Koziorożec: (22 grudnia - 19 stycznia) W słynnym fragmencie z Szekspira Poloniusz mówi: "Bądź wierny samemu sobie". W takim sensie, jesteś Szekspirowskim popaprańcem Nigdy się go nie pozbędzie. Severus Snape stał w Wielkiej Sali i patrzył spode łba na Harry'ego Pottera, mając tego pełną świadomość. Do rozpoczęcia semestru zostały jeszcze dwa tygodnie, a jednak sala ozdobiona była, jakby trwało co najmniej przyjęcie powitalne - wszystko to, by powitać w domu Harry'ego Pottera. W domu w Hogwarcie, w domu na posadzie nauczyciela. Ale nie w domu po wojnie i nie by uczyć czegoś przydatnego, o nie. Po trzech latach grania w quidditcha, Potter gotowy był zostać asystentem trenera quidditcha do przyszłego roku, kiedy to Pani Hooch planowała się wycofać. I z rozmiaru zamieszania, jakie wywoływali pozostali członkowie kadry, można by sądzić, że było to co najmniej Powtórne Przyjście Chrystusa, o którym zawsze mawiali mugole. Czy zorganizowano przyjęcie, gdy Snape rozpoczynał pracę? Czy wywieszono sztandary w barwach Slytherinu, by go uhonorować? Snape parsknął. Cholernie nieprawdopodobne. On oczywiście nie był Chłopcem, Który Przeżył. On nie pokonał Voldemorta prawie własnoręcznie. On nie był przystojnym, sławnym sportowcem. I w tej chwili na pewno nie był otoczony przez sympatyków, z których większość była co najmniej dwa razy od niego starsza, traktując go przy tym, jakby zasługiwał na szacunek, którego nie zdobył przez długie lata ciężkiej pracy. Cholera jasna. Chłopak nie zostawi go w spokoju tak długo, jak tylko będzie żył, prawda? W tym momencie Potter zerknął poprzez salę na miejsce, gdzie jego były profesor eliksirów stał w cieniach i rzucał wszystkim gniewne spojrzenia. Te oczy, zielone jak zawsze, roziskrzyły się, zanim chłopak się odwrócił. Snape poczuł, jak dreszcz przebiegł w dół po jego plecach. Rozdrażniony, zignorował to i skierował się w stronę naczynia z ponczem. No dobrze. To małe diabelstwo było atrakcyjne. Na siódmym roku Pottera Snape stał się tego raczej boleśnie świadomy, zdołał to jednak zignorować tak, jak zignorowałby kłopotliwą muchę, i kiedy smarkacz wreszcie ukończył szkołę, po zwycięstwie nad Voldemortem i z zamiarem odzyskania normalnego życia, mistrz eliksirów przyjął, że jego kłopoty się skończyły. I jeśli życie stało się wtedy trochę nudniejsze, trochę bardziej szare, cóż, były to zmiany na lepsze. Snape uważał, że nuda była bardzo mile widziana po chaosie poprzednich lat. Jednak sposób, w jaki chłopak pokazywał się w Proroku Codziennym zawsze, gdy Szkocja odnosiła zwycięstwo (to znaczy często - z Cudownym Potterem jako szukającym) był tak denerwujący! Szybko zaczęto rozprzestrzeniać pogłoski o Pucharze Świata, które osiągnęły punkt kulminacyjny w ubiegłym roku, gdy Szkocja zdobyła ten tytuł. Snape stwierdził, iż fakt, że zaczął wtedy regularnie czytać stronę sportową był przykładem absolutnie niefortunnego wyczucia czasu. Właściwie nie było tygodnia, by impertynencko nie mrugało na niego nowe zdjęcie cudownego dziecka quidditcha, za każdym razem odrobinę starszego, za każdym razem mającego więcej z mężczyzny i mniej z chłopca. Snape nie mógł już prawie czytać w spokoju swojej gazety. Dotarł do naczynia z ponczem, gdzie Rolanda Hooch nalewała sobie szklaneczkę wyraźnie fioletowej mikstury. Cóż, to mogło dostarczyć trochę rozrywki. - Więc - powiedział Snape głosem, za który, doskonale wiedział, ludzie mieli ochotę go spoliczkować - podekscytowana swoim zastępstwem? Domek na plaży już wybrany? Złote oczy wwierciły się w niego. Hooch doskonale znała zamiłowanie Snape'a do uwłaczania grze, którą uwielbiała ponad wszystko, i od czasu do czasu robiła złośliwe uwagi o bezużytecznych eliksirkach dla ludzi, którzy nie znali się na prawdziwej magii. Wzajemna nienawiść była nieunikniona. Wtedy Hooch uśmiechnęła się słodko, co zdecydowanie zaniepokoiło Snape'a. - Oczywiście, że się cieszę, że znowu widzę pana Pottera w naszych murach, profesorze Snape - powiedziała, a w jej głosie było coś... nieokreślonego. - To jak witanie w domu jednego z naszych, nieprawdaż? Dużo rozmawialiśmy, oczywiście. Jest taki pomocny, taki szczęśliwy, że wrócił... taki chętny, by sprawiać wszystkim przyjemność. - Złote oczy zabłysły. - Oczywiście nikt nigdy nie oczekiwałby, że ty będziesz podekscytowany tym, że znowu go widzisz. Snape zamrugał powiekami, a następnie zmrużył oczy w sposób, jaki miał nadzieję wyglądał groźnie. Hooch przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. - Oczywiście, że nie - skończyła z wyższością i napiła się ponczu. Chcąc ukryć swoje nagłe zakłopotanie, a także fakt, że zakłopotany był tym, że jest zakłopotany, Snape napełnił szklaneczkę fioletowym ponczem