się...

Zdolny do morderstwa, kiedy miał szesnaście lat, głos Severusa nagle rozbrzmiał w jego głowie.

...jego dłonie zatrzymały się...

Mam nadzieję, że nie masz takich mrocznych miejsc jak ja, kontynuował.

...jego dłonie zamarły.

Jakby budząc się ze snu, Harry popatrzył z rosnącym przerażeniem na zwierzę trzymane w dłoniach. Nie. Nie, nie był taki. Nie był jak Neville czy nawet Syriusz, czy Severus. Chciał, by Draco został ukarany, by cierpiał, ale to, to naprawdę nie było dobrą rzeczą... Harry nie był mordercą... To było złe, to było złe!

Co warte będzie jego życie, jeśli z własnej woli stanie się tak zły jak Malfoy albo gorszy? Dumbledore przez cały czas miał rację: chodziło o wybory. Malfoy musi ponieść karę za to, co zrobił, ale to nie od Harry'ego zależało jej wymierzenie. Od Harry'ego zależał wybór dobrej rzeczy - pozwolić mu żyć.

I gdy Harry rozluźniał swój uścisk na zamarłej fretce, wrócił jego rozsądek, a chłodna, potworna część zniknęła, i zdał sobie sprawę, co o mały włos by się stało. W końcu Malfoy naprawdę nie był fretką: co, jeśli - gdyby Harry go zabił - jego ciało wróciłoby do ludzkiej postaci? Nie byłoby sposobu, by to ukryć! Złapaliby go! Prawdopodobnie wysłali do Świętego Munga jak Neville'a... albo nawet do Azkabanu...

- Ty mały, zasrany szczęściarzu - wyszeptał do fretki. - Ty mały, zasrany, niewiarygodny szczęściarzu.

Musi zabrać Malfoya do Dumbledore'a. Krótko rozważał przyprowadzenie Severusa - w końcu Malfoy był Ślizgonem. Ale Harry nie był zupełnie pewien, czy Severus nie zechciałby ukarać Draco z miejsca... może dokładnie w ten sam sposób, którego właśnie uniknął Harry. Takiej pokusy Harry nie potrzebował. Nie, Severus po prostu musi poczekać trochę dłużej. Obaj muszą.

Harry przeszedł obok drzwi Severusa bez pukania, czując ostre ukłucie żalu. Dumbledore dość szybko wezwie Severusa, tego był pewien, niemniej jednak... Kolejne stracone popołudnie. Zacisnął ręce nieco mocniej na karku fretki, wspinając się po schodach. Malfoy mógł doświadczyć ułaskawienia, ale nie było sensu pozwalać mu czuć się zbyt swobodnie.

Zarobił kilka dziwnych spojrzeń, gdy biegł przez szkołę, ściskając spetryfikowaną fretkę, ale nie tracił czasu na żadne z nich, kierując się prosto do chimery Dumbledore'a.

- Babeczki! - zawołał i chimera odsunęła się, pozwalając mu przejść.

Gdy przeskakiwał po dwa stopnie, przyszło mu do głowy, że Dumbledore może być zajęty albo mieć spotkanie, albo coś. Może Harry powinien iść do McGonagall? W końcu wiedziała wszystko o animagach i tych sprawach. Ale gdy Harry zapukał i drzwi otworzyły się, okazało się, że dyrektor i McGonagall są tam oboje, rozmawiając w dwóch fotelach przy oknie. Oczy McGonagall były mocno zaczerwienione i mocno ścisnęła jedwabną chusteczkę w kratkę, spojrzawszy na Harry'ego.

Dumbledore powiedział stanowczo:

- Nie chcę więcej o tym słyszeć, Minerwo - po czym obrócił się do Harry'ego i rzucił - Wejdź, Harry. Mogę spytać, co jest tak ważne, że musiałeś zakłócić moje spotkanie z profesor McGonagall, niosąc... - spojrzał na zwierzątko w dłoniach Harry'ego i nagle przybrał bardzo czujny wygląd - ...fretkę?

- To Draco Malfoy, sir - wypalił Harry, wyciągając fretkę niczym dowód w kierunku Dumbledore'a.

Dumbledore stanął za biurkiem, spoglądając na fretkę ponad swymi półksiężycowatymi okularami. McGonagall głośno pociągnęła nosem, otarła oczy i powiedziała cierpko (choć grubym głosem):

- Panie Potter, mam nadzieję, że zdaje pan sobie sprawę, że przemienienie drugiego ucznia jest bardzo poważnym wykroczeniem...

- Nie! - zawołał Harry szybko. - To nie ja! Widywałem go takim przez cały rok i dopiero teraz uświadomiłem sobie... On jest animagiem, pani profesor!

McGonagall patrzyła na Harry'ego, jakby postradał zmysły, ale Dumbledore jedynie zachęcił Harry'ego gestem, by przyniósł fretkę bliżej. Gdy Harry tak zrobił, Dumbledore łagodnie trącił go koniuszkiem kościstego palca.

- Interesujące - wymruczał. - Zechciałabyś sama to zbadać, Minerwo? Jesteś naszym szkolnym ekspertem.

McGonagall wciąż wyglądała na pełną wątpliwości, ale wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do boku fretki. Potem gwałtownie złapała powietrze.

- PANIE MALFOY! - wybuchła. - Co, na niebiosa... Jak pan mógł...

Harry poczuł dziki przypływ triumfu. Jednak Dumbledore zaledwie powiedział:

- Nie może ci odpowiedzieć w tej postaci, Minerwo...

- Oczywiście, że nie może! - warknęła i porwała fretkę z rąk Harry'ego, po czym położyła ją na dywaniku przed kominkiem. Potem znów wskazała na nią różdżką. - Animagum restituo!

Na oczach zafascynowanego Harry'ego fretka urosła, powiększyła się, straciła futro, zyskała ubranie, a wszystko to niemal w mgnieniu oka. Transformacja Syriusza, Harry pamiętał, była jeszcze szybsza - no ale jego ojciec chrzestny miał niewątpliwie więcej praktyki. I gdzie przedtem leżała spetryfikowana fretka, teraz leżał spetryfikowany Draco Malfoy, rozciągnięty i nieruchomy na podłodze, a jego oczy połyskiwały wściekłością.

- Dzień dobry, panie Malfoy - powiedział uprzejmie Dumbledore. - Mam teraz do pana bardzo wiele pytań, ale oczywiście nie będzie pan w stanie odpowiedzieć na nie w tej postaci... Finite incantatem!

Zaklęcie paraliżujące zniknęło i Malfoy przez chwilę leżał bezwładnie na podłodze, łapiąc ze świstem oddech, po czym podniósł się na nogi z twarzą czerwoną z wściekłości. Wskazał drżącym palcem na Harry'ego.

- To wszystko kłamstwo, Potter mnie przemienił i kiedy mój ojciec o tym usłyszy...

- Jestem pewien, że pana ojciec usłyszy o tym bardzo szybko, panie Malfoy - stwierdził łagodnie Dumbledore i wskazał Harry'emu i Malfoyowi, by usiedli przed biurkiem. Harry usiadł, bardzo rozkoszując się porażką Malfoya, ale Malfoy pozostał na nogach, wciąż trzęsąc się ze złości. - I, oczywiście - ciągnął Dumbledore - jest raczej ciężko odczynić zwykłą przemianę przy pomocy zaklęcia, które ma na celu zdemaskowanie animaga. Czyż nie tak, profesor McGonagall?

- Dokładnie - potwierdziła McGonagall i zacisnęła usta w cienką linię.

Draco pobladł.

- Zostałeś schwytany, Draco - powiedział Dumbledore. - Proponuję, byś usiadł i odpowiedział mi na kilka pytań.

- Czy on musi tu być? - spytał buntowniczo Malfoy, sztyletując wzrokiem Harry'ego.

- Szpiegował mnie przez cały rok, panie profesorze! - wtrącił Harry.

- Pan Potter może zostać - stwierdził Dumbledore i Malfoy bez wdzięku opadł na krzesło, gapiąc się ponuro na własne kolana. McGonagall stanęła obok krzesła Dumbledore'a, a jej zmrużone oczy wciąż mierzyły Malfoya z niedowierzaniem.

