Rozdział dwudziesty pierwszy
Kielich goryczy




Usunięcie ze szkoły Draco Malfoya zupełnie przyćmiło wydalenie Neville'a Longbottoma. Przez całą resztę tygodnia - a akurat był to tydzień egzaminów - szkoła nie mówiła o niczym innym. Malfoy, w niedzielę obecny na świątecznym lunchu, pozornie zniknął w środku nocy, a do poniedziałku rano jego rzeczy zostały usunięte z pokoju. Pożegnał się na zawsze i przy śniadaniu w poniedziałek Dumbledore jedynie krótko ogłosił jego odejście.

- Aby chronić prywatność pana Malfoya, a także jego rodziny, oczywiście nie zdradzę wam okoliczności, jakie towarzyszą temu przykremu incydentowi - oznajmił Dumbledore oszołomionej publiczności. - Dość powiedzieć, że głęboko tego żałuję i mam szczerą nadzieję, że nie powtórzy się to nigdy więcej. - Sprawiał wrażenie bardzo poważnego i przygnębionego i Harry miał jasne przeczucie, że gdyby nie to, stół Gryffindoru wybuchnąłby oklaskami. A tak jedynie zabrali się do podnieconego trajkotania - jak wszyscy inni - gdy Dumbledore usiadł.

Harry obrzucił spojrzeniem stół Slytherinu. Crabbe i Goyle siedzieli w wyrazem otępienia na twarzach, ale to było raczej normalne, więc Harry nie był pewien, co o tym myśleć. Pansy Parkinson łkała niepocieszona w serwetkę. Harry nie mógł nie zauważyć, że nikt inny nie wydawał się być jakoś okropnie zmartwiony, choć większość pozostałych Ślizgonów patrzyła na Severusa przy stole nauczycielskim zdumiona i z rzucającą się w oczy niepewnością na twarzach. Severus, którego własna twarz była pozbawiona wyrazu, skinął na nich lekko i po chwilowym wahaniu większość z nich wróciła do śniadania.

Harry obserwował całość z fascynacją, dopóki nie dało o sobie znać kolejne bolesne ukłucie w jego tyłku. Zaczerwienił się. Naprawdę bolało go jak diabli, kiedy obudził się o wpół do czwartej tego ranka, przed powrotem do wieży Gryffindoru. Severus kazał mu przełknąć wstrętną miksturę, która stłumiła ból, egzekwując od Harry'ego obietnicę, że przed śniadaniem przyjmie drugą dawkę. Harry uznał, że pieczenie w tyłku jest lepsze niż obrzydliwy posmak eliksiru, więc siadał z pewnym dyskomfortem i choć raz cieszył się, że w tygodniu egzaminów nie było perspektyw nawet na nieformalny trening quidditcha.

Ale było naprawdę warto.

To wszystko, czego pragnę teraz.

Za każdym razem, gdy Harry przypominał sobie te słowa, głęboko we wnętrzu czuł dreszcz i gorzko żałował, że Severus nałożył seks-moratorium na tydzień egzaminów. Cały kolejny tydzień! To absurd! Ale Severus był w tej kwestii absolutnie niewzruszony, mówiąc, że obaj potrzebują się skoncentrować, a poza tym będą mieli całe lato.

Harry nie mógł się tego lata doczekać. To odciągnęło trochę uwagi od jego nauki, choć pracował w tym roku tak ciężko, że egzaminami martwił się o wiele mniej niż kiedykolwiek przedtem. Wiedział, że poradzi sobie dobrze, chociaż wątpił, by był w czymś pierwszy. Ale to się nie liczyło. Nie liczyły się jego stopnie ani czy jego nazwisko pojawi się na liście jako pierwsze, drugie czy trzecie - liczyło się, że wie, czego się uczy i co zaczynał odczuwać w kościach. Szkoda, że nie mógł kogoś zmusić, by nagiął dla niego przepis o używaniu magii przez nieletnich - całe lato przed nim, mógłby naprawdę zacząć przekładać trochę tej abstrakcyjnej wiedzy na praktykę, gdyby nie ten cholerny zakaz. Coś takiego można marnować na Malfoya, naprawdę. Cały ten czas i na co go wykorzystał? Na naukę, jak stać się fretką!

Cóż, Harry nie zamierzał tak marnować czasu. Zamierzał wykorzystać wakacje, by nauczyć się ważnych rzeczy, a z działem Ksiąg Zakazanych pod nosem (i pustą szkołą) nie wydawało się to celem nie do osiągnięcia. I może... może praktyczna praca też nie była tak zupełnie poza jego zasięgiem. Miał w tej sprawie kilka pomysłów.

Ale nie będzie cały czas się uczył. Nie, naprawdę nie. Już zaplanował spędzać tak wiele nocy, jak to możliwe, w lochach. Nie powinno być to trudne ani nawet szczególnie ryzykowne: większość nauczycieli i wszyscy pozostali uczniowie wyjadą na lato. Dumbledore przymknie oko, a Hagrid niczego nie będzie podejrzewał. A skoro mowa o Hagridzie, Harry mógłby pomóc mu ze wszystkim, i miałby całe boisko quidditcha dla siebie, i Hogsmeade tak blisko, i prawdopodobnie mógłby odwiedzić Rona, tak na chwilkę... Będzie cudownie! O niebo lepiej niż jakiekolwiek lato spędzone z Dursleyami. Harry nie mógł doczekać się, by odkryć, jak to dokładnie jest mieć porządne wakacje.

Plotkowanie na temat Draco trwało przez cały tydzień, ale Harry zmusił się, by o tym nie myśleć. Pomagało mieć obok Hermionę, która trzymała w ryzach Rona. Ron był tak szczęśliwy z powodu usunięcia Draco, że często zagapiał się w przestrzeń z szerokim uśmiechem na twarzy. Ale Hermiona zawsze tam była, by zaciągnąć ich z powrotem do książek. Marszczyła się surowo na Rona, po czym łagodniej klepała go po kolanie, nawet gdy wskazywała na błędy w Harry'ego notatkach. Między sobą przerobili tak dużo materiału, że kiedy Harry usiadł do testów, był zdumiony, że wszystko jest tak łatwe. Zaklęcia i opieka nad magicznymi stworzeniami były niczym spacerek, wróżbiarstwo i historia magii - takie same dowcipy jak zawsze, astronomia, zielarstwo i transmutacja każde poszło pozytywnie, i nigdy nie czuł się tak dobrze, jak gdy ukończył egzamin z obrony przed czarną magią. Z łatwością zablokował wszystkie zaklęcia, a nikt z całej klasy, nawet Hermiona, nie miał choćby nadziei, by wytrzymać jego ataki. Promieniejąca profesor Delacour nagrodziła go najwyższą oceną.

Na eliksirach nie poradził sobie tak świetnie jak na obronie, ale jego mikstura wydłużająca włosy (której podstawowa formuła mogła być użyta w setkach innych eliksirów, w większości bardziej interesujących) była dobra na tyle, że Severus nie szydził z niego za bardzo i gdy wypróbował ją na Ronie, włosy Rona opadły w uroczych, rudych falach aż do ziemi. Wszyscy się śmiali, a czerwony na twarzy Ron musiał przez resztę dnia znosić Deana, który wołał na niego: "Ronalda". Na końcowym egzaminie nie pracowali w parach i Harry z pewną dozą ponurej przyjemności obserwował, jak pobladła Pansy Parkinson kompletnie spartaczyła swój eliksir. Dobrze jej tak.

Ogólnie Harry był bardzo zadowolony, uznał, gapiąc się w sufit ostatniej nocy tygodnia egzaminów. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę poradził sobie lepiej niż Hermiona na obronie. Przyjęła to łaskawie, choć Harry poznał, że była lekko przygaszona, iż ją pobito. Po kolacji Ron ukradkiem poklepał Harry'ego po plecach i szczerze uniósł kciuk do góry. "Dobrze jej to zrobi", wyszeptał. McGonagall zatrzymała go w holu, by mu pogratulować znacznie lepszych ocen i pochwalić całą jego ciężką pracę. Było to miłe - uczucie, że osiągnął coś, czym przedtem za bardzo się nie przejmował.

Najlepsze ze wszystkiego było oczywiście, że to już koniec. Wyniki egzaminów miały zostać ogłoszone za trzy dni, by dać nauczycielom możliwość oceny całości, a potem wszyscy pojadą do domu, zostawiając Harry'ego w zamku. Czekały go wypady do Hogsmeade, treningi quidditcha (Harry czuł, że ozdrowiał całkowicie, i cieszył się na nie) i długie, przyjemne lenistwo. Będzie to miłe wytchnienie. Czując, jak jego żołądek skręca się z zadowolenia, Harry zasnął.

Jego sny tej nocy były w większej części mgliste i bezkształtne. Śnił, że biegnie bardzo szybko, choć nie był pewien, od czego ucieka albo ku czemu zmierza, a piasek przesuwał się pod jego stopami, i nigdzie nie mógł się dostać. Wreszcie piasek ustąpił i jego nagie stopy uderzyły gorący asfalt - jak ten, który pokrywał plac zabaw w jego szkole podstawowej. Poparzył się, krzyknął i podskoczył z bólu, i pobiegł jeszcze szybciej, choć asfalt wydawał się rozciągać we wszystkich kierunkach. Po chwili znalazł się w lustrzanej sali, otoczony nieskończonym kontinuum Harrych, z których każdy sprawiał wrażenie zmieszanego i zdezorientowanego, i wokół ust miał ślad od czerwonego płynu. Harry zmarszczył czoło i przypatrzył się im - podłoże wreszcie ochłodziło jego stopy - i zastanowił się, dlaczego oni mają czerwone usta, a on nie.

Potem spojrzał w dół i ujrzał puchar krwi stojący na ziemi, iskrzący się mrocznie w czerwonym świetle. Zadowolony podniósł go, zdając sobie nagle sprawę, jak bardzo się zgrzał i jak bardzo jest spragniony po całym tym biegu. Najwyższy czas, by zaspokoić tę potrzebę...

...i wypił...

* * *

Następnego poranka ludzie wreszcie przestali gadać o Malfoyu, a zaczęli dyskutować o wiadomości dnia w Proroku Codziennym. Był to kolejny artykuł Benedictusa Gribble'a, a nagłówek głosił:


KRWAWA ŁAŹNIA ŚMIERCIOŻERCÓW!
Troje z Mrocznym Znakami znalezieni martwi
Knot zaprzecza związkowi z S-W-K


Artykuł opisywał, jak dwoje mężczyzn i kobieta, nienazwani z imienia, zostali znalezieni w domu należącym do jednego z nich. Najwidoczniej odkryto ich ubiegłej nocy, leżących bezwładnie przy stole, z Mrocznymi Znakami bardzo wyraźnymi na ich przedramionach. Przerażające było, w jaki sposób zginęli: zdawało się, jakby ktoś rozerwał ich klatki piersiowe i wyciągnął serca. Gribble spekulował odnośnie możliwości użycia masowego zaklęcia Excordia. Ministerstwo Magii nie zidentyfikowało sprawcy do czasu, gdy gazeta poszła do druku, a Korneliusz Knot ostrzega opinię publiczną, że prawdopodobnie to groteskowy żart, mający na celu jedynie zastraszyć łatwowiernych.

