Patrząc na Alaina, który w przedpokoju odplątywał się z szalika, Josh nie mógł z uśmiechem nie wspominać, jak to Alain bardzo szybko przekonał się do garderobianych dodatków, którymi dotąd najwyraźniej nie zawracał sobie głowy. Przyzwyczajonego do ciepłych zim na południu, Alaina zaskoczyło to, jak chłodno może być w Paryżu w listopadzie. Kiedy przez kilka kolejnych dni wracał do domu z niemalże odmrożonymi uszami, Josh w końcu nie wytrzymał i nieśmiało zasugerował, że czapka byłaby dobrym pomysłem. Podejrzewał, że będzie musiał długo namawiać, ale tym razem Alain go zaskoczył, bo zaraz na następny dzień pojawił się porządnie opatulony, ze swoimi wspaniałymi uszami bezpiecznymi poza zasięgiem mrozu. – Witaj w domu – powiedział radośnie, kiedy Alain odwiesił kurtkę i zdjął buty. Alain spojrzał na niego spod grzywki i uśmiechnął się nieśmiało, jak to miał w zwyczaju. – Pewnie jesteś głodny. Zaraz odgrzeję obiad – stwierdził Josh, konstatując w myślach, że brzmi jak rasowa pani domu. Albo idealna żona. – I zrobię ci herbaty. Odwrócił się, by iść do kuchni, ale w tym momencie dwoje ramion oplotło go od tyłu i Alain przycisnął go do siebie. Josh niemal krzyknął ze zdumienia; Alain rzadko go zaskakiwał takimi przejawami uczuć. Nie mógł jednak powiedzieć, by mu się one nie podobały. – Przy tobie ogrzeję się szybciej – wymruczał Alain w jego ucho, a Josha przeszedł dreszcz. Nie zdołał powstrzymać westchnienia, które uleciało z jego ust, ale w następnej chwili Alain już go całował, kradnąc cały jego oddech. W sumie Josh też nie uważał obiadu za najważniejszą rzecz pod słońcem, jak prędko uznał, zatapiając się w ustach Alaina, nawet jeśli ta pozycja nie była zbyt komfortowa… Ale, przypomniał sobie, że w kwestiach pozycji i Alain, i on wykazywali się zdumiewającą elastycznością – i myśl ta sprawiła, że zrobiło mu się jeszcze goręcej. No tak, Alain rzeczywiście prędko się przy nim ogrzeje… Wreszcie oderwali się od siebie, jednak Alain wciąż go nie puszczał. – Wiesz, że ostatnio zawsze przychodziłeś do domu później niż ja? – zapytał tym samym cichym tonem. – Wiem – odparł Josh, tłumiąc kolejne westchnienie. – Nic nie poradzę na taki plan zajęć… – Cieszę się, że dzisiaj to ty mnie witasz. Tym razem Josh nic nie powiedział, bo nagle nie był w stanie. Alain jakoś potrafił, zawsze znienacka, mówić takie rzeczy – i każdorazowo sprawiały one, że Joshowi brakło słów. Oczywiście, świadczyło to o zaufaniu, jakie między nimi panowało, o tej atmosferze, jaką dzielili, o uczuciach… Niemniej Josh był zdziwiony, kiedykolwiek usłyszał coś takiego z ust Alaina. I dochodził do wniosku, że nie tylko on jeden czerpie przyjemność z tej "zabawy w dom", jak lubił czasami określać ich wspólne życie. – Gdybym mógł, robiłbym to częściej – powiedział, zbierając wszystkie siły, głównie wewnętrzne, by wydobyć się z jego objęć. – Myślę, że na trzecim roku będzie to całkiem realne – dodał, żeby nie tracić nadziei. – Wtedy będziemy mieli mniej zajęć… Alain uścisnął go mocniej, a potem wypuścił. Josh odwrócił się… i impulsywnie go pocałował. Jakiś głos w jego umyśle przypominał o obiedzie i herbacie, ale zignorował go; musiał najpierw nasycić ten głód… Po raz enty zastanowił się, jak to się działo, że byli ze sobą już od pół roku, a wciąż reagował na Alaina, jakby dostał go po raz pierwszy. Może czas nie miał tu żadnego znaczenia…? A może próbował sobie powetować wcześniejsze trzy lata…? A może chodziło tylko o to, że nigdy w życiu nie kochał nikogo tak, jak kochał Alaina Coraila, i nie spodziewał się, by mógł pokochać. Nagle przypomniał sobie piękne słowa pani Bonnet o jej mężu, wypowiedziane zaledwie przed półgodziną: "Żyliśmy ze sobą aż do końca". Najwyraźniej istniała miłość na całe życie – i tego się zamierzał trzymać. W końcu, z niechęcią, odsunął się od Alaina i szybko poszedł do kuchni. Gdyby to od niego zależało, nie ruszałby się z jego objęć na krok; niestety w życiu były też inne sprawy, a do nich należało jedzenie. Choć, jak sobie zaraz pomyślał, Alain też bardziej niż chętnie dawał do zrozumienia, co ceni sobie najbardziej ze strony Josha. Może za dziesięć, może nawet za pięć lat to się zmieni; może po przyjściu do domu będzie od drzwi wołał: "Jeść!" – ale to jeszcze nie teraz. Josh zachichotał, włączając pod garnkiem gaz. Alain wrócił z łazienki, po czym nalał świeżej wody do czajnika i postawił do zagotowania. Josh