– Dlaczego nic nie pamiętam? – spytał Alain następnego dnia. Najwyraźniej nie dawało mu to spokoju – i Josh wcale się nie dziwił: nie było niczym przyjemnym nie pamiętać pewnych faktów ze swojej niedawnej przeszłości. Dziewięć na dziesięć osób czułoby się tym zaniepokojone i miało poczucie niepewności. W tym konkretnym wypadku Josh jednak nie był przekonany, by pamiętanie było dobrą sprawą. On sam chciał jak najszybciej zapomnieć o tym, co się wydarzyło w ostatni poniedziałek – wydawało się: wieki temu – a niepamięć Alaina mogła to ułatwić. Poza tym nie czuł się odpowiednią osobą, by wprowadzać Alaina w tajniki jego psychozy. Z drugiej strony… byli partnerami, powinni móc sobie zaufać i być w stanie powiedzieć sobie o wszystkim. – To przez chorobę – powtórzył Josh cierpliwie. – Chorobę, chorobę… – odparł Alain niespokojnie. – Ale co to za choroba? Josh stłumił westchnienie. Nie, nie chciał ukrywać przed Alainem niczego. – Co pamiętasz jako ostatnie? – zadał pytanie, które kilka dni wcześniej zadano jemu. Alain zastanawiał się przez dłuższą chwilę, a w końcu wzruszył ramionami. – Pamiętasz na pewno, jak chorowałeś na zapalenie płuc…? – powiedział Josh, na co odpowiedzią było kiwnięcie głową. – I że bardzo długo zdrowiałeś…? Nie wychodziłeś z domu przez ponad miesiąc. – Kolejne skinienie. – Potem przyszły Święta Wielkanocne… Dwa tygodnie temu był Wielki Piątek. Pamiętasz naszą Wielkanoc? Brak reakcji powiedział mu, że Alain nie pamiętał – czyli miał we wspomnieniach mniej więcej dwutygodniową dziurę. – W Wielkanoc zacząłeś się źle czuć… – "Albo raczej: to ja w Wielkanoc zdałem sobie sprawę, że coś nie jest w porządku", pomyślał. – Zacząłeś mieć… – Jak miał to powiedzieć? – Zacząłeś się obawiać o swoje zdrowie… że coś ci się może stać złego – mówił powoli, szukając odpowiednich słów. – Wiesz, to się często zdarza u ludzi, którzy długo chorują, a to zapalenie płuc było naprawdę paskudne. W każdym razie… w którymś momencie… zacząłeś podejrzewać, że ktoś cię śledzi albo podsłuchuje twoje rozmowy telefoniczne – powiedział łagodnie. – Dlatego nie chciałeś wychodzić z domu… nie czułeś się bezpieczny. Teraz Alain spojrzał mu prosto w oczy, marszcząc czoło. Cóż, to brzmiało jak wariactwo – prawdopodobnie dlatego, że nim było. – I co było dalej? – zapytał nienaturalnie neutralnym tonem. Josh wiedział, że musi to powiedzieć w sposób możliwie spokojny i delikatny – bez osądzania, bez oskarżania. – W niedzielę byliśmy na koncercie Georgesa Saphira… pamiętasz? – Alain ściągnął brwi jeszcze bardziej. – Mieliśmy iść… dostaliśmy wcześniej bilety. – Powolne kiwnięcie głową. – No więc w ostatnią niedzielę tam poszliśmy, ale musieliśmy wyjść w trakcie, bo koniecznie… bo czułeś się tak źle, że chciałeś szybko wracać do domu. Byłeś zupełnie przekonany, że grozi nam niebezpieczeństwo… Alain nic nie mówił. Być może usiłował sobie przypomnieć, a być może zastanawiał się, czy to, co usłyszał, było istotnie prawdą. Josh wziął go za rękę i splótł jego palce ze swoimi. Słońce ogrzewało ich plecy, z głębi oddziału dobiegały stłumione dźwięki szpitalnej aktywności. Było spokojnie, spokojnie… – A w poniedziałek… rzuciłeś się na Francisa, naszego sąsiada… Podejrzewałeś, że chce ci zrobić krzywdę… – powiedział Josh cicho. – Pobiłeś go i zrzuciłeś ze schodów… To znaczy, nie, to brzmi zbyt źle – poprawił się szybko. – Po prostu dwa razy go uderzyłeś i raz kopnąłeś, nic poważnego mu się nie stało, jest cały i w miarę zdrowy. Nie musisz się tym martwić. Alain znów na niego spojrzał, a tym razem w jego wzroku była jakaś desperacja. I niedowierzanie. I obawa. Tak, te rzeczy z pewnością go rozstroiły, choćby starał się tego nie okazywać. – Sąsiedzi zawiadomili policję – szepnął Josh. – Ale kiedy policjanci do nas przyszli, byłeś przekonany, że chcą cię zabić. Alain odwrócił oczy. – To… – wykrztusił. – To brzmi jak szaleństwo. Mam w to uwierzyć? – spytał chrapliwym głosem, jednak jakiś ton w jego słowach wskazywał, że jak najbardziej wierzy. Josh podciągnął rękaw jego koszuli, ukazując sine cienie na przedramieniu. – Tutaj masz znaki po tym, jak cię obezwładnili. I w innych miejscach pewnie też. Wiesz, nie jest łatwo zapanować nad człowiekiem, który się śmiertelnie boi… Alain wpatrywał się w siniaki, a potem szybko opuścił