1.
(you will wake up in the world)




– Chciałbym kiedyś spotkać twoją matkę – powiedział Josh pewnego razu, gdy Alain skończył rozmowę telefoniczną z rodzicielką, wściekle rzucając komórkę na łóżko.

Chodziło mu to po głowie od jakiegoś czasu, jednak dotąd nie zdobył się na odwagę, by poruszyć ten temat. Wiedział, że stosunki Alaina z panią Lilian są, delikatnie mówiąc, napięte. Teraz jednak, gdy nadarzyła się okazja, przedstawił tę propozycję, jakby była najbardziej naturalną rzeczą na świecie.

Alain popatrzył na niego, jakby nagle wyrosła mu druga głowa. Jego mina mówiła, że absolutnie nie rozumie, jak ktokolwiek z własnej woli pragnąłby zadawać się z Lilian Corail.

– Nie chciałbyś – stwierdził z niejaką odrazą. – Ona jest okropna.

Josh parsknął śmiechem, opierając się o futrynę i zakładając ramiona na piersi.

– Wiem – powiedział.

– Skąd wiesz? – spytał Alain, marszcząc brwi.

– Choćby z tego, w jaki sposób z nią zawsze rozmawiasz – odparł Josh wesoło. – Ale sam też miałem kilka razy okazję z nią pogadać. Nie jest najmilszą osobą na świecie.

Teraz to Alain prychnął.

– Jest najgorszą osobą na świecie – oświadczył.

– W to nie uwierzę – odrzekł Josh z miejsca, nie przestając się uśmiechać. – Jest twoją matką. Urodziła cię i wychowała. Musicie mieć ze sobą coś wspólnego.

Teraz mina Alaina wskazywała, że nie wie, czy powinien uznać ten komentarz za komplement czy raczej czuć się urażonym; koniec końców nic nie powiedział.

– No nie bądź taki – namawiał Josh. – Ty nigdy nie poznasz mojej matki, to chociaż ja chciałbym poznać twoją.

– Co to za logika? – spytał Alain, patrząc na niego z ukosa, a w jego głosie brzmiała wyraźna drwina.

Josh wzruszył ramionami, a potem oderwał się od futryny, usiadł obok niego na łóżku i oparł głowę na jego ramieniu.

– Nie możemy kiedyś tam pojechać? – zapytał cicho, tonem prośby. – Chociaż na krótko.

Alain przez dłuższy czas nic nie mówił, ale Josh nie miał zamiaru go popędzać. Nie sądził, by Alain miał się nie zgodzić, nawet jeśli nie zrobi tego od razu. Siedzieli w ciszy, w której słychać było tykanie zegara oraz dobiegające zza okna odgłosy miasta. Trwało spokojne wrześniowe popołudnie.

– Tak naprawdę to powiedziała, żebym następnym razem cię przywiózł – dobiegło wreszcie od strony Alaina.

Josh uniósł głowę i popatrzył na niego z zaskoczeniem.

– A niech to… – mruknął. – Wyprzedziła mnie.

– I to o trzy miesiące – dodał Alain współczująco, choć w jego głosie nieoczekiwanie pobrzmiewał śmiech.

– Teraz to na serio chcę ją poznać – stwierdził Josh i wiedział, że mówi prawdę.



Wyjazd do Esperanto nie był czymś, co można było ot tak uskutecznić, zwłaszcza kiedy miało się obowiązki typu studia albo praca, a wakacje właśnie dobiegły końca. Wypad weekendowy nie wchodził w grę – nie miało sensu tłuc się prawie cały dzień albo całą noc na południe po to tylko, by wrócić dwa dni później – trzeba było na to poświęcić trochę więcej czasu. Najbliższym wolnym terminem były więc ferie jesienne na przełomie października i listopada, które wydawały się na tyle daleko, że Alain przystał na odwiedziny u matki… choć odwlekał telefon do niej i umówienie się na wizytę, jak tylko mógł.

– Nie możemy się jej zwalić na głowę bez zapowiedzi – zauważył Josh wreszcie dwa tygodnie później, gdy wrzesień dobiegał już końca.

– Przecież wiem – odburknął Alain, a na jego twarzy pojawiło się coś podobnego do wyrzutów sumienia.