z uśmiechem sięgnął po talerze, widząc, jak Alain wyjmuje z szafki dwa kubki na herbatę. – Jak dzisiaj w pracy? – spytał. – W porządku – padła zwięzła odpowiedź. – A u ciebie? – Też dobrze – odparł pogodnie Josh. – Ach, właśnie… Przypomniało mi się odnośnie tego wolnego czasu, zapomniałem ci wczoraj powiedzieć… W tym miesiącu skończy mi się terapia. Alain popatrzył na niego, marszcząc czoło. – To dobrze czy źle? – zapytał, bardzo jak na niego bezpośrednio. Josh wzruszył ramionami. – Chyba dobrze. Przynajmniej będę we wtorki wcześniej w domu – dodał z błyskiem w oku. – A poza tym… Cóż, skoro się kończy, to pewnie pan Ageais uznał, że nie potrzebuję dalszego leczenia – powiedział, mieszając machinalnie w garnku. Alain wciąż patrzył na niego badawczo. – Przecież to było z góry ustalone, że kilkanaście sesji – zauważył, a Josh w myślach przeklął; Alain wykazywał się świetną pamięcią, gdy chodziło o szczegóły, których pamiętanie nie było Joshowi na rękę… Popatrzył na gulasz i doszedł do wniosku, że kręcenie Alainowi nie ma sensu. – Prawdę powiedziawszy, pan Ageais namawia mnie na dalszą terapię – przyznał. – Innego rodzaju, dłuższą, kilkuletnią, ale… Ale powiedział też, że decyzja należy do mnie – dodał stanowczo. – Że nie widzi w tej chwili absolutnej potrzeby takiej terapii. A ja się z nim zgadzam. Alain nic nie powiedział; najwyraźniej też był zdania, że do Josha należy wybór. Josh złapał się na poczuciu śmiesznego żalu, że Alain jakoś nie protestował. Oj, chyba jednak nie był tak do końca pewny swojej decyzji… Tymczasem woda na herbatę się zagotowała, a gulasz też zaczął powoli bulgotać na ogniu, więc nałożył posiłek i zaniósł talerze do stołu w pokoju. Alain zabrał się do jedzenia z ochotą; Josh wciąż czuł w żołądku babeczki pani Bonnet, więc nie planował zjeść dużo, zwłaszcza że jeszcze czekał na nich sernik. Jedząc posiłek w niespiesznym tempie, Josh zastanawiał się, co mu dała terapia, na którą chodził cotygodniowo od września, i czy w ogóle była potrzebna. Jeszcze w Idealo, latem, kilka razy widział się z psychiatrą, który mu taką terapię zalecał. Wracając do Paryża – z Alainem – Josh czuł się zupełnie zdrowy, przynajmniej na duszy, bo ciało wciąż do siebie dochodziło po kilku latach zaniedbania, a na pewno ostatnim roku. To Alain – który towarzyszył mu podczas każdej wizyty, a Josh tak naprawdę nie miał nic przeciw jego obecności – uparł się, by postąpić wedle zaleceń specjalisty. Josh musiał mu napędzić niezłego stracha, włażąc w środku burzy na wieżę kościelną i planując z niej… skoczyć; nic dziwnego, że nie chciał, by coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło. Choć Josh zapewniał go wiele razy, że to niemożliwe, że tamto stało się jakby w innym życiu, że teraz już wszystko było dobrze, Alain uparcie wracał do tematu. To znaczy, do tematu terapii, bo wydarzenie z początku lipca – większość tamtych wydarzeń – zgrabnie omijał w rozmowach. Sam Josh miał wobec niego dość dwuznaczne uczucia; z jednej strony wstydził się tego, co prawie był wtedy zrobił, z drugiej jednak nie mógł nie zapominać, że to właśnie wtedy "odzyskał" Alaina. Zdawał sobie jednak sprawę, że bardzo niewiele brakowało, a nie siedzieliby tutaj we dwóch, wreszcie razem, wreszcie szczęśliwi, wreszcie ciesząc się sobą i życiem. Gdyby Alain pojawił się tam sekundę, dwie później… Josh byłby teraz potępioną duszą w Piekle i nigdy by już żadnego szczęścia nie zaznał. Przeważnie jednak wspomnienie o tym wydarzeniu było zamglone, odległe, abstrakcyjne… jakby należało do kogoś innego. Josh był stuprocentowo pewien, że nigdy więcej nie przyjdzie mu do głowy podobna głupota. Tak więc po powrocie do Paryża to na Alaina spadło dopilnowanie, by Josh na terapię poszedł, jak mu psychiatra zalecił. No dobrze, Josh sam sobie terapeutę znalazł, ale dopiero po tygodniu nieustannego namawiania Alaina. Josh nie wiedział, że Alain potrafi być taki namolny. Tak, zdecydowanie go przestraszył wtedy w lipcu… i na myśl o tym wciąż odczuwał wyrzuty sumienia. W każdym razie poszedł bez większego przekonania na pierwszą wizytę i opowiedział, co go sprowadza – wyszedł jednak z większym entuzjazmem. Może nie od razu uwierzył, że będzie z tej terapii jakiś pożytek, jednak zdumiewającą przyjemność sprawiło mu odkrywanie swojej duszy przed osobą o odpowiednim wykształceniu, wiedzy i doświadczeniu. Josh był przyzwyczajony do