- Łatwowiernych! - prychnęła Hermiona, gdy ona, Ron i Harry ścieśnili się nad jednym egzemplarzem przy śniadaniu. - Z Mrocznymi Znakami na ramionach? Kiedy Knot zamierza wyznać prawdę? To już dwa lata! Ludzie znikają... społeczeństwo traci wiarę w ministrów...

- Tata twierdzi, że wtedy, gdy piekło zamarznie - rzucił z goryczą Ron. - Nie wiem, dlaczego po prostu go nie wyrzucą. W ministerstwie jest wielu niezadowolonych z tego tuszowania. Jak myślisz, Harry?

- Myślę, że śniadanie smakowałoby mi bardziej, gdyby nie wydrukowali zdjęcia - odparł Harry. Ciała zmarłych oczywiście się nie poruszały, a wydawca zamazał ich twarze, ale i tak było to bardzo szokujące.

- Ciekawe, kto to zrobił - zastanawiał się Ron. - Znaczy się... Może ktoś z ministerstwa, kto ma już Knota powyżej uszu... działając na własną rękę, co?

- Albo byli to inni śmierciożercy - powiedziała zamyślona Hermiona. - Wiecie... walczący o pozycję... to by było dobre, nie?

- O ile tylko będzie ich mniej - stwierdził Harry - naprawdę wszystko mi jedno, w jaki sposób to się stanie.

- Mniej - przytaknęła Hermiona, po czym odrzuciła włosy na plecy, nieuchronnie przyciągając wzrok Rona. - Naprawdę! Cały ten artykuł, i jeszcze wyniki egzaminów za dwa dni... Nie przełknę ani kęsa, zbyt się denerwuję.

- Ja już kończę - rzekł Harry, nabierając ostatni łyk soku z dyni. - Chcecie zagrać w potrójnego eksplodującego durnia?

Hermiona wygrała grę, co chyba poprawiło jej humor, szczególnie gdy mogła wykazać Harry'emu, dlaczego przegrał. Reszta dnia zlała się w przyjemną plamę zajęć w wolnym czasie, i minął on o wiele szybciej niż przeciętny szkolny dzień, i wydawało się, że niewiele czasu minęło w ogóle, a już siedzieli przy śniadaniu dnia następnego, przeglądając najnowszy numer gazety, który podał nazwiska zmarłych śmierciożerców: Prunella i Aloysius Scropesowie oraz Michael Ribet. Harry nigdy nie słyszał o żadnym z nich. Postanowił spytać o nich Severusa następnego dnia, gdy stopnie zostaną wreszcie wystawione i jego kochanek będzie miał wieczór w większości wolny.

Następnego poranka gazeta nie przyniosła żadnych odpowiedzi, za wyjątkiem notki u dołu Strony trzeciej, mówiącej, że na czas dochodzenia ministerstwo odmawia jakichkolwiek informacji w sprawie Scropes-Ribet. Do wieczora Harry był tak pełen ciekawości, że skradając się do lochu, nie myślał przede wszystkim o seksie.

Severus jednak nie skłaniał się szczególnie do dyskusji na ten temat.

- Znałem ich - powiedział sztywno. - Przez krótki okres uważałem ich za przyjaciół. Osobiście pomagałem Michaelowi Ribetowi w eliksirach od piątej do siódmej klasy, gdy stało się jasnym, że nie potrafi znaleźć własnego tyłka przy pomocy obu rąk, i był za to wdzięczny. To chciałeś usłyszeć?

Oddech Harry'ego opuszczał go w irytacji. Wciąż byli zupełnie ubrani i patrzyli na siebie ponad szachownicą niczym wrogowie. Harry ledwo dostał się do środka, a zasypał Severusa podekscytowanymi pytaniami. Może pocałunki byłyby lepsze - Severus zawsze był bardziej otwarty po seksie - ale to nie przyszło Harry'emu do głowy, aż było za późno.

- Wiem, że nie lubisz mówić o... tamtych czasach - powiedział ostrożnie. - Znaczy się... Nie wiem, po prostu zastanawiałem się. Wiem, że nie lubisz o tym mówić - powtórzył bezradnie - ale nie wiem niczego o tym, kim byłeś, nawet jeśli się zmieniłeś, wciąż niczego o tobie nie wiem.

Severus podniósł czarnego gońca i zaczął się nim bawić, nie patrząc na Harry'ego.

- To samo mógłbym powiedzieć o tobie - stwierdził.

- Co? - spytał Harry zaskoczony.

- Słyszałeś mnie.

- Wiem - rzucił Harry. - Wciąż nie ma to żadnego sensu. - Wszyscy wiedzieli wszystko o Harrym. Czasem nawet więcej, niż sam Harry wiedział o sobie. Nienawidził tego.

Severus spojrzał na niego przenikliwie.

- Co się dzieje w tej twojej głowie? - spytał cicho. - Wiesz, ile razy zadawałem sobie to konkretne pytanie? Wydaje ci się, że jestem bardziej tajemniczą osobą niż ty?

- Tak! - oznajmił Harry z oburzeniem. - O czym ty mówisz? Jeśli chcesz wiedzieć, co o czymś myślę, dlaczego mnie nie zapytasz?

Severus popatrzył na niego, a potem jego usta drgnęły odrobinę.

- Gryfon do szpiku kości - wymruczał.

- Ja... prawie bym nie był - wypalił Harry, po czym zagryzł wargi. Proszę. Wyszło na jaw. Jeśli Severus chciał tajemnicy, oto była jedna wielka.

Severus mrugnął i teraz on spytał:

- Co?

- Prawie nie byłbym Gryfonem - szepnął Harry. - Tak myślę. - Co prawda Tiara Przydziału powiedziała, że dobrze radziłby sobie we wszystkich czterech domach, ale, o ile dobrze pamiętał, zdawała się koncentrować szczególnie na Gryffindorze i Slytherinie.

Usta Severusa znów drgnęły.

- Mój Boże - powiedział. - Harry Potter Puchonem. To rzeczywiście nie byłoby niczym wspaniałym, przyznaję. Dlatego Tiara Przydziału tak długo zwlekała?

- Chciała przydzielić mnie do Slytherinu - wypalił Harry.

Oczy Severusa rozszerzyły się.

- Naprawdę - upierał się Harry, robiąc się nieco zły przez przedłużającą się ciszę. Nie potrafił odgadnąć, o czym myśli Severus. Może wątpił w słowa Harry'ego? Co było dobrego w wyjawieniu głębokiego, mrocznego sekretu, jeśli Severus nawet nie zamierzał mu uwierzyć? Ale wtedy jego kochanek powoli pokiwał głową.

- Rozumiem dlaczego - zamruczał. - Rozumiem też, dlaczego ostatecznie postanowiła co innego.

Harry przez chwilę myślał nad tłumaczeniem, że poprosił, by nie być w Slytherinie, ale potem uznał, że nie przeszłoby to za dobrze. W zamian powiedział jedynie:

- Wszystko mogło być inaczej, nie?

- Prawda. - Severus obrzucił go kolejnym długim spojrzeniem, po czym szybko potrząsnął głową. - Cieszę się, że tego nie zrobiła.

- Powiedziałem jedynie Dumbledore'owi - wymamrotał Harry.

- A teraz i mnie.

- Tak.

- Nie wydaje mi się, by śmierciożercy zamordowali Scropesów i Ribeta. Oni nigdy nie mieli żadnych wpływów ani dość inteligencji, by można było polecić im ważniejsze sprawy - jedynie nędzny, służalczy spryt, odpowiedni do pomniejszej roboty, który uchronił ich od Azkabanu.

Harry mrugnął na nagłą zmianę tematu, załapał, a potem uznał, że po swym wielkim wyznaniu zasłużył na coś więcej.

- Czy ty... znaczy się... Jeśli śmierciożercy coś planują, czy wciąż... - wskazał gestem na przedramię Severusa. - No wiesz...

- Nie czułem niczego z Mrocznego Znaku od ubiegłego czerwca - powiedział Severus cicho. - Wydaje mi się, że Czarny Pan... nie jestem pewien, jakiego słowa mogę użyć w takiej sytuacji. Powiedziałbym, że mnie "odłączył", ale przez to czuję się jak część sieci Fiuu.

Harry odgrzebał słaby uśmiech.

- Okropna myśl, Voldemort wpadający przez kominek. - Pewnie nie było przypadkiem, że obaj zerknęli na ogień, po czym znów popatrzyli na siebie. - Więc... nic?

- Nic. - Harry pomyślał, że Severus mówi z niezwykłą goryczą, po czym jego kochanek dodał: - Teraz nie jestem w stanie nawet powiedzieć dyrektorowi, kiedy Czarny Pan i jego zwolennicy się zbierają.

- Ale bolało cię, kiedy... kiedy płonął, prawda?

- Tak. - Wyraz twarzy Severusa nie zmienił się, ale to jedno słowo wystarczyło, by Harry wiedział, że prawdopodobnie bolało bardzo mocno.

- Cieszę się więc - oznajmił pewnie. - Profesor Dumbledore ma na pewno inne sposoby, by dowiedzieć się o sprawach bez wypalania twojego ramienia. - A lubił to ramię. Było przydatne w mieszaniu eliksirów i tak dramatycznym machaniu wokół długą, czarną tkaniną, albo w przytulaniu Harry'ego do piersi. Szkoda by było je uszkodzić. Potem, uznając, że dość tej powagi (cały tydzień!), wyszczerzył się do Severusa.

- Więc chcesz wiedzieć, o czym myślę?

Severus spojrzał ze znudzeniem.

- Muszę uciec się do wyuczonych przypuszczeń. Seks, seks, quidditch, seks, quidditch.

- Przynajmniej trochę więcej seksu - powiedział nie urażony Harry, wstając z krzesła, by usiąść na kolanach Severusa. Potem uśmiechnął się do niego. - Nie martw się. Masz całe lato, by mnie rozpracować.

- Naprawdę wydaje ci się, że zajmie to tyle czasu? - zadrwił Severus, ale jego ramiona zacisnęły się wokół Harry'ego.

- Cóż, jesteś okropnie bystry - stwierdził Harry niewinnie. - Powinieneś dojść do paru wniosków.

Severus uniósł brew.

- Mówiąc o bystrości. Rozumiem, że dość dobrze poradziłeś sobie na egzaminach - powiedział, po czym dodał nieco niezręcznie - Gratulacje.

Harry uśmiechnął się do niego szczęśliwy.

- Mówiłem ci, że się uczyłem.

- Racja. A teraz masz całe lato, by zapomnieć o wszystkim, co przydatne w twojej głowie.

Harry nagle przypomniał sobie inną rzecz, o jaką pragnął poprosić Severusa - rzecz odnośnie wakacyjnych planów.

- Ee... właściwie nie chcę. Postaram się. Zamierzałem cię o to prosić.

Severus znów pytająco uniósł brew.

Harry głęboko nabrał powietrza.

- Czy mógłbym... skoro będę w Hogwarcie i w ogóle... czy będę mógł ćwiczyć magię tego lata? Jeśli... - dodał niemal z wahaniem - jeśli byś mnie uczył.