i wziął duży łyk. I prawie zakrztusił się na śmierć. Poczuł, jakby ogień spływał mu po gardle. Pani Hooch uderzyła go pomocnie w plecy, aż prawie przewrócił się na podłogę. - Daje kopa, hę? - ryknęła tak głośno, że usłyszeli wszyscy w sali - chociaż niepotrzebnie, jako że Snape i tak był już w centrum uwagi. - Kropelka Ognistej Whisky Ogdena! Sam dolewałem. Najlepsza rzecz na świcie - zawołał Hagrid z miejsca, gdzie stał obok Pottera, który obserwował Snape'a, gdy ten wracał do pionu? Chłopak wyglądał, jakby coś rozważał, a na jego ustach pojawił się ślad uśmiechu. Mruknął kilka słów do Hagrida, przypuszczalnie się usprawiedliwił, a następnie spojrzał jakby wymownie na Dumbledore'a i ruszył w kierunku Snape'a. O cholera... Snape nie mógł powstrzymać się od spojrzenia w stronę drzwi. Ucieczka była jednak haniebnym pomysłem, zwłaszcza że podczas rozmowy z profesor Sprout Dumbledore przypadkowo przesunął się tak, by zablokować jedyne wyjście z sali. Zdecydowanie byłoby to też oznaką tchórzostwa. Ha! Dzień, w którym obawiał się stanąć twarzą w twarz z Potterem, ze wszystkich ludzi...! Potter zdążył już podejść do naczynia z ponczem i Snape przygotował się na konfrontację. Pani Hooch uśmiechnęła się z przekąsem, poklepała Harry'ego po plecach (dużo lżej niż poklepała Snape'a) i ruszyła podyskutować z profesor McGonagall, która przyglądała się całemu zajściu z wielkim zainteresowaniem. Snape przygotował się na jakąś sarkastyczną uwagę, uśmieszek, stłumiony śmiech - cokolwiek, co dałoby mu szansę, by odwdzięczyć się Porterowi tak, jak chłopak zdecydowanie na to zasługiwał. Potter, nie patrząc nawet na Snape'a, nalał sobie szklaneczkę ponczu, wypił bez mrugnięcia okiem i odmaszerował bez jednego słowa. Co...? Snape się trząsł. Właściwie trząsł się z wściekłości. Cholerny chłopak, gdzieś się nauczył, że nie powiedzenie ani słowa mogło być największą obrazą ze wszystkich. Mógł równie dobrze powiedzieć, "Nie potrafi się pić, co? Profesorze?" Snape mógłby przynajmniej dać na to odpowiedź, coś, co przypomniałoby chłopakowi jego miejsce. Potter stanął znów u boku Hagrida, uśmiechnął się do niego grzecznie, a na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec od trunku, który właśnie spożył, co stanowiło ładny kontrast z resztą jego delikatnie bladej skóry. Coś gorącego poruszyło się w żołądku Snape'a, coś, o czym wolał nie myśleć, i zdecydował, że może jednak mógł znaleźć na to odpowiednią odpowiedź. Napełnił na nowo swoją szklaneczkę i zdecydowany nie zakrztusić się ani nie pozwolić, by łzy napłynęły mu do oczu, wypił całą jej zawartość, a następnie wycofał się dumnie w róg sali. Potter obserwował go spod przymrużonych powiek. Kilka minut później wrócił do naczynia z ponczem po dolewkę. Wymieniali się w ten sposób przez cały wieczór. Potter rozmawiał z innymi członkami kadry, przyjmował gratulacje i pozdrowienia, a Snape pozostał w swoim rogu sali. I podchodzili na zmianę do naczynia z ponczem. Wkrótce obraz Wielkiej Sali pływał Snape'owi przed oczami, a kroki Pottera nie wydawały się już dłużej tak stabilne. Lub też była to ponownie sprawa pływającego obrazu Snape'a. Minęła jakaś nieokreślona ilość czasu. Po czwartej szklaneczce nie było tak źle. Snape poczuł, jak ktoś delikatnie puknął go w ramię, i ostrożnie się obrócił. Kiedy Albus Dumbledore pojawił się w rogu Snape'a? I kto śmie tu mówić o ochronie prywatności? Niebieskie oczy nie migotały, lecz patrzyły surowo, chociaż Snape miał pewne trudności, by to zauważyć. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny, Severusie - powiedział Albus. Snape zamrugał. - Dumny, dyrektorze? - spytał, upewniając się, że uważnie wypowiada słowa. - Muszę przyznać, że ty i Harry nieco mnie rozczarowaliście. Wdawanie się w takie dziecinne pierdoły z innym nauczycielem nie jest czymś, czego oczekiwałbym od nowego pracownika. Ani od doświadczonego. Snape zbyt zajęty był swoim zdumieniem w związku z faktem, że Albus Dumbledore użył frazy "dziecinne pierdoły", by zarejestrować cokolwiek innego. Stał z otwartymi ustami. Żelazne spojrzenie Albusa nie zmiękło... bardzo. - Toleruję to zachowanie dziś i tylko dziś, Severusie. Można je usprawiedliwić jako zabawę. Jednak co do reszty waszego wspólnego życia w tym miejscu, oczekuję profesjonalnej atmosfery, jeśli już nie możecie się zdobyć na przyjazne stosunki. - Ja nie jestem przyjazną osobą - ogłosił Snape, mając nadzieję, że powiedział to wystarczająco głośno, by Albus go usłyszał. Gdzieś dał się słyszeć gwałtowny hałas, z powodu którego wszystko inne wydawało się być o wiele bardziej ciche. Lub też był to tylko hałas w jego własnych uszach. Albus najwyraźniej go usłyszał, ponieważ się skrzywił. - Wiem. Wiem