pracy ze swoim umysłem, jednak czymś zupełnie innym były wewnętrzne monologi, a czym innym dialog z drugim człowiekiem – takim, którego naprawdę interesowało, co się u Josha w głowie dzieje. Zdecydował się więc kontynuować współpracę z panem Ageaisem i koniec końców umówili się w sumie na szesnaście sesji. Przy okazji dowiedział się, że terapia może mu się bardzo przydać z uwagi na dziedzinę, którą studiował. Pan Ageais był dość jeszcze młodym mężczyzną, którego ciemne oczy patrzyły bardzo intensywnie i który roztaczał wokół siebie aurę profesjonalizmu. Josh miał wrażenie, że może mu zaufać, więc rozmawiał z nim raczej otwarcie. Terapeutę, poza wieloma innymi rzeczami, najbardziej interesowały jego poglądy na świat, ludzi i związki. Jak się zmieniały w zależności od sytuacji. Jakie zdarzenia miały na niego największy wpływ. Jak czuł i myślał w obliczu niepowodzeń. Podczas tych kilkunastu spotkań Josh dowiedział się, że jego sposób reagowania został ukształtowany przez wydarzenia z wczesnego dzieciństwa (czego się domyślał już wcześniej) i że on sam jest szczególnie narażony na epizody depresyjne także w przyszłości (w co z kolei zupełnie nie chciał wierzyć). Poznał przynajmniej podstawy radzenia sobie z obniżeniem nastroju i wszystkim, co z sobą niosło: spadkiem poczucia własnej wartości, obwinianiem się i samokrytyką, popadaniem w beznadzieję i apatię, i przede wszystkim myśleniem o śmierci. Josh nie sądził, by mu się to miało przydać – choć jakiś głosik w głowie czasami szeptał mu, że przecież nie zna przyszłości, a jego bezkrytyczny optymizm zakrawa na głupotę. Josh zdawał sobie z tego sprawę: że obecność Alaina teraz nie oznaczała automatycznie obecności na całe życie, nawet pomimo wszystkich obietnic – jednakże w tej jednej kwestii chciał być optymistą i nawet ignorantem, więc świadomie wypierał z umysłu jakiekolwiek myśli o tym, że Alain miałby kiedyś odejść. Po pierwsze miał już za sobą okres, w którym tak przygotowywał się na zniknięcie Alaina, że w końcu do niego doszło; po drugie byli z Alainem naprawdę szczęśliwi. Nic nie wskazywało, by ten stan miał ulec zmianie. A dopóki Alain z nim będzie, dopóty wszystko będzie dobrze – tego był równie pewien, jak własnego imienia. Pan Ageais był zdania, że właśnie takie myślenie wymaga dłuższej terapii – a Josh w ogóle nie chciał go rozumieć i prawie się na terapeutę obrażał. W każdym razie w styczniu terapia miała dobiec końca, a to oznaczało, że Josh będzie we wtorki szybciej wracał – i to była kusząca wizja. Będzie mógł gotować z panią Bonnet i czekać na Alaina z posiłkiem, na pewno lepszym niż obecne. Co prawda Alain nigdy się nie skarżył, ale Josh zawsze miał obawy, kiedykolwiek przyrządzał coś z przepisu. Zupełnie czym innym było uczyć się od żywego człowieka i uświadomił sobie, że już się na te "lekcje" cieszy… Spożywali posiłek w ciszy – przyjaznej, spokojnej, bezpiecznej – i było to tak naturalne, że wciąż nie przestawał się dziwić temu uczuciu. Kiedyś uważał, że będąc z ukochanym człowiekiem, nie można milczeć, jednak z Alainem było inaczej. Dawno temu, w początkach ich znajomości, nauczył się, że można być razem bez słów. Och, oczywiście potrafili ze sobą rozmawiać, kiedy była potrzeba – i za to Josh też był wdzięczny – jednakże dobrze było też spędzać czas tak jak teraz. Cisza była częstokroć znacznie bardziej intymna niż mowa i Josh zazwyczaj powtarzał sobie w duchu, że zdolność doceniania takich chwil świadczy o bliskości, którą dzielili, o zażyłości, jaka między nimi była, i o swoistym rozwoju osobistym. Właściwie Josh z pewnym zażenowaniem wspominał, jakim gadułą był jeszcze kilka lat temu; może chociaż w tym względzie udało mu się dorosnąć. Zresztą, uświadomił sobie, przyzwyczajenie do milczenia nie przyszło ot tak sobie, bez żadnej trudności – zwłaszcza po tym, jak latem w Idealo Alain i on często gadali jeden przez drugiego, jakby chcąc nadrobić wcześniejsze trzy lata. Kiedy jednak znaleźli się w Paryżu, kiedy wakacje się skończyły, a w ich życie weszła codzienność i obowiązki – choć Josh wciąż był zdania, że każdy dzień jest dla niego świętem – powoli zanikła ta potrzeba nieustannej rozmowy. Josh trochę uważał to za marnotrawstwo czasu – bo w obecności człowieka, który był ważniejszy niż wszystko inne, chciałby właśnie czerpać jak najwięcej, poświecić mu całą swoją uwagę i tak samo pełnej uwagi oczekiwać – ale