- Jeśli bym cię uczył? - powtórzył Severus wyraźnie zaskoczony. - Jeśli uczyłbym cię czego?

Harry przełknął ciężko i rozejrzał się po pokoju, jakby bał się, że ktoś usłyszy.

- Tego, co muszę wiedzieć. Tego, czego nie nauczę się na zajęciach. Ty wiesz. Jak... jak pojedynkowanie się - orzekł wreszcie, gdy natchnienie podsunęło mu przykład, który nie zdradziłby jego zakazanych, nocnych studiów. Chciał najpierw trochę wybadać grunt, zanim powie o tym Severusowi. - Mógłbyś nauczyć mnie, jak się pojedynkować. Albo jak robić więcej eliksirów - dorzucił bardziej niechętnie. - Jeśli zechcesz. Cokolwiek, naprawdę cokolwiek. Muszę się uczyć.

Severus patrzył na niego, jakby z jego uszu wychodziły pająki, ale powiedział jedynie stanowczym głosem:

- Chcesz bym cię prywatnie nauczał. W czasie wakacji.

- Tak! Mógłbyś? - Zrobisz to?

- Dlaczego?

Harry miał prawie nadzieję, że nie zapyta o to.

- Bo muszę wiedzieć - stwierdził wreszcie. - Gdzieś tam jest Voldemort i może po mnie przyjść. Może przyjść po nas. Nie mówię... Nie chcę, byś uczył mnie czegoś, przez co możesz mieć kłopoty. - Przynajmniej dopóki ich nie złapią. - Ale... rzeczy, których nie nauczę się w klasie. Delacour jest porządnym nauczycielem, tak myślę - dodał, wyciągając sekretnego asa - ale nie wie tyle co ty. Mogę to poznać choćby po książkach na twoich półkach. Och, zgódź się, Severusie, będę pracował naprawdę ciężko, przysięgam. Wiesz, że będę. Widziałeś, jak było w tym roku.

Wyraz twarzy Severusa był zamyślony, obojętny, nieodgadniony. Jego oczy badały oczy Harry'ego.

- Pomyślę o tym - powiedział wreszcie neutralnym głosem. - Oczywiście będę musiał dostać pozwolenie od dyrektora.

Harry nie był w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu, który rozprzestrzenił się po całej jego twarzy, a odpowiedzią nań był mroczny błysk w oczach Severusa.

- Rzeczy, których mogę cię nauczyć - wyszeptał jego kochanek i pochylił się, by musnąć ustami podbródek Harry'ego. Delikatne pocałunki przemierzyły całą długość żuchwy. Harry wiercił się lekko z przyjemności. Severus już nauczył go poza salą lekcyjną więcej, niż mu się kiedykolwiek śniło. To było zdumiewająco podobne: czuł, jakby mieli razem wyruszyć na kolejną, tajemniczą przygodę, o której większość ludzi prawdopodobnie nie powinna wiedzieć. Severus wreszcie będzie nauczał obrony przed czarną magią - a Harry wreszcie będzie się uczył.

- Latem zamierzam zostawić tu komplet piżamy - powiedział à propos niczego.

- Więc się zaczyna - stwierdził Severus, po czym czule wziął w zęby płatek ucha Harry'ego. - Najpierw piżama, potem szczoteczka do zębów, a potem wszystko inne. Ludzie zauważą. A przecież i tak nie nosisz piżamy, gdy tu jesteś.

- Prawda - przyznał Harry, postanawiając, że i tak którejś nocy ją tutaj przyniesie. To brzmiało, jakby miał spędzać w lochach sporo czasu, wziąwszy wszystko razem. - Ron i Hermiona będą mnie żałować, wiesz. Biedactwo, tkwiący tutaj i uczący się przez całe wakacje ze Snape'em. - Potem znów się powiercił.

Severus wydał cichy, zduszony dźwięk, po czym opanował się i zdołał powiedzieć:

- Jestem pewien. Przy okazji, wydaje mi się, że jakikolwiek ułożymy dla ciebie plan, będzie ci zostawiał bardzo mało czasu na wizyty w Hogsmeade. - Jego oczy znów rozbłysły.

- Jakbym chciał - rzucił cicho Harry, wiedząc, że Severus nie mówi o Miodowym Królestwie, i pocałował go. Potem pocałował go raz jeszcze. Zanim ich wargi rozdzieliły się, obaj oddychali nierówno. - To był cały tydzień - wyszeptał Harry w policzek Severusa. - Już mnie nic nie boli.

- Och, dobrze - stwierdził Severus, zamykając na moment oczy.

- I nie mamy całej nocy, wiesz...

- To nie ja uparłem się przy gadaniu, Potter - powiedział wyniośle Severus, otwierając oczy i patrząc złowrogo.

- Zacznijmy więc - wyszeptał Harry w jego usta.

I tak zrobili.

* * *

Wyniki egzaminów ogłoszono nazajutrz. Harry był bardzo zadowolony ze swych ocen: najlepiej z obrony, przyzwoicie ze wszystkiego innego. Nigdy przedtem tak dobrze sobie nie poradził. To było miłe uczucie.

Pozostali uczniowie wyjeżdżali do domów nazajutrz. Ron i Hermiona obdarzali się nawzajem smutnymi spojrzeniami i obiecywali cicho, że będą do siebie pisać każdego tygodnia - nie, każdego dnia. Harry był wystarczająco wspaniałomyślny, by było mu przykro z ich powodu. W każdej innej okoliczności byłby zdegustowany takim okazywaniem uczuć, ale skoro miał spędzić lato w łóżku kochanka, naprawdę nie mógł z nich drwić, że byli zmartwieni. On też byłby zmartwiony - kolejne lato z samymi tylko listami!

Harry nie sądził, że tego wieczora zejdzie do lochu. Czekała ich uczta na zakończenie roku szkolnego i z pewnością będą świętowania i pożegnania, szczególnie uczniów, którzy kończyli szkołę. Jako że Harry znał kilkoro z nich, jak Imogenę czy Rosemary, pomyślał, że wypadałoby tam być, zwłaszcza że jego nieobecność zostałaby zauważona. Tyle powiedział Severusowi, gdy wczesnym rankiem opuszczał lochy, znów z przyjemnie obolałym tyłkiem i głupkowatym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Przy okazji pomyślał sobie, że skoro wszyscy wyjeżdżają na wakacje, mogliby rozszerzyć działalność i wypróbować jakieś nowe miejsca, a nie tylko tę samą, starą sypialnię w lochach. To by było ekscytujące. Będzie musiał kiedyś do tego nawiązać i zobaczyć, czy Severus byłby otwarty na innowacje. Zadrżał na pomysł, by zaprosić Severusa na górę, do wieży Gryffindoru - lekki dreszcz przewrotności przebiegł go na myśl, by kochać się z mistrzem eliksirów na łóżku w dormitorium, za zaciągniętymi zasłonami. Pewnie nic nie wyjdzie, ale pomarzyć wolno. Prawdopodobnie nawet by im to uszło: słyszał, że McGonagall, która miała swe kwatery obok Gryffindoru, sporą część lata spędzi we Francji.

Harry myślał sobie o tym w południe, próbując zetrzeć z twarzy ten sam głupkowaty uśmiech, podczas gdy Ron i Hermiona gruchali ze sobą, kiedy poczuł lekkie dotknięcie na ramieniu. Podniósł wzrok i ujrzał Rosemary Wilkinson, uśmiechającą się do niego uprzejmie.

- Dyrektor prosi, byś natychmiast przyszedł do jego biura, Harry.

Harry zamrugał ze zdumienia i spróbował zawalczyć nagłe uczucie obawy. Dlaczego Dumbledore chce go widzieć akurat teraz? Nie zamierza... Nie chce mówić więcej o Neville'u, prawda? Miał wrażenie, że w tym roku widywał wnętrze tego biura dość często, by wystarczyło na całe życie.

Odpowiedzi na pytania Harry'ego przyszły kilka minut później, gdy podenerwowany wspiął się po obrotowych schodach, wszedł do gabinetu Dumbledore'a - i zobaczył Syriusza siedzącego na jednym z krzeseł przy biurku i wstającego z szerokim uśmiechem, by przywitać Harry'ego.

Harry zdołał odwzajemnić uśmiech, ale nie był pewien w jaki sposób, gdyż w szczęściu tego uśmiechu zobaczył, jak wakacje roztrzaskują się u jego stóp, miłość i lekcje znikają sprzed jego oczu. A potem poczuł się jak wstrętny, niewdzięczny łotr, bo Syriusz był wolny: ten uśmiech nie mógł oznaczać niczego innego.

Ale jeśli Syriusz zauważył tę chwilową konsternację Harry'ego, nie dał po sobie poznać i od razu podszedł do Harry'ego, obdarzając go gorącym uściskiem, po czym przytrzymał go przez chwilę, położył ręce na ramionach Harry'ego i uśmiechnął się do niego niemal nieśmiało.

- Harry - powiedział cicho, wciąż uśmiechając się i wyglądając jak człowiek, który nie wierzy własnym oczom. - Naprawdę urosłeś.

- Cz-cześć, Syriuszu - rzucił Harry w uczuciem, jakby uśmiech na jego twarzy został przyklejony szybko schnącym klejem. - To... co za niespodzianka.

Syriusz rozpromienił się.

- Taka sama dla mnie, jak i dla ciebie - oznajmił. - Zaledwie wczoraj powiedzieli mi, że dziś mnie zwolnią, choć nie mogę jeszcze opuszczać kraju. Jakbym miał ochotę, skoro ostatnie dwa lata spędziłem na ganianiu po całym świecie. - Popatrzył przez ramię na Dumbledore'a, który siedział za biurkiem i obserwował ich w zamyśleniu. - Rozumiem, że panu muszę za to podziękować, sir.

- Mnie? - spytał łagodnie Dumbledore. - Ja jedynie zasugerowałem, że może na moment powinieneś przestać być tak przydatny.

Spojrzał na Harry'ego, który miał gorączkową nadzieję, że żadne z jego uczuć nie jest widoczne na twarzy. Dumbledore to załatwił? Ale dlaczego teraz? Przypomniał sobie ponuro, jak wypytywał Severusa o dokładne słowa Dumbledore'a i jak Severus pewnie powiedział, że dyrektor nie mógł mieć na myśli, że Harry będzie gdzie indziej jak w Hogwarcie. Harry powinien był zaufać swojemu instynktowi.

Dumbledore kontynuował:

- Oczywiście, Syriuszu, uznałem też za ważne, byś wreszcie mógł poznać swego chrześniaka. Nikt nie może odmówić ci zasłużonego odpoczynku. Jeśli chodzi o ciebie, Harry, zgadzam się z Syriuszem, że wakacje z dala od krewnych i Hogwartu przyniosą ci masę dobrego. Jakkolwiek - dodał, marszcząc czoło w kierunku Syriusza - chciałbym jeszcze raz powtórzyć moje uwagi odnośnie waszego bezpieczeństwa.

Syriusz z powagą pokiwał głową, po czym znów obrócił się do Harry'ego, obdarzając go bardziej niepewnym uśmiechem.