rękaw. Przez chwilę siedzieli w ciszy – pełnej jednak porozumienia. I wsparcia. – Nie pamiętam, nic z tego nie pamiętam… – szepnął Alain. – To się nie zdarza tak rzadko… – powiedział Josh, żeby podtrzymać go na duchu. – Kiedy człowiek jest w takim stanie, że wyobraża sobie takie rzeczy, wtedy jego mózg nie działa normalnie, więc i pamięć szwankuje. To, że nic nie pamiętasz… to w gruncie rzeczy oznaka zdrowienia. Wszystko idzie ku lepszemu, Alain – dodał z naciskiem i ścisnął jego dłoń w geście otuchy. – Chcę iść do domu – teraz w głosie Alaina był lęk. – Wiesz, że to jeszcze za wcześnie – odpowiedział Josh wciąż cicho. – Już dobrze się czuję – nalegał Alain. – O tym decyduje lekarz… To znaczy, o twoim wyjściu ze szpitala. – W takim razie chcę rozmawiać z lekarzem – rzucił Alain. – Spotkasz się z doktor Sellier w poniedziałek – wyjaśnił Josh. – Na pewno się ucieszy, że czujesz się już tak dobrze… – Chcę już teraz. – Dzisiaj na oddziale nie ma lekarza, jak i przez cały weekend… – Josh przypomniał sobie wczorajsze słowa doktor. – Nie ma rady, musisz poczekać do poniedziałku. Alain zrobił ruch, jakby chciał wstać, ale Josh był szybszy: objął go z całej siły i przytulił policzek do jego szyi. Miał nadzieję, że nikt teraz nie wejdzie i nie zobaczy tego pogwałcenia reguł szpitalnych, o ile rzeczywiście do niego doszło. A nawet jeśli… do diabła z regułami. – Alain, proszę… – wyszeptał żarliwie. – Proszę…! Alain znieruchomiał… a potem – o niebiosa! – odwzajemnił uścisk. Jakby niepewnie, jakby się od tego odzwyczaił… potem z większym przekonaniem, z większą chęcią. Josh miał wrażenie, że chce mu się śmiać i płakać jednocześnie. Tyle czasu minęło, odkąd czuł te znajome ramiona, zamykające się wokół niego z innej przyczyny niż strach czy poczucie zagrożenia… Jakże tęsknił, jakże się obawiał, że nigdy już nie wróci ta bliskość, którą dzielili…! A teraz Alain go obejmował i… wszystko nieustannie zmierzało ku lepszemu. – Jestem pewien, że jeśli w poniedziałek będziesz się czuł tak dobrze jak dzisiaj, doktor Sellier wypisze cię do domu – powiedział cicho. – Musisz tylko zażywać leki i słuchać zaleceń. Musisz współpracować. Na pewno rozumiesz, że jeśli nie będziesz zachowywać się tak, jak… jak trzeba, to twój pobyt tutaj tylko się przeciągnie…? Ja też chcę, żebyśmy mogli wrócić… do domu… do naszego życia… Jak najszybciej – zakończył szeptem. – Tęsknię za tobą, tak strasznie tęsknię – dodał łamiącym się głosem. Alain nic nie powiedział, trzymał go tylko w objęciach – i wystarczało to za całą odpowiedź. Alain naprawdę czuł się lepiej. Kiedy Josh przyszedł go dzisiaj odwiedzić – o drugiej, bo nie było doktor Sellier, u której mógłby wyprosić wcześniejszą porę – był i umyty, i ogolony, i całkiem ożywiony. Na swój Alainowy sposób. Wczoraj Josh złapał doktor przed jej wyjściem do domu i spytał, czy Alain potrzebuje ten lek w środku dnia, po którym przesypia całe popołudnie, skoro już nie ma urojeń i jest spokojny. Doktor pomyślała chwilę i przesunęła dawkę na wieczór – tak że teraz Alain dostawał leki dwa razy dziennie, a nie trzy, i po południu był zupełnie przytomny. Josh miał nadzieję, że ten szybki powrót do zdrowia dobrze prognozuje w kwestii ewentualnej diagnozy. Alain ewidentnie nie miał żadnych objawów i w ogóle nie pamiętał, że jeszcze kilka dni temu był całkowicie przeświadczony o tym, że prześladują go – nieistniejący – krewni. Jakoś udało im się przeżyć ten weekend bez większych incydentów. Alain nie czuł się dobrze w zamknięciu, ale żarliwe argumenty Josha musiały go przekonać do zachowania spokoju. W piątek odkrył, że z oddziału nie da się ot tak wyjść, jednak jedynie postał chwilę przy drzwiach, a potem bez słowa zawrócił. Czas spędzali bądź to w pokoju, bądź na zabudowanym, sporym balkonie – przeważnie w towarzystwie "kolarza", który równie dobrze mógł trenować do Tour de France; ów zazwyczaj na ich widok uśmiechał się szeroko i tylko zwiększał tempo. Dość często wracali do wydarzeń poprzedzających hospitalizację Alaina – Josh trzymał się swojej wersji i ani słowem nie wspominał tego konkretnego szczegółu, zwłaszcza że Alain go nie pamiętał, a twarz Josha zdążyła się niemal zupełnie zagoić. Czasem Josh opowiadał o czekających go egzaminach; po przyjściu ze szpitala do nocy powtarzał materiał z