Narty okazały się o wiele zabawniejsze, niż Josh mógł się tego spodziewać. Oczywiście, cały pierwszy dzień zajęło mu ćwiczenie, jak utrzymać się na nogach dłużej niż kilka sekund, zaś znajomość ze śniegiem zawarł znacznie bliższą, niż miał na to ochotę – jednak i tak czuł się wspaniale. Pogoda wciąż dopisywała i wcale nie było tak zimno, najpewniej dzięki pięknemu słońcu, choć po kilku godzinach na stoku dopiero w łaźni tak naprawdę mógł się rozgrzać. Jednak ani przez chwilę nie obawiał się przeziębienia; miał tak wyśmienity humor, że nie wyobrażał sobie, by cokolwiek mogło go zmóc. Właściwie od samego rana był w świetnym nastroju. Obudził się z uśmiechem, a właściwie został obudzony – w sposób bardzo delikatny i czuły, jednak stanowczy. Naprawdę dobrze spał, pomyślał, rozwierając powieki i dostrzegając nad sobą zielone oczy Alaina, a za nim drewniany sufit. Ach tak, przypomniał sobie, byli przecież w górach. Przyjechali wczoraj, znaleźli nocleg… Wieczorem byli tak zmęczeni, że po prostu położyli się spać i spali całą noc. Zerknął w okienko i ujrzał błękit nieba. Tak, bez wątpienia było już rano… ale nigdzie im się przecież nie spieszyło. Góra z pewnością była tam gdzie wczoraj i na nich zaczeka. Przeciągnął się z doskonałym poczuciem, że ma przed sobą cudowny dzień. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj pewnym dyskomfortem napełniała go myśl, że przyjechał na narty… Dzisiaj miał wrażenie, że potrafi zdobyć cały świat. Naprawdę cieszył się, że tu był. – Która godzina? – zapytał. – Dochodzi ósma – odparł Alain. Josh podniósł się na łokciu i sięgnął w jego stronę; jeden pocałunek to było dla niego za mało. – Dzień dobry – szepnął i znów się uśmiechnął. Alain jakoś nieśmiało odwzajemnił uśmiech i popatrzył w bok. – Powinniśmy wstać na śniadanie – powiedział, podnosząc się z łóżka. Josh kiwnął głową i przeciągnął dłonią przez włosy. Najpierw musiał się doprowadzić odrobinę do porządku… Z pewną niechęcią opuścił rozgrzane posłanie i skierował do łazienki, jednak już przy myciu zębów wrócił jego animusz. Naprawdę, czekał go wspaniały dzień. Kwadrans później schodzili na dół, do jadalni na pierwszym piętrze – pełnej, co było słychać już na korytarzu. Josh popatrzył na Alaina, a potem wzruszył ramionami i pchnął rzeźbione drzwi. Ich wejście nie od razu wzbudziło zainteresowanie – zawiasy w tym budynku były naprawdę dobrze naoliwione, choć skrzypiało prawie wszystko inne – wobec czego mogli się przyjrzeć obecnym. Przy stole pod oknem siedziała para w średnim wieku z dwiema córkami – wszyscy jasnowłosi i niebieskoocy, opaleni na złoto i w świetnych humorach. Josh pomyślał, że tak pewnie wyglądali rasowi narciarze. Stolik w kącie zajmowały dwie dziewczyny i dwóch chłopaków – cała czwórka sprawiała wrażenie odrobinę tylko starszych od Josha, może też byli studentami – prowadząc ożywioną dyskusję i co jakiś czas wymieniając komentarze z małżeństwem pod oknem. Śniadanie najwyraźniej smakowało wszystkim, oceniając po ilości już zużytych talerzy. A może to sport tak pobudzał apetyty…? W tym momencie jedna z dziewcząt – ciemnowłosa i w okularach – oderwała wzrok od rozmówcy i popatrzyła w ich stronę, po czym zmarszczyła brwi. – Wy nie jesteście państwem Carnais – powiedziała z niejakim wyrzutem, a Josh, cokolwiek ogłupiały, przyznał jej w myślach rację. – Jacques i Marielle musieli odwołać swój przyjazd, nie mówiłam wam? – rozległ się w pomieszczeniu wesoły głos, od którego Josh poczuł łaskotanie w okolicy żołądka. – Zupełnym przypadkiem, ale jakże miłym, zyskaliśmy nowych gości. – Chloe podeszła do wolnego stolika i postawiła na nim tacę, z którego zdjęła czajniczek i koszyk z pieczywem. – Dzień dobry, Joshua, Alain. Mam nadzieję, że dobrze się wam spało? – Spałem jak kamień do samego rana – odparł Josh, stwierdzając półprzytomnie, że pani domu wygląda w białej bluzce prześlicznie. – Cieszy mnie to. Siadajcie – powiedziała serdecznie. – David powiedział, że po śniadaniu jest do waszej dyspozycji. Smacznego! Usiedli na wskazanych miejscach, świadomi ciekawskich spojrzeń; teraz, kiedy zwrócili już uwagę na siebie, przyglądali się im wszyscy zgromadzeni. Josh mógł mieć nadzieję, że za chwilę inni goście przywykną do ich obecności i wrócą do rozmowy, jednakże tak się nie stało. Może w takich miejscach ludzie lubili się poznawać? Dość powiedzieć, że następne pół godziny spędzili, wymieniając podstawowe informacje na swój temat: skąd przyjechali, czym się zajmują, jak długo zostaną, ile razy byli na nartach, jakiego sprzętu używają i tak dalej – to znaczy Josh wymieniał, bo Alain milczał albo, w najlepszym wypadku, odpowiadał półsłówkami. Po jakimś zresztą czasie także i jemu udało się zgrabnie wyłączyć z rozmowy, kiedy młodzi – najwyraźniej specjaliści w temacie – podzielili się na dwie grupy i zaczęli między sobą gorączkowo dyskutować na temat poszczególnych marek nart i kijków, których nazwy nie mówiły Joshowi absolutnie nic. Przysłuchiwał się żarliwym argumentom rzucanym to przez jedną, to drugą stronę, jednocześnie rozkoszując się pysznym śniadaniem. Bułeczki, masło, wędliny i sery, jajka, a do tego sporo warzyw i bardzo smaczne napoje: herbata, kawa, mleko i soki. Wszystko świeże, cieszące oko i podniebienie. Sama jadalnia była niezwykle miłym miejscem – jasnym i wystarczająco przestronnym, z drewnianymi stołami i krzesłami, białymi obrusami i serwetkami, i zastawą z niebieskie wzorki. Nie zabrakło nawet kwiatów w doniczkach. Josh doprawdy nie potrafił sobie wyobrazić, by w innym hotelu podjęto ich lepiej… Chloe kilka razy przychodziła z kuchni, by upewnić się, że goście mają wszystkiego pod dostatkiem, i w razie potrzeby donosząc kolejne przysmaki bądź napoje. Za każdym razem gdy wchodziła, Josh nie mógł oprzeć się wrażeniu, że do pokoju zagląda słońce. Zajmowała się gośćmi naprawdę wspaniale, nieustannie uśmiechnięta, roześmiana, pogodna. Ktoś mógłby sądzić, że była to poza wynikająca z pracy z klientami, jednak Josh był zupełnie pewien, że kobieta jest po prostu szczęśliwa i stąd promieniejące od niej ciepło. Młodzi przy sąsiednim stoliku wciąż nie rozstrzygnęli sporu o to, czy Rossignole są lepsze od Atomiców, kiedy do rozmowy włączył się ze swego miejsca pod oknem pan Courtois. Rodzina do tej pory zajmowała się głównie własnym towarzystwem, choć obie dziewczynki o nieprawdopodobnych imionach: Anna-Sophie i Marie-Christine, które miały