koniec końców nauczył się znajdować sobie zajęcie, głównie naukę, podczas gdy Alain robił coś swojego. I tak też było dobrze. Poza tym, jeśli miał być szczery, nie tak znów rzadko oddawali się aktywnościom, które angażowały ich usta w zupełnie inny sposób. Josh parsknął śmiechem, aż Alain spojrzał na niego pytająco znad talerza, odkładając widelec. Josh, wciąż z uśmiechem, wstał i sprzątnął ze stołu. – Myślałem o tym, że w końcu przestała być ze mnie taka papla – powiedział z kuchni w ramach wyjaśnienia, wstawiając naczynia do zlewu. – Nie spędzamy całych dni na rozmowach. – I to cię tak rozbawiło? – dobiegł cokolwiek zdumiony głos Alaina. – Nie-e… – Ale może jednak powiesz? Pośmiejemy się razem. Wiem, że na to nie wyglądam, ale ja też mam poczucie humoru… Josh wybuchnął śmiechem. Jakże mu było lekko na duszy… Zalał talerze wodą i wrócił do pokoju. Alain przyglądał mu się bacznie. – Ale zbytnio wydaje ci się to nie przeszkadzać…? – zapytał, odstawiając kubek. – Nie żartuj. – Josh podszedł do jego krzesła i przysiadł na oparciu, a potem nachylił się i wyszeptał mu do ucha. – Mamy lepsze rzeczy do robo… Nie dokończył, gdyż Alain ściągnął go na swoje kolana i zamknął mu usta. No tak, Alain nie lubił zabawiać się na próżno, więc takie drażnienie go musiało się skończyć wspomnianymi wcześniej aktywnościami… "Pewnie sam tego właśnie chciałem", pomyślał Josh, wsuwając palce w jego włosy, i przyciągnął jego głowę bliżej. Pożądanie zapłonęło w nim w jednej chwili – a może raczej: wybuchło, bo płonęło nieustannie – i cieszył się, że już siedzi, bo i tak nie byłby w stanie utrzymać się na nogach. Przestał się zastanawiać nad czymkolwiek i skupił jedynie na doznaniach, a jego działanie stało się instynktowne. Tylko w takich chwilach był w stanie "wyłączyć" swój umysł, i całe szczęście. No i rzeczywiście tracił całą zdolność mowy, kiedy tylko szli do łóżka – przy czym "łóżko" było pojęciem bardzo względnym. Jak teraz. Ciało Alaina przy jego własnym było ciepłe, napięte, jego serce biło szybkim rytmem. A może to serce samego Josha powodowało takie drżenie w opuszkach palców, wszelkie odczucia czyniąc niezwykłymi? Drżał właściwie cały, od tej tęsknoty, która wracała każdego dnia i domagała się spełnienia. Wydawało mu się, że do końca życia będzie ją odczuwać i zaspokajać – i sama myśl o tym była tak wspaniała, że musiał nabrać oddechu. Zaraz jednak ponownie wpił się w usta Alaina, a Alain był bardziej niż chętny, by odpowiedzieć tym samym. Przelotna świadomość, że nic na świecie nie może się równać ze smakiem ich pocałunku, znienacka przypomniała mu o serniku w lodówce. Z niejakim trudem oderwał się od Alaina i spytał urywanym głosem, choć coś w jego umyśle mówiło mu, że zachowuje się jak idiota: – Nie jesteś głodny? Alain jedynie objął go mocniej i szepnął: – Tylko na ciebie. Josh jęknął i z miejsca zapomniał o serniku i wszystkich innych głupotach. Ręce Alaina wsunęły się pod jego koszulę i podążyły w górę. Josh nabrał gwałtownie powietrza i odrzucił głowę w tył, zaciskając powieki. Nigdy nie zdołał się przyzwyczaić… do dotyku palców na skórze. Alain wiedział bardzo dobrze, jak to na niego działa, i sprawiało mu to przyjemność; Josh czuł, że wargi, które teraz zajmowały się jego szyją i obojczykiem, rozsuwają się w uśmiechu. Jego palce zacisnęły się mimowolnie we włosach Alaina, kiedy gorące opuszki łaskotały jego brzuch i plecy. Nie zdołał powstrzymać kolejnego jęku, choć gdzieś w jego umyśle pojawiła się w miarę przytomna myśl, że powinien jakoś odwzajemnić pieszczoty. Problem w tym, że na krześle było zbyt niewygodnie i w ogóle mało miejsca… – Powinniśmy… – zaczął, usiłując się podnieć, ale silne ręce Alaina przytrzymały go na pozycji, a w takim razie nie było sensu protestować, tylko trzeba było wysilić wyobraźnię… której nigdy mu nie brakowało, ale jakoś w tych konkretnych sytuacjach wydawała się być tylko dziwnie brzmiącym słowem. Kiedy Alain ponownie zainteresował się jego szyją i prawym uchem, Josh począł mu rozpinać guziki u koszuli. Ręce mu drżały, palce się plątały, a w głowie się kręciło, jednak był zdeterminowany i powoli, jeden po drugim, udało mu się przeprowadzić swój zamiar. Bez chwili wahania położył dłoń na napiętych mięśniach na piersi Alaina, potem przesunął dłoń ku środkowi, by poczuć szybkie bicie jego serca. Zawsze kiedy to robił, ogarniało go beznadziejnie romantyczne