psychologii rozwojowej, ale że mógł odespać następnego dnia, nie robiło mu to wielkiego problemu. Przeważnie jednak mówili o tym, co będą robić, kiedy Alain już ze szpitala wyjdzie, i to było ze wszystkiego najmilsze. Poniedziałek nadszedł zatem dość szybko, a wraz z nim spotkanie z doktor Sellier, dokładnie w południe. Josh już w drzwiach zauważył jej zaskoczenie, ale także zadowolenie ze stanu zdrowia Alaina, którego przecież nie widziała przez kilka dni. Kobieta wskazała im miejsca na fotelach i sama usiadła w trzecim, kładąc notatnik na kolanach. Josh wyczuł, że nastrój jest nieco inny niż podczas jego dotychczasowych spotkań z doktor. Ale może to było normalne – teraz było ich troje, a poza tym z Alainem doktor jeszcze nie rozmawiała w taki sposób; dotychczas widywała go tylko na oddziale, kiedy jego stan nie pozwalał na tego typu konwersacje. Jeśli o niego chodziło, Josh postanowił pozostawać tym razem jedynie obserwatorem i słuchaczem; dzisiaj przyszedł tu z Alainem, więc wdawanie się z doktor w tak bliską interakcję jak wcześniej było nie na miejscu. – Nie jestem pewna, czy pan mnie pamięta, panie Corail – zaczęła doktor dość oficjalnie. – Nazywam się Colette Sellier i jestem pana lekarzem prowadzącym. Spotkaliśmy się kilka razy w zeszłym tygodniu, jednak był pan wówczas na tyle zmęczony, że nie zdziwiłabym się, gdyby mnie pan nie kojarzył. Alain jedynie kiwnął głową. – Bardzo cieszy mnie pana poprawa – mówiła doktor dalej. – Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się, tydzień temu, że tak szybko do niej dojdzie. Ale chcę usłyszeć z pana własnych ust, jak się pan czuje. – Normalnie – odparł Alain, patrząc na nią. – Zupełnie normalnie. – Ja też uważam, że Alain wrócił do siebie – wtrącił Josh. – Jest taki jak przedtem. Doktor kiwnęła głową. – Dziękuję za tę opinię, Joshua – powiedziała, po czym ponownie spojrzała na Alaina. – Pamięta pan, dlaczego się tutaj znalazł? – spytała. Alain zawahał się. – Nie pamiętam… ale… – Spojrzał na Josha. – Rozmawialiśmy o tym – odparł szybko Josh. – Alain niczego nie pamięta. Opowiedziałem mu, na ile mogłem, co się działo przed tym, jak tutaj trafił. – Niczego pan nie pamięta? – upewniła się doktor. Alain pokręcił głową. – No tak, to się często zdarza… – stwierdziła. – Joshua z pewnością panu opowiedział, że na jakiś czas przed przyjęciem doznawał pan zaburzeń myślenia, które nazywamy urojeniami. – Popatrzyła na niego przenikliwie, jednak mówiła dalej tym spokojnym, rzeczowym tonem: – Był pan przekonany, że jest obiektem prześladowania i że grozi panu niebezpieczeństwo. Objawy nasiliły się do tego stopnia, że stracił pan poczucie rzeczywistości i stał się niebezpieczny dla otoczenia, dlatego skierowano pana do leczenia w naszym szpitalu, a leczenie, co widać, przyniosło szybkie efekty. Czy dobrze rozumiem, że nie odczuwa pan więcej zagrożenia? – Nie. – Nie ma pan żadnych stanów lękowych bądź podejrzeń wobec innych osób? – dopytywała się. – Nie. – Czy w którymś momencie słyszał pan dźwięki, których nie słyszały inne osoby znajdujące się w tym samym miejscu co pan? Na przykład ludzkie głosy, skierowane do pana, rozlegające się na zewnątrz albo w pana głowie? – Nie. – Czy może widział pan coś, czego nie widzieli inni ludzie znajdujący się razem z panem, na przykład jakieś postacie, kształty, zjawiska, sceny dziejące się przed pana oczami? – Nie. – Czy miał pan w którymś momencie poczucie, że ktoś wpływa na pana myśli, przesyła swoje myśli do pana głowy albo kradnie pana myśli, albo wpływa na pana postępowanie, kieruje panem? – Nie. – Czy już wcześniej zdarzało się panu, że nie pamiętał pan jakiegoś okresu ze swojej przeszłości, jakby całe dnie albo i tygodnie zostały wymazane z pana pamięci? Alain zawahał się i dopiero po chwili pokręcił przecząco głową. – Coś pan ma na myśli, prawda? – Doktor zauważyła jego niepewność. – Proszę powiedzieć – zachęciła. Alain zmarszczył czoło i zastanawiał kolejny moment; nikt go nie poganiał. – Czasami… – zaczął i przełknął. – Czasami zdarzało mi się, że robiłem jakieś rzeczy… które potem pamiętałem jak przez mgłę. – Tak, Josh pamiętał, że już kiedyś coś takiego słyszał z jego ust. – Czy to były rzeczy, których normalnie pan nie robi? Alain kiwnął głową, wpatrzony w swoje kolana. – Jakby… stawał się pan inną