12.
(yakusoku nado iranai)




Minął dobry kwadrans, zanim Joshowi udało się wrócić do rzeczywistości na tyle, że przypomniał sobie, że przecież miał iść do pracy. Nie myśląc wiele, pociągnął zaskoczonego Alaina za sobą – nie chciał się z nim rozstawać nawet na moment, zwłaszcza po blisko miesięcznej rozłące – i pobiegł do Madame Montagne, by błagać o dzień wolny, ponieważ "przyjechał do niego ważny gość z Paryża". Bezwstydnie wykorzystywał dla własnych celów przekonanie Madame, że za dużo pracuje… ale z drugiej strony miał mieć w tym tygodniu urlop, prawda? Madame popatrzyła na niego surowo, ale zgodziła się – pod warunkiem, że jej tego ważnego gościa przedstawi. Josh zatem wprowadził Alaina, nie tłumacząc stopnia znajomości, ale spojrzenie, jakim obrzuciła go Madame, wyraźnie mu powiedziało, że sama się domyśliła. Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że Josh wręcz promieniał, ciężko było się nie domyślić.

– Gdzie chcesz iść? – spytał Josh cokolwiek bezradnie, kiedy już wyszli z budynku administracji na zalany słońcem dziedziniec. – Co chcesz robić?

Alain nic nie powiedział, jedynie potrząsnął głową, a w Joshu coś podskoczyło na ten widok. Dopiero po chwili zorientował się, że była to radość z tego powodu, że Alainowi jest wszystko jedno; że liczy się dla niego towarzystwo Josha… Wziął go więc za rękę i skierował się do bardziej odludnej części parku. Miał ochotę zostać na dworze, a na terenie szpitala dało się znaleźć wystarczająco dużo miejsc, które umożliwiały bycie we dwóch bez obawy, że ktoś im przeszkodzi. Szli teraz w stronę jednego z nich – osłoniętego krzewami bzów cichego ustronia niedaleko muru wyznaczającego obszar Świętej Joanny.

Tam usiedli na trawie – obok siebie… ale wtedy Alain pociągnął go w swoją stronę i po chwili Josh leżał na jego piersi, objęty przez ramiona, w których uścisku najchętniej pozostałby na zawsze. Zamknął oczy i poddał się uczuciu zupełnej błogości. Minęło zbyt wiele czasu od ostatniego razu… ale nie zamierzał do tego wracać, bo znaczenie miało tylko to, co było teraz.

– Strasznie się zrobiliśmy romantyczni – mruknął pod wpływem nagłego impulsu.

– Nie wydaje ci się to przeszkadzać – szepnął Alain w odpowiedzi.

– Bo mi nie przeszkadza, absolutnie nie – odparł Josh, kręcąc głową. – Cieszę się, że znów jesteś przy mnie.

– Tak?

Josh uniósł powieki i popatrzył ze zdumieniem w twarz Alaina nad sobą i w jego zielone oczy, które były tak blisko, że widział ciemną plamkę między rzęsami po lewej stronie. W tym momencie – a w jakim innym nie? – kochał go tak mocno, że uczucie zdawało się rozrywać go od środka. Słowa Alaina brzmiały jak żart.

– Tak. Chyba w to nie wątpiłeś?

Alain mrugnął, potem odwrócił wzrok, a potem znów na niego popatrzył.

– Ale przecież ja… Źle wobec ciebie postąpiłem – powiedział tak cicho, że właściwie był to szept.

Josh opanował pragnienie, by pogłaskać go po policzku.

– No cóż, prawda, znikanie bez śladu na cały miesiąc nie jest niczym miłym… – odrzekł z pozorną obojętnością. – Zwłaszcza dla osoby, która została… Ale, jak widzisz, jakoś przeżyłem.

Alain ponownie mrugnął.

– Ja nie o… – zaczął, a potem zmarszczył czoło. – Bez śladu? Przecież zostawiłem wiadomość.

Josh popatrzył na niego uważnie.