- Ministerstwo przejęło moją własność rodzinną, Harry - powiedział - ale pracują, by to rozwiązać, a tymczasem, wziąwszy pod uwagę, że biorę cię natychmiast pod opiekę, zezwolili użyć ich lokalu - małego domku w Yorkshire. Jest trochę, ee, na uboczu, ale jeśli się znudzisz, możemy użyć świstoklika czy proszku Fiuu i polecieć, gdzie zechcesz. Wiem, że to nie jest raczej miejsce na idealne wakacje młodego człowieka, ale obejrzałem je sobie i jest całkiem przytulne, i... i mam nadzieję, że będzie okej.

Syriusz nagle wyglądał na tak zaniepokojonego, że Harry zapomniał o swym rozczarowaniu, by dodać mu otuchy.

- Och, wszędzie będzie dobrze, Syriuszu - zapewnił szybko, po czym dodał z większym wahaniem: - Ale... ee... To domek ministerstwa, tak powiedziałeś?

Syriusz ponuro przytaknął.

- Stąd obawa o bezpieczeństwo - odrzekł, znów zerkając na Dumbledore'a, który również pokiwał głową. - Ale to najlepsze, co mamy, a ja będę spał z otwartymi oczami, to ci obiecuję. I... będziesz na nas uważał, prawda, Dumbledore?

- Oczywiście - odparł Dumbledore. - Mam w ministerstwie kilka solidnych kontaktów i będzie moim obowiązkiem być w pełni poinformowanym. Ale muszę was prosić, byście byli ostrożni, jeśli zdecydujecie się to zrobić. - Uśmiechnął się. - Z tymi środkami ostrożności, tak z mojej jak i z waszej strony, nie przewiduję prawdziwego niebezpieczeństwa. Ale wiem z doświadczenia, że para psotnych, ciekawskich chłopców jest w stanie pokrzyżować nawet najlepsze plany.

Syriusz uśmiechnął się, ale jego oczy były poważne, gdy położył rękę na ramieniu Harry'ego.

- Powinien pan wiedzieć, że nie zaryzykowałbym jego życia, dyrektorze - oznajmił. Potem uśmiechnął się do Harry'ego i tym razem jego oczy również się śmiały. - Co nie znaczy, że nie będziemy się dobrze bawić, taką mam nadzieję.

Harry odważnie odwzajemnił uśmiech, czując winę za swe gorzkie rozczarowanie. Ale nic nie mógł poradzić - teraz był w jeszcze gorszej sytuacji niż Ron i Hermiona. Trudniej będzie wysyłać listy do Severusa, mając w pobliżu Syriusza, niż by to było u Dursleyów.

Może mógłby powiedzieć Syriuszowi, że pisze do George'a, pomyślał żałośnie.

- Udacie się z Harrym do domku dzisiaj, Syriuszu? - spytał Dumbledore, a głowa Harry'ego poderwała się, gdy wypełnił go nagły przypływ zimnej paniki. Dziś? Nawet bez możliwości pożegnania się z Severusem - nawet bez możliwości przyzwyczajenia się do tej myśli?

- Ee... jutro rano - odparł Syriusz, spoglądając na Harry'ego, i Harry zastanowił się, czy jego przerażenie widoczne jest na jego twarzy. Gorączkowo usiłował się opanować. - Pomyślałem, że Harry chciałby spędzić wieczór z przyjaciółmi. Dziś wieczorem jest uczta? - Harry i Dumbledore potaknęli. - Tak myślałem. Szkoda, byś ją przegapił. Pojedziemy do domu jutro, tak jak wszyscy. Choć może nie miałbyś nic przeciwko, by spędzić ze mną popołudnie, Harry?

- Nie, oczywiście, że nie - wychrypiał Harry i z ulgi nagle zakręciło mu się w głowie, i zdobył się na prawdziwy w połowie uśmiech. Będzie miał szansę, by się pożegnać. Zostawić Severusa bez jednego słowa byłoby nie do zniesienia. Miał jednak nadzieję, że słowa, jakimi się odezwą, nie będą gniewne. Severus nie będzie z tego powodu szczęśliwy. Absolutnie. A Harry nie chciał wyjeżdżać na wakacje ze smakiem goryczy w ustach. Nie, wszystko tylko nie to...

- Dlaczego nie przespacerujecie się po błoniach? - zaproponował Dumbledore. - Obawiam się, że teraz, gdy zajęcia się skończyły i jest tak piękna pogoda, ciężko wam będzie znaleźć spokojne miejsce. Ale powinniście sobie porozmawiać.

Och, świetnie. Wiadomość o obecności Syriusza dotrze do Severusa szybciej, niż gdyby Harry aportował się do lochów i powiedział mu osobiście.

- Może przejdziemy się wzdłuż jeziora, co ty na to, Harry? - spytał Syriusz. - Tak długo byłem zamknięty, że słońce wydaje mi się cudem. Szczególnie w Szkocji.

- Dobra, w porządku - odparł Harry i nie potrafił powstrzymać się, by znów nie spojrzeć na Dumbledore'a. Wyrazu twarzy dyrektora nie dało się odczytać.

- Wierzę, że będą to dla ciebie bardzo przyjemne wakacje, Harry - powiedział. - Miło będzie zmienić otoczenie. Zachęcam cię, byś trochę przez ten czas pomyślał.

- Dzięki - wyszeptał Harry, próbując nie trząść się, gdy opuszczali z Syriuszem biuro. Gdy przechodzili przez główny hol w kierunku drzwi frontowych, zebrał się tłumek, szepcąc, gapiąc się i wskazując na Harry'ego Pottera, któremu otwarcie towarzyszył nie kto inny jak niesławny Syriusz Black. Wyrażenie "ojciec chrzestny" wydawało się bez końca odbijać od ścian.

Syriusz nie zwracał na to uwagi, jedynie wyprowadził go na zewnątrz, trzymając dłoń na jego ramieniu, i spytał zmartwionym głosem, gdy schodzili schodami na trawnik:

- Zawsze tak to wygląda?

- Co? Och, nie - odpowiedział szybko Harry, próbując nie myśleć, ile to razy wszyscy rzeczywiście wskazywali na niego i gapili się, choćby w tym roku, nie wspominając o poprzednich pięciu. - Nie zawsze. Założę się, że to po prostu z twojego powodu.

- To chyba ulga - stwierdził Syriusz, a potem, kiedy już byli wystarczająco sami i kierowali się w stronę jeziora, dodał poważnie: - Słuchaj... Wiem, że to dla ciebie szok. Pewnie większy, niż się spodziewałeś. Jeśli... jeśli nie chcesz ze mną jechać albo nie czujesz się dość bezpieczny, powiedz tylko słowo, a zrozumiem.

Harry popatrzył na Syriusza, który przyglądał mu się łagodnie - ale za tym wyrazem był inny, tak rozpaczliwa nadzieja, że Harry wiedział, że nie może odmówić. Syriusz nie chciał odzyskać swego życia - na to było już za późno. Chciał zacząć budować nowe życie, a to, tak czy inaczej, obejmowało Harry'ego. Był sam przez piętnaście lat. Odprawić go teraz byłoby szczytem samolubnego okrucieństwa. Harry nie miał w sobie czegoś takiego.

- To stało się trochę nagle - przyznał - ale jasne, że czuję się bezpieczny. I oczywiście, że z tobą pojadę. - Uśmiechnął się. - Czekaliśmy na to trzy lata, prawda?

Uśmiech Syriusza mógł swym blaskiem równać się ze słońcem.

- Miałem nadzieję, że to powiesz - stwierdził. - Nie powiedziałbym nic... znaczy się, gdybyś nie chciał... ale miałem nadzieję. Tak się cieszę, Harry. - Usiadł na trawie porastającej brzeg jeziora, a Harry dołączył do niego. - Po prostu... chcę, byś wiedział, że ja wiem, że jesteś teraz młodym mężczyzną - ciągnął Syriusz, a brzmiało to jak ułożona przemowa. - I nie jestem twoim tatą. To też wiem. Nikt nie mógłby go zastąpić. - Wyraz jego twarzy na moment stał się odległy i trochę smutny. Potem wrócił na ziemię i nieśmiało uśmiechnął się do Harry'ego. - Ale jestem tu dla ciebie - dodał stanowczo. - Merlin wie, że nie zawsze byłem. Ale chciałem...

- Wiem - wtrącił Harry pospiesznie.

- ...i teraz tu jestem - kontynuował Syriusz. - Zrobię, co w mojej mocy... by cię wspierać i nie wchodzić ci w drogę. - Wyszczerzył się. - Wydaje się wieki temu, ale myślę, że tego właśnie pragnąłem, gdy miałem szesnaście lat.

- Dzięki, Syriuszu - powiedział Harry, wdzięczny, że Syriusz nie zamierza zadusić go rodzicielską troską, i mając nadzieję, że wytrwa w tym zamierzeniu.

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Harry próbował przypomnieć sobie, co czuł, gdy Syriusz w trzeciej klasie zaproponował mu dom, spróbował uchwycić to uczucie podniecenia i entuzjazmu. Nie potrafił go złapać, no ale też wszystko przedstawiało się teraz inaczej, więc to chyba miało sens. Uświadomił sobie gwałtownie i nieszczęśliwie, że trzy lata temu wściekał się na Snape'a, że rozdzielił go z Syriuszem... a teraz...

- Cóż, mamy chwilkę, by sobie pogadać - stwierdził Syriusz, znów z wahaniem. - Dumbledore wspomniał coś o Draco Malfoyu, zanim przyszedłeś... Co zaszło?

Harry opowiedział Syriuszowi wszystko o Malfoyu, a jego ojciec chrzestny zdawał się być pod nadzwyczajnym wrażeniem z powodu intuicji, która podszepnęła Harry'emu, że fretka to Malfoy. Był równie dobrym słuchaczem osobiście jak na papierze czy przez kominek, i Harry odkrył, że mówi mu prawie wszystko: jak był pewien, że to Malfoy stoi za wrześniowym artykułem w Proroku Codziennym, jakim okropnym człowiekiem Malfoy jest, jak Harry cieszy się, że już go nie ma, jak bardzo go nienawidzi. Syriusz nic nie mówił, tylko słuchał i co jakiś czas kiwał głową. A Harry po prostu mówił. Wreszcie doszedł do jedynej rzeczy odnośnie Malfoya, której bał się powiedzieć na głos komukolwiek.

- Syriuszu, ja chciałem go zabić - wyznał, a obawa ścisnęła mu gardło. - Ja... myślałem o tym. Gdy był fretką i byliśmy tam tylko my dwaj.

Syriusz patrzył na niego przez długą chwilę, potem wyciągnął rękę i łagodnie położył ją na plecach Harry'ego.

- Tak - powiedział - ale tego nie zrobiłeś.

Rozmawiali przez całe popołudnie i Harry'emu właściwie udało się zapomnieć na chwilkę o Severusie: rozmawiali o Neville'u, o Hagridzie i madame Maxime, o Ronie i Hermionie, i naturalnie o Harrym i George'u. Syriusz powiedział Harry'emu, że może odwiedzać Weasleyów, kiedy tylko będzie chciał, a choć, ściśle mówiąc, nikt nie powinien odwiedzać ich w domku, można by prawdopodobnie załatwić, by George mógł wpaść na jeden dzień, gdyby Harry potrzebował więcej prywatności, niż zapewniała Nora. Harry oblał się szkarłatem i wyjąkał niezdarne podziękowanie, mając nadzieję, że Syriusz nigdy do tego tematu nie wróci. Jakby wyczuwając zakłopotanie Harry'ego, Syriusz skręcił rozmowę na bardziej neutralne tory.