osobą? – dopytywała się doktor. – Tak. Ale to nie robi ze mnie wariata, prawda? – zapytał, podnosząc na nią wzrok. Popatrzyła na niego przenikliwie. – Nie – odpowiedziała, choć Josh pomyślał, że warto by było poznać jej interpretację tego pytania. – Jak wspomniałam, przed przyjęciem zachowywał się pan agresywnie wobec… – Złapała szybki ruch Josha, który pokręcił głową. – Wobec policjantów, którzy pana zatrzymali. Także w pierwszej dobie na oddziale był pan nienaturalnie pobudzony i wymagał silnych dawek leków oraz unieruchomienia, dla bezpieczeństwa własnego oraz innych osób. Czy obecnie odczuwa pan jakiekolwiek impulsy agresji, skierowane na siebie bądź otoczenie? – Nie – odparł Alain ochryple i znów przełknął. Z pewnością nie było mu miło słuchać takich rzeczy, w dodatku po raz drugi i od innego człowieka. Josh miał ochotę wziąć go za rękę, ale się powstrzymał. – Jak by pan w takim razie określił swój obecny nastrój, swoje samopoczucie? – Chyba… normalne. – Nie czuje pan na przykład przygnębienia, zasmucenia? – podpowiadała doktor. – Wiele osób może być w tak zwanym dołku, kiedy przebywa w szpitalu… zwłaszcza wbrew własnej woli. – Nie, chyba nie. Nie zauważyłem, żebym był szczególnie przygnębiony. – Czy miał pan może… albo ma jakieś myśli dotyczące śmierci… cudzej albo własnej, lęk przed śmiercią albo myśli samobójcze? – pytała dalej. – Nie – odrzekł Alain zdecydowanie, prostując się na miejscu. – A o czym pan myśli? Nad czym się pan ostatnio zastanawia? Z pewnością sporo pana uwagi zajmuje ten pobyt w szpitalu, prawda? A poza tym? Proszę opowiedzieć – zachęciła. – Poza tym… – Alain zastanowił się. – Nie wiem. Myślę chyba o tym, żeby wrócić do domu. I do pracy. Czuję się już dobrze. – No właśnie, czym się pan właściwie zajmuje? Gdzie pan pracuje? – spytała doktor neutralnie, a Josh nadstawił uszu. – Pomagam… w sklepie – odparł Alain i to było wszystko. – Spożywczym – dodał jednak po chwili, kiedy zapadła cisza. Josh zapytał sam siebie, czy jest rozczarowany czy jednak nie. Cóż, Alain jedynie ze świadectwem szkoły średniej nie mógł liczyć na jakieś wyjątkowe zatrudnienie. Jeśli mu jednak to odpowiadało, to kim był Josh, żeby wyrażać sprzeciw? Nawet jeśli osobiście wciąż był zdania, że Alain mógłby śmiało pójść na studia… Najwyraźniej dostał to miejsce przez biuro pracy… No tak, i teraz wyjaśniało się, dlaczego Alain często wracał do domu ze sporymi zakupami żywnościowymi. – To raczej praca fizyczna, tak? – upewniła się doktor. – Nie odczuwał pan w ostatnim czasie… to znaczy, zanim poszedł pan na zwolnienie… zmęczenia czy poczucia, że nie ma pan motywacji do pracy? – Nie, nic takiego. – Więc lubi pan swoją pracę? Alain wzruszył ramionami. – Nie zastanawiałem się nad tym. Jestem zadowolony, że ją mam, to wszystko – odparł w typowym dla siebie stylu. – No tak, ale teraz sobie przypominam… – Doktor zmarszczyła brwi. – Słyszałam od Joshui, że… z tą pana pracą były jakieś problemy…? – Alain mrugnął. – Że podobno z powodu długiego zwolnienia nie chciano pana z powrotem przyjąć…? Mógłby mi pan to wyjaśnić? Alain jednak nie mógł. – Nic takiego… nie miało miejsca – powiedział w końcu z ociąganiem. – Właściciel to… miły człowiek. Mówił, że mam się nie przejmować, tylko porządnie wyzdrowieć. I dać znać, kiedy znów będę mógł przyjść. – Ach, w takim razie musiałam coś źle zrozumieć – odparła doktor przepraszającym tonem, ale jednocześnie rzuciła Joshowi znaczące spojrzenie. Wyglądało na to, że sprawa z utratą pracy też była urojeniem – albo i świadomym kłamstwem, choć w to Josh nie wierzył. Najpewniej umysł Alaina potrzebował znaleźć "wymówkę" dla pozostania w domu… To, że Alain o niczym nie pamiętał, było najlepszym dowodem – oraz to, że nikt do niego nie zadzwonił po świętach. Josh przypomniał sobie, że w telefonie nie było przecież zapisanych żadnych odebranych połączeń, poza tymi od pani Corail… – Czy ma pan apetyt? – doktor przeszła tymczasem do następnej sprawy. – Nawet jeśli jedzenie szpitalne to nie jest wykwintna kuchnia… – Tak. To znaczy mam apetyt. – Alain je wszystko i nigdy nie narzeka – wtrącił Josh. – Pytam, bo ponoć przed hospitalizacją nie chciał pan jeść – wyjaśniła doktor. – Cieszę się, że teraz jest już lepiej. A jak ze spaniem? Czy udało się panu spać na oddziale? – Prawdę