– Jeśli mówisz o wiadomości u pani Bonnet… Nasza biedna sąsiadka dostała ataku choroby zaraz po spotkaniu z tobą i zdołała mi tylko przekazać, że musiałeś odejść i że mam cię nie szukać, nic więcej. Potem trafiła do szpitala i koniec końców zupełnie zapomniała o rozmowie z tobą – wyjaśnił tym samym tonem co wcześniej. Prawdę powiedziawszy, teraz był już w stanie mówić o tym bez większych emocji. Stało się i nie odstanie.

– Czyli nie wiedziałeś najważniejszego – stwierdził Alain cicho, z jakąś złością… i rozpaczą.

– Mianowicie? – spytał Josh, choć domyślał się odpowiedzi.

– Że wrócę.

Josh uśmiechnął się lekko, z zadowoleniem.

– Cóż… W którymś momencie sam to założyłem. Nie mógłbym… – Urwał. Czy powinien to powiedzieć? Ale czemu niby nie? – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie… wolałem więc egoistycznie uznać, że prędzej czy później się pojawisz.

Twarz Alaina ściągnęła się.

– Po tym wszystkim wciąż tak myślałeś…?

Teraz dla odmiany Josh mrugnął. Miał wrażenie, że znów napotykają tak dobrze znane problemy w komunikacji, które zwykle prowadziły do błędnych wniosków… ale dzisiaj, tu i teraz, miał bezpieczne poczucie, że wszystko są sobie w stanie wyjaśnić.

– "Po tym wszystkim"…? Czyli po czym? Wiesz, odnoszę wrażenie, że znów mówimy o różnych rzeczach – rzucił zaczepnie. – No i właściwie ja nigdy nie zrozumiałem, dlaczego w ogóle zniknąłeś… – Tak, to było największą zagadką, ale miał nadzieję, że wreszcie uda mu się ją rozwiązać. – Może… opowiesz mi, jak to było od początku…? – zaproponował łagodnym tonem, który bardziej niż cokolwiek pasował do tej chwili, a w następnym momencie, pod wpływem kolejnego impulsu, wyciągnął rękę i odgarnął Alainowi włosy z czoła.

Jak wiele razy wcześniej, Alain ujął jego dłoń i pocałował jej wnętrze, a Josh pomyślał, że cieszy go, że nie jest tutaj już jedynym romantykiem. Z pewnym oszołomieniem zastanowił się, jak kiedykolwiek mógł uważać się za nieszczęśliwego człowieka… Alain tymczasem objął go mocniej i zaczął opowiadać, a Josh zamknął oczy i rozkoszował jego dotykiem i głosem… przede wszystkim jego obecnością – jednak słuchał uważnie.

Kiedy opowieść była skończona, długo leżał bez ruchu w ciszy wypełnionej szumem liści szeleszczących na wietrze, ćwierkaniem wróbli w gęstwinie i brzęczeniem najróżniejszych owadów uwijających się między kwiatami. Ścierały się w nim dwie emocje: jedną było niedowierzanie, jak Alain mógł coś takiego w ogóle wymyślić, a drugą – cicha rezygnacja, że taki właśnie Alain był, w każdym calu. Josh nie mógł oprzeć się wrażeniu, że do nikogo bardziej nie pasowało powiedzenie: robić z igły widły. Więc tym się tak przejmował? Sprawą, o której Josh właściwie zupełnie zapomniał i która nie miała dla niego żadnego znaczenia? Nic dziwnego, że w ogóle nie przyszła mu na myśl, kiedy usiłował – bez powodzenia – znaleźć przyczyny Alainowego zniknięcia…

Jak miał teraz zareagować? Nie mógł przecież powiedzieć: "Prawdziwy z ciebie gamoń", choć to mu się w pierwszej kolejności cisnęło na usta. Ciężko mu było jednak wyjść z czymś mądrym – zwłaszcza że generalnie było mu zbyt dobrze na ciele, by wymagać od mózgu wytężonego wysiłku – więc odwlekł ten moment, wyciągając się w górę i delikatnie całując Alaina, co też było niezłą gimnastyką, ale jedynie fizyczną.