mu się mylić przez cały pobyt, co i rusz odwracały się, by na Josha popatrzeć. Zastanawiał się, czy powinno mu to pochlebiać czy przeciwnie, kiedy po każdym takim razie wymieniały spojrzenia i tłumiły chichot w jasnych warkoczach. – Nie nudzi się wam tak codziennie kłócić się o to samo? – zapytał pan Courtois z filiżanką w ręce. – Wcale się nie kłócimy – zaprotestowała drobna blondyneczka z uśmiechem, a chłopcy ją poparli. Ciemnowłosa okularnica, która przedstawiła się wcześniej jako Marie, popatrzyła na niego bystro. – Każdego dnia zyskujemy nowe doświadczenia – powiedziała z naciskiem – więc każdego dnia zbliżamy się do prawdy ostatecznej – dodała z błyskiem w oku. – To godne pochwały… tylko dlaczego argumenty słyszę dokładnie te same co przed rokiem? – stwierdził ze śmiechem mężczyzna. – W takim razie jaką markę pan uważa za najlepszą? – nie dawała za wygraną dziewczyna, szczupłymi palcami obejmując kubek. – Oczywiście Fischery – odrzekł pan Courtois niezrażony tym kontratakiem, zaś jego wszystkie trzy kobiety pokiwały ze zgodą głowami. Towarzystwo przy stole zamilkło, aczkolwiek nie na długo, gdyż wtedy do pomieszczenia ponownie weszła Chloe i cztery młode twarze – plus Joshowa – zwróciły się ku niej mniej lub bardziej pożądliwie. – Chloe, jakie narty uważasz za najlepsze? – młodzi zaczęli się przekrzykiwać. – Bo my tutaj nie możemy dojść do porozumienia. – Oczywiście Fischery – odpowiedziała Chloe z niezmąconą pewnością siebie i wzięła się za sprzątanie pustych naczyń, których brzęk był wyraźny w ciszy, jaka zapadła. – Chloe… Jeździsz na nartach? – spytał Josh po chwili. – Jeździłam… dawno temu. Minęło już wiele lat, odkąd miałam je ostatni raz na nogach – odparła, wyglądając przez okno w zamyśleniu, a potem uśmiechnęła się do niego. – Mam teraz inne zajęcia. Josh pomyślał, że to trochę dziwne, skoro do stoku miała ledwo pięć minut… ale zaraz doszedł do wniosku, że prowadzenie pensjonatu to z całą pewnością praca na cały dzień. Wyglądało na to, że Chloe zajmuje się absolutnie wszystkim… to gdzie by jeszcze miała znaleźć czas na narty? David jej oczywiście pomagał, niemniej jednak miał swoje obowiązki, więc siłą rzeczy większość zadań była na jej głowie… Josh poczuł wyrzuty sumienia i zaczął się gorączkowo zastanawiać, jak by tu jej nie dostarczać większej fatygi. Co prawda wydawała się świetnie ze wszystkim radzić, wesoła jak skowronek od samego rana… Tym bardziej nie chciał jej sobie wyobrażać zmęczonej i przepracowanej. Kiedy śniadanie dobiegło końca i goście wysypali się z jadalni – młodzi raczej chaotycznie i z energią, rodzina zaś w sposób bardziej uporządkowany (Josh był świadkiem, jak pan Courtois wstaje i podaje żonie ramię ze słowami: – Idziemy, Christo? – a ona owo ramię ujmuje i odpowiada: – Chodźmy, Gauthierze) – Josh otarł usta serwetką i przyglądał się pani domu, gdy sprzątała ze stołów. Walczyło w nim pragnienie, by jej pomóc, jednak jakiś głos w jego głowie mówił mu, że nie przyjęłaby jego propozycji. – Chloe… Jak to jest z pokojami? – zapytał w przypływie inspiracji. – Pewnie są sprzątane po wyjeździe gości i przed następnymi..? – Oczywiście pokoje sprzątane są codziennie – odparła bez wahania. – Zwykle kiedy goście wychodzą, przychodzę z odkurzaczem i ścierką. – A, no bo właśnie… Tak sobie myśleliśmy, że nie musisz sprzątać naszego pokoju – powiedział z zadowoleniem. – Nie mamy dużo rzeczy, żeby bałaganić... Sami o siebie zadbamy – dodał z pośpiechem. Odwróciła się w ich stronę i spojrzała ze zdumieniem. – Naprawdę sobie poradzimy, nie kłopocz się – zapewnił ją. – Czułbym się trochę… no, skrępowany, gdyby kobieta miała porządkować moje rzeczy – zmyślał na potęgę, bo jeśli chodziło o nią, to akurat nie miał po temu żadnych obiekcji. – Alain też. Chloe wyprostowała się znad stolika, przy którym chwilę wcześniej jadła rodzina Courtois. – Skoro tak stawiacie sprawę, to oczywiście nie chcę was krępować – zgodziła się. – Będziemy buty zostawiać w korytarzu, żeby się do środka nie naniosło – Josh uruchomił swoją wyobraźnię – więc nie trzeba będzie odkurzać. W tydzień chyba aż tak nie nabrudzimy…? – Tym się nie martwcie – odparła. – Choć muszę przyznać, że cieszy mnie wasza propozycja. Dziękuję – powiedziała, ponownie odwracając się do stolika, a Josh pogratulował sobie pomysłu. – Gdybyście potrzebowali nowych ręczników, to znajdziecie w szafce w korytarzu. Obok tej z talerzami – dodała, zbierając zużyte naczynia na tacę. Josh kiwnął głową; widział tę szafkę wczoraj, kiedy robił herbatę. Cieszył się, że choć w taki sposób – nawet jeśli niewielki – mógł odciążyć Chloe w jej obowiązkach... i zastanawiał się, co jeszcze mógłby dla niej zrobić… – Powiem Davidowi, że już skończyliście – oznajmiła kobieta, kiedy z głębi mieszkania dobiegło pojedyncze uderzenie zegara: było wpół do dziesiątej. – Kiedy będziecie gotowi, zejdźcie na dół. David się wszystkim zajmie. Wczoraj załatwił wam wejściówki na stok, dzisiaj zostaje kwestia sprzętu. No i jeżdżenia – dodała ze śmiechem. – Dziękujemy. Nie zajmie nam to długo, prawda? – Popatrzył pytająco na Alaina, który kiwnął głową. – Będziemy gotowi za kwadrans. Chloe uśmiechnęła się tym uśmiechem, który sięgał jej oczu, i poszła z tacą do kuchni, zaś oni wrócili do pokoju, mijając na schodach Marie z Julianem, którzy szybko się zawinęli i już biegli na stok. Drzwi zatrzasnęły się za nimi cicho… a w następnej chwili Josh zdumiał się, kiedy ramiona Alaina zamknęły się koło niego. – Dobrze wymyśliłeś z tym sprzątaniem – szepnął Alain w jego ucho. – Nie trzeba będzie rozsuwać co rano łóżka… Wymyślił? Ach, w tym sensie… Fakt, kierował się tylko chęcią pomocy Chloe, tymczasem okazywało się, że upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu. – Naprawdę byś się w to bawił? – zapytał, doszedłszy do wniosku, że jemu samemu nawet to do głowy nie przyszło; najwidoczniej tak przyzwyczaił się do spania w szerokim łóżku, że jego widok wydawał mu się najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem. – Przyszło mi na myśl raz albo dwa – odpowiedział Alain, wciąż przytulony do jego pleców. – Wiesz, i tak nie ma gwarancji, że ktoś tu do nas nie zajrzy – zauważył Josh przytomnie, choć jednocześnie bezwstydnie cieszył się dotykiem Alaina. – Więc uważasz, że jednak powinniśmy rozsunąć? – Nie-e…. Co najwyżej się zdziwią, ale wyrzucić nas nie powinni, nie uważasz? Odpowiedzi nie doczekał, gdyż Alain