wrażenie, że to serce bije dla niego… które przeważnie nie trwało długo, bo Alain zwykle wtedy robił coś, co przepędzało takie ckliwe nastroje na cztery wiatry. O, jak teraz… kiedy przesunął wargi niżej, na mostek Josha – a Josh zorientował się, że górne guziki koszuli też ma odpięte – i począł wodzić koniuszkiem języka po jego skórze. Josh krzyknął cicho, kiedy gorące usta natrafiły na jego lewy sutek, i instynktownie usiłował się odsunąć – ale siedząc w ciasnym krześle na kolanach Alaina, nie miał po prostu dokąd, więc pozostało mu poddać się pieszczocie. Alain tymczasem rozpiął jego koszulę do końca i odsłonił brzuch, a Josh z ulgą powitał uczucie chłodu – niezbyt zresztą mocne, bo w budynku grzali naprawdę dobrze – jednak nie na długo, bo wtedy ręka Alaina wsunęła się pod pasek jego spodni. Josh usiłował zaprotestować, bo jak dotąd w całej tej zabawie był z nich dwóch tym, który więcej bierze, niż daje, i wydawało mu się to nie w porządku; Alain jednak zdecydowanym ruchem poniósł ku sobie jego twarz i pocałował tak, że Joshowi pod powiekami rozbłysły gwiazdy, a wszelkie poczucie winy wywietrzało z głowy. Był w tym momencie jak napięta struna, dostrojona do Alaina, i już wiedział, że jakikolwiek opór z jego strony nie ma sensu. Nie żeby w ogóle przeszło mu przez myśl się opierać… Znów zanurzył ręce we włosy Alaina, już wilgotne od promieniejącego od nich obu żaru, i starał się odwzajemnić pocałunek najlepiej, jak potrafił, mając przy okazji jakąś makabryczną nadzieję, że nie skręci sobie karku. Na chwilę udało mu się zająć Alaina tak, by ów ponownie skupił się na jego górnej połowie ciała – Josh uwielbiał, kiedy te duże dłonie obejmowały go w pasie bądź przesuwały się w górę i w dół jego pleców – jednak już wkrótce Alain powrócił do swojego wcześniejszego zamiaru. Josh zacisnął powieki jeszcze mocniej, kiedy szczupłe i zdecydowane palce ponownie wcisnęły się pod materiał jego spodni, choć jednocześnie przyszło mu do głowy, że jeśli Alain naprawdę chce zrobić to tutaj, bez wątpienia skończy ze zwichniętym nadgarstkiem… Ale, zaraz sobie przypomniał, Alain musiał mieć silne nadgarstki po tych wszystkich latach grania w koszykówkę… A potem przestał myśleć, bo dłoń Alaina znalazła, czego szukała, i Josh poczuł, że zaraz eksploduje. – Proszę… – wychrypiał błaganie, ukrywając twarz w zagięciu szyi Alaina. Jego kapitulacja była zatrważająco szybka. Jeszcze chwilę temu próbował nie dać za wygraną… a teraz nie pragnął niczego bardziej, jak tylko by Alain nie cofał tej ręki, która zdawała się zawierać cały sens wszechświata. To jednak nie było niczym dziwnym: dotyk Alaina zawsze odbierał Joshowi wolę; Alain mógł z nim zrobić, co mu się podobało. Natomiast inną sprawą było, że przeważnie Joshowi podobało się przynajmniej tak samo mocno… Tymczasem właśnie Alain się zatrzymał, wywołując w nim uczucie niezadowolenia. Jęknął i poruszył się niecierpliwie – pół-bezwiednie, pół-świadomie – pragnąc wywołać pożądaną reakcję, aż w końcu rozwarł powieki. Wszystko rozmazywało mu się przed oczami, więc bardziej wyczuł, niż dostrzegł uśmiech na twarzy Alaina – a właściwie uśmieszek… Alain wiedział bardzo dobrze, jak się z nim obchodzić… a Josh nie mógł nic zrobić, nie mógł nic wymyślić, gdyż jego intelekt najbardziej w tym momencie przypominał rozgotowany makaron. Wydał słaby okrzyk protestu, próbując skupić spojrzenie na wzroku Alaina, i wreszcie złapał za tę cholernie frustrującą rękę, która przecież miała mu… miała mu… Alain nachylił się do jego ucha, Josh czuł jego gorący oddech, i wyszeptał: – Mam to zrobić…? Ale Josh wydał z siebie jedynie jakiś nieartykułowany odgłos, bo słowa zupełnie go opuściły. Oddychał szybko, właściwie dziwił się, że jeszcze wystarcza mu powietrza… Alain wciąż na niego patrzył, ale w końcu z jego wzroku zniknął ten wyraz psoty, który w innych okolicznościach można by uznać za złośliwość, a zastąpiło go coś głębszego, sprawiając, że jego zielone oczy pociemniały. Josh nigdy się nie domyślił – chyba tylko podświadomie – że o ile Alain lubi doprowadzać go do granic, tak sam również ma swoje własne, a widok Josha w tej konkretnie chwili – z tym wyrazem twarzy, z rozchylonymi ustami, z zamglonym spojrzeniem i z tą prośbą, którą przedstawiał całym sobą – był właśnie taką granicą. Alain, nie spuszczając z niego wzroku, złapał jego dłoń i pocałował jej wnętrze, a potem wrócił do