Alain jednak wciąż sprawiał wrażenie przybitego.

– Skrzywdziłem cię – szepnął.

– Nie myśl o tym – odparł Josh, patrząc mu poważnie w oczy i pragnąc go zapewnić o całym swoim oddaniu. Teraz, kiedy Alain już zaczął, łatwiej było ustosunkować się do jego wypowiedzi. – To była choroba, więc nie ma o czym mówić. To znaczy… – zreflektował się. – Nie żeby mi się to podobało, nic z tych rzeczy… Nikt nie lubi, kiedy jego ukochana osoba nagle się na niego rzuca i krzyczy, że go zabije. Nie mówię, że chcę, żeby coś takiego się powtórzyło – zaznaczył.

Alain patrzył na niego spod ściągniętych brwi, a na jego twarzy rysowała się teraz wyraźna niechęć… wobec samego siebie. I ból. Oj, chyba Josh był zbyt okrutny w swej szczerości i doborze słów… Uważał jednak, że lepiej był nazywać straszne rzeczy po imieniu, niż uciekać od nich.

– A ja nie wiem, czy się nie powtórzy – powiedział Alain zduszonym głosem. – Gdybym był silniejszy… gdybym był lepszym człowiekiem, nigdy bym się więcej do ciebie nie zbliżał. Żeby cię nie narażać… na moje drugie ja.

Teraz Josh zmarszczył czoło.

– To by wcale nie znaczyło, że jesteś lepszym człowiekiem. Raczej gorszym, bo byś mnie pozbawił swojej osoby – stwierdził Josh ostrzegawczym tonem. – Uważam poza tym, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, akceptuje się jego dobre i złe strony – dodał filozoficznie. – W tym przypadku wręcz dosłownie.

Alain mrugnął.

– Nie boisz się? – spytał cicho.

– Nieszczególnie. Po prostu nie nastawiam się, że coś takiego na pewno znów się zdarzy. Jeśli chcesz, możesz to nazwać brakiem wyobraźni – rzucił Josh lekko.

– Albo odwagą – uznał Alain. – Jesteś z natury osobą, która mało czego się boi, prawda? – dodał z podziwem w głosie.

– Możliwe – odparł Josh z zadowoleniem, choć jednocześnie miał poczucie winy, że nie przejmuje się wystarczająco, zwłaszcza kiedy Alain wyraźnie tutaj cierpiał… Było mu jednak zbyt błogo i nie chciał popadać w przygnębiający ton. Musi po prostu przekonać Alaina, że nie ma potrzeby się martwić… że wszystko się ułoży, tak jak sam był tego pewien. Że potrzeba im wiary i nadziei, a nie strachu.

– Ja się boję.

– Wobec tego ja muszę być odważny za nas dwóch – oświadczył Josh z uśmiechem. – Poza tym… Lekarz powiedział ci to samo, co wcześniej usłyszeliśmy od doktor Sellier: że zdrowy tryb życia zmniejsza ryzyko takich… ryzyko, że coś podobnego się powtórzy. I ta terapia chyba nie jest taką głupią opcją – dodał, czując satysfakcję, że teraz dla odmiany on może pomęczyć Alaina, żeby poszedł na terapię. – Osobiście uważam, że to całkiem dobry pomysł – rzucił z sugestią w głosie.

Z pewnym zawodem zobaczył, że Alain pokiwał głową, mówiąc:

– Tak, zamierzam na nią iść.

Cóż, tu nie było co mówić o zwycięstwie… Świadczyło to tylko o tym, że Alain był od niego znacznie bardziej dojrzały, skoro nie kłócił się i nie usiłował się wymigać od rzeczy, które mogły mu przynieść tylko korzyść.

– Zobaczysz, terapia jest fajna – odparł Josh z roztargnieniem. – Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko… no tak, będzie dobrze – powtórzył. – Z nami – podkreślił.