zajął się jego lewym uchem. Josh poddawał się pieszczocie, później jednak jego wzrok padł na okno i śmigające w oddali sylwetki. – Chodźmy na te twoje narty – powiedział z uśmiechem, odwracając się do tyłu. – Czy powinniśmy się jakoś ubrać? Czy iść ot tak? Alain puścił go, a na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia. – Wszystko będzie na miejscu… Tak myślę – stwierdził dość niepewnie. – Tym lepiej – odparł Josh, śmiejąc się. – Chodźmy zatem. Następna godzina upłynęła im na szukaniu w wypożyczalni odpowiednich nart, kijków, gogli oraz kombinezonów i butów – pod radą i przewodnictwem Davida, który naprawdę znał się na rzeczy. Tutaj Josh mógł się pochwalić swoją "znajomością tematu" – a w każdym razie wyciągnąć jakiś pożytek z tej gadaniny przy śniadaniu – i kiedy David, najpewniej z przyzwyczajenia, zapytał, czy mają w głowie jakąś konkretną markę, Josh odparł bez wahania: "Oczywiście Fischer", wiedząc najlepiej, że nie byłby w stanie odróżnić jednego od drugiego. David jednak popatrzył na niego z uznaniem i pokiwał głową, zaś Alain wywrócił oczami. Po jakimś czasie, mając już na sobie – po raz pierwszy w życiu – pełen ekwipunek narciarski, Josh zastanawiał się, jak w tym można się w ogóle ruszać, o zjeżdżaniu nie mówiąc. Kiedy jednak udało mu się przetransportować do wyciągu i wjechać na "oślą łączkę", był już zdania, że kombinezon wcale nie usztywnia go tak, jak by sobie tego życzył… A potem zaczęła się zabawa. Josh naprawdę był pewien, że poradzi sobie gorzej – przecież to był jego zupełnie pierwszy kontakt z nartami, więc spodziewał się zupełnej kompromitacji – jednak ze zdumieniem odkrył, że nie jest tak źle. Oczywiście, przewracał się co i rusz, tracił równowagę i lądował w śniegu niezliczoną ilość razy, ale nic poza tym z tego nie wynikało. David nauczył go, jak jechać i jak się zatrzymywać oraz, przede wszystkim, jak upadać bezpiecznie. Kiedy minęło południe, Josh był już w stanie przejechać dobre kilkanaście metrów, zachowując kontrolę nad tym, co robi. David nie szczędził słów pochwały, zwłaszcza dla jego zdolności ruchowych, a Josh przypominał sobie, że kiedyś rzeczywiście sporo się ruszał i miał pełne zaufanie do własnego ciała. Alain pomykał kawałek dalej, po stoku jedynie niewiele bardziej nachylonym do oślej łączki. Cóż, skoro dotąd zdarzyło mu się jeździć "raz czy dwa", to rzeczywiście nie miał po co się pchać na bardziej wymagające tory… Jednak, co Josh zauważył z pewną zazdrością, trzymał się na nartach o wiele pewniej od niego, więc najwyraźniej ten "raz czy dwa" robiły dużą różnicę. Jak to Alain był powiedział? "Tego się nie zapomina". Ha, zatem Josh nie powinien tracić nadziei, a przeciwnie: jak już załapie podstawy, wkrótce będzie śmigał jak reszta. Kilka razy zatrzymali się koło nich Courtoisowie i pochwalili Joshowe postępy w nauce. Dziewczynki wpatrywały się w niego przez chwilę intensywnie – na ile można było ocenić przez gogle – a potem szybko zjechały na dół, aż jasne warkocze powiewały za nimi. Josh stłumił westchnienie i pomyślał, że może jednak nie powinien sobie robić zbyt wielkich nadziei. Popatrzył na stok, gdzie Alain radził sobie wcale nieźle, a potem na kolejne, coraz bardziej strome… Musiałby tu chyba spędzić całą zimę, żeby marzyć o takich wyczynach… Opanowanie techniki na tyle, że był w stanie zjeżdżać po co łatwiejszych trasach z innymi ludźmi, zajęło mu niespełna tydzień. I co to był za tydzień… Chloe miała zupełną rację, mówiąc, że po powrocie ze stoku, człowiek nie ma sił na nic więcej. Gorzej. Zaraz na drugi dzień Josh nie był w stanie ruszyć się z łóżka – jednak jakimś cudem, najpewniej Alainowym, wstał, ubrał się i po śniadaniu, na które rzucił się niczym wygłodniały wilk, ponownie poszedł na stok, gdzie znów spędził większość dnia. Te dni właściwie zlały się w jedno, wypełnione dokładnie tymi samymi zajęciami, ale każdy był równie intensywny. Pyszne śniadanie, szaleństwo z nartami i wyborny obiad, po którym Josh rzucał się do łóżka i spał do rana. Nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz miał tyle energii. Najwyraźniej przerwa od nauki dobrze na ludzi wpływała… Oczywiście, w tym roku akademickim w ogóle czuł się zupełnie inaczej niż w poprzednim, co miało swoją konkretną przyczynę, niemniej nie przypominał sobie, by w Paryżu odczuwał tak silnie… w sposób tak nieskrępowany… radość z tego, że żyje, że się rusza, że niebo jest błękitne, a słońce daje ciepło. Czasem, kiedy zjeżdżał po stoku, dawał upust tej radości, krzycząc głośno – bez słów, tylko tak na wiatr. Co prawda wciąż nie mógł nawet marzyć o tym, by dogonić córki Courtoisów, które uparły się jeździć z nim, kiedy tylko była możliwość, ale nie psuło to ani trochę jego humoru. Marie i Julian – podobnie jak druga para – tylko kiwali głowami na ten jego entuzjazm, być może wspominając swoje pierwsze zachwyty na stoku narciarskim. Julian usiłował go uczyć co bardziej agresywnych skrętów, jednak dał sobie spokój, kiedy Josh udowodnił mu, że naprawdę nie jest na nie gotowy, wypadając dwa razy z trasy i lądując w zaspie. Wyłonił się z niej zresztą z głośnym śmiechem, otrzepując włosy, i wrócił na swój bezpieczny zjazd. Z Marie i Julianem, tak samo jak z pozostałymi gośćmi pensjonatu, stosunki układały się bardzo dobrze – czy też raczej: współżycie na niewielkiej przestrzeni trzech pięter – i Josh nie mógł znaleźć nawet jednej rzeczy, która mogłaby zakłócić to poczucie euforii, z którym przeżywał każdy dzień. A kiedy wieczorami spotykał się z Chloe, z tą cudowną Chloe, która zdawała się być ucieleśnieniem samego życia, wtedy miał ochotę i śmiać się, i płakać, i krzyczeć, i szeptać. Kiedy był przy niej, gdy mógł na nią patrzeć, gdy mógł jej słuchać i z nią rozmawiać – wtedy czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Było w niej coś, co pobudzało, ale i uspokajało. Z jakiejś przyczyny, której nawet nie chciał dociekać, czuł się przy niej… kompletny; jakby właśnie tu było jego miejsce. Za każdym razem, gdy bicie zegara obwieszczało, że pora iść spać, był niepocieszony – choć jednocześnie radosny, bo wiedział, że jutro znów ją zobaczy. Nie wyglądał w przyszłość dalej niż poza jutro. Zrobiłby dla niej wszystko, gdyby tylko go poprosiła. I nie uważał tego za nic dziwnego. Nieubłaganie nadszedł ostatni wieczór ich pobytu w Autrans. Josh z żalem myślał, że jutro, zamiast na stok, do którego zdążył się przyzwyczaić, będzie