swojego zajęcia. Josh jęknął, prawdopodobnie próbując wyrazić wdzięczność i ulgę, i radość, i chęć, i wszystko… a najpewniej po prostu swoje pożądanie, nad którym nie potrafił zapanować. Zazwyczaj Josh starał się przeżywać takie chwile z większą świadomością i udziałem – w końcu nie chodziło o to, by jak najszybciej doprowadzić do zbliżenia i iść spać – jednak dzisiaj coś było inaczej. Może to ta atmosfera, może ta niecierpliwość Alaina, może ta nietypowa pozycja… Dość powiedzieć, że wystarczyło kilka chwil i kilka ruchów Alaina, by jego uniesienie sięgnęło szczytu i w następnej chwili rozlało się po wszystkich jego nerwach, wyrzucając na brzeg samotnej wyspy zwanej rozkoszą. Przycisnął się do Alaina najmocniej, jak mógł, obejmując jego szyję i przytulając czoło do jego barku. Nie chciał być sam, to jedno było dla niego zupełnie jasne. Siedzieli tak przez jakiś czas, którego żaden z nich nie zamierzał mierzyć. Josh uspokajał oddech, a jego serce powoli wracało do normalnego rytmu. Uczucie błogości wciąż trwało. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Alain go obejmuje, opierając czoło na jego prawym ramieniu. Kiedy wreszcie przestało kręcić mu się w głowie, odważył się unieść powieki i popatrzyć za okno. Okno. Przez moment usiłował pozbierać myśli i wrócić do właściwego czasu i miejsca. Powinni byli zasłonić okno… gdyby w ogóle przyszło mu to do głowy. Na czwartym piętrze nikt ich z dołu nie mógł zobaczyć, ale kamienica przy sąsiedniej ulicy nie była aż tak daleko. Z drugiej strony, pomyślał przytomniej, w tej pozycji i tak zbyt wiele nie było widać, skoro Alain siedział plecami do okna; nie powinien popadać w paranoję… Ale na wszelki wypadek lepiej pamiętać o kotarach, kiedykolwiek jeszcze przyjdzie im ochota na seks w biały dzień. No dobrze, był właściwie już wieczór, ale to tym gorzej, bo palili światło. Josh potrząsnął głową, żeby tok jego myślenia wskoczył na właściwe tory, bo wydawało mu się, że jeszcze nie do końca oprzytomniał. Alain oddychał głęboko, jego puls był prędki. Josh zastanawiał się, czy to, co się przed chwilą stało, wstrząsnęło nim równie mocno. Alain mógł się wydawać osobą przywykłą do panowania nad sytuacją, jednak Josh lepiej niż ktokolwiek wiedział, jak wiele znaczą dla niego ich zbliżenia. Alain okazywał mu czułość i troskę, i swoistą delikatność… Josh uśmiechnął się mimowolnie. Może to było przyczyną, dla której na każdy jego dotyk reagował dokładnie tak jak za pierwszym razem, mimo że byli ze sobą już ponad pół roku i w tym czasie kochali się niezliczoną ilość razy…? Nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek mógł to robić z kim innym. Był tylko Alaina, i Alain był tylko jego… Potem przypomniał sobie, jak Alain dzisiaj się z nim drażnił, i to było jak ukłucie szpilką w całej tej idylli rozmarzenia. – Jesteś okropny – powiedział, nie wypuszczając go z objęć. – Żeby nie powiedzieć: wstrętny. Alain łagodnie odsunął go od siebie i popatrzył ze zdziwieniem. – W takich chwilach powinieneś chyba powiedzieć raczej: "Kocham cię"…? – stwierdził z błyskiem w oku. – Założę się, że to ci mówiły te wszystkie dziewczyny, z którymi spałeś…? – zasugerował Josh niewinnie. – Nie wiem. Jak sam zauważyłeś: spałem – odparł Alain z miną, która wyraźnie świadczyła, że uważa temat za nieinteresujący. – Naprawdę jesteś okropny – powtórzył Josh i pocałował go, stwierdzając w myślach, że chyba powinno mu to pochlebiać, skoro po ich zabawach Alain nigdy nie zasypiał. W każdym razie zazwyczaj nie. – Ale ja chyba nie muszę mówić…? – szepnął. – Lubię, kiedy to mówisz – Alain odpowiedział również szeptem, opierając czołem o jego czoło. – Kocham cię – powiedział Josh bez namysłu i znów zanurzył się w pocałunek, jakże tym razem delikatny w porównaniu z gwałtowną namiętnością sprzed zaledwie kilku chwil. – Zawsze mnie to dziwi… że potrafisz coś takiego powiedzieć – mruknął Alain i w jego głosie rzeczywiście brzmiało zdziwienie. Josh uśmiechnął się. – Bo to prawda – odparł wprost. – Kiedyś, dawno temu, tak bardzo chciałem ci to powiedzieć, ale nie mogłem. Wiesz przecież. Alain kiwnął głową, najwyraźniej też wspominał początki ich znajomości sprzed kilku lat. – Powinieneś był… – odparł niechętnie. – A myślisz, że to by cokolwiek zmieniło? – zapytał Josh, doznając nagłego olśnienia. – Zresztą nie ma sensu myśleć w ten sposób o przeszłości. Liczy się, że teraz możemy