Alain popatrzył na niego uważnie, jakby wciąż ciężko mu było wierzyć jego słowom. Nie, frywolnością i samym optymizmem Josh tutaj nic nie osiągnie… Podniósł się z jego piersi i odwrócił – tak że teraz siedzieli naprzeciwko siebie. Ta pozycja lepiej nadawała się na poważną rozmowę… choć z chęcią pozostałby w ramionach Alaina i dalej poddawał temu słodkiemu uczuciu jedności, którego był tak długo pozbawiony… Westchnął. Chciał zrobić coś, by z twarzy Alaina zniknęła ta okropna niechęć do samego siebie. Złapał go za obie ręce i uścisnął w geście otuchy.

– Tak, z nami, bo wierzę w naszą przyszłość – powiedział, zdając sobie sprawę, że jego słowa brzmią dość górnolotnie, ale może właśnie tego Alain potrzebował. – Tak naprawdę powinniśmy ze sobą porozmawiać. Wyjaśnić to wszystko. Dojść do jakichś rozwiązań, znaleźć konstruktywny sposób na radzenie sobie ze sobą nawzajem… ale to na próżno – stwierdził z poczuciem pewnej porażki. – Ja… jestem strasznie kiepski w czymś takim, wolę skupiać się na chwili… I kiedy jest dobrze, tak jak teraz, nie mam ochoty… nie czuję potrzeby, by dyskutować o złych sprawach – wyznał. – A poza tym… To na nic. Życie pisze scenariusze i czasami nic z tym się nie da zrobić. Trzeba być przygotowanym na to, że wszystko może się zdarzyć. – Znów uścisnął obie dłonie Alaina. – Myślę, że to jest właściwe podejście, choć trochę trwało, zanim udało mi się je osiągnąć. Zanim zrozumiałem, że do niczego nie doprowadzi to, że będę kontynuował pogrążanie się we własnym smutku. A jeszcze mniej korzyści będzie z oskarżania cię czy noszenia urazy.

Zamyślił się i dopiero po chwili mówił dalej.

– Co z tego, że powiem ci, że po twoim zniknięciu popadłem w kompletne przygnębienie i przez trzy dni nie wychodziłem z łóżka? Ale przynajmniej nie próbowałem skoczyć z Wieży Eiffla, więc jest jakiś postęp – dodał z uśmiechem.

– To nie jest zabawne – rzucił Alain, marszcząc czoło jeszcze bardziej.

Josh jednak nie rezygnował.

– Albo że byłem na ciebie wściekły i czułem się zdradzony, bo złamałeś obietnicę… Wiadomo, że to są normalne uczucia… ale nie ma sensu zatrzymywać się na nich. Trzeba sobie z nimi poradzić i iść dalej. Myślę, że ty też powinieneś tak zrobić – powiedział, patrząc mu w oczy. – Zostawić za sobą to, co złe… pogodzić się z tym, zaakceptować… dać sobie szansę na szczęście.

Alain powoli kiwnął głową, co Josha bardzo ucieszyło.

– A zobaczysz, jeszcze wiele dobrego cię czeka – kontynuował. – Czasem zresztą mam wrażenie, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu. Gdyby nie to, co się stało w Paryżu, nigdy bym tutaj nie przyjechał i nie doświadczył wielu dobrych rzeczy, które się tutaj wydarzyły. Zaraz ci o nich opowiem… – dodał z nieśmiałym uśmiechem. – W każdym razie chcę powiedzieć, że takie jest życie. Jest w nim pełno dobrych i złych spraw. Ważne jest skupiać się na tych dobrych, a taką jest to, że jesteś tutaj ze mną.

Alain wpatrywał się w niego w milczeniu – twarz miał wciąż ściągniętą – ale jednocześnie odwzajemnił uścisk dłoni.

– Więc wciąż mnie chcesz? – zapytał zduszonym szeptem.