musiał udać się w podróż, aż do zimnego Paryża, który odtąd chyba zawsze będzie mu się wydawać brzydszy. Tydzień zleciał bardzo szybko, choć jednocześnie wydawał się tak niezwykle intensywny, że w życiu kogoś innego mógłby równie dobrze być całym rokiem. Josh wcale nie chciał stąd wyjeżdżać, jednak innej opcji nie było i nie dało się z tym dyskutować. Torby stały już przy ścianie, gotowe na spakowanie… ale jakoś nie mógł się do tego zabrać. Cóż, nie mieli aż tak dużo bagażu, zdąży to zrobić jutro rano, pierwszy pociąg mieli dopiero po południu… Zresztą Alain też jeszcze nie spakował swojej… Alain. Josh rozejrzał się. Alain jeszcze chwilę temu tutaj był, mieli iść na obiad… a teraz go nie było. Josh poszedł był do łazienki, a kiedy wrócił, Alaina nie było. Ach, może po prostu poszedł na dół pierwszy… W takim Josh nie ma tu nic do roboty. Zgasił światło i lekkim krokiem zbiegł po schodach na sam parter. Alaina jednak nie było także na parterze. Chloe stawiała ostatnie talerze na stole, a ujrzawszy go, uśmiechnęła się szeroko. Josh zapytał o Alaina, jednak w odpowiedzi kobieta tylko pokręciła głową; nie widziała go. – Chyba że wyszedł z Davidem – powiedziała po chwili, marszcząc brwi z zastanowieniem. – To Davida znów nie będzie? – zdziwił się Josh, odsuwając krzesło. Dzień wcześniej David nie towarzyszył im przy obiedzie, wymówiwszy się jakimiś sprawami. Najwyraźniej był czymś bardzo zajęty, skoro nie mógł nawet spędzić wieczoru z małżonką… Kiedy teraz Josh o tym myślał, doszedł do wniosku, że przez ostatnie trzy dni właściwie w ogóle Davida nie widział. Na początku mężczyzna był taki entuzjastyczny, by we wszystkim pomóc, a zwłaszcza nauczyć Josha jeździć na nartach, a potem jakby zniknął. Cóż, możliwe, że uznał, że Josh już nie potrzebuje jego wskazówek… Ale przecież na zastępstwo przysłał swojego kolegę, Vincenta, czyli jednak nie uważał, że Josh powinien zakończyć trening po trzech dniach. Josh dopiero teraz doszedł do wniosku, że mu się to nie podobało. Wyglądało, jakby David go… unikał? A teraz nie było nawet Alaina, co w ogóle powodowało u Josha nastrój niepewności. Poczekali jeszcze kwadrans, ale kiedy po obu mężczyznach wciąż nie było śladu, zabrali się za jedzenie we dwoje. Josh starał się skoncentrować na rozmowie z Chloe, jak miało to miejsce przez ostatni tydzień, jednak nie mógł z głowy wyrzucić pewnego niepokoju o Alaina. Co prawda Chloe zapewniała go, że okolica jest bezpieczna i nie ma tu żadnych dzikich zwierząt, a pogoda panowała przyjemna, to jednak nie był w stanie pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia w piersi, którego nie odczuwał od bardzo dawna. Zupełnie jakby jego ciało reagowało na coś, o czym jego umysł jeszcze nie wiedział… Śmieszne. – Mamy tu problemy z siecią telefoniczną – powiedziała Chloe z przepraszającym uśmiechem. Josh o tym wiedział; telefon Alaina leżał wyłączony w pokoju na górze, bo w ogóle nie łapał tutaj zasięgu. – Zimą da się korzystać właściwie tylko z linii stacjonarnych. Gdyby nie to, zadzwoniłabym do Davida i zapytała. Josh potrząsnął głową. Tego tylko brakowało, żeby Chloe musiała się martwić o Alaina. – Jest dorosły. Wie, co robi – stwierdził krótko. Tak przynajmniej chciał wierzyć. – Nie ma się co nim przejmować. Jak mówisz, to bezpieczna okolica – powiedział, nakładając sobie sałatki. Alain powinien był mu powiedzieć, że chce wyjść. Czy to by był jakiś problem? Josh jednak złapał się na myśli, że przez ostatnie dni właściwie niewiele ze sobą rozmawiali. I właściwie niewiele ze sobą robili… Jakieś szybkie pieszczoty przed śniadaniem – i to było właściwie wszystko, bo wieczorem Josh był zbyt zmęczony, by jeszcze mieć ochotę na seks. Cóż, skoro Alain uparł się, żeby Josha na narty przywieźć, powinien się liczyć z tym, że po kilku godzinach na stoku nie będzie sił na nic więcej, prawda? – pomyślał Josh defensywnie. W każdym razie mógłby, z łaski swojej, dać znać, że wróci później, zamiast go martwić – kiedy już dość miał zmartwień na głowie. Jutro musieli wyjechać, opuścić to fantastyczne miejsce, to był ich ostatni wieczór w Autrans… przynajmniej tej zimy. Dlaczego Alain musiał wszystko popsuć? Dlaczego nie pozwalał Joshowi spędzać tej ostatniej chwili tak, jak Josh by tego chciał? Zamrugał, usiłując złapać ostatnią myśl. Popsuć? Alain i popsuć? Jak mógł coś takiego pomyśleć? Zakręciło mu się w głowie od nagłych chaotycznych wrażeń i usiłował choć trochę ogarnąć swój umysł. Ach, najlepiej było zapomnieć teraz o Alainie i w zamian skupić się na Chloe, która siedziała naprzeciw niego z rozpłomienionymi policzkami i jasnym spojrzeniem radosnych oczu. Przez chwilę nawet mu się udało i dobry kwadrans rozmawiali o walorach Autrans latem. A jeśli… Nagła myśl uderzyła Josha, sprawiając, że niemal zakrztusił się herbatą… Jeśli Alain i David…? Wyprostował się na krześle, kiedy ta wizja przemknęła przez jego głowę. Czy to było powodem, dla którego Alain w ogóle przestał się do Josha odzywać i zupełnie zarzucił ich wieczorne igraszki…? Mógł przecież w łóżku chociaż poczynić jakieś starania, jakoś dać znać, że jednak miałby ochotę… a nie być zupełnie obojętny, odwracać się wieczorem na drugi bok i zasypiać jak gdyby nigdy nic. Alain i David. Nie, to było niemożliwe. To było po prostu niemożliwe. Alain by nigdy… Ale jeśli jednak…? Czy to dlatego Alain siedział ostatnimi czasy cicho, a podczas obiadów pozwalał Joshowi w najlepsze dyskutować z Chloe? Josh przyznawał, że w obecności Chloe tracił z oczu całą resztę, tak wielką przyjemność sprawiała mu rozmowa z kobietą… A może w tym czasie, tuż obok, Alain… flirtował z Davidem? Nie, flirtował to było zupełnie nieodpowiednie słowo w przypadku Alaina… ale coś takiego. A David? Też siedział przy stole cicho i w ogóle się nie odzywał. We własnym domu! Wczoraj w ogóle zniknął, a dzisiaj w dodatku z Alainem…! Josh stwierdził, że jego żywa wyobraźnia kiedyś go zabije. – Joshua…? Potrząsnął głową i zogniskował spojrzenie na pięknej twarzy, która z niepokojem przyglądała mu się poprzez stół. Ufał Alainowi, zawsze mu ufał… ale teraz, teraz… – Mówiłaś, że jak długo jesteście z Davidem małżeństwem…? – zmienił temat rozmowy, choć już nawet nie pamiętał, o czym chwilę wcześniej dyskutowali. – Pięć lat – odparła z lekkim zdumieniem. – Znamy się jednak jeszcze z dzieciństwa… – Czyli… czyli byliście parą znacznie wcześniej? Chloe kiwnęła głową, odstawiając