- Jak powiedziałem, mam kilka pytań, panie Malfoy - rzekł Dumbledore łagodnym głosem, ale jego wzrok był surowy i stanowczy. - Zacznijmy od najbardziej oczywistego: kiedy nauczyłeś się zmieniać w animaga?

Draco otworzył usta.

- Będę wiedział, czy kłamiesz - dodał Dumbledore.

Draco zamknął usta. Jego gardło poruszało się gwałtownie, po czym wymruczał przez zaciśnięte zęby:

- W wakacje po czwartej klasie.

Harry znów poczuł, jakby uderzył go piorun. McGonagall opadła szczęka. Malfoy był animagiem od dwóch lat?

Harry znieruchomiał, gdy zdał sobie sprawę. Od piątej klasy Malfoy mógł z własnej woli zmieniać się w małe, szybkie zwierzę. Takie zwierzę, które mogło chować się i śledzić człowieka szybko i cicho... Takie zwierzę, które łatwo mogło szpiegować, powiedzmy, dwoje ludzi całujących się na tarasie... A więc stąd wiedział...

Co, jeśli Malfoy powie coś o tym? Co, jeśli Dumbledore spyta go, co widział podczas szpiegowania? Harry'ego uczucie triumfu znikło zastąpione kurczącą żołądek obawą. I McGonagall tu była, słuchająca wszystkiego... Och nie...

Ściany mają oczy. Jak wiele naprawdę Malfoy widział? Na pewno nie mógł dostać się do mieszkania Severusa. Czy animagowie potrafią przekradać się przez magiczne zabezpieczenia? Harry musiał zwalczyć nagłe mdłości, które ogarnęły go na tę myśl.

- Dwa lata - Dumbledore zadumał się głośno. - To spore dokonanie... oczywiście odkładając na bok ograniczenia nałożone na nieletnich czarodziejów, które, jak podejrzewam, anulowało kilka rozsądnych słów twojego ojca. Interesujące. Kto cię nauczył?

- Pettigrew - powiedział buntowniczo Malfoy. - Peter Pettigrew.

Dłonie Harry'ego zacisnęły się w pięści z wściekłości - jak zawsze, gdy myślał o Glizdogonie.

- Peter Pettigrew, jak wiem z wiarygodnego źródła - Dumbledore spojrzał na moment na Harry'ego, który uświadomił sobie, że mowa o Syriuszu - był na Łotwie tego lata po powrocie Voldemorta. - Malfoy drgnął, choć Harry nie potrafił powiedzieć, czy dlatego, że zaprzeczono jego historii, czy dlatego, że Dumbledore wymówił głośno imię Czarnego Pana. - Mamy tu jakąś sprzeczność.

- T-to prawda - rzucił wyzywająco Malfoy. - Pettigrew mnie nauczył. On... on aportował się do naszej rezydencji.

- Z Łotwy? Aż do Anglii? Każdego dnia?

- Znaczy się... Nie aportował... Użył świstoklika...

- Pettigrew, oczywiście, jest w tej chwili pod opieką ministerstwa - powiedział Dumbledore. - I poddawany sporym dawkom eliksirów prawdy o każdej porze, gdy to potrzebne. Mam go wezwać?

Malfoy pobladł jeszcze bardziej.

- Kto cię nauczył, Draco? - powtórzył Dumbledore, a jego głos był teraz równnie zimny, jak jego oczy.

Gdy Malfoy odezwał się, jego głos był tak cichy i piskliwy jak fretki:

- Rita Skeeter - wydusił.

Harry gapił się na niego. Dumbledore skinął głową, nie spuszczając wzroku z twarzy Draco.

- Oczywiście, to było to lato, gdy panna Granger zabroniła jej cokolwiek pisać... - zadumał się. - Widzę, że znalazła sobie inną pracę.

- Tak, sir - wyszeptał Malfoy, blady jak kreda.

- Była dobrym nauczycielem?

- Tak, sir.

- Kto by pomyślał... Naturalnie najpierw zapoznałeś się z nią, udzielając serii czarujących wywiadów. Wydaje mi się, że pierwszy był o Hagridzie? - Harry widział, że pod lodem w spojrzeniu Dumbledore'a płonął bardzo prawdziwy ogień.

- Świat miał prawo znać o nim prawdę! - wybuchnął Malfoy. - Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, jakich potworów pan najmuje, by uczyli dzieci...

- Cisza! - przerwał chłodno Dumbledore. Wbrew sobie Harry zadrżał. Malfoy wydawał się jeszcze bardziej skurczyć na krześle. - Podejrzewam, że całkiem możliwe, że udzieliłeś jeszcze jednego wywiadu - ciągnął Dumbledore lodowatym głosem - w tym roku. Prawda?

Malfoy przez chwilę gryzł wargę, po czym odparł:

- I co z tego?

- Pamiętam, że obiecałem - powiedział Dumbledore - że ktokolwiek jest odpowiedzialny za tę historię, zostanie surowo ukarany. Wierzę, że "usunięty ze szkoły" było wyrażeniem, którego użyłem.

Harry wstrzymał oddech. McGonagall wyglądała, jakby zrobiła to samo.

- Mój ojciec... - wydusił Malfoy.

- Obawiam się, że nie będzie miał nic do powiedzenia w tej sprawie ani w żadnej innej. Panie Malfoy, dostarczył pan prasie bardzo szkodliwe i celowo krzywdzące informacje, dotyczące reputacji przedstawiciela kadry nauczycielskiej Hogwartu oraz ucznia Hogwartu. Jest pan niezarejestrowanym animagiem. Wykorzystywał pan postać animaga, by szpiegować swoich kolegów. Naruszył pan prawo dotyczące używania magii przez nieletnich czarodziejów. Jest pan bardzo bliski usunięcia ze szkoły. - Dumbledore zamilkł. - A jednak... Niech się panu nie wydaje, że nie wiem, do kogo się pan obróci, gdy odeślę pana teraz. Nie chcę, by to się stało.

Harry niemal sapnął. Malfoy tak pobladł, że zdawał się przezroczysty.

- Myślę, że pora, byśmy pomówili na osobności - powiedział Dumbledore. - A potem oczywiście musimy uciąć sobie pogawędkę z opiekunem twojego domu.

Twarz Malfoya z bieli przeszła w czerwień.

- Nie jestem kochającym szlamy zdrajcą - wyszeptał. - Ojciec mnie ostrzegł... ostrzegł mnie, że pan tego spróbuje. Więc może pan zapomnieć o jakimkolwiek układzie, jaki zamierza pan ze mną zawrzeć... Jestem Malfoy, nie jakiś plugawy, ciułający forsę, pieprzący uczniów Sna...

McGonagall sapnęła z oburzenia. Harry powstrzymał się od sięgnięcia po różdżkę, w momencie gdy Dumbledore wtrącił głosem śmiertelnie cichym:

- Wystarczy.

- Nigdy nie przyłączę się do ciebie - oznajmił Malfoy. - Możesz iść do diabła.

Wściekłe "Panie Malfoy!" McGonagall zderzyło się z cichym i jadowitym "Ty pierwszy" Harry'ego. Malfoy odwrócił się i uśmiechnął szyderczo do Harry'ego, który przypomniał sobie, jak delikatne były kości fretki pod jego palcami.

Malfoy odwrócił się do Dumbledore'a i powiedział:

- Wyrzuć mnie, jeśli tak ci się podoba. Mam to gdzieś. I tak pójdę w przyszłym roku do Durmstrangu. Ojciec mi obiecał. - Jego oczy się zwęziły. - Jeśli wiesz, dokąd idę, będziesz też wiedział, że zamierzam być gotów.

Dumbledore wyglądał bardzo poważnie i bardzo smutno.

- Niech więc tak będzie, panie Malfoy - orzekł cicho. - Oczywiście, wszyscy musimy dokonywać własnych wyborów. - Skinął na McGonagall. - Minerwo, proszę, odprowadź pana Malfoya do jego dormitorium, gdzie się spakuje, i poproś profesora Snape'a, by natychmiast tu przyszedł. Chciałbym zamienić słowo z panem Potterem.

McGonagall sprawiała wrażenie zaintrygowanej, ale wskazała na Malfoya stanowczym ruchem różdżki. Podniósł się na nogi raczej drżąco i posłał Harry'emu jadowite spojrzenie.