tutaj być. I że mogę ci to mówić, ile tylko chcę. Alain przycisnął go mocniej do siebie. – Tylko że – mówił dalej Josh, nacieszywszy się tą jeszcze jedną chwilą doskonałości – zamiast mówić, wolałbym ci… udowodnić. Joshua Or jest człowiekiem czynu. Alain popatrzył na niego i jego wzrok jakby się rozmył. Potem oblizał cokolwiek zmaltretowane wargi – Josh podejrzewał, że jego własne nie wyglądają wcale lepiej, ale do rana wrócą do normy, jak zawsze – i kiwnął głową. Josh w końcu wstał z jego kolan, a potem sam Alain podniósł się z niejakim trudem. – Przepraszam, jestem za ciężki… – Josh z miejsca poczuł wyrzuty sumienia. – Ciężki? Z tymi wystającymi żebrami? – stwierdził Alain z ironią, przeczesując palcami spocone włosy. Josh mimowolnie pomacał się po boku, a potem przypomniał sobie, że na żebrach to akurat ciała nikomu nie przybywa. Popatrzył na Alaina groźnie i nic nie mówiąc, popchnął go w stronę sypialni. Odkąd zamieszkali w Paryżu, starał się odżywiać lepiej niż wystarczająco… tyle że i tak większość z tego spalał na takich atrakcjach. Zresztą Alain też był dość chudy, choć Josh musiał przyznać, że jednak mięśnie było u niego widać całkiem przyzwoicie – choćby teraz, kiedy ściągnął z siebie koszulę i rzucił w kąt. Światło dochodzące z dużego pokoju igrało teraz na jego skórze wraz z cieniem drugiego pomieszczenia. Nie zapalali lampy; półmrok wystarczał im w zupełności. Kotary w sypialni były jak zazwyczaj zasłonięte – z powodu bardziej prozaicznego niż ochrona przed ewentualnymi podglądaczami: okno wychodziło na południowy-zachód, więc pokój mocno się nagrzewał za dnia, a Josh uważał, że o ile lubi ciepło, o tyle śpi mu się lepiej w chłodniejszym miejscu. Nie było tu jednak zimno, a na pewno nie im dwóm w tej konkretnej chwili. Josh również pozbył się koszuli, a po chwili i reszty odzieży – i poczuł się wspaniale, wreszcie niczym nie skrępowany. Rozluźniony. Zaspokojony. I pełen energii. Ale Alain wciąż czekał na swoją kolej i Joshowi nawet przez myśl nie przeszło kazać mu czekać dłużej niż konieczne – nawet jeśli Alain tak się z nim wcześniej droczył. Zresztą wiedział, że Alain nie robił tego ze złośliwości, a to zamykało sprawę. W tej chwili, tutaj, miał przed sobą swojego kochanka – człowieka, który był mu droższy ponad wszystko i dla którego zrobiłby absolutnie wszystko. Odpędził przelotną myśl, że w wieku niespełna dwudziestu lat jego życie jest idealne. Alain w końcu zrzucił z siebie ubranie i odwrócił się w jego stronę, a Josh, jak zawsze w takich sytuacjach, stwierdził, że podoba mu się to, co widzi. Wysoka, szczupła sylwetka. Całkiem przyzwoicie umięśnione barki i tułów. Długie, proste nogi. Płaski brzuch z ciemnym pasmem schodzącym z mostka aż po pachwinę. A tam – najlepszy dowód na przyjemność, jaką mu sprawiały igraszki z Joshem. Josh poczuł, że właściwie znów się podnieca, ale zignorował to – w tej chwili priorytet miał Alain. (Poza tym bywał podniecony, mniej lub bardziej, na okrągło, więc zdążył się już przyzwyczaić). Pchnął Alaina na łóżko (kupione jako jedyny ich własny mebel do tego mieszkania, ponieważ poprzednie było po prostu za małe) i sam wskoczył obok niego. Zanim Alain zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, pokrył jego klatkę piersiową drobnymi pocałunkami, przesuwając się ku dołowi, by wkrótce dotrzeć do celu tej krótkiej podróży. Kiedy wziął go w usta, Alain wydał jakiś stłumiony odgłos i zakrył twarz ramieniem. Josh uśmiechnął się, jednak nie przerywał zajęcia, uzyskując w nagrodę sporadyczne szarpnięcia ud Alaina… Wtedy jednak przyszło mu do głowy, że to wszystko być może odbywa się za szybko, za chłodno… No, "chłodno" to może niewłaściwe określenie – w sypialni było wręcz upalnie – ale jednak… jakby brakowało jakiejś czułości. Najwyraźniej nawet w łóżku był niemożliwym romantykiem. Oderwał się od tej części Alaina, którą (podobnie jak wszystkie inne) uważał za doskonałą… Alain nabrał gwałtownie powietrza, najpewniej zaskoczony nagłym obrotem spraw, ale zaraz spadły na niego ciepłe wargi, udaremniając jakikolwiek werbalny protest. Alain objął jego barki i ściągnął niżej, najwyraźniej wcale nie zły za tę zmianę rytmu. Przez dłuższą chwilę zatapiali się w sobie wzajemnie, aż w końcu Josh – z pewną niechęcią – wrócił do swojego pierwotnego zadania. Oceniając po odgłosach, które wydawał z siebie Alain – nawet jeśli w poczuciu jakiegoś