- Dumbledore powiedział mi, że w tym roku miałeś rewelacyjne stopnie - oznajmił. - Gratulacje. Rodzice byliby z ciebie dumni. Swego czasu byli oczywiście prefektami naczelnymi. - Wyszczerzył się. - Ja nie. Dobrze sobie radziłem, ale wywoływałem zbyt wiele kłopotów, by być choćby prefektem.

Harry też się wyszczerzył, czując ulgę ze zmiany tematu.

- Nie będę prefektem naczelnym - zaprzeczył. - Za późno zacząłem się uczyć. Ale tak, ucieszyłem się. Naprawdę lubię obronę przed czarną magią.

- Mmm. - Syriusz obdarzył go długim spojrzeniem. - Został ci już tylko rok szkoły. Masz jakiś pomysł, co chciałbyś robić, gdy skończysz?

Harry spróbował znów się nie czerwienić. Jedyne, prawdziwe nadzieje na przyszłość, jakie miał, obejmowały Severusa w niejasny, ale stanowczy sposób, a nie wydawało mu się, by Syriusz chciał usłyszeć akurat to.

- Niezupełnie.

- Mógłbyś zacząć o tym myśleć. Jeśli twoje stopnie z obrony naprawdę będą wysokie, mógłbyś rozważać trening na aurora. Ale grasz tak świetnie w quidditcha, że nie zdziwiłbym się, gdybyś dostał propozycje z kilku klubów. - Uśmiechnął się nieśmiało. - Zawsze, gdy ktoś przysyłał mi Proroka Codziennego, sprawdzałem wiadomości sportowe, by zobaczyć, jak radzą sobie drużyny Hogwartu. Gryffindor zawsze był na szczycie. Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak grasz. Twój tata był nie do pokonania, najwyraźniej masz to we krwi.

Harry pochylił głowę, zadowolony z komplementu, ale jednocześnie dziwnie urażony. Gratulacje z powodu stopni... zupełnie jak twoi rodzice. Słyszałem, że jesteś dobry w quidditchu... tak jak twój tata. Co następne? Ładne oczy, Harry... zupełnie jak twojej mamy?

Może nie był sprawiedliwy. Gdy zginęli rodzice Harry'ego, życie Syriusza też się efektywnie skończyło. Pewnie miało sens, że Syriusz widzi go przez ich pryzmat. Mmiał jednak nadzieję, że Syriusz wkrótce uświadomi sobie, że Harry jest sobą, nie kopią swego taty.

Zamrugał, wspomniawszy nagle Severusa. Uświadomił sobie gwałtownie, że nie pamięta, kiedy ostatni raz Severus szydził z niego za podobieństwo do ojca. W tym roku w ogóle... Ani w poprzednim, o ile Harry mógł sobie przypomnieć... Ani w czwartej klasie? Ani razu od trzeciej klasy? Dziwne. Ale zachęcające: skoro Severus z tym skończył, może i Syriuszowi się uda.

- Cóż, masz jeszcze chwilę, by postanowić - powiedział Syriusz, a jego głos ściągnął Harry'ego do rzeczywistości, gdy przypomniał sobie, że rozmawiali o jego przyszłości, nie rodzicach. - Miej to tylko na uwadze.

- Co... co ty chciałeś robić po ukończeniu szkoły? - spytał Harry z wahaniem, niepewny, czy będzie to drażliwy temat czy nie. Ale Syriusz jedynie uśmiechnął się smutno, wrzucając do jeziora mały, gładki kamyk.

- Zostać aurorem - odpowiedział. - Prawie wszyscy wtedy chcieli. To była wspaniała robota, niebezpieczna robota w pełnej chwale. Wszyscy chcieliśmy walczyć z Voldemortem. I byłem aurorem - przez kilka lat. Twój tata również.

- Co robiła moja mama?

- Cóż, kiedy się urodziłeś, pragnęła zostać z tobą. Przedtem pracowała w Departamencie Tajemnic. Nigdy nie wiedziałem, czym się zajmuje, wiele z tego było poufne. Wydaje mi się, że Dumbledore pomógł jej dostać tę pracę. - Syriusz spojrzał ponad zmarszczoną powierzchnią jeziora. - Mówili, że była w tym świetna, cokolwiek to było - powiedział cicho. - W kilka lat stałaby się kimś ważnym, bardzo wpływowym. Tak jak i twój tata. Nie mam co do tego wątpliwości.

Harry przełknął ciężko.

- Czy ty wiesz, dlaczego Voldemort chciał mnie zabić? - spytał tak cicho, że był to szept. - Dlaczego po nas przyszedł?

Syriusz przeczesał ręką krótkie, ciemne włosy.

- Harry, chciałbym wiedzieć - stwierdził, a w jego głosie było coś więcej niż smutek, coś więcej niż wyczerpanie. - Uwierz mi, chciałbym wiedzieć. Ale Dumbledore nigdy mi nie powiedział, a twoi rodzice zachowali to dla siebie.

Siedzieli przez kilka chwil w milczeniu. Potem Harry'emu zaburczało w brzuchu. Syriusz podniósł wzrok. Był początek szkockiego lata, słońce wciąż względnie wysoko stało na niebie, ale zbliżał się już wieczór. Spojrzał na zegarek i szybko wstał.

- Nie do wiary! - zawołał. - Przegadaliśmy cały dzień... Pospiesz się, spóźnisz się na ucztę.

Harry wstał na nogi, otrzepując spodnie i szatę z trawy i pyłu.

- Wybierasz się? - spytał, czując, jak znów wzbiera w nim obawa. Severus tam będzie...

Syriusz popatrzył tęsknie.

- Wiesz, ile czasu minęło, odkąd jadłem coś innego niż żarcie ministerstwa?

Harry westchnął w duchu.

- Chodź - powiedział. - Założę się, że Dumbledore pozwoli ci siedzieć przy stole nauczycielskim.

Syriusz uśmiechnął się i objął ramieniem barki Harry'ego, gdy szli z powrotem do zamku.

- Wiesz - oznajmił - zawsze zastanawiałem się, jaki jest stamtąd widok.

* * *

Harry zastanawiał się, czy widok ze stołu nauczycielskiego nie wprawia właściwie nieco w zakłopotanie, skoro przez całą ucztę całe zgromadzenie uczniowskie gapiło się na Syriusza, wskazując na niego i szepcąc. Ale Harry pomyślał, że Syriusz i tak wydaje się dobrze bawić, siedząc pomiędzy Flitwickiem i Hagridem, a dzięki różnicy we wzroście cała trójka wyglądała jak ludzkie schodki. Harry nie mógł nie zauważyć, że Syriusz je dużo.

Jeśli chodziło o niego samego, Harry ledwo był w stanie przełknąć jeden kęs. Severus siedział po drugiej stronie stołu nauczycielskiego, patrząc na Syriusza spod półprzymkniętych powiek, a jego twarz była doskonale obojętna. Harry znał ten widok. To było gorsze niż otwarta nienawiść, o wiele gorsze. To była ostatnia stacja Severusa, zanim wybuchnie. Harry wbił wzrok w talerz, popychając ziemniaki widelcem i żałośnie zagryzając wargę. Nie obchodziło go, jak długo ludzie będą dziś na nogach - musi się dostać do lochu, po prostu musi.

- Nie cieszysz się, Harry? - spytała Hermiona. W jej głosie brzmiała niepewność i gdy Harry podniósł wzrok, napotkał zatroskane spojrzenia jej i Rona. - Nie musisz wracać do Dursleyów i nie utkniesz tutaj...

- Jasne, że się cieszę - odparł Harry, zmuszając się do uśmiechu. - Będzie super.

Ron uśmiechnął się z ulgą.

- Tak myślałem - powiedział. - Po prostu jesteś dzisiaj naprawdę cichy.

- Och, nic mi nie jest - zapewnił Harry. - Tylko rozmyślam.

- To był cholerny rok, nie? - zawołał Dean Thomas. - Całe te bzdury w Proroku we wrześniu, a potem ten bal, i Neville, i Malfoy...

- Wszystko pozostałe było złe! Bal Walentynkowy nie był zły! - rzuciła Lavender z oburzeniem, patrząc na niego złowrogo.

- Ee, tak - przyznał szybko Dean. - Miałem na myśli, no wiesz, że obfitował w wydarzenia.

- Wyrzucenie Malfoya nie było złe - sprzeciwił się Ron. - I przynajmniej Sami-Wiecie-Kto nie pojawił się w tym roku. - Zmarszczył czoło. - Ani w zeszłym, skoro o tym mowa. Huh.

Tobie tak się wydaje, pomyślał Harry i poczuł kolejne ukłucie, ponieważ oczywiście przez to pomyślał też o Severusie. Ale Ron miał rację: Malfoy i Neville to już było dość, nie dodając Voldemorta. Oczywiście, wieczorem musiał jeszcze stawić czoło Severusowi, a kilku Czarnych Panów mogłoby właściwie być mniej bolesne niż to.

Na karku poczuł mrowienie. Harry spróbował nie garbić ramion żałośnie.

Uczta na zakończenie nie była taką biesiadą jak rok temu. Ravenclaw wygrał Puchar Domów walkowerem, po ogromnej utracie punktów przez Gryffindor i bezbarwnych postawach Slytherinu i Hufflepuffu. Nikt jakoś nie potrafił się tym ekscytować, za wyjątkiem Krukonów, którzy wydawali się lekko przygaszeni tym ogólnym brakiem entuzjazmu. Ale Harry zauważył, że Cho Chang przez cały czas uśmiechała się łaskawie, i postarał się najbardziej przekonująco bić brawo. Przy stole nauczycielskim McGonagall z dziwną mieszanką cierpkości i smutku potrząsnęła dłonią profesora Flitwicka, po czym usiadła obok profesor Delacour. Delacour poklepała ją po ramieniu i uśmiechnęła się do niej łagodnie, a McGonagall nawet zdobyła się na lekki uśmiech w odpowiedzi.

Gdy kolacja zaczęła zbliżać się ku końcowi, Syriusz przyszedł do stołu Gryfonów, by przywitać się z Ronem i Hermioną, i spotkać innych przyjaciół Harry'ego. Uścisnął dłonie bardzo przejętym Deanowi i Seamusowi i uprzejmie spytał o Krzywołapa. Potem on i Harry wyszli z Wielkiej Sali, a Syriusz opowiadał Harry'emu, co stanie się jutro. Uczta jeszcze się nie skończyła, więc mieli kilka minut, by pogadać na osobności.

- Na noc wracam do domku - wyjaśnił - upewnić się, że wszystko jest gotowe, i wrócę po ciebie jutro rano... Masz dużo rzeczy? Obie sypialnie są dość małe.