o tobie wiele rzeczy, Severusie, które ty sam musisz jeszcze odkryć. Szkoda, że prawdopodobnie znajdujesz się w tej chwili w stanie zbyt wielkiego upojenia, by zapamiętać chociaż część rady, którą ci właśnie dałem, ale to prawdopodobnie tylko do następnego naruszenia zasad. - Ziewnął. - Jest dość późno. Myślę, że pójdę już do łóżka. Dobranoc, Severusie. Wiem, że rano będziesz w stanie rozsądniej ocenić sytuację - a jeśli nie rozsądek, na pewno kac cię tego nauczy. Snape poważnie kiwnął głową na tak, próbując przy tym nie parsknąć śmiechem. - Kac - w rzeczy samej. Żaden mistrz eliksirów z prawdziwego zdarzenia nie miałby problemów z przygotowaniem leku na kaca, choćby wyrwano go ze snu w środku nocy. Po odejściu Albusa Snape rozejrzał się po sali. Ku jego zaskoczeniu, wydawała się opustoszeć za jego plecami. Zostali tylko Hagrid i Potter, przy czym półolbrzym wydawał się drzemać w kącie. Potter siedział na krześle i wpatrywał się intensywnie w Snape'a. Snape stwierdził, że Dumbledore był już zły tak czy inaczej. Poszedł do naczynia z ponczem i wychylił jeszcze jedną szklaneczkę. Szło już naprawdę łatwo, gdy się człowiek do tego przyzwyczaił. Chociaż... teraz, gdy tak o tym myślał, być może miał już jednak dość. Ten gwałtowny hałas w jego uszach był głośniejszy i wydawało się Snape'owi, że nie może iść w prostej linii. Czyżby z powrotem do lochów? Tak, i później do łóżka. Jego samotnego, pustego łóżka. Snape odepchnął to nagłe, tragiczne uczucie i ponuro zdecydował, że takie łóżko było najlepsze. Minął powoli drzwi do Wielkiej Sali i spojrzał prosto przed siebie, koncentrując się całkowicie na każdym pojedynczym kroku. Godność to podstawa. Jeśli trzymasz się prosto, nikt nigdy nie domyśli się, że jesteś kompletnie zalany. Chociaż na zewnątrz korytarz był zupełnie pusty, więc wszystko to wydawało się być stratą czasu. Mimo to, nigdy właściwie nie wiesz, czy gdzieś... - Wygrałem. Snape stanął w miejscu na dźwięk głosu Pottera i odwrócił się powoli. Wspaniale, więc korytarz nie był już dłużej pusty. Psiakrew. Chłopak chwiał się delikatnie w drzwiach do Wielkiej Sali, policzki miał zarumienione, a oczy jasne za szkłami okularów. Pierwsze kilka guzików jego koszuli było rozpiętych. Chcę ... tego. Myśl ta była nagła (chociaż nie całkowicie niespodziewana) i zszokowała Snape'a na tyle, że powstrzymał się od jakiejkolwiek sarkastycznej uwagi czy nawet zapytania, o czym Potter mówi. Co było w porządku, jako że Potter wyjaśnił tak czy inaczej. - Wypiłem jeszcze jedną szklaneczkę po tym, jak wyszedłeś. Jedną więcej niż ty. Wygrałem. Snape poczuł się nagle zmęczony. Bardzo, bardzo zmęczony. Miał wrażenie, że jego kości robią się nagle ciężkie. - Brawo - powiedział ze znużeniem. - Może inny razem. Snape zdał sobie sprawę z tego, że chcieć nie oznaczało mieć. Do tego doszła wiedza, że nigdy tego mieć nie będzie. Nigdy. Odwrócił się, by odejść znów bez słowa, z gardłem nagle dziwnie pełnym i butami ciężkimi, jakby każdy z nich ważył tysiąc funtów. Jakaś ręka chwyciła za tył jego szaty - ręka Pottera oczywiście - i wtedy chłopak zakołysał się, co spowodowało niebezpieczeństwo upadku dwóch ciał na ziemię. Coś, do czego Snape zdeterminowany był nie dopuścić. - Gdzie idziesz? - zażądał Potter. - Daleko - odpowiedział Snape, zakłopotany nieco gniewem, jaki pojawił się w błyszczących oczach jego młodego wroga. - Przypuszczam, że do łóżka. Ty też powinieneś. Dumbledore - był bardzo dumny gdy jego zesztywniały język nie zaplątał się na tym imieniu - nie był zbyt zachwycony naszym zachowaniem. Ku jego zdziwieniu, Potter także wydawał się zmartwiony z tego powodu. - Zauważyłem. Nie znoszę go rozczarowywać. Jest dobrym człowiekiem. Jest najlepszym człowiekiem na świecie - dodał, patrząc Snape'owi w oczy ze szczerością. - Tak. Teraz puść moją szatę. - Nie-e. - Czemu nie? - Gdzie się podziała jego roztropność? Na pewno stając w obliczu takiej sytuacji mógł wyjść z czymś lepszym niż "czemu nie?" Głupia ognista whisky. - Ponie-waż - Potter powiedział wyraźnie - wygrałem i teraz ty musisz zapłacić. - Zapłacić? Na pewno nie - powiedział oburzony Snape. - Nie ustaliliśmy żadnych zasad. To nie był nawet prawdziwy konkurs. - Ależ był - Potter powiedziany uparcie. - A teraz... - Puszczaj, ty głupi chłopaku. - No, tak już lepiej. To poskutkowało. Potter cofnął się ze zranionym wyrazem twarzy. Przez kilka sekund patrzyli na siebie. Snape niejasno pamiętał, że miał teraz wrócić do lochów. Przypuszczał, że lochy były gdzieś na lewo. W takim razie na pewno powinien... - Zawsze myślałeś, że jestem tylko głupim chłopakiem - powiedział sucho Potter. Cóż, to było niespodziewane. Snape był też dość przekonany, że nie