Josh stłumił westchnienie. To się już zaczynało robić nudne…

– A co usiłowałem powiedzieć przez ostatni kwadrans, wygłaszając te wszystkie mądrości? – rzucił, uśmiechając się szerzej. – Nie chcę nikogo innego poza tobą – stwierdził oczywistość.

– Dlaczego ja? – spytał Alain całkiem serio.

Josh popatrzył na niego z niedowierzaniem… a potem wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia – odparł. – Zapytaj się mojego serca.

– Zrzucasz odpowiedzialność – odpowiedział Alain ze zmarszczonym czołem… ale jednocześnie kąciki jego ust drgnęły, po raz pierwszy od początku tej rozmowy. Ten widok sprawił, że Josh poczuł łaskotanie w piersi.

– Najpewniej – zgodził się z szerokim uśmiechem. – Chcę cię… bo to jesteś ty. Nie da się umotywować własnych uczuć… aczkolwiek oczywiście mogę wymyślić tysiąc powodów, jeśli masz czas i ochotę ich słuchać… Choć z drugiej strony twoje dopytywanie się nie świadczy o skromności – to mówiąc, mrugnął do niego. – A tak na serio… – Podniósł się na kolana i zbliżył usta do skroni Alaina. – Jeśli wciąż mi nie wierzysz, że cię chcę… to może powinienem ci to udowodnić w taki sposób… – Szepnął mu propozycję wprost do ucha. – Albo taki… – Oparł się pokusie, by musnąć ustami różowy płatek pod brązowymi, miękkimi włosami. – Albo taki…

Alain drgnął… a potem odwrócił głowę i zanim Josh zdążył zareagować, pocałował go. No tak, kuszenie Alaina zwykle tak się kończyło, przypomniał sobie Josh. Ale mógł sobie gratulować, bo udało mu się wyciągnąć Alaina z tego ponurego nastroju – doszedł do pozytywnego wniosku. W gruncie rzeczy to była najlepsza – i stara jak świat – metoda par na godzenie się i zapominanie o wszystkich krzywdach, uświadomił sobie, choć zbieranie myśli szło mu już cokolwiek opornie… Zaraz zresztą przestał w ogóle myśleć, bo całe jego ciało stanęło w ogniu, gdy Alain wsunął dłonie w jego włosy i przyciągnął jego głowę bliżej, i zagłębił się w pocałunek, od którego Joshowi zamigotało pod powiekami. Już dawno zamknął oczy, gdyż otoczenie straciło całe znaczenie i nie warto go było oglądać.

Cóż, przynamniej było jasne, że Alain wciąż chciał jego – bo wcześniej można było mieć pewne wątpliwości po tych jego nieustannych pytaniach i swoistej rezerwie… Josh poczuł, że się roztapia – od gorąca, które promieniowało z ich ciał… od dotyku wilgotnych warg na swoich… od dotyku języka, którego każdy, nawet najlżejszy ruch posyłał iskry wzdłuż jego kręgosłupa. Jęknął, nagle zupełnie pewien, że za chwilę straci nad sobą kontrolę – a czy to już się nie stało? – i próbował się odsunąć… by nabrać oddechu… by jakoś zapanować nad sytuacją, ale Alain tylko ujął jego twarz mocniej i wpił się w niego z taką siłą, że Josh mimowolnie pomyślał, że skręci sobie kark, choć jednocześnie było mu tak rozkosznie, że miał wrażenie, że zaraz eksploduje.

Alain tymczasem, nie przerywając pocałunku, przesunął ręce na jego szyję, a potem barki, a potem plecy, a potem objął go w pasie i przyciągnął do siebie – tak że nie było między nimi już cala wolnej przestrzeni. Nie, Josh nie mógł mieć żadnych wątpliwości – i poczuł, że rozpala się jeszcze bardziej. Nic dziwnego: spędził cały miesiąc z dala od Alaina… i Alain był jedynym, który mógł ukoić tę tęsknotę… zaspokoić tę potrzebę w taki sposób, na jaki zasługiwała. Przycisnął się do Alaina, dając mu znak… błagając… bo na tym etapie nie był już w stanie wyrażać swoich pragnień słowami, zresztą usta miał zajęte czym innym… Alain jednak potrafił owe pragnienia doskonale odczytywać i w następnej chwili Josh poczuł jego dłonie na swoich obojczykach, kiedy Alain wziął się za rozpinanie jego koszuli. Josh ledwo był w stanie utrzymać się w pionie, gdyż wydawało mu się, że cały świat wiruje… W tym momencie niczego bardziej nie pragnął, jak runąć z Alainem na trawę, opleść go nogami i stać się jednym…