powiedziawszy… sypiam tutaj jak kamień – przyznał Alain. – Rano ciężko mi się obudzić, dopiero po kilku godzinach mija takie poczucie zmęczenia. Doktor znów pokiwała głową. – To od leków, zaradzimy temu, proszę się nie martwić… – uspokoiła go. – Tak, słyszałam od personelu, że sypia pan dobrze i odżywia się regularnie. Czy brak ruchu bardzo panu dokuczał? Jak mówiłam, nie spodziewałam się, że tak szybko pana stan się ustabilizuje… w przeciwnym razie pozwoliłabym panu wychodzić na zewnątrz – dodała jakby przepraszającym tonem, a potem odłożyła notatnik na stolik i zmieniła pozycję w fotelu. – Teraz jednak szkoda o tym mówić, skupmy się na obecnej sytuacji. Musimy porozmawiać na temat pana choroby oraz ustalić plan, co będziemy robić dalej w kwestii leczenia. Czy ma pan jakieś propozycje? – zapytała rzeczowo. – Chciałbym już iść do domu – odparł Alain, patrząc jej w oczy. – Czuję się naprawdę dobrze – zapewnił. – Tego się domyślam – odrzekła, splatając palce. – Obiecałam jednak Joshui, że dzisiaj trochę porozmawiamy na temat pana diagnozy. A sądzę, że i pan ma kilka pytań…? Alain z wahaniem pokiwał głową; być może nie chciał wyjść na gamonia, który nie interesuje się własnym stanem zdrowia – choć w oczach Josha sprawiał wrażenie osoby, która głównie myśli o tym, żeby zostawić to za sobą. Nie było się czemu dziwić; Josh wiedział z teorii, że największą siłą ludzkiej psychiki było nieustanne dążenie do lepszego, szukanie homeostazy. Może to była ucieczka, ale z drugiej strony… całkiem naturalne działanie. W przypadku Alaina mogło być też tak, że rozmowy z Joshem trochę mu pomogły zaakceptować swój stan sprzed tygodnia – na tyle, by już nie czuł potrzeby wracania do tego. Jedno i drugie było zupełnie zrozumiałe. Doktor popatrzyła Alainowi prosto w oczy. – Przechodził pan to, co w psychiatrii nazywamy psychozą – powiedziała. – Doznawał pan zaburzeń poczucia rzeczywistości pod postacią wspomnianych przeze mnie wcześniej urojeń. Pana mózg produkował myśli, które nie miały obiektywnego, zewnętrznego podłoża, a jednak dla pana były zupełnie prawdziwe. Mówię tutaj o tym przekonaniu, że grozi panu niebezpieczeństwo ze strony innych ludzi, podczas gdy takie niebezpieczeństwo nie istniało. Teraz nie ma pan poczucia zagrożenia, prawda? – Nie mam – odparł Alain, kręcąc głową. – Nie wiemy dokładnie, skąd się u człowieka bierze psychoza – mówiła dalej doktor neutralnym tonem. – Prawdopodobnie istnieje wiele przyczyn jej powstawania, wiele mechanizmów. W pana przypadku podejrzewam, że chodzi o długą rekonwalescencję po zapaleniu płuc, kiedy był pan przez wiele tygodni zamknięty w domu i nie kontaktował się ze światem zewnętrznym. Upewnię się… Nie zażywa pan żadnych środków odurzających? – Nie. – I nie ma pan żadnych przewlekłych chorób? – O ile mi wiadomo, nie. – I nigdy wcześniej nie był pan leczony psychiatrycznie? – Nie. – A czy ktokolwiek w pana rodzinie miał lub ma chorobę psychiczną, bądź był leczony psychiatrycznie, bądź popełnił samobójstwo? Alain zawahał się. – Ja… nie znałem swojego ojca – odparł cicho. – Ani jego rodziny. Matka nigdy jednak nie wspominała o niczym takim… a myślę, że by mi powiedziała… bardziej niż chętnie – dodał z goryczą. Doktor pokiwała głową; wiedziała już o tym od Josha, ale zawsze to co innego usłyszeć od samego zainteresowanego. Poprawiła okulary i ponownie złożyła dłonie na udach. – W takim razie jest najbardziej prawdopodobne, że ta psychoza była pojedynczym epizodem, który został wywołany przez czynnik, który był zarówno fizyczny, jak i psychologiczny: ciężka infekcja i długa rekonwalescencja. Od Joshui dowiedziałam się ponadto, że nie bez znaczenia mogły być także takie sprawy jak jego nauka, która pochłaniała wiele waszego wspólnego czasu, a być może i wydarzenia z urlopu, na który pojechaliście w lutym. Podkreślę jednak, że nie można tutaj mówić o czyjejkolwiek winie – to mówiąc, spojrzała na Josha, po czym ponownie wróciła wzrokiem do Alaina. – Panie Corail, czy uważa się pan za człowieka, któremu ciężko jest zaufać innym ludziom i który łatwo podejrzewa innych o złe intencje wobec własnej osoby? Alain zmarszczył brwi. – Ja… Tak, może tak być – odrzekł po chwili namysłu. – Z takim charakterem może pan mieć skłonność do urojeń prześladowczych, takich jakich pan doznawał