- Do zobaczenia - rzucił Harry, próbując nie uśmiechać się zbyt wyraźnie przy nauczycielach.

- Do zobaczenia z tobą, Potter - powiedział cicho Malfoy. - Nie czuj się zbyt swobodnie.

- Wystarczy, Malfoy! - warknęła McGonagall. - Marsz!

Malfoy zasalutował Dumbledore'owi ironicznie, choć niezupełnie patrzył mu w twarz, i wyszedł z biura, a McGonagall zaraz za nim. Drzwi zamknęły się i Harry został sam z dyrektorem, spoglądając na niego ponad biurkiem.

- Z pewnością ten weekend obfituje w wydarzenia - zauważył Dumbledore, popychając w stronę Harry'ego puszkę małych, żółtych cukierków. - Dropsa cytrynowego?

- Nie, dziękuję - odparł Harry, patrząc na Dumbledore'a z pewną obawą i zastanawiając się, dlaczego dyrektor chciał rozmawiać z nim, a nie Malfoyem. No dobrze, Malfoy był zdecydowanie straconym przypadkiem, ale dlaczego Harry?

Dumbledore wrzucił dropsa do ust i odchylił się na krześle, ssąc go i przypatrując się Harry'emu w zamyśleniu.

- Gdzie znalazłeś pana Malfoya, Harry? - spytał.

Harry zaczerwienił się i przeklął za to sam siebie.

- O-och - wyjąkał. - W lochach. Szedłem odrobić szlaban i zobaczyłem go... I przyszedłem tutaj zamiast iść na szlaban...

- Szlaban z profesorem Snape'em? - spytał Dumbledore.

Jakby nie wiedział, pomyślał Harry przewrotnie. Ale powiedział jedynie:

- Tak, sir.

- Cóż, profesor Snape powinien być tutaj za kilka minut. Myślę, że uda się nam twój szlaban usprawiedliwić.

- Albo przełożyć - rzucił Harry, desperacko starając się nie brzmieć z nadzieją.

Dumbledore uniósł na to srebrną brew, ale powiedział jedynie:

- I mówisz, że pan Malfoy szpiegował cię przez cały rok?

- Może dłużej - mruknął Harry.

- Może - zgodził się Dumbledore. Jego wzrok stał się odległy i przygnębiony. - Miałem oczywiście nadzieję... - Urwał.

Harry nie mógł znieść, że Dumbledore smuci się z powodu kogoś takiego jak Malfoy.

- On był zły przez cały czas, sir - wybuchnął. - Zawsze był taki, nie jest tego wart...

Dumbledore przeszył Harry'ego swym najbardziej przenikliwym spojrzeniem.

- W mej opinii, Harry - powiedział - wszystkie dzieci - i większość dorosłych - są "tego warte". - Harry wbił wzrok w kolana, nagle czując zawstydzenie. - Rozumiem - dodał łagodnie Dumbledore - że widzisz sprawy zupełnie inaczej. A jaki byłby świat, gdybyśmy wszyscy zgadzali się we wszystkim? - Włożył do ust kolejną landrynkę. - Profesor Snape zaraz tu przyjdzie - odezwał się po chwili. - Obawiam się, że muszę prosić, byś wyszedł, Harry. Z niewyjaśnionych przyczyn wydaje się rozproszony, kiedy jesteś w pobliżu, a naprawdę będę potrzebował jego całkowitej uwagi. Ale zanim wyjdziesz, czy chciałbyś mnie o coś zapytać? - Wzrok Dumbledore'a znów się zaostrzył. - Albo coś mi powiedzieć?

Harry, wciąż czerwony jak burak po komentarzu odnośnie Severusa, miał na to jakieś tysiąc możliwych odpowiedzi, które brzęczały wokół jego ust, czekając, aż będą mogły wyfrunąć jak pszczoły. Wpędziłem Neville'a w szaleństwo... Dwa razy niemal zabiłem Malfoya... Czasem nie potrafię opanować gniewu, a jeśli ci wszystko jedno, to NAPRAWDĘ chciałbym zostać tego lata w Hogwarcie...

Ale oczywiście nie mógł nic z tego powiedzieć. W zamian Harry zadał pytanie, które siedziało w jego głowie od momentu, gdy znalazł Malfoya pod postacią fretki w korytarzu.

- Dlaczego Malfoy zmienił się we fretkę, sir? - spytał. - To znaczy, wie pan? W to samo zwierzę, w które... w które Crouch zmienił go w czwartej klasie.

- Podejrzewam, że owszem, może mieć to coś wspólnego - powiedział Dumbledore. - Pan Malfoy najwyraźniej polubił bycie fretką... Rozumiem, że poznanie prawdziwej formy animaga to pół sukcesu i dlatego Draco dokonał tak trudnej sztuki w tak krótkim czasie. Inna sprawa, że miał nauczyciela, oczywiście.

- Prawdziwa forma animaga - powtórzył powoli Harry, myśląc o swym ojcu, który stawał się szlachetnym rogaczem; o Syriuszu, który przeobrażał się w wielkiego, oddanego psa; i o Pettigrew, który zmieniał się w szczura. A teraz Malfoy, który także potrafił zmieniać się w skradającego się, podstępnego gryzonia. - Więc... więc forma animaga... znaczy się, odzwierciedla wewnętrzną naturę człowieka czy coś takiego? - Czy miało to w ogóle sens?

Ale Dumbledore uśmiechnął się, wstając z krzesła, by odprowadzić Harry'ego do drzwi.

- To najbardziej wnikliwe pytanie, Harry - powiedział - nad którym animagowie zażarcie debatują między sobą od stuleci. Profesor McGonagall napisała na ten temat monografię, którą mógłbyś uznać za pouczającą, gdybyś zechciał ją przejrzeć.

- Czy pan też jest animagiem, sir? - spytał Harry odważnie, gdy zatrzymali się przy drzwiach.

- Ja? Nie, nie, mój drogi chłopcze. Ale między nami dwoma - Dumbledore pochylił się, a jego oczy migotały wdzięcznie - zawsze wierzyłem, że byłbym wspaniałym dziobakiem.

* * *

Harry wrócił do wieży Gryffindoru, ku swemu rozczarowaniu nie spotkawszy po drodze Severusa. Miał nadzieję wbrew nadziei, że będą mogli się wieczorem spotkać. Nie wiedział, czy jest w stanie znieść kolejne opóźnienie.

Tymczasem jednak chciał przekazać Ronowi i Hermionie wielką nowinę, zanim nieuchronnie rozniesie się ona po szkole. Malfoy usunięty ze szkoły! Ron zacznie fikać koziołki.

Ale gdy Harry dotarł, nie mógł ich nigdzie znaleźć. Czekał niecierpliwie całe dziesięć minut, aż weszli do pokoju wspólnego, lekko zaczerwienieni, ale poza tym nienaganni - Harry był pewien, że to wpływ Hermiony. Musiał zwalczyć szybkie ukłucie zazdrości, znów myśląc o własnej, straconej okazji, po czym przypomniał sobie, że wydarzenia tego popołudnia były tego warte. Ron i Hermiona zdziwili się, widząc go, i, gdy dał im znak, szybko podeszli do wolnego kąta przy oknie.

- Co się stało z twoim szlabanem? - spytał Ron, gdy skupili się w grupkę. - Szybko poszło.

Wam najwyraźniej też, pomyślał Harry, ale nie powiedział tego głośno. W zamian zaczął:

- Kojarzycie ten dziwny, biały kształt, który widywałem w lochach po szlabanach?

Pięć minut później Ron i Hermiona oboje patrzyli na Harry'ego z opadniętymi szczękami. Był to bardzo satysfakcjonujący moment.

- Malfoy stał się animagiem, gdy miał czternaście lat? - spytała Hermiona z niedowierzaniem. - Ale... podczas jednych wakacji? Podczas gdy twojemu ojcu i jego przyjaciołom zajęło to lata? Jak to w ogóle możliwe?

- Pewnie dzięki pomocy osobistego nauczyciela - podsunął Ron z goryczą, niczym echo myśli Dumbledore'a. - Rita Skeeter. Boże! A tata Harry'ego musiał nauczyć się tego wszystkiego z książek!