Na trawę? Z jakiegoś powodu myśl ta niepokoiła… Jęknął z nagłej frustracji i ponownie spróbował uwolnić się od zaborczych ust Alaina.

– Nie możemy… Nie tutaj… – Uświadomił to sobie jakąś pracującą jeszcze częścią umysłu… choć właściwie nie wiedział już, gdzie było "tutaj". Ach tak, Święta Joanna. Nie, to zdecydowanie nie było właściwe miejsce… – Wystarczy, że mój ojciec wywołał w tym szpitalu skandal – mruknął, łapiąc gwałtownie oddech.

A poza tym… Już mniejsza o personel, ale gdyby natknął się na nich jakiś pacjent… Nie, coś takiego absolutnie nie mogło mieć miejsca, i ta myśl sprawiła, że odsunął się od Alaina, choć wydawało się to najtrudniejszą rzeczą pod słońcem. Alain wydał odgłos protestu i wyciągnął ku niemu ręce, ale Josh pokręcił głową i zaczął zapinać koszulę, choć tak naprawdę najchętniej zdarłby ją z siebie, gdyż było mu potwornie gorąco. Jego palce drżały, gdy usiłował dopasować guziki do dziurek… Właściwie trząsł się cały, szczękały nawet jego zęby.

Alain popatrzył na niego z rozkojarzeniem, usiłując uspokoić oddech, a potem przeciągnął obie dłonie przez spocone włosy. Wyglądał na równie mocno wyprowadzonego z równowagi, jak on sam się czuł. Josh niczego bardziej nie pragnął, jak rzucić mu się na powrót w ramiona i zagłębić w aksamitną rozkosz, której tak długo był pozbawiony. Chyba nigdy wcześniej niczego nie gratulował sobie tak bardzo jak tego, że udało mu się pozostać na miejscu.

– Przepraszam – powiedział, kiedy był już w stanie. – Nie powinienem był…

Alain potrząsnął głową.

– Masz rację, to nie jest… odpowiednie miejsce – odparł z trudem.

– W takim razie… Cho-chodźmy do mnie – wyjąkał Josh i musiał opanować kolejny zawrót głowy. – Tylko trzymajmy się dwa… lepiej nawet trzy metry od siebie.

Alain jednak nie ruszał się z miejsca. Ściągnął brwi i popatrzył na niego w zamyśleniu, powoli uspokajając oddech.

– Co powiedziałeś wcześniej… o swoim ojcu? – spytał z zaskoczeniem.

Josh mrugnął. Naprawdę coś takiego powiedział? Musiał się skupić… co nie było łatwe, skoro zamiast mózgu miał budyń… W następnej jednak chwili poczuł, że mimowolnie się uśmiecha, kiedy sobie "przypomniał". Nagle ogarnął go spokój… i wielka radość. Tak bardzo chciał podzielić się z Alainem tym wszystkim, co się zdarzyło… czego się dowiedział…! Przecież Alain, najbliższy mu człowiek, nie miał o tym pojęcia! Czy Josh naprawdę nie potrafił myśleć o niczym innym poza seksem?

– Chcesz tego posłuchać? – zapytał cicho; uśmiech nie schodził z jego ust. – Ale to dość długa opowieść – uprzedził.