w czasie tego epizodu – powiedziała doktor poważnym tonem, choć raczej nie próbowała go przestraszyć; może najwyżej ostrzec. – I teraz druga ważna sprawa. Nie diagnozuję u pana żadnej choroby psychicznej, choć początkowo oczywiście podejrzewałam jedną czy drugą. – Alain tylko mrugnął, zaś Josh odetchnął z ulgą. – Objawy rozwinęły się u pana w krótkim czasie i równie szybko zniknęły, kiedy wdrożyliśmy odpowiednie leczenie, i nie ma podstaw do rozpoznania jakiejkolwiek przewlekłej choroby. W wypisie jako diagnozę wpiszę: F23.3 Ostre zaburzenie psychotyczne z przewagą urojeń, a wypisać pana planuję w ciągu tygodnia – oświadczyła. Alain przyglądał się jej bez słowa. Najwyraźniej czekał na więcej – i słusznie, gdyż doktor kontynuowała: – Brzmi to z pewnością dobrze, jednak teraz najważniejsza rzecz… właściwie dwie rzeczy. Nie mamy żadnej pewności, że te objawy nie nawrócą – zaraz albo za rok, albo za dziesięć lat. W tej sprawie nie możemy nic zrobić, proszę tylko, by miał pan tego świadomość i prowadził zdrowy tryb życia, dbał o siebie. Proszę spać wystarczająco, nie przemęczać się, unikać nadmiernego stresu – zaleciła. – To najlepszy sposób, by zachować dobrą kondycję psychiczną. Jeśli zaś chodzi o teraz… Przedstawię panu plan działania, a pan powie, jak mu się podoba. Jutro chciałabym się z panem ponownie spotkać i więcej porozmawiać, bo dotąd nie mieliśmy wystarczającej możliwości tego zrobić. Dam panu dzisiaj dwa kwestionariusze i poproszę, by je pan do jutra wypełnił, jutro przejrzę pana odpowiedzi i omówimy je wspólnie. Jutro rano będzie pan miał również badanie głowy, to znaczy rezonans magnetyczny, który wykonujemy wszystkim nowym pacjentom, głównie w ramach wykluczenia jakichkolwiek innych przyczyn objawów. Jest to badanie bezbolesne i… – Miałem rezonans głowy kilka lat temu – przerwał Alain, który zdawał się mieć już powoli dość tej konwersacji, zwłaszcza kiedy dowiedział się najważniejszego. Josh stłumił uśmiech i przesłał mu telepatycznie, by jeszcze chwilę wytrzymał. – W takim razie nie muszę wyjaśniać. Po tym jak porozmawiamy – doktor zerknęła do kalendarza – o trzynastej, pozwolę panu iść do domu. Ale – uniosła rękę, żeby powstrzymać przedwczesne komentarze – jeszcze pana nie wypisuję. Pójdzie pan do domu na kilka dni, ponieważ chcemy się upewnić, czy pana stan nie zmieni się w warunkach domowych. To w domu rozwinął pan te objawy, więc powrót może je na nowo aktywować, tego nie wiemy, choć podejrzewam, że chorobę ma pan za sobą. Jednocześnie zmniejszę panu dawkę leku. W tej chwili przyjmuje pan pięć miligramów rano i piętnaście wieczorem. Kasuję tę poranną dawkę, więc zostanie tylko wieczorna. Dzięki temu powinien pan być bardziej energiczny rano, bez tego zmęczenia, o którym pan wspominał. – To dobra wiadomość – powiedział Josh, patrząc na Alaina. – Leki na czas "przepustki" dostanie pan z oddziału – poinformowała doktor. – I proszę je zażywać według zalecenia: piętnaście miligramów co wieczór, najlepiej przed pójściem spać – podkreśliła. – Pewnie się pan już zdążył zorientować, że ten lek działa między innymi nasennie…? Na oddziale mamy wytyczone pory podawania leków, więc dawki wieczorne otrzymuje się o dwudziestej, ale w domu może pan je zażyć później. Godzina nie ma znaczenia, liczy się regularne zażywanie. – Oczywiście, pani doktor – odpowiedział Josh za Alaina, którego mina mówiła, że właściwie nie widzi potrzeby przyjmowania żadnych leków. Josh zamierzał dopilnować, by lek trafił tam, gdzie powinien, i tak często, jak powinien. – W piątek chcę pana widzieć u siebie w gabinecie. Oczywiście, obaj jesteście tutaj witani. – Spojrzała na Josha życzliwie. – Opowiecie, jak minęła "przepustka", czy wszystko było dobrze, czy coś się działo i tak dalej. Jeśli wszystko okaże się w porządku, w piątek ponownie zmniejszę dawkę, albo do dziesięciu, albo do siedmiu i pół miligrama, jeszcze nie wiem. I znów wyślę was do domu. Spotkamy się za tydzień w poniedziałek – znów zaznaczyła w kalendarzu – i wedle planu będzie to nasze ostatnie spotkanie. Znów zapadła cisza. Josh miał nadzieję, że zapamięta te wszystkie ustalenia. – Do czego to jest potrzebne? – spytał wreszcie Alain, choć widać było, że czyni to z pewną bojaźnią. – Do tego, by ustalić ponad wszelką wątpliwość, że objawy nie