chce mieć nic wspólnego z tym, co Potter ma jeszcze do powiedzenia. - To dlatego, że tak się zachowywałeś. I nadal się tak zachowujesz. Teraz odejdź. - Nie chciałem tego robić, wiesz - ogłosił nagle Potter i machnął lewę ręką naokoło w geście, przez który prawie się przewrócił. - Nie miało być tak... Chciałem zaczekać... zobaczyć, czy zmieniło się to, co myślałeś, czy mógłbyś kiedykolwiek... ale schrzaniłem wszystko tego wieczoru... - na jego twarzy pojawił się tragizm, z którego sam Szekspir byłby dumy. Snape'owi przyszło na myśl, że Potter naprawdę nie potrafił pić. Możliwe, że Snape funkcjonował trochę wolniej i świat wokół niego nieco się chwiał, ale funkcjonował. Potter z kolei wydawał się być kompletnie nienormalny. - Kiepski z pana pijak, panie Potter - powiedział. Potter rzucił mu gniewne spojrzenie. - Czy kiedykolwiek chciałeś iść ze mną do łóżka? - zażądał. Zszokował tym Snape'a tak, że ten nic nie odpowiedział. - No więc? Chciałeś? - spytał ponownie Potter, a jego głos brzmiał szorstko i niewyraźnie. - Bo... zdarzało się że, wiesz, na siódmym roku... kiedy tak myślałem. Zawsze mnie obserwowałeś. Ale nigdy nie byłem pewny. I zastanowiłem się tylko, czy mógłbyś kiedykolwiek... czy kiedykolwiek myślałeś... - jego głos zamilkł. - Wiesz co? Myślę, że chciałeś. Na trzeźwo Snape nie miałby żadnych problemów, by zdegradować samoocenę chłopaka do rozmiaru termita i na nią nadepnąć. Nawet jeśli mówił prawdę. Teraz jednak wszystko, co mógł zrobić, to pomyśleć z ogromnym niepokojem Czy to było takie oczywiste? Jeśli Potter zauważył... - Tak czy owak - rozwodził się Potter - Zastanawiałem się. Przez wszystkie te lata, wiesz? Kiedy mnie tu nie było. I wiem co to seks - dodał podnosząc nagle głos. - O tak. Mnóstwo dziewczyn chciało iść do łóżka z graczem quidditcha... nie wspominając - ze sławnym Harrym Potterem... ale żadnej z nich nigdy tak naprawdę nie zależało... Snape nie chciał tego słuchać. Z uciskiem w klatce piersiowej ponownie obrócił się, by odejść. Tylko po to, by ponownie poczuć tę przeklętą rękę na swoim ramieniu. - Zaczekaj - powiedział błagalnie Potter i obrócił go do poprzedniej pozycji. I pocałował go w usta. Snape stał nieruchomo, zastanawiając się, czy nie był to jakiś rodzaj halucynacji spowodowanej alkoholem. Pocałunek nie był zbyt cudowny. Obaj byli na to zbyt pijany i niezdarni, by należał do tych "cudownych", chociaż zdołali zatoczyć się pod ścianę. I do czasu gdy odstąpili od siebie, Snape był bardziej oszołomiony niż cokolwiek innego. Potter zamrugał powiekami w jego stronę, a w jego oczach nie było już śladu tego nawiedzonego spojrzenia. - Jak już mówiłem - myślałem o tobie, przez cały ten czas i zastanawiałem się, i kiedy postanowiłem tu wrócić - myślałem, że... Mam na myśli to, że nie planowałem nic robić dziś wieczorem. Chciałem zaczekać. Mówię poważnie, wiesz. Nie chcę zranić twoich uczuć. - Te ogromne oczy, tak strasznie otwarte. - Nie chcę cię zranić... nie chcę być zraniony... Snape patrzył, jak poruszają się te wilgotne usta, i zastanawiał się, o czym się ten chłopak do diabła rozwodzi. - W każdym razie, posunąłem się za daleko i już to zrobiłem, więc, więc - dokończył Potter i zrobił głęboki wdech. - Czy mogę wrócić z tobą do twojego pokoju? Czy może co? Gdyby Snape był trzeźwy... ...ale nie był. Nigdy? Nie, może nie nigdy. Prawdopodobnie tylko ten raz. - Dobrze - powiedział życzliwie i pozwolił Potterowi wziąć się za rękę, gdy chwiejnie prowadził ich do lochów. Wodnik: (20 stycznia - 18 lutego) Zadziwisz wszystkich wokół i siebie samego, kiedy po krótkiej chwili wątpliwości skoczysz, nie patrząc przed siebie. Jakiś złośliwy skrzat domowy podczas snu wetknął mu w usta brudną skarpetę. Snape zdecydował, że było to jedyne wytłumaczenie, dlaczego jego usta są tak suche, jak jeszcze nigdy w życiu. I jego głowa. Oj, jego głowa. Ktoś musiał tam także wepchnąć skarpetę. Po kilku bolesnych chwilach dochodzenia, które wymagało zmuszenia stawów do ruchu, Snape stwierdził, że leży w swoim łóżku. Nie miał na sobie koszuli, ale spodnie były nadal na miejscu. Tak jak jego buty. W łazience leciała woda. Snape zamrugał. Czyżby nie zakręcił kranu? Sądząc po tłustych w dotyku włosach, nie kąpał się ubiegłej nocy - ale był najwyraźniej wystarczająco pijany, by odkręcić kurek i wywędrować z łazienki. Właściwie to i dobrze; gdyby zaczął się kąpać, mógłby utonąć. Podłoga była już jednak prawdopodobnie zalana i zdecydowanie powinien pójść to sprawdzić. Zwalił się ponownie ciężko na łóżko i próbował nie zwymiotować. Woda przestała lecieć, co spowodowałby, że - gdyby nie było to takie bolesne - uniósłby brwi. Eliksir Pieprzowy. Właśnie tego potrzebował. I Snape miał rację, myśląc, że