Alain po chwili zastanowienia kiwnął głową, wobec czego Josh podciągnął kolana i objął je ramionami. Siedząc w bezpiecznej odległości od Alaina, który nie próbował tego dystansu naruszyć, czuł się na siłach, by opowiadać. I szybko zorientował się, że była to zupełnie inna opowieść niż ta, którą w poniedziałek przekazał Madame Montagne. Chyba jednak nie było w tym nic dziwnego, skoro teraz jego słuchaczem był Alain, a z nim Josh chciał dzielić wszystkie radości i wszystkie smutki życia.

W miarę jak mówił – a, jak ostrzegł, mówił długo – uspokajało się jego szalejące pożądanie i koniec końców znów znalazł się w ramionach Alaina, w tej samej pozycji, w której zaczęli tę rozmowę. Alain zresztą też się rozluźnił i promieniował teraz poczuciem bezpieczeństwa i pewnością. Słuchał uważnie, a Josh bardzo cenił sobie jego wsparcie – bo tak właśnie odbierał jego postawę.

– I co zamierzasz zrobić? – spytał Alain, kiedy Josh zakończył i zamilkł na dobre.

Josh oderwał wzrok od kojącego błękitu ponad krzewami bzu i zerknął w zielone oczy nad sobą, a potem znów popatrzył w niebo.

– To bardzo ogólne pytanie… – mruknął. – Jeśli pytasz mnie, co zamierzam zrobić z moim nowopoznanym krewnym, to nie mam pojęcia. Zostawiłem mu swój adres, więc pewnie się ze mną skontaktuje, ale co będzie potem… to się okaże. Prawdę powiedziawszy, w ogóle o tym nie myślę. Chyba jestem już za duży na bawienie się w rodzinę – stwierdził. Alain nic nie powiedział, jedynie uścisnął go mocniej. Josh kontynuował: – Jeśli zaś chodzi o moje plany, to… Za tydzień kończę praktykę tutaj. Chciałem od razu pojechać do Paco, do sierocińca, żeby spróbować jakoś zająć się tamtymi dziećmi… ale teraz… – Ponownie spojrzał na Alaina, a potem poddał się pokusie i wyciągnął w górę obie ręce, by objąć jego kark. – Mieliśmy spędzić wakacje wspólnie, prawda?

– Moglibyśmy tam pojechać razem – odparł Alain spokojnie. – Do Paco – uściślił. – Ja mam w lipcu urlop.

Josh wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, nie będąc przez chwile pewnym, czy w ogóle usłyszał to, co usłyszał, bo brzmiało zbyt doskonale. Alain mrugnął pod jego spojrzeniem i odwrócił wzrok.

– To znaczy… Jeśli chciałbyś tego – dodał ciszej.

– Czy chciałbym? Alain, dlaczego ty mnie pytasz o takie rzeczy? – spytał Josh, głaskając go po policzku. – Oczywiście, że bym chciał. Moglibyśmy tam spędzić cały lipiec, jeśli ci to odpowiada. Jestem pewien, że Madame Zircon nie będzie miała nic przeciwko temu – zawołał, po czym dodał: – Mam nadzieję. Koniec końców dwóch mężczyzn w związku to może nie być najlepszy przykład dla dzieci w ośrodku wychowawczym… No ale z drugiej strony możemy dzieciaki trochę nauczyć o świecie… Nie zaszkodzi im lekcja tolerancji. A poza tym taki wysoki i silny mężczyzna jak ty z pewnością przyda się, jak to mówią, w "gospodarstwie".

Alain kiwnął głową, a Josh rozpromienił się.

– W każdym razie moglibyśmy w weekendy gdzieś jeździć… Na przykład do Idealo, dawno tam nie byliśmy… czy gdziekolwiek indziej… – snuł plany. – Tylko czy coś takiego by ci odpowiadało? – zaniepokoił się nagle. – To mała mieścina, tam nic właściwie nie ma… a sierociniec to nie jest bardzo radosne miejsce. Ja będę pewnie zajęty dziećmi… Właściwie nawet nie wiem, czy ty lubisz dzieci. W najlepszym wypadku myślę, że pobyt tam może być dla ciebie nudny… – powiedział cicho, czując, że jego radość ustępuje.