– Zwłaszcza że ostatnim razem tak właśnie zrobiłeś… – dorzucił Josh niewinnym tonem, sprzątając stół po obiedzie. – A jak już wszystko będzie zaklepane, będziemy mogli kupić bilety na pociąg i więcej się tym nie martwić – przekonywał.

Teraz Alain z kolei skrzywił się, ale w końcu sięgnął po telefon, a Josh dyskretnie wycofał się do kuchni i nawet zajął zmywaniem, by dać mu możliwość rozmowy bez świadków. Kiedy wrócił do salonu, Alain właśnie się rozłączył, a potem podniósł na niego wzrok, pokręcił głową i stwierdził grobowym tonem:

– To się nie skończy dobrze.

Josh wyszczerzył się do niego i ponownie usiadł przy stole, a potem nakrył jego rękę swoją.

– Nie martw się, będę przy tobie.

Alain popatrzył na niego z ukosa.

– Jedziesz tam na własną odpowiedzialność – zastrzegł.

– To zabrzmiało, jakby twoja matka zamierzała mnie zjeść – odparł Josh wesoło. – Myślisz, że po to mnie zaprosiła?

– Nie mam pojęcia – stwierdził Alain z niezadowoleniem, a potem jego wzrok się rozmył; wyraźnie coś wspominał. Ostatecznie pokręcił głową i powtórzył: – Nie mam pojęcia – a w jego głosie nie było już irytacji.

Josh nic nie powiedział. Teraz, kiedy wizyta została ustalona przez obie strony – stała się bardziej rzeczywista – czuł przyjemne podekscytowanie. Pomysł, by spotkać się z panią Lilian, pojawił się w jego głowie już latem, kiedy Alain opowiedział mu o pobycie u matki. Konkretnie sprawiła to uwaga, że pani Lilian wiedziała o nich. Josh wciąż pamiętał swoje wielkie zaskoczenie, kiedy Alain mu o tym powiedział. Nigdy nie spodziewał się, że Alain – właśnie on – mógłby komukolwiek przyznać się do życia z innym mężczyzną, zwłaszcza matce, z którą miał bardzo skomplikowaną i najwyraźniej pełną wzajemnej wrogości relację.

Z drugiej strony Josh wciąż pamiętał słowa, które usłyszał od niego lata temu: "Nie lubię, kiedy ktoś czepia się tego, z kim chcę być". Alain uważał, że tylko ich sprawą było, że są razem, więc reakcja otoczenia mogła nie mieć dla niego znaczenia. Coś takiego nie oznaczało jednak automatycznie otwartego opowiadania o swoim związku, a mimo to Alain nie omieszkał o nim matce wspomnieć… I wyglądało na to, że Lilian Corail nie miała nic przeciwko, co było przynajmniej w tym samym stopniu zaskakujące.

– Twoja matka nie jest taka zła, skoro nie tylko zaakceptowała, że ze mną mieszkasz, ale nawet chce mnie poznać – wyraził na głos swoje myśli.

Alain zacisnął usta.

– Wydaje mi się raczej, że jest jej wszystko jedno – odparł z pewną goryczą. – Nigdy się mną nie przejmowała, więc nie mogłoby jej mniej obchodzić to, z kim żyję.

– Nie sądzę… – powiedział powoli Josh. – Gdyby tak było, po co chciałaby się ze mną widzieć? Po co robiłaby sobie problem i specjalnie mnie zapraszała w odwiedziny?

– Może po to, żeby cię pomęczyć i przez to pomęczyć mnie? To przecież normalne, że kiedy chcesz zrobić komuś przykrość, robisz krzywdę ludziom, którzy są dla niego najważniejsi, nie? – rzucił Alain rzeczowym tonem.

Choć same słowa były niemiłe, Josh poczuł łaskotanie w piersi – jak zawsze, kiedy Alain w mniej lub bardziej zawoalowany sposób wyznawał mu swoje uczucia… przyznawał, że Josh jest mu drogi. Skupił się jednak na rozmowie.

– Nie wydaje ci się, że zbyt źle o niej myślisz…? – spytał ostrożnie.

Alain wzruszył ramionami – przynajmniej nie zaprzeczył, co ośmieliło Josha, by mówił dalej.

– Nie wierzę, że istnieje matka, która nie troszczy się o własne dziecko – powiedział, choć zdawał sobie sprawę, że pewnie patrzy bez pryzmat własnych wyobrażeń… własnych ideałów. – Zrobiła ci kiedyś krzywdę? – zapytał wprost.