mógłby przyrządzić go we śnie, ale wkrótce z niepokojem odkrył, że nie był w stanie przyrządzić go na kacu. Gdyż to wymagałoby wstania z łóżka. Zamknął oczy i walczył ze swoim własnym ciałem; jego żołądek w końcu się uspokoił. Drzwi do łazienki otworzyły się nagle i tak samo otworzyły się oczy Snape'a. Harry Potter, ze wszystkich ludzi, Harry Potter wyszedł z łazienki, ubrany w płaszcz kąpielowy Snape'a i najwidoczniej nic więcej. Snape pomyślał nagle o swoim własnym braku koszuli, gdy zamglone wspomnienia z ubiegłej nocy przygnały z powrotem, wraz z nową falą nudności. Pamiętał niezdarny pocałunek... Pamiętał potykanie się na schodach prowadzących do lochu z bardzo zdeterminowanym Potterem u boku... Pamiętał nawet, Boże pomóż, cichy śmiech, gdy próbował przypomnieć sobie zaklęcie otwierające drzwi do jego kwatery. Później jednak wszystko było nieco rozmazane. O Boże, czy oni naprawdę... - Dzień dobry, Severusie - Potter odezwał się niezwykle radośnie. Bez ceregieli zrzucił płaszcz kąpielowy i zaczął rozglądać się po podłodze, najwyraźniej za własnymi ubraniami. - Obudziłem cię? Przepraszam. Z setek pytań wirujących w umyśle Snape'a, tylko jedno dotarło do jego ust. - Dlaczego nie czujesz się gorzej? - zapytał zachrypłym głosem i zaraz się skrzywił. Potter zamyślił się na moment, lecz w następnej chwili jego twarz pojaśniała. - A! Nigdy nie mam kaca - wyjaśnił, jak gdyby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. - Hagrid mi kiedyś powiedział, że mój tata też nigdy nie miał. To pewnie dziedziczne. Fajnie, co? Wydaje mi się, że naprawdę dużo wypiłem zeszłego wieczoru... - i omiótł wzrokiem Snape'a, który nadal leżał żałośnie na łóżku. - Domyślam się jednak, że ty nie masz tyle szczęścia. Masz u siebie jakiś Eliksir Pieprzowy? - Ja... - Snape wskazał niejasno ręką na szafkę stojącą z drugiej strony pokoju, do której sam nie miałby szansy dotrzeć. - Hmm...górna półka... Potter, który miał teraz na sobie wyłącznie bokserki, przespacerował swobodnie przez pokój, otworzył zagraconą szafkę i przez moment przyglądał się bacznie jej zawartości, aż w końcu wybrał małą butelkę z górnej półki. - No już. Mam nadzieję, że jeszcze się nadaje. - Po czym przyspacerował z powrotem, postawił butelkę ostrożnie na stoliku i, ku przerażeniu Snape'a, usiadł na materacu. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? - Jedna szczupła, biała dłoń sięgnęła w przód, by w chwilę później przebiec delikatnie po ręce Snape'a. Snape starał się nie wzdrygnąć. - Nie - odpowiedział prawie w panice. Nadal miał na sobie spodnie, prawda, ale sposób, w jaki Potter się zachowywał - co się do licha stało ubiegłej nocy? Jeśli... jeśli się ko... uprawia... zrobili coś interesującego, fakt, że Snape tego nie pamięta, będzie go dręczyć do końca życia. Jako że był całkowicie pewny, że to się już nigdy nie powtórzy. Cholera jasna. Musi wiedzieć. - Co... - zaczął i w tym momencie te zielone oczy spojrzały w jego własne i oddech zamarł mu w piersi, a głowa zaczęła znowu boleć. To był najprawdopodobniej najbardziej upokarzający moment jego życia, a biorąc pod uwagę jego życie, to mówiło samo za siebie. - Co się stało? - wydusił, przybierając najbardziej zamknięty wyraz twarzy. Potter, z drugiej strony, wyglądał na zdziwionego. - Co masz na myśli? - A niech go! Dobrze wiedział, co Snape ma na myśli! Musiał wiedzieć! Snape zazgrzytał zębami. Jeśli tym razem Potter nie odpowie... dobrze. Bardzo dobrze. - Co - się - stało - wczoraj? - syknął. - Nic - nie - pamiętam. Wyraz twarzy Pottera złagodniał, na szczęście dla niego samego. - Niewiele - odpowiedział cicho. - Jak widzisz, pozbyliśmy się twojej koszuli, ale to właściwie wszystko. Chyba naprawdę musiałem wypić za dużo... Wydaje mi się, że zemdlałem. - Wyglądał z tego powodu na odpowiednio zakłopotanego. - W każdym razie, jeśli chodzi o jednonocne przygody, powiem ci, że ta była chyba najgorsza w moim życiu. Snape czuł, że twarz mu płonie. - To nie moja wina, Potter, że nie potrafisz pić - warknął i zaraz tego pożałował, jako że dźwięk jego własnego głosu sprawił, że głowa rozbolała go na nowo. - Sporo się ich miało, co? - Jestem ostatni w długim sznureczku, prawda? O mój Boże. Potter wzruszył tylko ramionami. - Trochę, przez te kilka ostatnich lat. W końcu nie spędzam zbyt dużo czasu w jednym miejscu. - Następnie rzucił Snape'owi zaskakująco głębokie spojrzenie. - Ale, jak już mówiłem, w porównaniu do innych jednonocnych przygód, ta była do niczego. Gdyby Snape miał trochę siły, udusiłby bachora. - Więc zdecydowanie powinniśmy spróbować jeszcze raz - dokończył Potter i pragnienie, by go zamordować, zastąpione zostało przez czysty szok. - Wpadnę znowu dzisiaj