- Dumbledore powiedział, że pomóc też mogło, że znał zawczasu swoją zwierzęcą formę - dodał Harry. - I tu wchodzi Barty Crouch. - Ta myśl wyciągnęła trochę żądło świadomości, że Malfoy potrafił coś, czego nie potrafił on, Harry.

A... cóż... Może Harry mógłby się któregoś dnia nauczyć, jak stawać się animagiem. Może Syriusz mógłby go nauczyć? Czemu nie? Skoro Harry i tak uczył się wszystkiego innego? Będzie w tym o wiele lepszy niż Malfoy, tego był pewien.

Było też inna kwestia. Malfoy prawdopodobnie nie znał w połowie tyle magii co Harry... Nie tej dobrej...

Niech idzie do Voldemorta. Jeśli chodziło o Harry'ego, nie miało to znaczenia. Bo Malfoy był bezużyteczny, a poza tym tak szybko, jak Harry będzie dość silny, Voldemort był skończony. Tak po prostu będzie. Pokaże wszystkim. Wszystkim.

- Więc Malfoy został usunięty - zastanawiała się Hermiona, a uśmiech na jej twarzy stał się szeroki. - Naprawdę? Naprawdę go nie ma?

- Po tym, co powiedział do Dumbledore'a? - spytał drwiąco Ron. - Naprawdę powiedział mu, by... - zniżył głos, jakby bał się, że Dumbledore usłyszy go, będąc kilka pięter dalej - by poszedł do diabła, Harry?

- Yep - odparł Harry.

- Nie mogę w to uwierzyć! Nie mogę uwierzyć, że ten mały tchórz naprawdę to powiedział! - zapiał Ron i przez chwilę wyglądał na tak szczęśliwego, że Harry pomyślał, że naprawdę zacznie fikać koziołki. - Naprawdę szkoda, że zajęło mu to tak dużo czasu - dodał Ron, różowy z zachwytu. - Szkoda, że nie został animagiem w pierwszej klasie, jeśli przez to został wywalony...

- Wtedy nie docenilibyśmy tego tak bardzo jak teraz - powiedziała Hermiona. - Wiecie... Naprawdę sobie na to zasłużył, prawda? Znaczy się... jeśli masz rację, Harry, i Malfoy naprawdę... wpłynął na Neville'a. To... to chyba słusznie, że on też powinien zostać ukarany, prawda?

- Tak - stwierdził cicho Harry. - Tak mi się wydaje.

Siedzieli wszyscy w pełnej szczęścia ciszy przez moment.

- To po prostu cudowne - rozmarzyła się Hermiona - ale, uff, cieszę się, że nie mamy jutro eliksirów. Ślizgon usunięty ze szkoły... Snape będzie w absolutnie podłym nastroju. - Ta perspektywa chyba nie bardzo ją martwiła.

Ale zastanawiając się, jak Severus zawsze wyglądał, gdy dochodziło do tematu Malfoya, Harry nie wyobrażał sobie, by aż tak się zmartwił.

* * *

Tego wieczoru wiadomość na poduszce Harry'ego potwierdziła zarówno jego przypuszczenia odnośnie nastroju Severusa, jak i jego najdziksze nadzieje - napisane na niej było: "PRZYJDŹ" dużymi drukowanymi literami i wyglądała, jakby Severus nagryzmolił ją w wielkim pośpiechu. Harry nie potrzebował drukowanych liter, by go zachęcić. Sam Voldemort nie byłby w stanie go powstrzymać. Gdyby któryś z jego kolegów nie mógł zasnąć tej nocy, Harry planował zaczarować go do nieprzytomności.

Na szczęście wszyscy chrapali według planu, nawet Ron, który był tak podekscytowany wywaleniem Malfoya, że Harry obawiał się, że nie będzie w stanie zasnąć. Ale Ron wydawał się spać zupełnie spokojnie, gdy Harry nakładał pelerynę i wykradał się z pokoju. Poza tym, jeśli Ron obudzi się później, pomyśli po prostu, że Harry wyszedł do biblioteki albo do George'a, albo gdzieś.

Przez całą drogę w dół poprzez wiele pięter Harry wyobrażał sobie, że słyszy głos Severusa szepcący w jego ucho, że czuje jego pocałunki na ustach. Krwi, która pędziła w jego żyłach, nie uspokoi się - i Harry zapomniał wszystkie złe rzeczy, które miały miejsce w ten weekend, na korzyść pamiętania tych dobrych: przeżył atak Neville'a; Malfoy został ukarany; dwaj ludzie, którzy próbowali skrzywdzić jego i jego kochanka, zniknęli na dobre.

A Harry pozwolił Malfoyowi żyć - choć nie musiał.

Wybory. Decyzje. W tamtej chwili wyboru Harry czuł swą własną potęgę. Zadecydował, czy drugi człowiek ma żyć czy umrzeć, i było to więcej niż przypadkowa szansa, więcej niż ocalenie komuś życia z wypadku czy niebezpieczeństwa - on mógł zabić Malfoya, on pozwolił Malfoyowi żyć.

Z pewnością nie było większej potęgi niż to. Z pewnością nie miał się czego obawiać, skoro był w stanie wydać taki osąd. Wkraczał więc do kwater Severusa bez strachu w sercu - jedynie z oczekiwaniem i wyraźnym zamiarem świętowania.

Gdy Harry wszedł do bawialni, Severus wydawał się być w trakcie chodzenia po niej w tę i z powrotem. Gdy Harry zdejmował pelerynę-niewidkę, Severus obrócił się, by na niego spojrzeć, a jego nozdrza drgały. Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli.

- Nie ma Malfoya - powiedział Harry.

- Tak - zgodził się Severus, a jego ciemne oczy błyszczały.

- I Neville'a.

- Tak. - Teraz Severus uśmiechał się drwiąco.

- A my dwaj wciąż tu jesteśmy i obaj żyjemy...

Na to oczy Severusa rozszerzyły się i przeszedł pokój trzema długimi krokami, by wziąć Harry'ego w ramiona.

- Tak - powiedział cichym, żarliwym głosem - tak... - pocałował Harry'ego - tak... - i znów go pocałował, mocniej.

Harry poczuł, że zapada się w uścisk, i musiał napiąć kolana, by nie osunąć się na podłogę. Dywan nie był taki zły, ale do tego, co planował, chciał mieć łóżko. Czuł palce Severusa poruszające się zręcznie przy guzikach jego piżamy, a potem jedna ręka zatrzymała się i przycisnęła dłoń nad bijącym sercem Harry'ego. Severus na chwilę przestał go całować, a jego oddechy były długimi, drżącymi westchnieniami.

Harry przywarł do niego mocniej, czując że Severus mocniej go obejmuje, i obaj przez chwilę po prostu trwali w uścisku, nie poruszając się, nic nie mówiąc. Wtedy, gdy gruda w jego gardle wystarczająco się zmniejszyła, Harry wyszeptał:

- Łóżko?

Severus skinął głową i skierowali się do sypialni, zrzucając po drodze ubrania, aż Harry leżał nagi na materacu, podczas gdy Severus pozbywał się spodni. Ryzyko noszenia zbyt wielu ubrań, pomyślał Harry, wyciągając ramiona. Severus, pochylony nad łóżkiem, patrzył na niego, jakby obraz Harry'ego był najbardziej fascynującą rzeczą na świecie, po czym jęknął cicho i zniżył się, ponownie biorąc Harry'ego w ramiona i całując go znów i znów.

Ale kiedy Severus sięgnął w dół pomiędzy ich ciała, Harry delikatnie złapał jego rękę.

- Nie tak - wyszeptał.

- Więc jak? - wydyszał Severus w jego usta. Już się trząsł z gotowości.

Harry wziął długą, szczupłą dłoń w swoją własną i poprowadził do swego tyłka. Severus znieruchomiał.

- Cokolwiek zechcesz - rzekł Harry i pocałował ramię Severusa. Miał rację: obawa zniknęła. Severus mógł wziąć, cokolwiek chciał, i Harry da mu to tak chętnie, gdyż nie było już nic, by się martwić. Nie tutaj, nie ze swym kochankiem.