nawrócą, kiedy zmniejszymy dawkę leku – odparła doktor z miejsca. – To w pierwszej kolejności dzięki lekowi pana urojenia zniknęły i pana poczucie rzeczywistości wróciło. Jeśli mam rację, objawy nie powinny nawrócić, jednakże doświadczenie nakazuje ostrożność w każdym wypadku. Alternatywą jest pozostanie na oddziale na cały ten okres, a nie sądzę, by był pan do tego chętny…? Alain nic nie powiedział, bo przecież to było oczywiste. – Nie wydaje mi się, by dwie wizyty tutaj były dla pana takim problemem…? – podpytała doktor. Josh stłumił uśmiech. – Oczywiście, że nie. Będziemy i w piątek, i w następny poniedziałek. Mamy nawet bezpośrednie metro spod domu – powiedział. – Prawda, Alain? Alain przez chwilę patrzył na doktor, a potem kiwnął głową. – Tak też myślałam, że możemy rozmawiać jak dorośli ludzie – stwierdziła doktor z uśmiechem. – A co dalej z tym lekiem? – spytał Alain, który jednak jakieś zaciekawienie tematem wykazywał… albo po prostu nie lubił żadnych pigułek. – Cieszę się, że pan o to pyta – doceniła jego zainteresowanie doktor. – Cóż, w następny poniedziałek, jeśli wszystko pójdzie dobrze, wypiszę panu receptę na jedno opakowanie. To dawka miesięczna. Nie diagnozuję u pana żadnej przewlekłej choroby psychicznej, przy której zachodziłaby konieczność długoterminowej farmakoterapii, wobec czego myślę, że będziemy mogli zakończyć leczenie po miesiącu, oczywiście pozostając czujni na ewentualny nawrót objawów… choć to już będzie zadanie dla was dwóch, a zwłaszcza dla Joshui. Nie ma jednak sensu, by zażywał pan leki, dla których stosowania nie ma potrzeby, dlatego umawiamy się na miesiąc, nie więcej. Chyba jest pan w stanie to zaakceptować? Proszę mi powiedzieć, jak to wszystko dla pana brzmi. Alain zastanawiał się chwilę, a potem odparł: – Dobrze. Zgadzam się na ten plan. – Moim zdaniem też brzmi bardzo dobrze – dodał Josh, odczuwając ulgę z powodu reakcji Alaina. – Cieszę się – stwierdziła doktor. – Gdyby coś się działo w czasie "przepustki", cokolwiek, zawsze może pan, i powinien, wrócić na oddział. Formalnie wciąż pozostaje pan pacjentem, więc gdyby zaszła taka potrzeba, można pana tutaj sprowadzić. To, co się najbardziej liczy, to pana współpraca i szczerość. Czy mogę panu zaufać, panie Corail? – spytała, patrząc na niego ponad okularami. Alain przełknął. – Tak. – To świetnie. – Doktor pokiwała głową. – Czyli mamy plan, który odpowiada całej naszej trójce. Czy są jeszcze jakieś sprawy, które chcielibyście poruszyć? Jakieś pytania, komentarze? Czy raczej wszystko jest jasne? Pytam zwłaszcza pana, panie Corail. Nie? Od siebie więc dodam, że nie powinien pan czuć się w jakiś sposób… jak to powiedzieć… przygnębiony z powodu tej choroby i tego leczenia. Mówię to dlatego, ponieważ wiele osób uważa leczenie psychiatryczne za coś wstydliwego, podczas gdy są to choroby jak każde inne. Najważniejsze, że wrócił pan do zdrowia. Proszę się tym cieszyć – powiedziała z naciskiem. Alain pokiwał głową; bynajmniej nie wyglądał jak człowiek, który wstydzi się pobytu w psychiatryku. Cóż, pomyślał Josh, on nie ma poczucia swojej choroby, więc pewnie w ogóle nie zaakceptował – tak głęboko w sobie – tego, że się tutaj znalazł. Josh nie sądził jednak, by miały z tego wyniknąć jakieś problemy, zwłaszcza że – jak powiedziała doktor – Alain wracał do zdrowia. Może kiedyś będą się nawet z tego epizodu wspólnie śmiać… – Jeśli nie macie już żadnych pytań, to w takim razie dziękuję wam. – Doktor wstała i wyciągnęła rękę do Alaina. – Widzimy się jutro o trzynastej – przypomniała, a potem odwróciła się do Josha. – A my w piątek. Posiedzenie było zatem skończone – i to bardzo owocnie. Josh był zadowolony i podejrzewał, że nie on jeden, choć kiedy wyszli z gabinetu i skręcili za róg, Alain rzucił cicho: – Okropna baba. Josh parsknął śmiechem. – Według mnie zna się na rzeczy. – Aż za bardzo – mruknął Alain. – Czy ona uważa, że powinienem się chwalić wszystkim naokoło, że byłem w wariatkowie? Josh wyszczerzył się. – Myślę, że to może mieć swoje plusy. Alain spojrzał na niego, unosząc brwi. – Na przykład jakie? – spytał sceptycznie. – Niektórzy ludzie nie będą się do ciebie przyczepiać, tylko omijać szerokim łukiem – wyjaśnił Josh. – Mam nadzieję, że przynajmniej jeden tak zrobi – dodał, przywołując w myślach