wieczorem, dobrze? Usta Snape otworzyły się i zamknęły jak u zdychającej ryby. - Ty... - wydusił i na chwilę zamknął oczy. - Przepraszam , czy ty mówisz... - Będziemy mieli jeszcze jedną jednonocną przygodę - Potter powiedział szybko. - I tym razem mam nadzieję, że będzie lepiej. Proszę, wypij swój eliksir. - Snape poczuł, jak Potter wciska mu w rękę chłodną, szklaną butelkę. - Hmm, będę dziś bardzo zajęty z Rolandą - kontynuował. - Nie wydaje mi się, byśmy się do wieczora zobaczyli. I pocałowałbym cię na pożegnanie, ale sądząc z twojego oddechu, nie byłoby to najprzyjemniejsze, więc może zaczekać. O której mam przyjść? Znalezienie głosu zajęło Snape'owi chwilę. Kiedy już go znalazł, było warto, nawet, jeśli to, co powiedział, było odrobinę nieskładne. - Co... ty zarozumiały mały... ja byłem pijany jak... jak możesz myśleć, że naprawdę chciałem... - Ten wstrętny smarkacz, jego zarozumiała głowa jest tak wielka jak jego ojca... Dlaczego Potter tak na niego PATRZYŁ?! - Z powodu tego, co powiedziałeś - Potter odpowiedział łagodnie. - Właśnie dlatego wiem, że pozwolisz mi wrócić. ...Co? Potter skończył się ubierać, podczas gdy Snape gapił się na niego zszokowany. Następnie przygotował się do wyjścia. - Czekaj! - krzyknął Snape. - Czekaj! Co... o czym ty mówisz? Co do licha powiedziałem? - Będę o jedenastej - Potter odpowiedział beztrosko i zamknął za sobą drzwi. Snape patrzył na zamknięte drzwi. Następnie na sufit. I na butelkę Eliksiru Pieprzowego, którą trzymał w ręce. Zastanawiał się, czy wystarczyłoby mu siły na to, by cisnąć nią o ścianę, ale w końcu poddał się i wypił jej zawartość. Eliksir zadziałał o wiele za szybko. Uczucie beznadziejności zaczynało mu się podobać. Dzień się wlókł. Nie było na to innego słowa. No, chyba, żeby policzyć synonimy. Wlókł się, pełznął, ciągnął, a chwilami wydawał się zupełnie zatrzymywać. Snape spędził większość czasu w swoim gabinecie, drąc kawałki pergaminu, na których próbował pisać. Niektóre z nich były listami do Pottera. Odwal się. Zostaw mnie w spokoju. Dlaczego to zrobiłeś. Co wczoraj powiedziałem. W ostateczności żadnego z nich oczywiście nie wysłał, ponieważ, na Boga, chciał iść tej nocy do łóżka z Harrym Potterem, a paskudny list mógłby tylko temu zapobiec. Mógł się przynajmniej uczciwie do tego przed sobą przyznać. Na Merlina, miał nadzieję, że chłopak lepiej całował na trzeźwo niż po pijanemu. Snape popatrzył na kolejną zniszczoną formułę eliksiru i podarł ją również. Czekanie na godzinę jedenastą dobiegło końca. Podobnie jak seks Harry'ego Pottera i Severusa Snape'a półtorej godziny później. Snape padł na materac na plecy, dziko łapiąc oddech, Potter zwalił się mu na pierś, wypychając mu w ten sposób resztki powietrza z płuc. - Przepraszam - mruknął chłopak - nie, nie, jeśli Snape czegokolwiek się dzisiaj nauczył, to tego, że Potter nie był żadnym chłopakiem - mężczyzna, po czym stoczył się ze Snape'a i położył obok. - To było genialne - westchnął z satysfakcją. Snape chętnie powiedziałby coś sarkastycznego, ale był w stanie jedynie mało inteligentnie kiwnąć głową na znak zgody. To naprawdę było raczej genialne. Widocznie trzeźwość stanowiła zasadniczą różnicę; Potter zdecydowanie potrafił skupić się na zadaniu. I faktycznie dobrze całował. W zasadzie fantastycznie. Genialnie. Snape zamknął oczy i usilnie starał się wyryć w pamięci każdą chwilę tego wieczoru. Potter wchodzący do jego pokojów po symbolicznym zastukaniu w drzwi i niemal powalający Snape'a bardzo entuzjastycznym pocałunkiem. A następnie - dzika żądza, jak gdyby ktoś rzucił na nich obu zaklęcie Incendius, dosłowne rozrywanie ubrań, gdy walczyli, by je z siebie zrzucić, wijące i szybkie ruchy ciał. Smak ust Pottera, na początku nieskazitelny, a później słony od nasienia Snape'a. Wszystko. Musi to wszystko zapamiętać. Poczuł na ustach następny delikatny pocałunek. - Myślałem o tym przez lata - cicho szepnął Potter, co zaskoczyło Snape'a do tego stopnia, że nieplanowanie odpowiedział: - Ja też - po czym zapragnął odciąć sobie język. Potter jednak nie odpowiedział, jedynie cicho zamruczał i ponownie go pocałował. Atmosfera po orgazmie zawsze wydawała się otwarta i swobodna i Snape skorzystał z okazji, by zadać niebezpieczne pytanie. - Ach... dziś rano wspomniałeś... eee... co powiedziałem ubiegłej nocy? Czekał w morderczej niepewności, aż w końcu odpowiedziało mu ciche chrapanie. Cholera. Następny poranek był niezręczny, jak zazwyczaj bywają następne poranki - niezręczny przynajmniej dla Snape'a. Potter wydawał się całkowicie zrelaksowany i ponownie ubierał się pod nieufnym okiem Snape'a. - O której mam przyjść dzisiaj? - spytał beztrosko. Oczy Snape'a otworzyły się