– Po prostu zawsze dawała mi do zrozumienia, że lepiej by było, gdybym się nie urodził – odparł Alain, odwracając wzrok; w jego głosie słychać było gorycz i wstyd.

Josh wiedział, że pani Lilian nie była zamężna z biologicznym ojcem Alaina, jednak nie chciało mu się wierzyć, by coś takiego miało wywołać niechęć do syna.

– Ale przecież mówiłeś kiedyś, że wystarała się dla ciebie o miejsce w Świętym Grollo…? A to jest, jak by nie patrzeć, najbardziej prestiżowa szkoła w Esperanto – zauważył, ściskając jego dłoń. – I kosztowna – dodał z naciskiem.

– Raczej chciała się mnie pozbyć z domu na siedem lat – mruknął Alain, choć dla Josha ten argument zabrzmiał bardzo na siłę. – Nawet ósmy mi opłaciła…

– Ej, to było bardzo wredne. To przecież nie jej wina, że powtarzałeś ostatnią klasę – zauważył Josh, zanim ugryzł się w język, więc aby zatrzeć wrażenie, dodał szybko: – No ale dobrze, że powtarzałeś, bo gdyby nie to, prawdopodobnie nie byłoby nas tutaj.

Na to Alain nic nie powiedział, wciąż patrzył w bok.

– Poza tym… Pamiętasz, jak załatwiła dla ciebie spadek po ojcu? – mówił dalej Josh. – Nie musiała tego robić, nie miała z tego żadnej korzyści, prawda?

– Miała – nie zgodził się Alain.

– Jaką niby?

– Dzięki temu zyskała pewność, że nie będę od niej więcej chciał żadnych pieniędzy.

Josh otworzył usta… a potem je zamknął. Przez chwilę nic nie mówił, patrzył tylko na profil Alaina, którego rzęsy unosiły się i opadały w szybkich mrugnięciach. Z całą pewnością rozmowa o matce nie sprawiała mu przyjemności… ale gdyby sprawiała mu przykrość, wówczas w ogóle by się na nią nie zgodził, na tyle Josh go znał. Biorąc zaś pod uwagę, że w wakacje Alain spędził u pani Lilian cały tydzień i nie pozabijali się nawzajem – a teraz nawet zgodził się pojechać do niej z wizytą – ich relacja nie mogła być tak zła, jak Alain dawał do zrozumienia. Dlatego Josh zaryzykował jeszcze jedno przypuszczenie.

– Wiesz co? Jak tak cię słucham, to mam wrażenie, że specjalnie wymyślasz sobie powody, by jej nie lubić – powiedział.

Alain rzucił mu urażone spojrzenie, a potem znów popatrzył na ścianę.

– Wolałbym, żebyś mnie nie diagnozował – mruknął. – Czemu za wszelką cenę próbujesz mi udowodnić, że powinienem ją lubić?

"Bo tak powinno być", pomyślał Josh, powstrzymując się od wywracania oczami.

– Nie masz o niej do powiedzenia nic dobrego? – rzucił w zamian.

– Nie – odparł z miejsca Alain, choć brzmiał przy tym jak pięciolatek.

Josh postanowił, że nie będzie więcej naciskał. Może jeszcze uda mu się coś z Alaina wyciągnąć przed wyjazdem… a jeśli nie, to będzie musiał osobiście się przekonać, że Lilian Corail nie jest taka zła.



Josh sporo zastanawiał się nad pytaniem Alaina: "Czemu za wszelką cenę próbujesz mi udowodnić, że powinienem ją lubić?". Pomijając, że samo w sobie było dziwne – dzieci przecież z założenia powinny lubić rodziców – zastanawiał się, dlaczego zależało mu na tym, by stosunki Alaina z panią Lilian były przynajmniej cywilizowane. Powodem prawdopodobnie było to, że od kilku miesięcy spędzał czas wolny na dość obsesyjnych rozważaniach pojęcia matki i miłości rodzicielskiej. Odkąd w czerwcu niesamowitym zrządzeniem losu udało mu się odnaleźć jedynego żyjącego krewnego oraz – co miało dla niego znacznie większe znaczenie – poznać historię swych rodziców, pławił się w świadomości, że był dzieckiem kochanym. Zdjęcia matki i ojca nosił przy sobie cały czas i choć żałobę po nich odbył – to znaczy pogodził się z ich brakiem – już dawno temu, to jednak nie mógł nie żałować, że nigdy nie będzie mógł ich poznać, gdyż wydawali mu się pod każdym względem wspaniałymi ludźmi.