- Nie mam dużo - odparł Harry, którego cały dobytek znajdował się obecnie w jego kufrze. - Na pewno się zmieszczę. Znasz mnie, mieszczę się w małych miejscach... - Postarał się o słaby uśmiech, myśląc o swej komórce pod schodami, ale Syriusz chyba nie uznał tego za bardzo zabawne, gdyż zmarszczył czoło. Ale w momencie gdy otworzył usta, by coś powiedzieć, Harry podniósł wzrok i jego serce zatrzymało się. W ich stronę zmierzał Severus, jego czarne szaty falowały, a jego twarz wciąż była blada i pusta.

Syriusz zobaczył go i wyprostował się, unosząc ramiona.

- Snape - powiedział gładko ze skinięciem głowy.

Serce Harry'ego zaczęło bić na nowo, dwukrotnie szybciej niż przedtem, i starał się nie trząść dłońmi ani w żaden inny sposób okazać swego zdenerwowania.

Severus w milczeniu skinął głową na Syriusza i przez dłuższą chwilę mierzył go wzrokiem, zaciskając szczęki. Potem obrócił się do Harry'ego, wyraźnie zamierzając coś powiedzieć - gdy Syriusz nieznacznie przesunął się tak, że niemal stał pomiędzy nimi dwoma. Jego twarz była zamknięta, czujna, a jego postawa opiekuńcza. Severus popatrzył na niego, jego oczy rozszerzyły się, a potem wypełniły taką wściekłością, że Harry niemal sapnął. Przez chwilę bał się, że Severus sięgnie po różdżkę i przeklnie Syriusza tutaj w holu.

Harry nie zdołał powstrzymać się, by nie wyjść ostrożnie zza pleców Syriusza, a jego oczy bezgłośnie błagały Severusa, by nie robił niczego głupiego, by nie zachęcał Syriusza do tego samego. Na ten ruch oczy Severusa znów przeskoczyły z Syriusza do Harry'ego, zobaczył spojrzenie Harry'ego i coś w nim jakby się poluźniło. Jego ramiona opadły odrobinę i gdy odwrócił się do Syriusza, jego głos był cięty niczym osa.

- Jak zamierzałem ci powiedzieć, Potter, zanim twój ojciec psiestny wszedł mi w drogę - oznajmił - zostawiłeś w mojej sali wypracowanie. Jeśli chcesz znać moją opinię na temat swojej beznadziejnej prozy i kiepskich idei, możesz przyjść i odebrać je wieczorem. Tylko na tym skorzystasz.

Harry w ciągu ostatniego miesiąca nie pisał żadnego wypracowania z eliksirów, ale Syriusz oczywiście o tym nie wiedział. Skinął głową. Wkrótce inni uczniowie zaczną wychodzić z Wielkiej Sali i nie byłoby dobrze, gdyby ich troje było widzianych tak tutaj. Nagle przypomniał sobie radosne nadzieje Rona, że Syriusz zaatakuje Snape'a, i jego żołądek ścisnął się z trwogi.

- Z tego, co zrozumiałem, stopnie Harry'ego są całkiem dobre, Snape - powiedział łagodnie Syriusz. - Nie wiem, dlaczego miałaby go interesować twoja opinia w czymkolwiek.

Harry skrzywił się, pragnąc zniknąć - nie, pragnąc, by Syriusz zniknął. Severus paskudnie się zaczerwienił.

- Naprawdę nie potrafię powiedzieć, jak mało mi cię brakowało, Black - warknął. - Czy Lupina, jeśli o tym mowa. Jak tam twój jedyny żyjący przyjaciel? A może zawarłeś znajomości z jakimiś innymi bestiami?

- Przyjdę po wypracowanie, panie profesorze - rzucił szybko Harry. - Zejdę na dół wieczorem...

- Mój "jedyny żyjący przyjaciel" - odparł Syriusz, zaciskając dłonie w pięści - to więcej, niż masz ty, o ile mogę stwierdzić, i jest wart tuzina takich jak ty. A jeśli chodzi o bestie, wystarczy mi spojrzeć na twoje lewe przedramię, by wiedzieć, że niektóre są gorsze od innych.

Zapadła cisza, ciężka, śmiertelna i niemal namacalna. Twarz Severusa pobladła jeszcze bardziej, a wściekłość w jego oczach rozbłysła morderczo, i zanim dokładnie wiedział, co robi, Harry złapał rękaw Syriusza.

- Dziękuję, panie profesorze - wydusił, ciąnąc. - Zobaczę się z panem później. Musimy teraz iść.

Syriusz skinął głową, trzymając się między Harrym a Snape'em, ale Severus nie poruszył się. Był najwyraźniej zbyt wściekły, by mówić. Harry czuł, że jego kolana zmieniają się w wodę, i bał się, że za moment nie będą chciały go nieść - ale sprawowały się przyzwoicie, oceniając po fakcie, że wciąż stał.

- Chodź, Syriuszu - wyszeptał, choć jego oczy wciąż skupione były błagalnie na Severusie. - Kolacja zaraz się skończy, wszyscy zaczną wychodzić, nie pakujmy się w kłopoty, dobrze. Idziemy?

Syriusz znów pokiwał głową, ale to Severus gwałtownie obrócił się na pięcie i odszedł, a jego plecy były proste jak kij od szczotki. Dopiero gdy znalazł się poza zasięgiem wzroku, Syriusz odwrócił się i pozwolił się odprowadzić.

- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią - wymruczał. - Pamiętasz, co powiedziałem tobie, Ronowi i Hermionie dwa lata temu, Harry? O osądzaniu ludzi po sposobie, w jaki traktują swoich podwładnych?

- Ee... tak - odrzekł Harry, czując mdłości, gdy wspinali się do wieży Gryffindoru. Chciał porozmawiać o czymś innym, o czymkolwiek innym, nie chciał dyskutować o Severusie z Syriuszem. Przez to tylko poczuje się gorzej. - Ee... powiedz... czy...

- To jeden z powodów, dla których zawsze pogardzałem Snape'em - kontynuował Syriusz, nieświadomy, że jego chrześniak kuli się wewnętrznie. - Wiem, że nie powinienem w ten sposób mówić o jednym z twoich nauczycieli, ale nic mnie to nie obchodzi. Od razu będzie męczył ludzi, którzy są od niego słabsi, ale kiedy napotka kogoś silniejszego, jak Voldemort czy choćby Dumbledore, będzie się płaszczył jak wszyscy inni. A potem pójdzie i powetuje swoje kopniaki, znęcając się nad dzieciakami.

Harry czuł, jakby w jego gardle tkwiła skarpetka, tak było zapchane. Nie mógł zaprzeczyć oskarżeniu o znęcanie się - to było coś, czego Harry tak naprawdę nie rozumiał w Severusie. Harry'emu się to nie podobało, ale nie mógł też tego zmienić, a jedynie upewnić się, że Severus nigdy nie będzie znęcał się nad nim. Ale nie uważał, by Syriusz był zupełnie sprawiedliwy - szpiegowanie Voldemorta, gdy nie wiesz, czy jutro nie złapią cię i nie zabiją, to wymagało zupełnie innego rodzaju odwagi niż bycie aurorem. Harry nie uważał, by Severus "płaszczył się" przed kimkolwiek bardziej, niż chciał odkupić swe błędy. Ale nie mógł dokładnie powiedzieć tego Syriuszowi, choć bardzo pragnął.

- I popatrz, jak on się do ciebie odzywa - ciągnął Syriusz. - Uratowałeś jego nędzne życie rok temu...

- Nie chcę o nim więcej mówić - wypalił Harry. - Proszę, możemy? - Nie wydawało mu się, by był w stanie znieść jeszcze jedno słowo.

Syriusz zamrugał, patrząc na Harry'ego, gdy zatrzymali się przed portretem Grubej Damy, a potem obdarzył go przepraszającym grymasem.

- Masz rację - powiedział. - Przepraszam. Kto by chciał teraz myśleć o Snapie? Mamy przed sobą całe lato... Nie miałem zamiaru tak się rozwodzić.

- Hasło? - spytała uprzejmie Gruba Dama.

- Heliotrop - odpowiedział Harry, i przesunęła się na bok, by ich przepuścić.

Gdy Syriusz przechodził obok, zmrużyła oczy i stwierdziła:

- Wiesz, wyglądasz raczej znajomo, kochanie...

- Naprawdę? - spytał Syriusz i szybko wszedł do pokoju wspólnego, nie patrząc portretowi w twarz. Gdy zamknęła się za nimi, wymruczał: - Dziwne, wciąż czuję się winny, że... ją pociąłem. Chyba nie byłem wtedy przy zdrowych zmysłach.

- Naprawdę ją przestraszyłeś - zgodził się Harry, wciąż roztrzęsiony i zmartwiony, i mściwie zapragnął, by Syriusz też poczuł się nieprzyjemnie, nawet jeśli tylko z powodu portretu. Ale niepokój Syriusza już zniknął. Odwrócił się do Harry'ego, klasnął w dłonie i zatarł je, a jego uśmiech był promienny, choć z cieniem powracającej nerwowości.

- Więc... Będę po ciebie jutro rano. Punkt dziesiąta?

- Brzmi świetnie - powiedział Harry, przywołując mdły uśmiech.

- Ja też się denerwuję - przyznał Syriusz, źle odczytując wyraz twarzy Harry'ego. - Ale myślę... myślę, że będzie dobrze, Harry. Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił, gdybym wiedział, że cię to uszczęśliwi, i... - Syriusz zamilkł i lekko się zaczerwienił. - Cóż, mam nadzieję, że to wiesz - skończył ochryple.

Jest kilka rzeczy, których byś nie zrobił, pomyślał Harry, ale nie powiedział tego na głos. W zamian rzekł:

- Wiem, Syriuszu. Będzie dobrze. Ja... Zobaczymy się więc jutro.

Syriusz skinął głową, uśmiechnął się znów i nabrał trochę proszku Fiuu z kieszeni.

- Elsinore Cottage - zawołał w płomienie, po czym wszedł do środka i zniknął w wirze.

Harry zastanowił się z niepokojem, jak to miejsce ma niby być bezpieczne, skoro każdy, kto zna nazwę domku, może dostać się tam z pokoju wspólnego Gryffindoru. Może Dumbledore po prostu załatwił, by były połączone na ten jeden wieczór?

Na myśl o Dumbledorze Harry poczuł ciężar w żołądku. Trochę przez ten czas pomyśl. Pomyśleć o czym? O przyszłości, jak powiedział Syriusz? O Severusie? W chwili obecnej Harry myślał o Severusie jedynie tyle, że chce być z nim właśnie teraz, ale dokładnie wtedy odgłos wielu stóp wbiegających po schodach wieży zniweczył ten pomysł. Przez przejście w portrecie wpadł tłum uczniów Gryffindoru, wszyscy rozgadani i z podnieceniem wyciągający głowy wokół pokoju. Gdy ujrzeli, że Harry jest sam, podniosło się zbiorowe westchnienie zawodu.

- Poszedł? - spytał Ron.

Trzymali się z Hermioną za ręce. Harry przez chwilę patrzył na ich splecione palce, po czym odwrócił wzrok i spojrzał w płomienie.

- Wróci jutro - powiedział.