niezrozumiałego zażenowania (a być może obawy przed sąsiadami) starał się je tłumić – moment przerwy odniósł dobry skutek. I tak długo wytrzymał, doszedł do wniosku Josh, przypominając sobie własny, wcześniejszy, wyczyn. No ale, co zostało powiedziane, on tracił przy Alainie jakąkolwiek kontrolę nad sobą, podczas gdy Alain był najwyraźniej bardziej… wprawiony. Może jednak choć trochę zależało mu na kobietach, z którymi wcześniej bywał? Przynajmniej na niektórych? Tą myślą bawił się przez chwilę, po czym wypędził ze swojego umysłu, uznając, że nie pora i miejsce na nią. Alain zbliżał się do swojej granicy, poznawał to po jego oddechu i coraz szybszych drganiach mięśni. Nie wypuścił go, aż było po wszystkim, i dopiero wtedy podciągnął w górę i przytulił się do jego boku. Alain objął go i tak leżeli, zachwycając się tą chwilą i sobą nawzajem. Josh czasem zastanawiał się, jak Alain wytrzymuje takie tempo. Jeśli o niego chodziło, często dochodził do wniosku, że jest na punkcie seksu po prostu obłąkany. Mógłby to robić z Alainem przez cały dzień i nie mieć dość – tak zresztą wyglądało ich zeszłoroczne lato w Idealo. Mógłby to robić w jakikolwiek sposób i nie mieć dość – liczyła się tylko przyjemność ich obu. Mógł jedynie zakładać, że Alain odczuwa tak samo – a Alain nigdy, ani słowem, nie dał mu do zrozumienia, że nie jest zadowolony. – Dobrze było…? – zapytał, kiedy oddech jego kochanka wrócił do normy. – Dobrze – odpowiedział Alain cicho. – Zawsze się zastanawiam, dlaczego jesteś w tym taki dobry… – Mówiłem ci, że dużo czytałem – odparł Josh i parsknął śmiechem. – No tak, edukacja to podstawa, panie studencie uniwersytetu – odrzekł Alain z drwiną, jednak w jego głosie też był śmiech. – Po prostu… Przez tyle czasu wyobrażałem sobie, jak by to było robić z drugim człowiekiem… Pewnie mi zostało w głowie. A praktyka swoją drogą. Alain milczał, jakby się zastanawiał, aż w końcu powiedział powoli: – Wiesz, co jest w tym niesamowite? Że po pół roku wciąż jesteś tak entuzjastyczny, jak gdyby chodziło o pierwszy raz. Josh otworzył oczy i przekręcił głowę, by na niego popatrzeć. Potem, nic nie mówiąc, ponownie położył ją na piersi Alaina. Nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć na taką szczerość, choć wiedział, że było dokładnie tak, jak Alain mówił. – Nie przeszkadza ci to? – zapytał w końcu, kiedy nie wyszedł z żadną inną repliką. Alain jedynie przyciągnął go do siebie i to była cała odpowiedź. Josh wrócił myślą do swoich fantazji sprzed lat… Że gdyby miał Alaina, byłby w stanie zadowolić się tylko trzymaniem za ręce. Teraz sam sobie wydawał się śmieszny. Miałby zrezygnować z takich chwil, przede wszystkim z takich słów… takich komplementów? – W takim razie powiem, że nie sądzę, by to się prędko miało zmienić – stwierdził. – To dobrze – skwitował Alain w swoim stylu. A potem dodał: – Jestem głodny. Dla kogoś innego taka uwaga popsułaby nastrój, ale Josh się ucieszył. – To świetnie, bo mamy przecież jeszcze deser. – Chyba nie znów sernik…? – głos Alaina nie wróżył dobrze. – No nie bądź taki. Tym razem naprawdę smakuje jak ten z Idealo. – Słyszałem to od ciebie przynajmniej dziesięć razy. Założę się, że już nawet nie pamiętasz, jak smakuje ten z Idealo, tylko nie chcesz się przyznać – padła drwiąca odpowiedź. – Ale może być i sernik – dodał Alain zaraz, kapitulując pod groźnym spojrzeniem Josha, a być może przed własnym głodem. – To zaraz wstanę i zrobię nam herbaty – powiedział Josh, nie chcąc tak od razu przerywać tej chwili, choć wiedział, że najpóźniej jutro przyjdzie następna. Tak mniej więcej wyglądał od pół roku każdy ich wieczór. Ile takich było przed nim, wolał się nie zastanawiać, bo niosło z sobą więcej niepewności i obaw niż przyjemności. Później, kiedy już najedzeni sernikiem i innymi, lepszymi specjałami zasypiali w swoich objęciach – by nad ranem obudzić się każdy po swojej stronie łóżka – Josh usłyszał cichy głos Alaina: – Czy teraz… wciąż masz takie rzeczy, których "nie możesz" powiedzieć? Uśmiechnął się z czułością. – Nie – odszepnął. – Może tylko jedną, ale o niej już wiesz… – Hmm? – Chciałbym, żeby zawsze było tak, jak teraz. Żebyśmy zawsze byli jak teraz. Żebyś nigdy… mnie nie puścił. Alain uniósł się na łokciu i popatrzył na niego w ciemności. – Nigdy cię nie puszczę – powiedział bez wahania. Josh zasnął z uśmiechem na ustach. Nightwish, "Ghost Love Score"
|