Dlatego pewnym dyskomfortem napełniało go poczucie, że Alain ma z matką złą relację. Oczywiście nie zamierzał go krytykować, ani też nie zasypywał komentarzami typu: "Twoja matka żyje, powinieneś o nią dbać, a nie kłócić się z nią", albo: "Jak możesz lekceważyć taki dar od losu? W każdej chwili możesz ją stracić!", choć tak właśnie czuł. Gdyby jego matka żyła… zrobiłby wszystko, by z nią być, choćby była najgorszym człowiekiem na świecie – a przynajmniej tak mu się wydawało. Zdawał sobie sprawę, że jest to myślenie mocno naiwne, wynikające jedynie z tego, że nie miał matki… niemniej jednak coraz mocniej odczuwał potrzebę, by coś w sprawie Alaina i Lilian Corail zrobić. Nie wierzył, po prostu nie wierzył, by pani Lilian zupełnie o Alaina – swoje jedyne dziecko! – nie dbała. Alain mówił o niej tylko w negatywny sposób – zaś ich sporadyczne rozmowy telefoniczne niemal zawsze kończyły się krzykiem i rzucaniem telefonem – ale przecież nie ulegało wątpliwości, że pani Lilian zapewniła mu najpierw wykształcenie, a potem środki do życia.

Joshowi zajęło wiele lat dowiedzenie się kilku podstawowych faktów z życia Alaina, bo jego partner był bardzo niechętny do rozmów o swojej przeszłości. Jego przybrany ojciec (jedyny ojciec, jakiego znał) zmarł, kiedy Alain był jeszcze w gimnazjum – zresztą już dużo wcześniej popadł w alkoholizm i nie był w stanie pracować – więc było jedynie zasługą matki, że Alain mógł kontynuować naukę w Świętym Grollo, która przecież kosztowała. Kiedy po szkole krążyły pogłoski, że "matka Alaina pracuje nocami", wszyscy wyobrażali sobie nie wiadomo jakie nieprzyzwoitości, a tymczasem Lilian Corail była pielęgniarką. Ponieważ jednak opłacić czesne z podstawowej pensji było zadaniem niewykonalnym, musiała brać dodatkowe dyżury nocne w innych miejscach. Josh czasem zastanawiał się, czy opryskliwe podejście Alaina nie bierze się przypadkiem z jego poczucia winy za wysiłek, który matka włożyła w zabezpieczenie jego przyszłości. Znaczy się, na pewno jedno wiązało się z drugim, jednak był to zaledwie jeden z elementów tej układanki. O jej reszcie Josh nie miał żadnego pojęcia. Miał nadzieję, że kiedy wreszcie spotka się z Lilian Corail, uda mu się zyskać większy obraz całości.

O ile oczywiście matka Alaina rzeczywiście nie była największą jędzą na świecie… w co nie wierzył, bo przecież… no, była matką Alaina…!



W miarę jak mijał październik, Alain robił się coraz bardziej mrukliwy i normalnie Josh pewnie czułby się winny tego, że przymusza go do czegoś, na co jego ukochany wyraźnie nie miał ochoty… jednak zbyt zajęty był własnym nastrojem. Na początku wizyta u Lilian Corail niezwykle go ekscytowała – sam ją przecież zaproponował! – jednak im bliżej było wyjazdu, tym większy odczuwał niepokój. Nawet jeśli pani Lilian go zaprosiła… nawet jeśli najwyraźniej nie miała nic przeciwko związkowi syna z innym mężczyzną, to Joshowi coraz bardziej ciążyła myśl, że może nie przypaść matce swego partnera do gustu. Starał się jednak nic o tym nie mówić, bo kiedy raz nieopatrznie podzielił się swą obawą z Alainem, ów spojrzał na niego z zupełnym niedowierzaniem i powiedział:

– Przecież ona nikogo nie lubi – zupełnie jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem i nie należało do niej przykładać żadnej wagi.