szeroko. - Mówiłeś chyba, że to będzie jednonocna przygoda - wybełkotał, w jednej połowie wrzeszcząc na samego siebie, a w drugiej nie mogąc uwierzyć, że Potter go nie nabiera. Potter zatrzymał się, by to rozważyć. - Tak mówiłem - myślał głośno. - Ale... to było genialne, prawda? Może więc zrobimy z tego dwunocną przygodę, hę? Chyba że... - dodał, a na jego twarzy pojawiły się pierwsze od tamtego pijanego wieczoru oznaki niepewności - wolałbyś nie...? Snape spostrzegł nagle, że kiwa głową. - Jedenasta brzmi... świetnie... Potter uśmiechnął się promiennie. Snape'a ścisnęło w żołądku. Przypuszczał, że teraz już i tak za późno, by jego życie zaczęło mieć jakikolwiek sens. Dwunocna przygoda szybko przerodziła się w trzynocną. A następnie czteronocną. I pięcionocną. Sześcionocną. Siedmionocną. Całotygodniową przygodę. Snape był oczywiście dyskretny, Potter jednak wydawał się nie martwić zachowywaniem dyskrecji - pytając przy obiedzie "Dziś wieczorem o tej samej porze, Severusie?" i patrząc, jak Minerwa krztusi się swoją zupą. Albus uniósł brew - ale jego niebieskie oczy nie były już dłużej poważne. Snape przed długi czas jeszcze nie mógł spojrzeć im w oczy. Czuł się raczej jak dziecko przyłapane na psotach. W każdym razie, z wyższych poziomów nie nadeszły żadne sygnały potępienia. Minął kolejny tydzień. Zaczął się rok szkolny. Po dwóch miesiącach Snape odkrył w swojej łazience szczoteczkę do zębów Pottera. Miesiąc później w jego szafie pojawiło się trochę jego ubrań. Snape nigdy nie widział, by Potter te rzeczy przynosił; na pewno nigdy nie przemycił ich podczas swoich nocnych wizyt. Po prostu wydawały się... pojawić. Potter zaczął siadać obok niego w trakcie posiłków i meczów quidditcha. Uczniowie szemrali. Snape powiedział sobie, że to wszystko nie potrwa długo. - Pot... Harry. Naprawdę. Chcę wiedzieć. Co ci powiedziałem tamtej nocy, na miłość Merlina? - Zzzzz... - No nie, znów... Będzie musiał zebrać wystarczającą ilość odwagi, by spytać Pottera w biały dzień, kiedy nie mógłby w żaden sposób udawać, że śpi. Chyba że nagle stałby się mistrzem w udawaniu ataków senności napadowej, co by właściwie ogromnie Snape'a nie zdziwiło. Nie zdziwiłoby go wiele rzeczy, jeśli chodzi o Pottera. Właściwie... - Nie powiedziałem nic, mam rację? - Snape zażądał półgłosem któregoś dnia podczas lunchu w Wielkiej Sali. Potter zamrugał powiekami zza swojego placka z melasą. - Co powiedziałeś? Kiedy? - Tej pierwszej nocy - warknął Snape. - Powiedziałeś, że ja powiedziałem coś, co uświadomiło ci, że pozwolę ci wrócić. Co to było? - Czuł, jak pod pachami zaczyna mu się robić wilgotno od potu. Minęło pięć miesięcy, a on zadaje to pytanie dopiero teraz. Jak żałosne było...? Potter jednak lekko się do niego uśmiechał. - Nie pamiętasz? - Gdybym pamiętał, nie pytałbym ciebie, kretynie - warknął Snape. To dla Pottera takie typowe, naprawdę, sprawić, by cierpiał... I cierpiał faktycznie, jako że Potter wzruszył tylko ramionami. - No, a co myślisz, że powiedziałeś? Co się zwykle mówi, gdy jest się pijanym i w łóżku z drugą osobą? - Ja zwykle nie jestem. Przestań ze mną IGRAĆ - Snape syknął pod nosem. - Wiesz co, Potter? Zaczynam myśleć, że to wszystko wymyśliłeś. Zaczynam myśleć, że w ogóle nic nie powiedziałem. Mówiłeś, że zemdlałeś, tak? Myślę, że to wszystko brednie. - Wyszydził. - Co planowałeś mi powiedzieć? Że wyznałem ci swoją dozgonną miłość, czy coś równie bzdurnego? Potter jedynie wyglądał na trochę zbitego z tropu, chociaż się uśmiechnął. - Nie, Severusie. Ty byś tego nie powiedział. Nawet po pijanemu. - Wiem o tym - warknął Snape, co sprawiło, że kilkoro innych nauczycieli spojrzało na niego krzywo, po czym zniżył głos ponownie do szeptu. - Powiedz mi. Teraz. - Nie teraz - szepnął Potter i pod obrusem dotknął ręką kolana Snape'a. - Później. Wieczorem. Obiecuję, Severusie. I mów do mnie Harry, dobrze? - Obiecujesz - warknął Snape. - Tak. Obiecuję. - Niech będzie. Wieczorem. - Wieczorem. Przez cały dzień Snape'owi w żołądku latały Znicze, co było po prostu absurdalne. Cokolwiek by Pot... Harry powiedział, mogło równie dobrze być kłamstwem, nawet gdyby myślał, że było prawdą. Był naprawdę bardzo, bardzo pijany. Mógł sobie wszystko wyobrazić. Lub też nie mógł. Snape też był pijany. Mógł powiedzieć... dobry Boże, mógł powiedzieć wszystko. I dziś wieczorem dowie się co. Po obiedzie chodził po lochach przez nadzwyczajnie długi czas, dziwnie niechętny, by wrócić do swoich pokojów i czekać tam na przyjście Harry'ego. O wpół do dziewiątej przygotował się na najgorsze i skierował do swojej kwatery. Gdzie stanął jak wryty na progu. Jego... rzeczy. Wszystko poprzesuwane. Obok jego komody stała inna, a drzwi do jego szafy były