kieliszek z winem. – Chociaż trudno to tak nazwać – powiedziała z łagodnym uśmiechem. – Widzisz, jest między nami sześć lat różnicy, więc przez większość czasu traktowaliśmy się bardziej jak rodzeństwo czy kuzyni. Dopiero w czasie, kiedy on startował w zawodach i jeździł po całym świecie, zaś ja studiowałam w Lyonie i też mało bywałam w domu… dopiero wtedy jakoś zatęskniliśmy za sobą… w inny sposób niż do tej pory… i tak to się zaczęło na poważnie. – Wtedy się zaręczyliście? Ponownie pokiwała. – Dziewięć lat temu. Och, to nie było takie oczywiste, nie na samym początku – rzuciła szybko. – Po prostu zaczęliśmy się znów spotykać, jeśli tylko oboje znaleźliśmy się w Autrans, już inaczej niż wcześniej, kiedy jeszcze byliśmy dzieciakami. I dużo rozmawialiśmy… To był naprawdę przyjemny okres – dodała z uśmiechem. – Ale wiesz, uwierzyłam mu dopiero wtedy, kiedy z entuzjazmem odniósł się do mojego marzenia o tym pensjonacie. Był pierwszą osobą, która wierzyła w powodzenie tego przedsięwzięcia, wszyscy inni mówili, że jest z góry skazane na niepowodzenie. Że w Autrans jest wystarczająco hoteli, że nie będziemy mieli klientów… – Jej oczy zabłysły. – A David nigdy tak nie mówił, tylko zawsze mnie popierał. Razem zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy ten dom… No, ja może nie budowałam, ale codziennie przychodziłam popatrzeć. Można powiedzieć, że "Świerki" to owoc naszej miłości… – powiedziała rozmarzona, a potem uniosła na niego oczy. – Myślę, że to jest bardzo ładnie powiedziane… Jesteś w nim bardzo zakochana – stwierdził Josh fakt i nie mógł nie być zachwycony. Słuchając jej, na chwilę zapomniał o swoim zmartwieniu. – I bardzo mu… ufasz. – Oczywiście – odparła lekko. – Ponieważ się nawzajem szanujemy. Och, sportowcy, zwłaszcza ci, którzy startują na poziomie reprezentacji narodowej i jeżdżą na zawody, mają swoje za uszami. Z tym nic nie da się zrobić. – Wzruszyła ramionami. – Wiem jednak, że w obecnej chwili nie mam najmniejszych podstaw, by mu nie wierzyć. Jak powiedziałam, jego szacunku jestem pewna bardziej niż czegokolwiek innego. – Na czym opierasz to przekonanie? – spytał Josh. – Przepraszam, że tak cię wypytuję, ale… Ciekawi mnie to – odparł zgodnie z prawdą. – Relacje międzyludzkie, związki… To wszystko jest tak fascynujące. I jednocześnie w przypadku każdego człowieka jest to osobna historia. Skąd masz pewność… – Ugh, jak miał o to zapytać? "Że twój mąż nie ogląda się za facetami?" Brzmiało to głupio i nie na miejscu nawet dla niego. Patrzyła na niego spokojnie poprzez stół, wciąż z tym samym łagodnym uśmiechem. W przytłumionym świetle lampy jej oczy zdawały się ciemne. – Tutaj musiałabym zagłębić się w szczegóły naszego pożycia, a te należą tylko do mnie i do Davida, przepraszam – odpowiedziała, nie zmieniając przyjaznego tonu. Josh mrugnął na takie delikatne – ale jakże stanowcze! – odepchnięcie, którego się zupełnie nie spodziewał. – Myślę jednak, że kiedyś sam znajdziesz odpowiedź – dodała. W tym momencie wydawała mu się znacznie starsza… i bardziej doświadczona. Mądrzejsza. – Jak powiedziałeś: u każdego jest to osobna historia. Musisz się przekonać, jak to będzie w twoim przypadku. Nie nauczysz się tego od drugiego człowieka. – Ale… – zaczął i zamilkł. Wiedział, że naleganiem nic z niej nie wydobędzie, co najwyżej wyda się jej upartym dzieckiem. Chloe patrzyła na niego z sympatią. – Powiem ci jedno… ponieważ ci ufam, Joshua. Nawet teraz, gdyby Davidowi zdarzył się jakiś… no, skok w bok… nie miałoby to znaczenia. Powitałabym go tak samo jak zawsze. Nie wiem, czy da się to uzasadnić inaczej niż samą miłością. Kocham go ponad wszystko na świecie. Chcę, żeby o tym wiedział w pierwszej kolejności. – Przyłożyła dłoń do policzka. – Uff, pewnie wydaję ci się okropna…? – zapytała, zaczerwieniona i ewidentnie zawstydzona. Teraz sprawiała wrażenie, że nie jest ani trochę starsza od niego. Josh powoli pokręcił głową. – Nie. Co najwyżej święta… – odparł dość niepewnie. Jej ostatnia wypowiedź wcale nie wykluczała… dziwnych zachowań ze strony Davida w kontekście Alaina; nawet jeśli ona kochała Davida ponad wszystko, to wyglądało na to, że David niekoniecznie musi podobnie odczuwać, skoro choćby zakładała taką ewentualność. No chyba że bazowała tylko na jego przeszłości sportowca… tego Josh nie wiedział. W sumie nie miał pojęcia, jak powinien traktować jej słowa. Naprawdę było to coś, co mógłby powiedzieć święty: taka miłość bez zastrzeżeń, bez warunków – a przynajmniej na pierwszy rzut oka to wyglądało. Z drugiej strony… Zastanowił się. On sam też wybaczył Alainowi wszystko. Wszystko. Przeszłość – zwłaszcza ta zła, ta nieprzyjemna – nie miała znaczenia, bo teraz Alain z nim był. Liczyło się tylko to. Czy jednak potrafiłby wybaczyć Alainowi, gdyby Alain wrócił z Davidem? Nie... Czy Alain byłby w stanie wrócić? Czy w związku z Joshem czuł się na tyle pewnie, by wierzyć w jego miłość i wiedzieć, że może wrócić? Choć najważniejsze było oczywiście to, czy by w ogóle chciał… Josh poczuł, że robi mu się zimno. Nie, nie, to naprawdę było niemożliwe. W tej jednej chwili był pewien, że wybaczyłby Alainowi nawet… jak to ona powiedziała, skok w bok z Davidem, byleby Alain tylko wrócił. Najwyraźniej też miał zadatki na świętego, ha ha… Resztę posiłku spożyli w milczeniu. Josh zupełnie nie mógł z siebie wykrzesać entuzjazmu do dalszej rozmowy, usiłując rozplątać swoje pogmatwane uczucia i priorytety życiowe, a Chloe nie nalegała, najwyraźniej szanując jego zmieszanie. Mogła przeczuwać, że dała mu do myślenia. Wciąż siedzieli w salonie, gdy zegar wybił ósmą. Dźwięk uderzeń jeszcze nie przebrzmiał, gdy usłyszeli odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Josh rzucił się do holu pierwszy, jednak Chloe była tuż za nim. Widok, jaki ukazał się ich oczom, sprawił, że oboje stanęli jak wryci, choć wstępną emocją, jaka wezbrała w Joshu, była ulga. Alain podtrzymywał Davida, który wisiał na nim całym ciężarem ciała, obejmując go za szyję. Serce Josha zupełnie się zatrzymało… a potem przyjrzał się scenie dokładniej i doszedł do wniosku, że chyba jego czarne wizje tym razem były dalekie od rzeczywistości. David ewidentnie nie mógł się utrzymać na własnych nogach, a na twarzy był pozieleniały. Nie wyglądał, jak ktoś, kto wraca ze schadzki… No chyba że była to schadzka, która wzbudzała w nim obrzydzenie, pomyślał Josh histerycznie i sam już nie