– Miałem nadzieję, że powiesz, że jestem taki uroczy, że nie ma szans, by mnie nie polubiła – odciął się Josh, nie będąc pewnym, czy komentarz Alaina bardziej go bawi czy raczej pogłębia jego niepokój.

Nieubłaganie nadszedł dzień wyjazdu, co Josh – mimo koszmarnego napięcia – przywitał z pewną ulgą. Był pewien, że gdyby miał czekać jeszcze dłużej, wpędziłby się w zupełną histerię. Wystarczyło, że poprzedniej nocy był tak zdenerwowany, że prawie nie spał. Miało to tę dobrą stronę, że w pociągu do Idealo zasnął, jak tylko oparł się o Alaina, i przespał niemal całą podróż mimo panującego w wagonie zgiełku. Dobrze zrobili, kupując bilety z wyprzedzeniem, gdyż z powodu ferii pociąg był przepełniony i wiele osób musiało podróżować na stojąco.

W Idealo mieli ponad godzinę przesiadki na pociąg lokalny, więc usiedli w dworcowej kafeterii, by zjeść późny lunch. Porcja całkiem przyzwoitego sernika z obowiązkowym Earl Greyem na deser podziałała na Josha odżywczo, bo po długiej drzemce w niewygodnej pozycji (nie ujmując nic ramieniu Alaina) czuł się cokolwiek wymięty. Cieszył się, że w drodze powrotnej mieli w planach pobyć tu odrobinę dłużej – iść między innymi na cmentarz oraz może nawet do Muszelki. Uwielbiał Idealo, także dzisiaj, i tej miłości nie burzył nawet widok wieży kościelnej ponad dachami zabudowań, wznoszącej się w bezchmurne jesienne niebo i górującej nad miastem.

W Exato byli przed siedemnastą. W przeciwieństwie do zgiełku Paryża i gwaru Idealo tutaj panował spokój sennej mieściny i późnego popołudnia. Pogoda wciąż panowała ładna; chylące się ku zachodowi słońce sprawiało, że jesienne barwy wydawały się jeszcze bardziej intensywne. Przez całą podróż pociągiem Josh przyglądał się migającym za oknem znajomym krajobrazom Esperanto, z nostalgią wspominając wszystkie lata, które tu spędził, jednak kiedy dotarli do celu, powróciło wcześniejsze zdenerwowanie. Matka Alaina mieszkała niedaleko dworca, więc po jakimś kwadransie piechotą byli już na miejscu, choć Josh – ganiąc się w duchu za takie tchórzostwo – chciałby, by trwało to dłużej. "Sam przecież chciałeś tu przyjechać", powiedział sobie po raz setny, ale ani trochę nie pomagało to uspokoić szybkiego bicia serca. Już zupełnie nie potrafił wierzyć, że nie zostanie zjedzony, zwłaszcza że przez ostatni miesiąc nie usłyszał o Lilian Corail nic dobrego.

Kiedy weszli do nieszczególnie pięknej kamienicy i wspięli się na trzecie piętro, by zatrzymać przed drzwiami lokalu numer czternaście, Josh był pewien, że jego puls zbliża się do dwustu. Ręce tak mu się trzęsły, że musiał złapać się Alaina. Ten odwrócił się do niego, z pewnością zaskoczony, ale światło na klatce było tak marne, że Josh na szczęście nie widział jego miny. (Spodziewał się, że mogła wyrażać drwinę). Więcej nie zdążył pomyśleć, bo wtedy rozległ się dźwięk odsuwanych zamków i na korytarz wpadł snop jasnego światła – choć schowany za plecami Alaina Josh właściwie niewiele widział.

– Sam przyjechałeś? – przez szum w uszach usłyszał głos, w którym pobrzmiewało zdziwienie, niezadowolenie i pewna niechęć. – Gdzie twój chłopak?

– Też się cieszę, że cię widzę – mruknął Alain, a potem odsunął się na bok, odsłaniając Josha.

Josh miał wzrok wciąż wbity w podłogę, więc w pierwszej kolejności zobaczył drobne stopy w pantofelkach na płaskim obcasie i szczupłe łydki.

– Do-dobry wieczór pani – udało mu się wyjąkać. Odchrząknął. – Jestem Joshua Or, miło mi poznać – dodał, zmuszając się, by spojrzeć w górę.

Jego oczom ukazały się ukryte przez spódniczkę do kolan i skromną białą bluzkę kobiece wdzięki z rękami skromnie złożonymi na podołku.