postać Francisa… Ale nie zamierzał sobie zawracać głowy Francisem w tak radosny dzień. – Pójdziemy się przejść? – zaproponował, skoro w końcu mieli taką możliwość. Alain kiwnął głową, więc udali się na spacer po terenie szpitala, który bardziej przypominał park. Personel prosił, by wrócili na szesnastą, kiedy to podawano posiłek, więc spędzili na łonie przyrody prawie trzy godziny. Pogoda panowała ciepła, bardziej już letnia niż wiosenna, choć był dopiero początek maja. Alain marudził, że mógłby już jechać do domu, ale Josh cierpliwie mu przypomniał, że umawiali się z doktor Sellier na jutro, a jutro miało nadejść szybko. Josh pożegnał się już o szesnastej, ponieważ następnego dnia rano miał pierwszy egzamin i chciał jeszcze powtórzyć. Na korytarzu, zanim zadzwonili do drzwi oddziału, odważyli się na ukradkowy pocałunek, który był obietnicą tego, co czekało ich jutro. Josh nie wiedział, jak podziałało to na Alaina, ale on sam przez całą drogę do domu był tak skołowany, że gdyby ktoś go zapytał, co to jest psychologia rozwojowa, prawdopodobnie odpowiedziałby, że miało to miejsce czternastego lipca tysiąc siedemset osiemdziesiątego dziewiątego. Swoją drogą, przejechał stację i musiał się wracać jeden przystanek. Było to jednak niezwykle miłe oszołomienie i nie pamiętał, kiedy ostatni raz takiego doznawał. Dzisiaj, po raz pierwszy od bardzo dawna, znów był w stanie cieszyć się życiem. Tym, że jutro ma egzamin, a w przyszłym tygodniu jeszcze jeden. Tym, że potem będą praktyki i wakacje. Tym, że była wiosna, przypominająca o nadchodzącym lecie. Tym, że Alain wyzdrowiał i że jutro wracał do domu. Wypełniała go energia, dzięki której udało mu się wbiec w podskokach prawie na czwarte piętro – i nawet nie spotkał na schodach żadnych kłopotliwych osób. Życie naprawdę bywało piękne. Kiedy następnego popołudnia przekroczyli z Alainem próg mieszkania, a drzwi zamknęły się za nimi, Josh przestał pamiętać o czymkolwiek innym, zaś w jego umyśle było tylko jedno: że miał Alaina przy sobie. W jednej chwili wezbrała w nim cała tęsknota – nawet ta nieuświadomiona z wielu ostatnich tygodni – więc przycisnął się do Alaina i pocałował z zaborczością, z desperacją, z błaganiem. Choćby doktor Sellier mówiła co innego, wciąż w jakiś sposób obwiniał się o chorobę Alaina – i obiecał sobie, że nigdy już go nie zaniedba. Alain objął go i odwzajemnił pocałunek – i to uczyniło świat doskonałym. Stali tak w przedpokoju, nie będąc w stanie się od siebie oderwać, choć Joshowi kołatało się, że lepiej byłoby przejść do sypialni. W końcu jakoś udało się im pozbyć butów, a także – już po drodze – większości ubrania. Okno było odsłonięte, ale żaden z nich nie zawracał sobie głowy zasłonami. Josh wreszcie zrzucił z siebie resztę odzieży i położył się na łóżku, wyciągając rękę w stronę Alaina w zachęcającym geście. Alain jęknął i prędko rozebrał się do końca, a potem dołączył do niego, zanurzając się w jego ramionach. Jeśli wcześniej Josh zastanawiał się, czy Alain za nim tęsknił, teraz nie miał najmniejszych wątpliwości. I napełniało go to takim szczęściem, że miał wrażenie, że nie będzie w stanie go pomieścić… jednak za chwilę wszystkie takie sentymenty wywietrzały mu z głowy, gdyż Alain znalazł drogę do niego i już w nim był, zapalając w jego głowie iskry każdym kolejnym ruchem bioder i zachłannie kradnąc pocałunkami każdy jęk, którego Josh nie mógł – nie chciał – powstrzymać. Alain wciąż pamiętał… wiedział… jak to robić… jak obrócić Josha w płynne złoto… i kształtować na swój sposób… we wszechświecie, gdzie poza nimi nie istniało nic innego… tylko światło… wszystko stawało się światłem… Kiedy wracał do siebie – powoli odzyskiwał zmysły w zalanej popołudniowym słońcem sypialni, z Alainem w objęciach – uświadamiał sobie, że być może dla takich chwil warto było w życiu doświadczać trudów. I choć zrobiłby wszystko, by Alainowi jakichkolwiek trudów oszczędzić, to w tym momencie, w tej rozkosznej majowej godzinie, był w stanie objąć sens życia i zaakceptować nawet jego ciemność i smutek. – Witaj w domu – wyszeptał we włosy Alaina. – Cieszę się, że wróciłeś. – Wróciłem – powiedział cicho Alain. – Pozwól mi tu zostać. Josh objął go mocniej i uśmiechnął się. Miłość przepełniała jego serce. – Zostań. Millenium, "Back to Myself Part I"
|