wiedział, co ma o tym sądzić. – David źle się poczuł – potwierdził Alain jego pierwotne podejrzenia, zamykając za nimi drzwi wejściowe. Chloe wyminęła Josha i postąpiła ku nim, jednak w pół drogi jakby się zawahała – wtedy też do Josha dotarł zapach alkoholu. – Gdzie? – zapytała słabym głosem. – W tym barze… "Pod skocznią" czy jakoś tak – odparł Alain. Chloe stłumiła westchnienie, po czym wzięła męża pod drugie ramię i wskazała Alainowi drogę do pokoju w głębi domu. Josh poszedł za nimi, ale zatrzymał się w progu. Ułożyli jęczącego Davida na łóżku, a Chloe ściągnęła mu buty. – Dziękuję ci… – powiedziała do Alaina. – Przejdzie mu. Po wódce zawsze się tak czuje. Prawie w ogóle jej nie pija, od ostatniego razu minęły całe lata… – Pokręciła głową. – Przepraszam was za tę scenę. Nie musicie się o nas martwić. Za jakąś godzinę będzie się już lepiej czuł. – Gdybyśmy mogli coś zrobić, powiedz tylko – rzucił Josh. Uśmiechnęła się do niego blado. – Nic mu nie będzie, ale dziękuję za propozycję. Teraz muszę was jednak prosić, żebyście już sobie poszli… Zobaczymy się jutro na śniadaniu – powiedziała stanowczo i położyła rękę na klamce. – Dobranoc. Josh cofnął się pospiesznie, Alain już od dobrej chwili stał na korytarzu. Kiedy Chloe zamknęła drzwi, nie było innej rady, jak wrócić do pokoju. Szli w ciszy na trzecie piętro, a później także w ciszy siedzieli. Obawa, która na widok Alaina na chwilę zniknęła, teraz wróciła ze zdwojoną mocą. Zwłaszcza że Alain siedział na brzegu łóżka, taki zupełnie obojętny, wpatrując się w pustą torbę pod ścianą. – Gdzie ty, do diabła, byłeś? – zapytał Josh, ostrzej niż zamierzał. Alain popatrzył na niego, jego zielone oczy dziwnie kontrastowały z zarumienionymi policzkami. – Piłeś? – ponownie wyrwało się Joshowi, choć sam słyszał, jak okropnie brzmią jego słowa. Alain wzruszył ramionami i popatrzył przez okno. – I jeszcze prowadziłeś?! – Do Josha dopiero teraz to dotarło. – Wiesz, jak to się mogło skończyć? – prawie że krzyknął, choć zdawał sobie sprawę, że jego strach jest już trochę spóźniony. – Wielkie mi coś, osiem kilometrów prostą drogą – odpowiedział Alain bez emocji. – Tak, z lasem świerkowym po obu stronach – przypomniał Josh, choć nie było to do końca prawdą, bo las rósł tylko po jednej. – Przecież nie mogłem go nieść osiem kilometrów na plecach – zauważył Alain całkiem trzeźwo. – Trzeba było wziąć taksówkę – burknął Josh, zakładając ręce na piersi. Alain znów wzruszył ramionami, ale potem popatrzył na Josha przelotnie, zanim znów odwrócił wzrok do okna. – Aż tyle to znów nie wypiłem – powiedział z pewną urazą, a Josh przypomniał sobie, że Alain od pół roku prawie w ogóle nie pijał alkoholu. – Głównie zajmowałem się wysłuchiwaniem żalów Davida… – A na co on niby mógł ci się żalić? – spytał Josh cokolwiek drwiąco. – Na niewłaściwe nachylenie zbocza czy błędne rozstawienie palików na stoku? – Wiedział, że jest potwornie niesprawiedliwy wobec Davida, który w tej chwili dodatkowo cierpiał z przyczyny złego samopoczucia. – Nie – odparł Alain spokojnie. – Na to, że zakochałeś się w jego żonie. Josh poczuł, że robi mu się zimno – tak zupełnie zimno, jakby nagle z jego ciała zniknęła cała krew, a serce przestało bić. Przez chwilę tylko stał i mrugał, zastanawiając się, czy dobrze usłyszał, bo trudno mu było wyobrazić sobie, że ktoś mógłby skonstruować taką myśl i jeszcze ująć ją w słowa. "Że zakochałeś się w jego żonie", powiedział Alain przed chwilą. Świat znów ruszył do przodu, choć wydawało się, że teraz przygniatał go ciężar strasznego absurdu. – A ty oczywiście wyprowadziłeś go z błędu? – powiedział Josh drżącym głosem, przerywając ciszę, w której słychać było kapanie wody w łazience. Jak mógł w ogóle o to pytać? Alain milczał i wciąż wyglądał na zewnątrz. – Alain…? – spytał Josh z niejaką histerią. Alain nie poruszył się… i nawet nie patrzył mu w oczy. Josh poczuł, że zaczyna się trząść – głównie dlatego, że nagle nie był w stanie pomieścić wszystkich wypełniających go emocji, bo każda zdawała się go ciągnąć w inną stronę… rozrywając go na kawałki. Niedowierzanie. Ulga. Sprzeciw. I potworne poczucie winy. Bo teraz z przerażającą jasnością widział, jak musiało wyglądać jego zachowanie z ostatniego tygodnia. Jak musiało wyglądać w oczach wszystkich wokół, a na pewno Davida. I Alaina. Ciężko usiadł na łóżku i spuścił głowę. – Przepraszam – powiedział bez namysłu. Nie musiał się namyślać. – Przepraszam… Alain nic nie powiedział… ale przynajmniej wciąż tu był. Z nim. Josh chciał mu powiedzieć tak wiele, wyjaśnić… Ale nie znajdował słów. Co miał powiedzieć? Sam tego nie wiedział, bo wszystko się w nim kłębiło, tysiące myśli, wątków, wyrażeń… Nie wiedział nawet, od czego zacząć, wiedział tylko, że musi przeprosić, wszystkich – Davida, Chloe, a zwłaszcza Alaina… Jakiś złośliwy głos w jego głowie przypomniał, że przecież ma prawo przyjaźnić się, z kim chce – także z Chloe – i nie musi mieć z tego powodu wyrzutów sumienia, ale kazał mu się zamknąć. Chodziło przecież o Alaina… O Alaina…! A Alain zawsze był… zawsze był dla niego najważniejszy na świecie. Nie, jedyny ważny. Kiedy w grę wchodził Alain, wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Nie była to może najlepsza metoda na życie, ale to była jego metoda i zamierzał się jej trzymać. I on, swojemu Alainowi… Ale jak Alain mógł w ogóle pomyśleć, że on, Josh… i Chloe…? Uniósł wzrok i spod zmarszczonych brwi popatrzył na Alaina, który wciąż patrzył gdzieś indziej. Czyżby tak mało go znał? Tak mało mu ufał? Czemu… Stop. Ponownie zwiesił głowę i jeszcze dla pewności objął dłońmi, jakby mógł w ten sposób wesprzeć proces myślowy. Stop, żadnego obwiniania. Chwilę temu Josh też był już zupełnie przekonany, że Alain jest zainteresowany Davidem, choć było to zupełnie absurdalne. I na czym opierał to przypuszczenie? Że Alain na chwilę zniknął z jego widoku, być może z innym mężczyzną. Doprawdy… Tak mocno kochał Alaina, a gdy przestał go widzieć, od razu zaczął zakładać najgorsze? "Joshua Or, jak nisko można upaść?" Owszem, wiedział, skąd to się bierze. Z poczucia własnej wartości – bardzo niskiego. Z wcześniejszych przeżyć i rozstań – jakże bolesnych. Jeśli czegoś w życiu się bał, to tego, że zostanie po raz kolejny sam, zostawiony przez innych… przez tych, których kochał. Nieustannie się tego bał, choćby normalnie nie miał świadomości tego strachu, nie codziennie, nawet nie co