* * *

Wieża Gryffindoru nie uciszyła się przed północą. Harry siedział w pokoju wspólnym z przyjaciółmi, słuchając ich gadaniny i pragnąc być gdzie indziej. Ron i Hermiona - jedyni, którzy mogli zauważyć, że jest cichszy niż zazwyczaj - wydawali się być kompletnie pochłonięci sobą, trzymając na uboczu i cicho rozmawiając. Harry siedział z Deanem i Seamusem i udawał, że jest zainteresowany ich rozmową o Strzałach Appleby, zmuszając się, by nie patrzeć niegrzecznie co pięć minut na zegarek. Wydawało się, że wieczór nigdy się nie skończy.

Wreszcie o dwunastej pogasły światła. Harry poszedł do pokoju z Ronem, Deanem i Seamusem, i natychmiast przebrał się do snu, mówiąc, że jest wykończony i nie da rady utrzymać oczu otwartych choćby przez minutę. Potem leżał w ciemności za zasłonkami, zamarły i w pełni świadomy, słuchając, jak chodzą wokół na paluszkach, rozmawiają szeptem i próbują być cicho. Nareszcie godzinę później chyba też się zmęczyli i Harry słyszał, jak przykrycia zostają odciągnięte z łóżek, piżamy ubrane, a życzenia dobrej nocy wyszeptane. Wydawało się, jakby minęło dziesięć godzin, a nie jedna. Udręczony nasłuchiwał, aż oddechy wszystkich ostatecznie wyrównają się we śnie. To zajęło kolejne dwadzieścia minut. Ron zaczął chrapać, śpiąc snem sprawiedliwego - snem kogoś, kto nie będzie miał kłopotów, że pisze listy do swojej dziewczyny. Potem kolejne pięć minut, tak na wszelki wypadek... Ze wszystkich nocy, gdy mogli go schwytać wykradającego się, to nie mogło być dzisiaj...

Gdy nie mógł już więcej znieść, Harry wyciągnął pelerynę-niewidkę spod materaca - będzie musiał spakować ją jutro - i wyśliznął się z łóżka. Przekradł się do pokoju wspólnego, obok drzemiącej Grubej Damy, kolejnymi schodami w dół - w dół tą bardzo znajomą drogą do lochów, która nigdy przedtem nie wydawała się tak długa. Ale wreszcie, wreszcie stał przed drzwiami biura, szepcąc hasło i obserwując, jak otwierają się przed nim.

Severus czekał na niego w bawialni, chodząc wokół. Godziny, które upłynęły w międzyczasie, wyraźnie nie pomogły mu się uspokoić. Na widok Harry'ego jego oczy rozbłysły, wargi wygięły się szyderczo i otworzył usta, by powiedzieć coś strasznego. Harry nie mógł mu pozwolić. Zrzucając pelerynę, zawołał: "Nie, proszę, nie, nie" - i rzucił się poprzez pokój, obejmując ramionami Severusa z taką siłą, że Severus zachwiał się w tył i niemal upadł. Przez moment panowała ciężka cisza, gdy Harry rozpaczliwie się trzymał, chowając twarz w czarnej tkaninie na piersi kochanka, czując, jak guziki wciskają się w jego kości policzkowe. Oddychali chrapliwie i z poruszeniem, ich serca biły niczym królicze. Potem Severus odetchnął w cichym, jękliwym westchnięciu i oparł policzek na głowie Harry'ego, i położył dłonie na jego talii. Harry odprężył się, pełen ulgi, że - skoro była to ich ostatnia wspólna noc - nie spędzą jej, wrzeszcząc jeden na drugiego.

- Nie chcę jechać - wyszeptał. - Przepraszam. Nie chcę jechać.

- Kiedy Dumbledore powiedział... - wymamrotał Severus stłumionym głosem - kiedy powiedział mi, że... musiał wiedzieć...

- Chce, bym "pomyślał" - rzucił Harry gorzko. Potem, gdy ciało Severusa zesztywniało w jego ramionach, uświadomił sobie, że to był błąd.

- Pomyślał? - powtórzył Severus neutralnym tonem, odsuwając się ciut od Harry'ego.

Harry zagryzł wargę żałośnie, pragnąc przestać, wiedząc, że przez to wygląda jak dziecko.

- Tak powiedział - rzucił cichutko. - Że powinienem pomyśleć o sprawach. Nie powiedział jakich...

- Nie musiał, jestem pewien - stwierdził Severus i choć jego twarz wciąż była zamknięta, wargi zacisnęły się w cienką linię, a Harry'emu wydało się, że widzi w tych ciemnych oczach zaczątki strachu. Serce zabolało go w piersi.

- Napiszę do ciebie - powiedział z desperacją. - Znajdę jakiś sposób. Powiem Syriuszowi, że piszę do George'a. Nie musi wiedzieć...

- Harry...

- A wtedy, kiedy będę wiedział, że to bezpieczne, dam ci znak, że możesz odpisać, i lepiej...

- Harry. Nie będzie bezpiecznie. Nie byłoby mądrze. Nie możesz przysłać do mnie Hedwigi, a byłoby ryzykownie wysyłać do ciebie nieznaną sowę w obecności Blacka. - Głos Severusa był bardzo stanowczy i brzmiał bardzo pewnie, choć strach nie opuścił jego oczu. W rzeczywistości zdawał się narastać. Harry nagle poczuł, jakby patrzyli na siebie z dwóch krańców bardzo szerokiej rozpadliny, choć stali w tym samym pokoju, i że to nie Syriusz tę rozpadlinę stworzył.

- Ja wrócę - wyszeptał. - To... to tylko trzy miesiące. - Jeszcze gdy mówił, zdał sobie sprawę, że brzmi to jak wieczność. W tym momencie dotkliwie pragnął, by nie powiedział, że pojedzie z Syriuszem, by znalazł jakąś wymówkę, jakąkolwiek wymówkę, by zostać w Hogwarcie. Zmusił się do uśmiechu. Poczuł, jakby każdym mięśniem ciała musiał go szukać. - Znów będę uczył się eliksirów. To będzie mi przypominać o tobie.

Severus nic nie powiedział, ale następną rzeczą, jaką wiedział Harry, było, że znów miażdżą go ramiona kochanka. Wziął głęboki oddech, wdychając zapach Severusa i czując jego ciepło na policzku, i przez chwilę myślał, że tego nie zniesie.

- Może mógłbym coś powiedzieć - wymamrotał rozpaczliwie. - Mógłbym im powiedzieć, że nie czuję się bezpiecznie. Mógłbym im powiedzieć, że chcę tu zostać.

Severus wyrzucił z siebie śmiech, chrapliwy i gorzki.

- Dumbledore chce, byś jechał, Harry. Gwarantuję ci, pojedziesz. Przedsięwziął wszystkie środki ostrożności dla twojego bezpieczeństwa.

Harry mrugnął.

- Skąd to wiesz?

- Ponieważ - burknął Severus - powiedział mi tego popołudnia. Usłyszałem, że Black tu jest... i wiedziałem, i poszedłem do Dumbledore'a...

- I zapytałeś? - spytał Harry, czując w piersi ciepło na przekór wszystkiemu innemu. - O środki ostrożności?

- Tak - odpowiedział Severus, brzmiąc na pokonanego. - Zapytałem.

Milczeli przez kolejną długą chwilę. Harry słyszał, jak tyka zegar na kominku, odmierzając zbyt szybko płynący czas.

- Nie mamy dużo czasu - wyszeptał i pocałował policzek Severusa. - Chcesz...?

Severus pocałował jego usta.

- Tak. - Kolejny pocałunek. - Po ostatniej nocy... możesz... znów...?

- Och, proszę - jęknął Harry i znów go pocałował. - Proszę, tak. - Chciał czuć to jutro, gdy usiądzie z Syriuszem do obiadu w domku, setki mil stąd.

Zanurzyli się do łóżka i było to ciche, powolne, tak odmienne od swawoli i nadziei ubiegłej nocy, że Harry'emu trudno było wierzyć, że był szczęśliwy zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu. Ale nie chciał tracić tej nocy na zmartwienia - chciał pamiętać to jako przyjemny czas. To było przyjemne - wszystko było przyjemne. Ale jednocześnie był świadom głębokiego, uporczywego smutku, którego nie był w stanie osłabić, nieważne jak starał się skoncentrować. To było dziwne: cieszyć się z czegoś tak bardzo i wciąż czuć smutek. Jednak wszędzie wokół jądra smutku owinięty był Severus, jego skóra i jego ciało, i jego bliskość. Harry pocałował ramię Severusa i pomyślał, jak bardzo go kocha, i wyszeptał:

- Wrócę. Wiesz, że wrócę.

Oczywiście, nie miał na myśli jedynie powrotu do szkoły. Severus nic nie powiedział, ale Harry widział niezidentyfikowany błysk w jego oczach.

- Na miłość boską - wyszeptał - nie rób niczego głupiego... - i doszedł, z cichym, zaskoczonym okrzykiem, pulsując głęboko we wnętrzu Harry'ego, który podążył za nim z cichymi, zdyszanymi okrzykami.

Potem leżeli razem, spoceni i drżący - Harry pomyślał, że z czegoś więcej niż orgazmu.

- Nie rób niczego głupiego - powtórzył Severus kilka chwil później mocniejszym głosem. - Twój durny ojciec chrzestny zawsze wpadał w najbardziej niedorzeczne tarapaty. Jeśli dowiem się, że naraził cię na niebezpieczeństwo, to... - Jego dłonie zacisnęły się na pościeli. - I Lupin - dodał nagle, przewracając ich tak, że Harry leżał teraz pod nim. Spojrzał dziko w oczy Harry'ego. - Jeśli Blackowi wpadnie do tej jego przeklętej głowy jakiś pomysł o zwierzęcych igraszkach ze swoim przyjacielem... Trzymaj się z dala od Lupina, słyszysz mnie? Obiecaj mi!

Harry popatrzył na Severusa ze zdumieniem i ujrzał w oczach kochanka inny teraz rodzaj strachu: strach o Harry'ego połączony z własnym, przerażającym wspomnieniem. Chciał rozsądnie zauważyć, że profesor Lupin jest niebezpieczny jedynie raz w miesiącu, a było raczej mało prawdopodobne, by Syriusz zaprosił go na herbatę podczas pełni księżyca, ale potem uznał, że lepiej jednak pokiwać głową i zgodzić się. Otarł się o pierś Severusa w sposób, który - miał nadzieję - był kojący.

- Będę uważał - obiecał. - Ty też.

- Ja będę tutaj - powiedział gorzko Severus. - Znów. Tak jak byłem podczas ubiegłego lata i tak jak, bez wątpienia, będę podczas następnego. Nie będzie za dużej potrzeby, by uważać.

- Niemniej jednak - oznajmił Harry, a potem, raczej nagle, coś przyszło mu na myśl. - Wiesz - powiedział z wahaniem - w przyszłym roku, kiedy wrócę... Moglibyśmy spróbować być dla siebie milsi. Przy ludziach.

Severus popatrzył na niego, ściągając brwi.