otwarte, jego szaty wisiały po jednej stronie i coś, co wyglądało jak wszystkie ubrania Harry'ego, po drugiej, plus jakieś stroje do quidditcha. Trzy otwarte walizki leżały na podłodze. Na kominku stało trofeum z Pucharu Świata, tuż obok starego mosiężnego zegara Snape'a, który już dawno temu zatrzymał, by przestał w końcu głośno tykać. Z łazienki dochodziły dźwięki krzątaniny. Snape wpatrywał się w oszołomieniu w Harry'ego, podczas gdy jego... przelotna znajomość? kochanek?...wyszedł z niej, niosąc czwartą, opróżnioną już walizkę. - O, jesteś wcześniej - powiedział Harry. - Jestem? - spytał Snape słabo. - Co ty do diabła robisz? - Podrzuciłem tylko kilka drobiazgów - oznajmił Harry beztrosko. - Nie masz nic przeciwko, prawda? To znaczy, nie sprzeciwiałeś się innym rzeczom, więc pomyślałem, że będzie w porządku... - Komoda? Harry wzruszony ramionami. - To mieszkanie jest ogromne. Dużo wolnej przestrzeni. Odczuwało się jakby... pustkę, wiesz? A w ten sposób moje ubranie nie mieszają się z twoim i... no wiesz. Nie pachną jak eliksiry i inne rzeczy. Snape zesztywniał. - Nie pachną jak... - Hej... masz coś przeciwko trofeum na kominku? - Co ty WYPRAWIASZ? - wrzasnął Snape, a jego głos przy ostatnim słowie zabrzmiał jak histeryczny wrzask. Harry patrzył na jego. - Dobrze się czujesz? - spytał po chwili. - Ja... ja... Muszę się napić. Nie, nic mi nie przynoś. - W ten sposób zaczął się ten cały bałagan. - Usiądź, powiedz mi, co przyszedłeś mi powiedzieć i... - Przyszedłem ci powiedzieć, że się wprowadzam - obwieścił Harry radośnie. Słowo "wyjdź" zamarło Snape'owi na języku. - Tak? - powiedział słabo zamiast tego. To nie dzieje się naprawdę. Harry. Miałby zostać... tutaj? Co to do diabła za nienormalna sztuczka...? - To znaczy, jeśli nie masz nic przeciwko. To jasne, że spędzam tutaj każdą noc tak czy inaczej, a w ciągu dnia nigdy mnie nie ma... Nie przeszkadzałbym ci, prawda? - dodał Harry, po raz pierwszy wyglądając na zaniepokojonego, jak gdyby dopiero teraz przyszło mu do głowy, że mógł przekraczać granice gościnności. Twoje ŻYCIE mi przeszkadza! Ale nie powiedział tego głośno. Zamiast tego poszedł do łóżka i usiadł na materacu, jako że jedyne dwa krzesła w pokoju zawalone były różnymi rzeczami Harry'ego. Okazało się, że był to taktyczny błąd. W następnej chwili Harry był już na nim i całował go tak entuzjastycznie, że się przewrócili. - Tęskniłem za tobą - szepnął jego młody kochanek i zaczął ssać płatek jego ucha. Snape złapał gwałtownie oddech i spostrzegł, że jego ręce obejmują Harry'ego, zanim zdążył je skutecznie powstrzymać. A wtedy już zabranie ich stamtąd wydawało się bez sensu. Nikt nigdy za nim nie tęsknił. - Tęskniłeś - mruknął, niezdolny powiedzieć coś lepszego. Harry odsunął się trochę i popatrzył na niego poważnie. - Całe lata - powiedział. - Po skończeniu szkoły. Nigdy bym się tego nie spodziewał, wiesz? I wtedy wróciłem i wiedziałem, że chcę być tutaj. Nie tylko w Hogwarcie, ale... - wzruszył ramionami - tutaj. Snape to rozważył. - To w ogóle nie ma sensu - powiedział w końcu. - Moje życie nigdy nie miało sensu - odrzekł Harry. - Radzę sobie z tym. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. - Proszę - powiedział w końcu Snape, cicho i raczej upokorzony, że powiedział "proszę" - powiedz mi, co powiedziałem tamtej nocy. Harry pochylił się i szepnął mu coś do ucha. Snape zamrugał. - Tak powiedziałem? Naprawdę? Harry kiwnął głową. - Tak powiedziałeś. - Jesteś pewny, że sobie tego... nie wyobraziłeś... Harry wyglądał tylko na obrażonego. - Jestem. - Och. - Snape ponownie to rozważył. - Cóż. Harry zagryzł wargę. - Więc... Mogę zostać. - Byłoby... niekonsekwentnie z mojej strony, gdybym powiedział inaczej - Snape odpowiedział ostrożnie. Harry posłał mu maleńki uśmiech, dużo bardziej powściągliwy niż ten promienny, który zamieniał wnętrzności Snape'a w galaretkę. - Jakikolwiek byś nie był, zawsze jesteś konsekwentny. - Tak można powiedzieć - zgodził się Snape. Harry ponownie go pocałował i zaczął rozpinać mu guziki u koszuli. Zanim jeszcze wszystko to zdołało Snape'a gruntownie rozproszyć, pomyślał przez chwilę jak, w obliczu tego wszystkiego, co już było i co miało jeszcze nadejść, to mogło się udać. Kolejny powolny, gorący pocałunek. Ech. Wytrwali pięć miesięcy. Może wytrwają jeszcze pięć. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak się na to patrzy. No i... jeśli się czegoś wystarczająco mocno chciało, czy nie warto było włożyć w to trochę wysiłku? Tego więc właśnie spróbuje. Tylko ten raz. Ryby: (19 lutego - 20 marca) W przyszły piątek, godzina za godziną, będziesz oglądać prognozy pogody i mieć nadzieję, że dowiesz się, jak się to wszystko skończy.
|