tydzień… Wiedział jednak, że ten strach istnieje, podsycany wrażeniem: "Kim ja jestem, bym mógł wierzyć, że to zainteresowanie będzie trwać wiecznie? Skąd wiem, że on się kiedyś mną nie znudzi?" Może teraz powinien odwrócić sytuacje? Może Alain myślał dokładnie tak samo – albo przynajmniej podobnie? Co z tego, że Josh uważał go za silnego – "skałę" z jego imienia – i niewzruszonego? Co z tego, że starał się udowodnić mu na każdym kroku własną, graniczącą z uwielbieniem miłość? Jeśli człowiek ma wątpliwości wobec samego siebie, to nawet cała miłość świata nie sprawi, by wierzył… by był spokojny. Josh przełknął nagłą – kłującą – świadomość, że prawdą jest to, co mu kiedyś powiedział terapeuta: że żaden człowiek nigdy tak naprawdę nie zna i nie pozna drugiego człowieka, nie tak do końca. Można się tylko o drugim człowieku uczyć, każdego dnia, ale nigdy nie będzie takiego "porozumienia dusz", jak to się często przedstawia romantyczną miłość. Kiedy to się zaakceptuje, można budować związek – oparty na wzajemnej nauce, a nie na wyobrażeniu, że wie się o drugim człowieku wszystko, tak samo jak on wie o nas. Josh zakładał, że skoro ciągle mówił, że kocha Alaina, to Alain powinien mu wierzyć bez zastrzeżeń, bez oporów, ufać mu we wszystkim i ani przez chwilę nie wątpić. Teraz rozumiał, jak naiwne było to jego rozumowanie. Człowiek jest istotą z założenia wątpiącą, a gdy w grę wchodzili dwaj tacy jak oni – jeden ze skłonnościami do paranoi, a drugi usposobiony do depresji – to już w ogóle trzeba się było nastawiać na problemy. I ciężką pracę. Josh w końcu uniósł głowę i popatrzył na Alaina. Przesunął się na łóżku; teraz siedział tuż obok niego i zaglądał mu w twarz. Alain znów próbował odwrócić wzrok, ale z tej odległości nie udawało mu się. – Przepraszam – powiedział Josh po raz kolejny. – Jak mogę ci to wynagrodzić? – zapytał, patrząc w zielone tęczówki, które teraz wydawały się prawie czarne. Alain patrzył na niego bez słowa, a potem znów uciekł oczami. Josh pocałował go, pragnąc za wszelką cenę utrzymać ten kontakt. Ucieszył się, kiedy Alain go nie odepchnął – choć przecież mógł liczyć i na taką reakcję. No, niby nic złego nie zrobił… ale samo zawieranie przyjaźni z panią domu mogło być w oczach Alaina wystarczającą zbrodnią, nie wiadomo… Alain jednak wpuścił go do środka i jakby machinalnie objął jego ramiona. To dobrze wróżyło, uznał Josh, intensywnie myśląc. Jeśli uda im się pogodzić w ten sposób… będzie to naprawdę właściwe rozwiązanie. Nie wyobrażał sobie, by można było iść do łóżka z człowiekiem, którego się nie znosi albo do którego czuje się pogardę. Jeśli więc Alain… i on… tutaj… teraz… – Jak mam ci to wynagrodzić? – powtórzył, kiedy udało mu się oderwać od Alaina. Alain mrugnął i wciąż nic nie mówił. Sprawiał jednak wrażenie porządnie oszołomionego, więc może to było jakimś wyjaśnieniem. Jeśli wciąż go pragnął… po tym wszystkim… to jeszcze lepiej. Nagle Josh uświadomił sobie, że nie kochali się od tygodnia… i myśl ta sprawiła, że jęknął, bo całe jego pożądanie wybuchło zwielokrotnioną siłą. Alain odszukał jego usta i Josh zanurzył się w pocałunku, który nie mógł się nawet równać z tymi porannymi pieszczotami… Próbował zebrać myśli… co było… trudne… Miał jednak jakiś… cel? Jaki cel…? W tej chwili miał głównie wrażenie, że jego umysł wiruje w bezładnych kołach, a wszystkie kręciły się wokół Alaina i tego, co było pomiędzy nimi. Dopiero kiedy Alain przerwał pocałunek, by nabrać oddechu, Josh przypomniał sobie, co miał zrobić. Pytanie Alaina nie miało sensu, zresztą oczywiste było, czego Alain chce. Josh odpiął mu spodnie – choć jego palce zdawały się należeć do kogoś innego – a Alain, najpewniej instynktownie, przesunął się tak, by ułatwić mu dostęp. Josh zajął się nim, starając się nie myśleć o tym, że jedyne, czego w tej chwili pragnie, to by Alain też go dotknął w taki sposób… albo jakikolwiek inny… zanim sam z siebie eksploduje… i robiąc wszystko, by nie wypuścić z rąk materiału spodni Alaina, by trzymać własne ręce z dala od siebie, bo inaczej… Takie myśli nie pomagały na skupienie, więc próbował wyobrażać sobie… śnieg, dużo śniegu, pokrywającego górskie szczyty… Chyba udało mu się skoncentrować wystarczająco dobrze, bo Alain zaczął wydawać odpowiednie – choć stłumione – odgłosy, zaś jego palce konwulsyjnie zaciskały się we włosach Josha. Josh, zajęty przy tej akurat czynności, nie mógł się uśmiechnąć, choć miał na to ochotę – po raz pierwszy od wielu godzin. Dopiero teraz poczuł, że zrobiło mu się lżej na duszy. I że do jego życia wraca jakaś podstawowa pewność. Tak, naprawdę miał ochotę się uśmiechnąć, może więc należało już zakończyć sprawę…? Wreszcie Alain doszedł – i zrobił to wyjątkowo jak na niego głośno. Josh poczekał, aż ciałem jego kochanka przestaną wstrząsać ostatnie dreszcze, i wypuścił go. A potem pchnął w tył na łóżko i pocałował, dając mu okazję posmakować samego siebie. Alain oddychał ciężko, a Josh pogratulował sobie dzieła. Może jeszcze uda się odbudować to, co swoją bezmyślnością niemal zniszczył…? – Podobał mi się ten dźwięk – szepnął Alainowi do ucha. – Ciekawe, co sobie sąsiedzi pomyślą… – Niech myślą, co chcą – odparł Alain między dwoma płytkimi oddechami. – Jutro wyjeżdżamy. A poza tym… Widziałem ich w barze, chyba jeszcze nie wrócili… – Ach tak – stwierdził Josh. – Szkoda. Alain uśmiechnął się, choć wciąż nie otwierał oczu. Leżeli tak jakiś kwadrans, a Josh usiłował opanować swoje szalejące pożądanie… co zupełnie mu nie wychodziło. Wreszcie usiadł i sięgnął po butelkę z wodą, po czym nalał sobie pełną szklankę i wypił do dna. Nie zmniejszyło to ani na trochę poczucia gorąca. – Nie musiałeś tego robić – powiedział Alain w końcu. – Ale chciałem – odrzekł Josh bez namysłu, nachylając się ku niemu. – Powinniśmy byli to zrobić wcześniej – stwierdził. – Jutro wracamy do domu – zauważył Alain, a Josh jęknął. Ta myśl jednak przypomniała mu o drugim problemie. – Cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie tę sprawę – uznał głośno. – Ale została jeszcze jedna. – Hmm? – Alain otworzył jedno oko i popatrzył na niego pytająco. Josh wstał i wygładził koszulę, a potem poszedł do łazienki umyć ręce i ochlapać twarz. Kiedy wrócił, Alain siedział już na łóżku i zapinał spodnie. – Chodź – powiedział Josh, otwierając drzwi na korytarz. Z niejakim trudem zeszli na parter i przynajmniej Josh z ulgą powitał odgłos