Alain jednak objął go mocniej.

– Z tobą? Jak mógłbym się nudzić z tobą, Joshua? – zapytał, a w jego głosie coś drgnęło i kiedy mówił dalej, czynił to z wyraźną trudnością. – Jesteś dla mnie ważniejszy niż cokolwiek innego…! Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało… Kocham cię tak, że tracę zmysły, kiedy cię przy mnie nie ma. – Urwał, a jego oczy zwilgotniały. – Chcę z tobą zostać… ale nie wiem, czy znów nie popełnię jakiejś głupoty… i znów nie ucieknę… a ty będziesz cierpiał. Ile bym dał, by mieć twoją siłę… twoją pewność… w miejsce tego strachu, tego tchórzostwa…

Josh patrzył na niego poważnie i nie był w stanie odpowiedzieć, gdyż jego gardło ścisnęło się z ogromnego wzruszenia. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek wcześniej usłyszał z ust Alaina coś równie pięknego… coś, co wypełniało jego serce tak wielką radością… To była ta miłość, w którą wierzył, a dzięki tej wierze zdołał oprzeć się rozpaczy. Jednocześnie to samo serce mu się krajało, kiedy patrzył na smutek, którego sam był przyczyną. Potrzeba, by jakoś pocieszyć Alaina, była niemal fizycznym uczuciem.

– Ja wcale nie jestem silny – odparł, gdy w końcu mógł zaufać własnemu głosowi. – I żebyś wiedział, jak często brak mi pewności… Nie idealizuj mnie – mruknął – Natomiast bardzo dobrze rozumiem, że człowiekowi trudno jest zmienić swój sposób postępowania… czy odczuwania… Naprawdę rozumiem. To długi proces, który wymaga wielkiej pracy, a nie coś, co można zrobić na życzenie. Jesteś dla siebie zbyt wymagający. A ja akceptuję cię takiego, jaki jesteś. Razem z twoimi słabościami – podkreślił. – I z twoimi znacznie bardziej licznymi zaletami. Więc proszę… zostań ze mną – powiedział zdławionym szeptem.

Dwie łzy kapnęły na jego twarz. Alain otarł oczy szybkim ruchem.

– Obiecuję… – zaczął, ale Josh położył palec na jego wargach.

– Ćśś… Nie potrzebujemy żadnych obietnic. Jest dobrze tak, jak jest. Ufam ci.

Alain ujął jego dłoń i przycisnął do ust. Trwali tak dłuższy moment w ciszy, patrząc sobie w oczy, a Josh pomyślał, że nie oddałby tej chwili za wszystkie skarby świata.

– W takim razie pozwól mi powiedzieć tylko jedno – odezwał się Alain, a w jego głosie nie było już niepewności. – Nawet jeśli znów ucieknę… To zawsze będę do ciebie wracał. Nie mogę bez ciebie żyć.

Josh podniósł się i objął go z całych sił. Chciał, by mogli tak zostać na zawsze… ale zaraz uświadomił sobie absurd takiego pragnienia. Czekało go… ich… jeszcze wiele wspaniałych chwil, więc zupełnym bezsensem było zatrzymywanie się na tej jednej. Uśmiechnął się z oczami pełnymi łez – naprawdę stał się w ostatnim czasie zbyt ckliwy – i powiedział:

– Tak się umówmy. Bo ja też nie mogę bez ciebie żyć… więc we dwóch będzie nam zdecydowanie bardziej znośnie.

Kiedy Alain przycisnął go do siebie, Josh pomyślał, że nigdy już nie będzie żałował tego, że żyje. Podziękował w myślach rodzicom za ten największy dar – i roześmiał się głośno, gotów na spotkanie wszystkiego, co miało się odtąd zdarzyć.



Koniec części czwartej






Maaya Sakamoto, "Yakusoku wa iranai" (tłum: Nie potrzebuję obietnic)



rozdział 11 | główna | bonus