- Nic... nic zbyt oczywistego - wymamrotał Harry, pragnąc mieć więcej czasu, by lepiej to przemyśleć. - Po prostu... może moglibyśmy być dla siebie mniej paskudni. By potem, może... wiesz, później może to nie będzie taką wielką niespodzianką dla ludzi, że my... no wiesz... gdy już skończę szkołę... - Zaplątał się. Teraz Severus patrzył na niego, jakby wyrosła mu dodatkowa głowa. - To znaczy, nieważne, co zrobimy, to i tak będzie zaskakujące, oczywiście, ale może nie powinniśmy z tym wychodzić znikąd, chociaż nie wiem, jak długo będziemy to ukrywać, oczywiście, może jeszcze dwa lata? Albo... albo półtora... - Umilkł, świadom, że całe jego ciało czerwieni się. Proszę, proszę, niech Severus wie, co ma na myśli. Niech zrozumie, co Harry próbuje powiedzieć...

Ale całą odpowiedzią Severusa było jedynie wymuszone:

- Zobaczymy.

Harry zagryzł wargę ze złością. Czy Severus nie słyszał, co on powiedział? Nie chce któregoś dnia przestać się ukrywać?

- Posłuchaj - rzucił z desperacją. - Próbuję powiedzieć... Chcę...

- Nie mów tego jeszcze.

Harry zmarszczył czoło. Severus zaczął głaskać delikatnie jego włosy, co złagodziło trochę jego słowa.

- Nie mów tego jeszcze - powtórzył głosem cichym i, gdy Harry mocno się wsłuchał, wydało mu się, że także smutnym. - Poczekaj trochę. Możemy porozmawiać, kiedy... wrócisz.

Harry przełknął ciężko i skinął głową. To musi mu wystarczyć. Skoro nie potrafił skłonić Severusa, by mu uwierzył, będzie musiał po prostu mu pokazać - że jest szczery, że jest cierpliwy. To był początek.

Wpół do czwartej nadeszło i minęło. Harry, zasypiając i budząc się, nie poruszył się, by odejść, a Severus nie prosił go o to w żaden sposób. O czwartej nad ranem sięgnęli po siebie w ciszy i znów się kochali, a potem leżeli, aż zegar na kominku wybił piątą. Harry z głową na piersi Severusa patrzył na cienie na ścianie i pragnął wymyślić jakieś słowa, pragnął, by zegar po prostu przestał tykać.

Syriusz przybędzie za pięć godzin. Może będą jakieś komplikacje? Może ministerstwo uzna, że jednak potrzebuje, by złożył więcej zeznań? Coś, co opóźni sprawy o jeszcze jeden tydzień. O jeden dzień.

Wreszcie wyszeptał:

- Syriusz powiedział, że mogę odwiedzić Hogsmeade, jeśli zechcę. Ja... jest stamtąd przejście do Hogwartu, o którym wiem. - Urwał, zagryzając wargę, a Severus wymruczał coś, co brzmiało jak: "Wiedziałem". - Może... może któregoś popołudnia albo jakoś moglibyśmy się spotkać? Wiem, że czasem możesz wychodzić do Hogsmeade, i...

- Cśś - powiedział Severus łagodnie. - Może moglibyśmy. Może będzie też lepiej, jeśli wykorzystasz to lato, by... by pomyśleć, jak sugerował dyrektor. - Nieznośnie sfrustrowany Harry otworzył usta, by wrzasnąć, że nie potrzebuje MYŚLEĆ, ale Severus położył palec na jego wargach. - Jeden miesiąc. Tylko jeden miesiąc. Potem zobaczę, co mogę zrobić. Znajdę sposób, by dać ci znać.

- Mógłbyś zrobić tak jak z notkami - podsunął Harry, odrobinę ułagodzony tą sugestią.

Wargi Severusa wygięły się.

- Zaklęcie tego zasięgu działa tylko na terenie szkoły - powiedział. - Ale coś wymyślę.

Harry wrócił myślą do jednego szczególnie grubego i zakurzonego tomu, który czytał w marcu, gdy pomysł sam się pojawił.

- Ja... wydaje mi się, że słyszałem gdzieś - powiedział nerwowo, próbując wyjść naprzeciw sugestii - o eliksirze, który, eee, pomaga dwojgu ludziom dzielić sny. - Severus spojrzał na niego przenikliwie. - Zastanawiałem się, czy... znaczy się, można z kimś rozmawiać w taki sposób? - spytał Harry z nadzieją. Oczywiście, jak na razie osiągnięcia Severusa w tworzeniu eliksirów nasennych nie były zbyt dobre, ale może to by podziałało. Dzielić sny... Tego by się nie dało namierzyć. Wydawało się dobrym pomysłem.

- Gdzie, na niebiosa, czytałeś o tym? - spytał Severus, a jego oczy zwęziły się, i Harry zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie informacja ta nie znajdowała się w żadnej z książek, do których powinien mieć dostęp. Wymyślił szybkie kłamstwo i liczył na przebaczenie.

- Och... Hermiona robiła jakiś specjalny projekt i miała zezwolenie na czytanie...

- Nie mów nic więcej - powiedział sucho Severus. - Każdy jeden z tych eliksirów, o których czytała, jest nielegalny - nie: regulowany, nielegalny - i to z dobrych powodów. Doprowadzają ludzi do szaleństwa. Jak powiedziałem, zostaw to mnie. Jeśli potrafię coś wymyślić, zrobię to. - Potem jego oczy zamrugały na widok zegara i Harry widział słowa, nadchodzące do jego ust. Nie byłby w stanie ich usłyszeć.

Więc sam je powiedział.

- Muszę iść - wyszeptał.

Przez długą chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Nie zostało do powiedzenia nic więcej, o czym Harry mógł pomyśleć. Pochylił się i pocałowali się jeszcze raz, mocno i szybko, po czym Harry opuścił łóżko i wciągnął piżamę.

- Pa - wydusił, po czym nasunął pelerynę-niewidkę i uciekł z sypialni, gdy jeszcze mógł. Severus nic nie powiedział.

* * *

Zgodnie ze swoimi słowami Syriusz przybył punkt dziesiąta. Hogwart Ekspres nie odjeżdżał przed południem, więc Ron i Hermiona odprowadzili Harry'ego na dziedziniec, gdzie czekał Syriusz, by tam się pożegnać. Harry jedną ręką ciągnął za sobą swój kufer, a w drugiej niósł Błyskawicę. Niebo ponad głowami było jasne i błękitne.

- Będziemy do ciebie pisać, Harry - obiecała szczerze Hermiona. - I naprawdę możesz odwiedzić Norę?

- Tak - odparł Harry. - Też do was napiszę. - Próbował nie myśleć o zaczarowanych listach, które spoczywały ukryte pod wszystkim innym w kufrze.

- Oby - powiedział Ron. - Pewnie przez najbliższe kilka dni będziesz się urządzał, więc powiem George'owi, co się stało. Wiem, że nie miałeś czasu.

- Och. Dzięki - rzucił Harry, który ani razu nie pomyślał o George'u. - Kilka razy spróbuję pojawić się w Hogsmeade, by się z nim zobaczyć.

- Może moglibyśmy się tam spotkać! - zawołała Hermiona. - Znaczy się, gdybyśmy zaplanowali na zaś. W tym roku całe wakacje będę w kraju, a ostatnie dwa tygodnie sierpnia spędzam u ciebie, Ron.

Ron rozjaśnił się. Harry bardzo się starał nie wywracać oczami.

Wyszli na dziedziniec, a słońce świeciło, roziskrzając ostatnie krople rosy. Syriusz już na nich czekał i obdarzył Harry'ego szerokim uśmiechem, gdy się zbliżyli.

- Wszystko gotowe - powiedział szybko do Harry'ego, sprawiając wrażenie niewiele świadomego, że Ron i Hermiona w ogóle tam są. - Albo tak gotowe, jak miało być. Miejsce wymaga trochę sprzątania, ale to nie kłopot. Niedaleko jest wspaniały staw, gdzie można pływać albo łowić ryby, wiesz... i kilka pięknych wrzosowisk do wędrówek, nawet zagajnik nieopodal domku, nie ma ich za wiele w Yorkshire. I nie jesteśmy tak daleko od wioski...

- Cześć, Syriuszu - powiedział Harry, pomimo własnej melancholii nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu w obliczu takiego entuzjazmu.

- Och - zawołał Syriusz, wracając na ziemię z uśmiechem zakłopotania. - Cześć. Ach, witajcie i wy - dodał w kierunku Rona i Hermiony.

- Cześć - rzucił Ron z uśmiechem.

- Dzień dobry - przywitała się Hermiona.

Potem stali w kółku, spoglądając po sobie raczej niezręcznie, aż błysk szkarłatu na końcu dziedzińca przyciągnął uwagę Harry'ego. W ich kierunku szedł Dumbledore, w ręce trzymając puste opakowanie po taśmie klejącej. Położył je na dłoni Syriusza.

- Wasz świstoklik, panowie - powiedział. - Pozwólcie, że wykorzystam okazję i życzę całej waszej czwórce wspaniałych wakacji.

- Dzięki za to ogromnie, Dumbledore - odezwał się Syriusz z wyraźnym wzruszeniem.

- Tak - dorzucił Harry, wiedząc, że tego od niego oczekiwano, a słowa wyszły z jego ust mechanicznie. - Dzięki.

- Nie ma za co - odparł Dumbledore, przyglądając się Harry'emu ponad oprawkami swych półksiężycowatych okularów. - Mam nadzieję, że przyjemnie spędzicie czas.

- Ja na pewno - wymamrotał Harry. - Znaczy się... Jestem pewien, że obaj spędzimy.

Syriusz znów się uśmiechnął.

- Ja też - powiedział radośnie Dumbledore. - Harry, ten świstoklik aktywuje się za minutę, sugeruję, byś go złapał... o tak, doskonale.

- Pa, Harry! - zawołał Ron, obejmując ramieniem talię Hermiony.

- Bawcie się dobrze! - wtrąciła Hermiona, machając do Harry'ego i Syriusza.

- Pięć... cztery... - liczył Syriusz pod nosem.

Wtedy Harry to poczuł. Mrowienie na karku. Nie będąc w stanie się powstrzymać, dziko rozejrzał się wokół dziedzińca, ledwie pamiętając, by trzymać świstoklik...

- Trzy... dwa...

Dwoje ciemnych oczu patrzyło na niego z okna po wschodniej stronie, długi kształt Severusa na pół ukryty w cieniu. Ale Harry go widział... widział jego twarz... dłoń, unoszącą się w geście pożegnania...

- Jeden!

Miał dziwne, okropne uczucie, jakby haczyk szarpnął jego pępkiem, gdy świstoklik się aktywował. Stopy Harry'ego oderwały się od ziemi, wpadł na Syriusza, a świat wokół niego zniknął w ryku wiatru. Jedynym wrażeniem, które trwało, był obraz twarzy Severusa, niknącej w oddali, gdy Hogwart zawirował i rozmył się.




Spoglądam w twe serce, miłości ma,
W którym święte drzewo wyrasta.
Z radości święte gałęzie biorą swój początek,
Jak całe zrodzone przez nie kwiecie.
Zmienne barwy owoców jego
Radosnym blaskiem obdarzyły gwiazdy,
A pewność jego korzeni sekretnych
Wszczepiła spokój w noc.
Wstrząśnienie jego liściastej głowy
Nadało falom ich melodię
I poślubiło muzyce me usta
Nucące dla ciebie czarodziejską pieśń.

- William Butler Yeats, "Dwa Drzewa" (fragm.)
(tłum. Enkeli)



rozdział 20 | główna | sequel