- Nie jesteś gotów - wychrypiał Severus, odsuwając dłoń. - Jeszcze tydzień temu...

- To było tydzień temu - powiedział Harry, po czyym obrócił Severusa i wspiął się na niego, próbując nie wbić w niego kolan. - Nie chcesz już?

Błysk w ciemnych oczach był natychmiastowy i zdesperowany. Severus, pomyślał Harry z ukłuciem winy, bez wątpienia chciał od jakiegoś czasu. Szybki, silny uścisk na biodrze Harry'ego potwierdził to wrażenie, zanim umyślnie zelżał i odsunął się.

- Dość - warknął Severus. - Teraz chodź tu i...

- Jestem tu - powiedział Harry, całując w dowód policzek Severusa - i myślałem o tym, i jestem gotów.

- Potter - jęknął Severus, a jego biodra poruszyły się mimowolnie - to był cholerny tydzień i nie jestem w nastroju do kłótni...

- Dobrze, bo ja też nie - odparł Harry i, wstrzymując oddech na własną śmiałość, usadził się ostrożnie na szczycie erekcji Severusa i pokręcił się. Może to...

W mgnieniu oka leżał płasko na plecach, a Severus wciskał go w materac, całując z desperacją.

- Przestań - wydusił Severus między pocałunkami - przestań, drażnisz się, nie mogę...

- Nie drażnię się - sapnął Harry. - Nie jeśli mówię, że ci pozwalam. - Znów się wiercił. Severus jęknął. - Będziesz ostrożny - dodał Harry ciszej. - Wiem, że będziesz.

- Tak... ale... - Oczy Severusa były zamglone, rozsądek szybko znikał. Harry wykorzystał przewagę i uciekł się do niezawodnej metody.

- Powiedziałem, że chcę, byś był moim pierwszym - orzekł. - We wszystkim. - Oczy Severusa rozszerzyły się. - Nie chcesz...

Severus pocałował Harry'ego tak mocno, że jego oczy zwróciły się w tył głowy, i wydał cichy jęk, który przyprawił Harry'ego o gęsią skórkę na ramionach.

- Bądź pewien - wydyszał Severus, a przez jego ciało przebiegały długie, silne drżenia. - Och, Boże... bądź pewien...

- Jestem pewien - sapnął Harry, nie będąc w stanie przestać się wiercić i przyciskając się do ciała kochanka. I był pewien. To było zdumiewające... zdumiewające mieć coś, czego Severus pragnął tak bardzo, i być w stanie obdarować go tym... Lepiej niż parą byle rękawiczek ze smoczej skóry, to było jasne.

Severus spojrzał na niego, jego twarz lśniła od potu, a oczy wciąż były zamglone.

- Tylko... Mogę przestać - wydusił. - Rozumiesz? Jeśli będzie trzeba...

Harry dotknął jego policzka i oczy Severusa zamknęły się.

- Czego użyjemy? - spytał cicho. - Tego niebieskiego?

Oczy Severusa otworzyły się i przez chwilę próbowały skupić.

- Nie - powiedział ochryple. - Nie, mam... coś bardziej śliskiego. To... Przez to będzie łatwiej.

Harry uśmiechnął się, pocałował go i wyszeptał:

- Gdzie jest?

- ...Jest... ja... ach. Do diabła. Nie wiedziałem, że będziesz... Zaraz wracam.

I ciepło Severusa znikło, na chwilę zostawiając Harry'ego pozbawionym go, gdy jego kochanek wrócił do bawialni, całkiem nagi, i dobiegły stamtąd odgłosy szperania. Zanim wrócił do łóżka, trzymając małą fiolkę płynu o złotej barwie, wydawał się odzyskać trochę spokoju. Severus postawił fiolkę ostrożnie na szafce nocnej i kiedy znów wziął Harry'ego w ramiona i pocałował go, leżąc na nim, było to powolne, spokojne, kontrolowane. Ale poniżej, tuż pod bladą skórą, Harry wyczuwał rozdygotaną potrzebę .

Harry zadrżał i jęknął, opuszkami palców rysując koła na plecach Severusa, zachęcając tę potrzebę najlepiej, jak potrafił, przesuwając delikatnie biodra, aż otarły się o erekcję Severusa. Już się sączył, już był czerwony i drżący, i Severus zakrzyknął cicho, puszczając Harry'ego, by złapać narzutę po obu stronach jego głowy.

- Tak twardy - szepnął Harry, czując niedobór powietrza w płucach, gdy znów poruszył biodrami - tak twardy...

- Na Merlina - sapnął Severus, odrywając usta od warg Harry'ego, by przycisnąć twarz, zarumienioną i gorącą, do zagłębienia szyi Harry'ego. - Na Merlina, tak... - Otworzył usta, cicho nabrał powietrza, a potem wczepił się w delikatną skórę i zaczął ssać.

Harry przywarł do niego ciasno. Och, kochał to... Nie mógł myśleć, gdy... jego własny członek sprawiał ból, ale wydawało się to niemal wtórne do myśli Severusa, do jego odczuć...

- Proszę - wyszeptał i pocałował nagląco ramię Severusa - proszę, chcę wiedzieć...

Długie, chude ramię Severusa sięgnęło na stolik nocny i złapało fiolkę. Oderwał się od wijącego ciała Harry'ego - na krótko zamykając oczy, gdy Harry nie mógł powstrzymać jęku straty - i położył dłonie na biodrze Harry'ego, wyraźnie starając się nie chwytać mocno.

- Obróć się.

Harry głęboko nabrał powietrza, skinął głową i obrócił się. Gdy jego członek dotknął prześcieradeł, ogrzanych jego ciałem, sapnął i szybko uniósł się na ręce i kolana, by nie spuścić się na łóżko. Zza pleców usłyszał cichy jęk.

Potem poczuł gorący, szybki pocałunek u podstawy kręgosłupa.

- Co za widok - szepnął Severus przy jego skórze, a Harry poczuł, że jego twarz rumieni się, gdy w jego głowie pojawił się ten widok. Potem usłyszał odgłos odkorkowywania butelki i zapomniał być zażenowanym, gdy dało o sobie znać ciut jego wcześniejszej nerwowości. Wziął kolejny, głęboki oddech.

Coś przyjemnie zapachniało - jakby dzikimi ziołami. Podejrzewał, że to zawartość fiolki.

- Sam to robisz? - spytał, nie będąc w stanie obrócić szyi wokół, by odpowiednio popatrzeć na Severusa.

- Tak - powiedział Severus, a potem, ku swemu zdziwieniu, Harry poczuł ciepłe, niewiarygodnie gładkie i śliskie palce wślizgujące się między jego uda, ocierające się o jego jądra i wreszcie owijające się wokół jego członka. Zastygł, gwałtownie łapiąc powietrze, desperacko próbując nie szarpać biodrami na ten zdumiewający dotyk. Olej na dłoni Severusa był tak gładki i ciepły... - Uważam, że w dotyku jest całkiem przyjemny - rzucił Severus tonem w zamierzeniu towarzyskim, za wyjątkiem dyszenia. - Jak sądzisz?

- Och, o Boże! Już! - zawodził Harry ostrzegawczo, kurczowo ściskając pościel.

- Tak - szepnął Severus i gładko poruszył dłonią. Harry szarpnął się, krzycząc w poduszkę i czując, że jeden przebiegły palec drugiej dłoni Severusa wślizguje się w niego, gdy dochodził. Palec, niewiarygodnie śliski, delikatnie dotknął małego guzka w jego wnętrzu, i Harry zatrząsł się i znów krzyknął, gdy iskry wystrzeliły przez jego mózg, i poczuł, jakby orgazm miał się nigdy nie skończyć.

Potem upadli na prześcieradła. Severus cofnął rękę w sam raz, by uniknąć uwięzienia jej między ciałem Harry'ego a łóżkiem. Harry leżał bezwładnie przez moment, drżąc, wciąż twardy. Severus nie cofnął palca i wciąż łaskotał nim Harry'ego. Harry jęknął i wymamrotał:

- Wow.

- Dobrze? - spytał chrapliwie Severus.

- Mm.

Severus mruknął cicho, pocałował ramię Harry'ego i wyszeptał:

- Zaciśnij wokół mojego palca.