rozmowy, która dobiegała z salonu. Najwyraźniej David wrócił już – mniej lub bardziej – do siebie, a to było mu na rękę. Chloe musiała naprawdę dobrze znać swojego męża… – Przepraszam… – zawołał cicho Josh już z holu, żeby ich nie przestraszyć, wyłaniając się zupełnie znienacka z ciemnego pomieszczenia, a nie wiedział, czy słyszeli ich kroki na schodach. Rozmowa umilkła, więc odważył się zajrzeć do pokoju, zaś Alain pojawił się obok niego. David siedział przy stole, a Chloe stała obok, z ręką na jego ramieniu. Najwyraźniej usiłowała wmusić w niego kubek mocnej herbaty, co być może pomagało, bo jego twarz nabrała już zdrowszych kolorów. Kiedy jednak uniósł na nich spojrzenie, w jego nieco zamglonym wzroku można było odczytać ból. – Chcielibyśmy… Nie, ja chciałbym przeprosić – powiedział Josh, zostając w drzwiach. – Wydaje mi się, że zaszło tutaj… okropne nieporozumienie – czuł się źle wypowiadając te słowa, które brzmiały jakoś pusto. – Zwłaszcza po tym, jak nas tutaj przyjęliście i pomagaliście we wszystkim. Teraz David patrzył na niego podejrzliwie. Ugh, cokolwiek Josh powie, i tak nie przekona tego człowieka… Dobrze, że nie dodał: "Tak nam się tu podobało, że zostaniemy jeszcze tydzień". Nie, co to za makabryczne poczucie humoru nagle się w nim odezwało? Josh popatrzył na Chloe, która wciąż trzymała ręce na barkach męża i sprawiała wrażenie, że nie rozumie. Głęboko odetchnął, po czym znów spojrzał na Davida. – David, nie jestem zakochany w Chloe. Chloe mrugnęła. David też, choć w jego przypadku mogło to po prostu wynikać z podrażnienia oczu. – Ja… – zaczął i urwał. – Nie jestem zakochany w Chloe – powtórzył Josh. – Przepraszam za swoje zachowanie, które można było tak interpretować… Ja… Po prostu nigdy nie spotkałem takiej kobiety – powiedział, podnosząc wzrok na panią domu. – Nigdy. Chloe jest wyjątkowa: piękna, inteligentna i czarująca. I taka dobra. Człowiek czuje się przy niej wspaniale. Chyba każdy chciałby przy niej przebywać i z nią rozmawiać. I cieszyć się jej uśmiechem. Chciałbym mieć taką siostrę – oznajmił, ubierając w słowa to, co czuł od tygodnia i co było dla niego oczywiste jedynie w takiej formie. – O ile, rzecz jasna, Chloe chciałaby takiego brata… – Dlaczego miałabym nie… – zaczęła Chloe, ale jej przerwał. – Chloe, może i kocham cię jak siostrę… Nie wiem, bo nigdy nie miałem rodzeństwa… Ale w żaden inny sposób. Jest tylko jeden człowiek, którego kocham w ten sposób – powiedział. – Ponad wszystko na świecie – dodał, patrząc na nią znacząco, a potem złapał Alaina za przód koszuli i pocałował; Alain w ogóle nie tego nie spodziewał, więc nie zareagował w żaden sposób. Josh puścił go i ponownie spojrzał na małżonków, starając się nie dostrzegać, że David jakby znów pozieleniał. – Jeśli więc Chloe chce takiego brata… Powinniśmy byli wam to powiedzieć wcześniej, na samym początku… ale o takich rzeczach raczej się nie mówi wszystkim naokoło – powtórzył tym samym stanowczym tonem, ale wtedy głos mu się załamał. – Mam nadzieję, że nie wyrzucicie nas na mróz? – zapytał cicho. David i Chloe wymienili spojrzenia. Josh czuł, jak mocno bije jego serce, jak gdyby oczekiwał na wyrok… Cóż, w pewnym sensie tak właśnie było. Zacisnął pięści, kiedy cisza się przedłużała, podkreślana cykaniem zegara. W końcu David powiedział powoli: – Myślę, że nie wyrzucilibyśmy was na mróz… nawet wtedy, gdyby były po temu jakieś… adekwatne powody. Josh wypuścił powietrze, które od pewnej chwili nieświadomie wstrzymywał. Nagle miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze. – To… dobrze – odparł zduszonym głosem, spuszczając wzrok. Wtedy jednak poczuł rękę Alaina na ramieniu i ze zdumienia poderwał głowę. Alain nigdy nie robił takich rzeczy publicznie… Widać nie miał za złe Joshowi tej nagłej akcji, w którą został zaangażowany bez pytania. To ogrzało jego serce i dodało sił. Wreszcie miał odwagę na nowo spojrzeć Chloe w oczy. Kobieta patrzyła na niego intensywnie – nie potrafił odczytać jej wzroku – i nic nie mówiła. Choć, jak sobie uświadomił, to na jej reakcji zależało mu najbardziej. I na jej akceptacji. – Pójdziemy już… Musimy się spakować – wymamrotał, znów patrząc pod nogi. Jej milczenie go zabolało, ale widać tak miało być… Jakoś przeżyje. Odwrócił się, by odejść. – Joshua… – Dobranoc… – Joshua, bardzo bym chciała być twoją siostrą – powiedziała ze stanowczością w głosie Chloe. Zatrzymał się w pół kroku. – I bardzo ci dziękuję za te słowa, które wcześniej powiedziałeś – mówiła dalej. – Cieszę się, że tak o mnie myślisz, naprawdę… Ale obawiam się, że na nie nie zasługuję. Popatrzył na nią ze zdumieniem. Zdjęła rękę z barku męża i podeszła bliżej. – Właśnie nauczyłam się czegoś o zaufaniu… I wiem, że przede mną jeszcze długa droga, by stać się osobą, której można zaufać. – Popatrzyła przez ramię na Davida, który siedział bez słowa przy stoliku, a potem wróciła wzrokiem do Josha. – Dlatego to ja cię przepraszam, Joshua. I dziękuję. I tak, chcę, chcę być twoją siostrą. I tak bym chciała, nawet gdyby nie to… gdyby nie wy – poprawiła, przenosząc wzrok na Alaina. Jej spojrzenie, pełne dotąd determinacji, złagodniało, a po chwili kąciki jej ust rozsunęły się w delikatnym uśmiechu. – Zdecydowanie, powinniście byli powiedzieć na samym początku… – Tak? – zapytał Josh. Chloe uśmiechnęła się szerzej. – Wtedy zostawiłabym wam tę podwójną pościel, głuptasy – odparła ze śmiechem, obejmując szybkim ruchem ich ramiona. – Założę się, że usiłowałaś wyjść z tą repliką, kiedy tak długo stałaś i nic nie mówiłaś – powiedział Josh kilka chwil później, uśmiechając się i ocierając zdradzieckie łzy. – A jakże! – odpowiedziała radośnie, a potem zwichrzyła mu czuprynę. – Widzisz, jak mnie już znasz, braciszku? No, na nas już pora – stwierdziła, gdy zegar wybił dziesięć uderzeń. – I wy też się wyśpijcie przed podróżą… Albo jak tam chcecie – dodała z błyskiem w oku i mrugnęła. Kiedy szli na swoje piętro, jak zwykle nawet nie zapalając światła, Josh poszukał ręki Alaina. Miał wrażenie, że nogi ma jak z waty, i musiał zmobilizować wszystkie siły, by stawiać kolejne kroki. Ostatnia uwaga Chloe… Jęknął… Teraz pragnął jedynie… – Zrób ze mną, cokolwiek chcesz – szepnął. – Byle szybko… Alain uścisnął jego dłoń, a Josh obiecał sobie, że to był ostatni w jego życiu tydzień bez Alaina. Olavi Uusivirta ja Anna Järvinen, "Nuori ja kaunis" (tłum: Krzyknij, rozrywając swoje struny głosowe)
|