Harry zamrugał, z wysiłkiem wypływając ze swego osłupienia. A tak... Książka mówiła, że mniej boli, jeśli naciska się niż gdy rozluźnia, prawda? Harry zrobił, jak powiedział Severus, i poczuł kolejny palec wślizgujący się w niego. Krótkie, dziwne uczucie rozciągania, a potem dwie opuszki palców połaskotały mały gruczoł, a jego nogi drgnęły bezradnie i jęknął. To było dziwne doznanie: czuć takie odprężenie w głowie i palcach nóg z orgazmu, podczas gdy jego środek był ciasno zwiniętym kłębkiem desperacji.

- Dobrze - szepnął Severus za jego plecami, znów całując jego łopatkę i koniuszkiem języka znacząc ją kropelką płynnego żaru. - Bardzo dobrze.

- W-więcej niż kiedykolwiek usłyszałem od ciebie na lekcji - drażnił się Harry, zdobywając się na uśmiech.

- Twoje zdolności w eliksirach - powiedział Severus z chrapliwym cieniem swej zwykłej władczości - pozostawiają wiele do życzenia w porównaniu z tym. - Harry'emu wydawało się, że czuje cienkie wargi swego kochanka wykrzywiające się w uśmiech na jego ramieniu. Nagle parsknął. - Co cię tak śmieszy? - spytał Severus ze zwodniczą łagodnością.

- "Wymagać" - odparł Harry i znów parsknął. - "Komponent".

Tym razem Severus nie pocałował go, ale szczypnął mocno w lewy pośladek, wywołując u Harry'ego napad śmiechu. Śmiech zmienił się w jęk, gdy Severus znów poruszył palcami. Oddech opuścił go jako ciche westchnienie.

- Przyjemne - wyszeptał w poduszkę.

Usłyszał, jak Severus głęboko wciąga powietrze.

- Możesz przyjąć kolejny?

Harry miał taką nadzieję albo będą w kłopotach. Powiedział jedynie:

- Tak, proszę - i rozkoszował się, czując drżenie Severusa na słowo "proszę".

Trzeci palec był we środku i Harry czuł się teraz pełny, i zastanawiał się, jak cokolwiek większego może się zmieścić. Było to przyjemne, jednocześnie gdy piekło i bolało... Jak to możliwe? Przypomniał sobie pierwszy raz, gdy Severus to zrobił, w walentynki, i co się wtedy stało - jak Harry wyczuł jakąś magiczną aurę wokół Severusa, jak przez to poczuł się tak połączony ze swym kochankiem, jakie to było piękne i dobre - i nie chciał myśleć, że była to tylko halucynacja. Nagle rozpaczliwie pragnął poczuć to znów...

Słuchając natężonego oddechu Severusa, drżąc i trzęsąc się od dotyku ust na karku i delikatnych palców w swym ciele, Harry zamknął oczy, głęboko nabrał powietrza i... sięgnął.

Nie potrafił wytłumaczyć, jak to zrobił - ale zrobił. Nagle było: wspaniałe doznanie magii Severusa, pulsujące i wirujące wokół niego, pieszczące jego własną magię, dotykające, przeplatające się i tańczące.

Severus znów sapnął i Harry zastanawiał się, czy też to czuje - ostatnim razem nie czuł - chociaż nie, czuł, ale nie wiedział, co Harry robił, a prawdopodobnie była nie pora, by się zatrzymać i wyjaśniać. Harry postanowił, że teraz lepiej milczeć w tej sprawie i nie naciskać tak mocno jak przedtem. Nie byłoby dobrze skończyć tak wcześnie. Gdyby... gdyby Harry po prostu potrafił powstrzymać się, by nie sięgnąć bardziej i nie złapać, jak to zrobił ostatnim razem... Pohamował się z pewną trudnością.

Ale to wciąż nie było dość. Nie palców, nie aury - Harry potrzebował więcej, potrzebował więcej Severusa, więcej dotyku, więcej doznania, więcej wszystkiego. I wiedział, jak to dostać.

- Więcej! - krzyknął.

Palce Severusa na chwilę zadrżały w jego wnętrzu, i poruszył się, i krzyknął.

- Więcej - powiedział znów Harry, nie będąc pewnym, czy błaga czy żąda. - D-dość palców... wewnątrz mnie, proszę, wewnątrz mnie...

- Och, Boże - jęknął Severus i ostrożnie wysunął palce.

Harry usłyszał mlaszczący odgłos, wiedział, że Severus bierze więcej oleju i, oceniając po jego szybkim, chrapliwym, przerywanym oddechu, nakłada na swój członek. Dotknął siebie przy Harrym tylko raz, w kapitulacji na nieśmiałą prośbę Harry'ego, a Harry na ten widok nie był w stanie utrzymać rąk z dala od swego własnego członka, i obaj stali się tak twardzi, że byli zszokowani. Harry, wspominając to, zakwilił i szepnął:

- Chciałbym... cię widzieć...

Dwie chude, gorące dłonie, obie teraz śliskie od oleju, przebiegły lekko w górę i w dół jego pleców.

- Tak będzie dla ciebie przyjemniej - powiedział Severus zduszonym głosem. - Wciąż jesteś pewien...

- Tak! - sapnął Harry, mocno starając się nie sięgnąć i nie pochwycić aury Severusa tak zapalczywie, jak potrafił. - Tak, tak, proszę...

Dłonie chwyciły jego biodra żelaznym uściskiem.

- Twoje nogi. Szerzej... - Harry zakwilił i posłusznie rozłożył nogi - ...och, na Merlina, tak, właśnie tak... teraz... nie ruszaj się...

Głos Severusa stał się jeszcze głębszy niż zazwyczaj i wibrował z napięcia tak jak cała jego reszta. Harry trzęsąc się razem z ciałem swego kochanka, czuł zarówno potrzebę, jak i nadludzkie opanowanie. Oba były dla niego przyjemne, bardzo przyjemne, a jednak jakaś jego część chciała wiedzieć, co by się stało, gdyby Severus pozwolił sobie...

Jedna ręka pozostała na biodrze Harry'ego, podczas gdy druga odsunęła się, by pomóc Severusowi ułożyć się naprzeciw małego, nawilżonego fałdu.

- Napnij i popchnij w tył - wyszeptał Severus. - Teraz.

Harry tak zrobił. I poczuł, że jest rozpychany, rozszczepiany powoli przez coś większego i gorętszego, i bardziej żywego i pozbawionego rozumu niż palce. Złapał oddech na to dziwne wrażenie, a magia zapłonęła wokół niego, rozświetlając go zarówno od środka, jak i na zewnątrz, i poruszył się, i nacisnął na Severusa. Na chwilę zapłonął też ból, ale potem zniknął w jaskrawym wirze doznań.

- Przestań! - krzyknął Severus, ale Harry słyszał za tym poleceniem tak surową przyjemność, że wiedział, że nie płynęło z głębi serca. - Nie... nie tak szybko, zrobisz sobie krzywdę... w porzą...

- Tak - odparł Harry, brzmiąc niewyraźnie we własnych uszach. - W porządku... a ty? Nie zrobiłem niczego złego?

- Nie... - Głowa Severusa opadła i spoczęła na plecach Harry'ego. Jego włosy ociekały już potem. - Nie... ale... nie... rusz... się. - Każde słowo było równo oddzielone, jak smocze zęby, które Severus wrzucał do kociołka w bardzo dokładnych odstępach.

- Postaram się - wyszeptał Harry w odpowiedzi, choć tak naprawdę pragnął się znów poruszyć i zobaczyć, czy może pochwycić to zdumiewające wrażenie.

- Jak... to... odczuwasz?

- Dobrze. Pełno. Nie sprawiasz mi bólu.

Zaskoczony, że ma jeszcze tyle mózgu, by wytworzyć tak spójną wypowiedź, Harry sięgnął i niezdarnie złapał dłoń, która wciąż ściskała jego biodro, poczuł, jak chwyta ona jego dłoń, podniósł ją, by pocałować, i przycisnął do swej piersi. Czuł pełne desperacji sapnięcia Severusa, niemal rzężenia, gdy jego kochanek pochylał się nad nim, wyraźnie pogrążony tak głęboko, jak mu się to wydawało bezpieczne. Ale nie wystarczająco głęboko dla Harry'ego. Mógł przyjąć więcej. Pragnął więcej. Ale Severus najwidoczniej był zdeterminowany, by nie zrobić mu krzywdy, i choć trząsł się mocniej niż wierzba bijąca, nie pchał.

Harry uniósł dłoń Severusa do ust i znów ją pocałował. Drżała. Druga ręka zacisnęła się na prześcieradłach, jakby próbując je rozerwać.

- We mnie - wydyszał Harry. - Więcej.

Usłyszał więcej zdyszanych odgłosów zza i znad siebie, po czym Severus zdołał powiedzieć:

- Nie, zrobię ci krzywdę... jesteś zbyt... - Drżący jęk. - Dobry Boże, o Boże, tak ciasny, jesteś... - Harry znów poczuł, jak czoło Severusa przyciska się do jego ramienia, przesuwając się w przód i w tył, jakby szukając punktu oparcia.

- Chcę, byś to zrobił - wyszeptał Harry. Liznął czule koniuszek jednego z palców Severusa i zdyszane odgłosy przeszły w jęki. Czuł uda Severusa drżące z wysiłku pozostania w bezruchu. Zęby zatopiły się nagle w jego ramieniu, wbijając się skórę, która była o wiele gorętsza niż zazwyczaj, i poczuł miękki, wilgotny język Severusa. Jego kochanek zdawał się tłumić swe odgłosy, pomimo wszystkich wyciszających zaklęć. - Wiem, że chcesz - ciągnął Harry, łagodnie ssąc opuszkę palca, i ścisnął pośladki tak mocno, jak tylko mógł, wokół agresora wewnątrz.

Stłumiony krzyk.

Potem, wreszcie, pchnięcie, mocne, krótkie, nad którym najwidoczniej Severus nie miał kontroli.

- Och... Boże - dyszał Severus na karku Harry'ego - ty niemożliwy... nie powinieneś...

Ale Harry już wiercił się pod nim, próbując potrzeć czubek członka Severusa o mały guzek, wydając zduszone łkania, których wiedział, że Severus nie jest w stanie spokojnie znieść. Wywalczył kolejne pchnięcie, a Severus trząsł się jeszcze bardziej z wysiłku, by było to delikatne, i Harry jęknął tak cicho i głęboko w gardle, że obaj to czuli.

- Och - sapnął i odwrócił głowę, by pocałować ramię Severusa. - Och, więcej...!

Severus wydał dźwięk niczym szloch i tym razem jego pchnięcie było mniej kontrolowane niż poprzednie. Harry odrzucił głowę w tył, wiercąc się, i wyszeptał:

- Jeszcze raz.

Severus pchnął raz jeszcze, jakby był niewolnikiem na polecenie Harry'ego, a teraz każdy jego oddech był krzykiem. Nie byli w stanie przestać poruszać się razem, Harry naciskał w tył, gdy Severus drążył w przód, Severus składał głębokie, ssące pocałunki na tym fragmencie Harry'ego, który był najbliżej, Harry wyginał szyję, by dać mu lepszy dostęp. Zdawało się Harry'emu, że magia jest burzą wokół nich, czekając, aż on coś zrobi, że jakoś się z nią połączy, że wniesie swoje bardzo ludzkie "ja" w kontakt z... cokolwiek to było, coś nieludzkiego i potężnego, i wciąż część ich obu...

Pchnięcia Severusa przyspieszały. Wydyszał coś, mogło to być pytanie, ale Harry nie słyszał. Był wewnątrz Harry'ego i wokół niego również, i to było dokładnie wszystko, czego Harry pragnął, i gdyby tylko sięgnął po tę magię...

Nagle ciepła, śliska dłoń wokół jego członka zniknęła i odkrył, że z poczuciem straty wygina biodra w powietrze.

- Och! Co...

Oddech Severusa drżał na karku Harry'ego i nie wysuwając się z ciała Harry'ego, Severus obrócił ich obu na bok i uniósł nogę Harry'ego. Ruch ten wprowadził go jeszcze głębiej, ale gdy już tam był, nie poruszał się już tak dużo, zamiast tego dokonując szybszych, płytszych pchnięć, które pocierały nieustannie drgający punkt wewnątrz, i Harry zaczął zawodzić z przyjemności. Zapomniał zupełnie o magicznych aurach i innych takich nie-fizycznych nonsensach. Istniało tylko ciało Severusa, oplecione wokół niego, ich ciężkie, pełne wysiłku oddechy i dłoń Severusa, która teraz miała lepszy dostęp do Harry'ego, skubiąca jego sutki, opuszczająca się, by popieścić jego członek delikatnym, drżącym dotykiem, aż Harry czuł, że może od tego umrzeć.

- Podoba... ci... się... to? - spytał Severus, ubogacając słowa liźnięciami i uszczypnięciami na Harry'ego ramieniu i szyi, i zdawało się Harry'emu, że wewnątrz siebie czuje czubek Severusa, gorący i śliski, i sączący się z gotowości.

- Ja... tak, och... - Harry nie potrafił pomyśleć nic więcej. Chciał powiedzieć, że czuje się cudownie i dziwnie jednocześnie, jak czuje się połączony z Severusem. Chciał przeprosić, że nie pozwolił na to Severusowi o wiele wcześniej. Zamiast tego zdołał wydusić: - A tobie się podoba? - I znów napiął pośladki.

- Ach! - Severus zamarł, puszczając członek Harry'ego, by znów złapać jego biodro, i samemu nieruchomiejąc. - Ach, nie...

Ale Harry pamiętał wszystkie te razy, gdy Severus rozkoszował się, sprawiając, że on tracił kontrolę, i nawet mimo własnego pobudzenia nie był w stanie powstrzymać przewrotnego uśmiechu, gdy znów ścisnął. Dłoń na jego biodrze zacisnęła się brutalnie.

- Harry! - warknął Severus, a jego długie, gorące ciało trzęsło się na plecach Harry'ego.

Harry złapał dłoń, przesunął z biodra (będzie pokryty siniakami na biodrach i szyi, wiedział to) i znów ją przytrzymał. Biodra Severusa szarpnęły się lekko, pchnęły i jęknął.

- Podoba ci się? - powtórzył Harry, będąc w stanie jaśniej myśleć bez ręki na członku. Przycisnął dłoń Severusa do swego serca, zacisnął pośladki po raz trzeci i polizał usta, gdy Severus znów jęknął, co brzmiało, jakby cierpiał. Zęby złapały płatek jego ucha w krótkim, pełnym pragnienia ugryzieniu.

- Tak, a niech cię - wychrypiał Severus i przewrócił ich z powrotem, tak że Harry był znów na rękach i kolanach, i zaczął się poruszać, pchając tak mocno i głęboko, że Harry mógł czuć wibracje na obojczyku. - Och, och tak... - Znów jęknął i tym razem brzmiał jak pokonany. - To wszystko... czego... pragnę... teraz...

Harry doszedł, krzycząc.

Przycisnął twarz do poduszki, przycisnął tyłek do Severusa, nie będąc w stanie przestać się poruszać i wić się, i pragnąć, by ten orgazm nigdy się nie skończył. Jego mięśnie rozluźniły się wszystkie naraz i musiało to być przyjemne dla Severusa, gdyż gwałtownie wciągnął powietrze, zamarł, potem wycofał się, wbił się z powrotem, zrobił to znów, a potem doszedł, wsunął się w całości i zaczął pchać krótkimi, mocnymi, desperackimi uderzeniami bioder, nie wydając dźwięku za wyjątkiem równie krótkich, mocnych, desperackich sapnięć.

Potem upadł na Harry'ego, wgniatając go w materac.

Oddech Harry'ego uleciał z niego jako uff, gdy jego oszołomiony orgazmem mózg powoli zarejestrował, że nagle ma na sobie niezły bezwładny ciężar i że Severus wciąż jest w nim, i że nigdy nie był tak niedelikatny. Zazwyczaj. W każdym razie nie w sprawach seksu.

- Severus? - wyrzęził.

Nie było odpowiedzi. Po strasznym momencie paniki Harry ustalił, że jego kochanek wciąż oddycha, i wtedy zdał sobie sprawę, co zaszło.

Severus zemdlał.

Wciąż rozluźniony po orgazmie, wciąż z zawrotami głowy i drobnymi dreszczami przyjemności rozbłyskującymi w jego żyłach, Harry wybuchnął krótkim, niemal histerycznym śmiechem. Potem ostro machnął łokciem.

- Severus!

Zyskał tym szarpnięcie całego ciała i słabe sapnięcie.

- Obudź się! - powiedział Harry, a śmiech znów zadrgał wokół jego słów.

Kolejne szarpnięcie, po czym Severus przeklął cicho i podniósł się z Harry'ego tak nagle, jak na niego upadł, wysuwając się ostrożnie z jego ciała.

- Psiakrew... Nic ci nie jest?

- Nie - odparł Harry, gryząc knykieć, by utrzymać śmiech pod kontrolą. - Jedynie z-zemdlałeś na sekundę.

- Śmiej się, Potter - powiedział Severus głosem pełnym odrazy, ale jego dłonie były czułe, gdy delikatnie dotknął pośladków i ud Harry'ego. - Uszkodziłeś się gdzieś?

- Jutro będę obolały jak diabli - stwierdził radośnie Harry, ostrożnie obracając się na bok i układając tak, by móc popatrzeć na swego kochanka, wiedząc, że jego oczy wciąż migocą wesołością. - Nic mi nie jest. Naprawdę. Ach... a ty? Nieco przytłoczony?

- Hmph. - Severus ściągnął narzuty i zaczął układać je wokół Harry'ego. - Gdybyś zechciał pozbyć się z twarzy tego idiotycznego uśmiechu, choć wzruszony jestem twoją troską...

- Och, nie - rzucił Harry. - Nie martwiłem się w ogóle, jak długo oddychałeś.

Potem nie mógł się dłużej powstrzymywać i wybuchnął śmiechem, przykładając dłonie do ust. Severus popatrzył na Harry'ego groźnie, upewniając się, że jest mocno opatulony, po czym położył się obok niego i wziął w ramiona. Harry opanował prychanie i przytulił się z wdzięcznością, unosząc uśmiechniętą twarz do pocałunku, a potem jeszcze jednego i jeszcze jednego. A potem Severus przesunął się, by znów pocałować jego szyję i ramiona, bardzo delikatnie tym razem, nad siniakami, które już zaczynały się pojawiać.

- Chyba nie zamierzałem być tak brutalny - powiedział cicho.

- Było cudownie - oznajmił Harry. Następnie ziewnął i wtulił się mocniej. - Wszystko - dodał sennie. - Cieszę się, że to zrobiliśmy.

Severus nic nie powiedział, ale dwa długie palce pogłaskały twarz Harry'ego, gdy umościli się bardziej wygodnie w łóżku.

Potem Harry nagle o czymś pomyślał. Obudził się na tyle, by spytać:

- Co się stało... Gdy poszedłeś zobaczyć się z Dumbledore'em? W sprawie Malfoya?

Severus chrząknął, ale nie stężał zauważalnie.

- A czego oczekujesz? - spytał. - Malfoy, po tym jak złamał niemal tak wiele szkolnych reguł jak ty, został usunięty.

- Naprawdę? Już?

- Dyrektor potrafi działać zdumiewająco szybko, gdy tego chce.

- Czy... znaczy się... miałeś jakieś pojęcie? Że Malfoy jest animagiem?

Teraz Severus stężał i otworzył jedno oko.

- Nie. Nie, nie miałem. Zarówno opiekun twojego domu, jak i ja, nadzwyczaj zaniedbaliśmy w tym roku swe obowiązki, gdy chodzi o świadomość, czym dokładnie zajmują się nasi uczniowie.

Harry skrzywił się i zdawało mu się, że po Neville'a... wydaleniu? zawieszeniu?... McGonagall prawdopodobnie nie zaniedba pysznić się przy Snapie, gdy jednego z członków jego domu spotkał podobny los.

- Cóż... na pewno się zdarza co jakiś czas - powiedział słabo.

- Istotnie. A Longbottom to głupi bałwan, podczas gdy Malfoy ma jakiś marginalny poziom inteligencji - przez co jednak nie czuję się wiele lepiej. Ciekawe czemu? - Głęboki głos ociekał sarkazmem.

- Cóż. Teraz ich nie ma. Nigdy nie będziemy musieli ich oglądać. Neville będzie w... w Świętym Mungo, a Malfoy w Durmstrangu...

- Tak - przyznał Severus, patrząc w sufit. - W Durmstrangu, przez cały rok szkolny. Prawie na pewno nigdy już nie postawi stopy w tym kraju, skoro żył tutaj całe swe życie jako produkt starego i dobrze ukorzenionego drzewa genealogicznego. Nie myśl o tym.

- No, słuchaj - rzucił Harry z frustracją - on nigdy nie wróci tutaj, a ja wcale nie planuję mieć z nim kiedykolwiek coś wspólnego.

- Planuj, co chcesz - powiedział cicho Severus. - Ostrzegę cię tylko, byś nie był zaskoczony, gdy wasze ścieżki znów się przetną.

Ciepło w Harrym znikło, pozostawiając go z uczuciem niepewności i zdenerwowania z powodów, których nie umiał wytłumaczyć. W tej rundzie pokonał Malfoya na dobre i pozbył się go przynajmniej na rok. Przez rok wszystko się może zdarzyć. Harry przypomniał sobie Rona, gdy w czwartej klasie mówił z nadzieją, że może Malfoy spadnie z lodowca. Ale z jakiejś przyczyny Harry nie potrafił pozbyć się wyraźnego uczucia niepokoju. On i Severus leżeli przez chwilę razem w ciężkiej, nieprzyjemnej ciszy, po czym Severus znów się odezwał:

- By poprawić nastrój - powiedział. - Mam, oczywiście poufnie, wiadomość odnośnie twoich wakacji, od dyrektora.

Harry zamrugał i spojrzał na niego.

- Jaką?

- Zostajesz w Hogwarcie - oznajmił cicho Severus.

Harry z miejsca zapomniał o Malfoyu, gdy pochylał się niecierpliwie nad Severusem, z uśmiechem grożącym, że przepołowi jego twarz.

- Naprawdę? Tak powiedział? Nie, nie zrobił tego. Naprawdę?

- Tak jakby - odparł Severus. - Powiedział mi, po tym jak skończyliśmy z panem Malfoyem, że nie wracasz tego lata do mugoli. Ja... rozmawiałem z nim o tym wcześniej.

- Naprawdę? - Harry mógł ledwo oddychać. - Kiedy... co...

Severus machnął ręką z irytacją, a jego policzki lekko poczerwieniały.

- Nieważne. Liczy się, że nie wracasz do mugoli, mały problem z legalizacją Blacka ugrzązł obecnie w procedurach, a nigdzie indziej nie możesz pojechać.

Harry zagryzł wargę.

- Chyba że... Dumbledore wyśle mnie do Weasleyów - podsunął niechętnie.

Ramiona Severusa stężały wokół Harry'ego, ale powiedział jedynie:

- Nie jest wystarczająco bezpiecznie. Nie wyśle cię tam. - Pochylił się, by znów pocałować Harry'ego. - Nie wyśle.

- Myślę, że nie - przyznał Harry, gdy odzyskał usta do użytku. W końcu ostatniego lata Dumbledore wezwał go z domu Weasleyów. A jeśli Syriusz nie zostanie uwolniony, to... - Ale Du... dyrektor nie powiedział, że będę w Hogwarcie?

- Powiedziałem ci - zauważył drażliwie Severus - nigdzie indziej nie możesz pojechać. Kogo ma zamiar poprosić, by się tobą zajął? Lupina? Figg? Fletchera? Nie wydaje mi się. Będziesz tutaj.

Harry wydał westchnienie ulgi i znów wtulił się w Severusa.

- To brzmi fantastycznie - stwierdził szczęśliwy i poczuł, że jego oczy znów zaczynają się zamykać. - Wszystko... fantastycznie...

- Idź spać - powiedział Severus i Harry poczuł na policzku pocałunek.

- Idę - odpowiedział bardzo poważnie i tak zrobił.



rozdział 19 | główna | rozdział 21