– Lilian Corail – usłyszał, a prawa dłoń wyciągnęła się w jego stronę.

Ujmując ją, Josh mimowolnie pomyślał, że – na ile można to było ocenić przy marnym świetle – skóra pani Lilian miała ten sam odcień co skóra Alaina, potem jednak nie zdążył już nic pomyśleć, gdyż wreszcie jego wzrok spoczął na twarzy kobiety, a w jego głowie została tylko jedna świadomość.

Lilian Corail była prawdziwą pięknością.

Choć różnili się kształtem twarzy i włosami – te Lilian miała zupełnie jasne, kręcone, teraz zaczesane do tyłu w warkocz – to wykrój ust, łuki brwiowe i przede wszystkim oczy ona i Alain mieli dokładnie takie same. Byli tak podobni, że było to niemal przerażające… tak samo jak to, że nie wyglądała na więcej niż trzydzieści lat.

Potem sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej niezręczna.

– Nie sądziłam, że gustujesz w nieletnich – rzuciła Lilian do Alaina w tym samym czasie, gdy Josh powiedział do swojego partnera:

– Kiedy opowiadałeś mi o swojej matce, tak naprawdę miałeś na myśli siostrę…?

Alain przez chwilę przenosił wzrok między nimi obojgiem i marszczył się tylko coraz bardziej.

– Oboje zgłupieliście – wypalił wreszcie z irytacją. – Zachowujcie się normalnie, dobrze? On zwykle sprawia mądrzejsze wrażenie i jest zdecydowanie bardziej wygadany – wyjaśnił matce, a potem znów popatrzył na Josha: – A ona zwykle ubiera się znacznie bardziej niezobowiązująco i nie udaje skromnej panienki. Czy wreszcie raczysz nas wpuścić, czy będziemy może stać tu do nocy?

Lilian cofnęła się do wnętrza mieszkania – w dobrym oświetleniu jej podobieństwo do Alaina było jeszcze wyraźniejsze – jednak raz po raz oglądała się na Josha.

– Naprawdę wyglądam na jego siostrę? – spytała w tej samej chwili, gdy Josh rzucił:

– Naprawdę wyglądam na nieletniego?

Od strony Alaina dobiegł jęk.

– Robicie to specjalnie?

A Josh nieoczekiwanie poczuł, że całe jego napięcie zniknęło jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Miał nieodpartą pewność, że czegokolwiek się dowie i cokolwiek go tutaj spotka, po prostu nie będzie mógł darzyć Lilian Corail niechęcią.



Alain nie chciał tu być.

Od początku wiedział, że przyjazd tutaj będzie katastrofą, jednak okazało się, że jest jeszcze gorzej, niż mógł przypuszczać. Cała sytuacja wyglądała nie tak, jak powinna. Nie wiedział co prawda, jak powinna wyglądać, ale sądził, że zarówno Lilian, jak i Joshua będą się zachowywać normalnie. Tymczasem jego pozbawiona zahamowań matka ubrała się niczym wzór cnót, zapięła się pod samą szyję i nawet te niedorzecznie bujne loki zaplotła, zaś jego inteligentny partner stracił swój zwykły animusz i zmienił się w jąkającego dzieciaka. Pewnie znaczyło to, że oboje bardziej się przejęli tym spotkaniem, niż można się było tego spodziewać, niemniej jednak Alain – zaatakowany z obu stron przez odmienione po granice niezręczności charaktery – czuł się zupełnie rozstrojony. Nie przyznawał się do tego, ale mimo wszystko zależało mu, by pierwsze spotkanie jedynych osób, które uznawał za rodzinę, nie wypadło tragicznie. Teraz miał wrażenie, że już chyba by wolał, gdyby Joshua i Lilian z miejsca skoczyli sobie do oczu albo wdali się w inną awanturę, a tymczasem – co było chyba najbardziej denerwujące – okazali się w swoim zakłopotaniu zdumiewająco podobni.

Zasunął oba zamki i zdjął buty. W łazience umył ręce – Lilian wcześniej skierowała tam Joshuę – i przeszedł do dużego pokoju. Joshua siedział już przy nakrytym stole i dyskretnie rozglądał się wokół, zaś Lilian, zapowiedziawszy, że zaraz poda obiad, znikła w kuchni, skąd dobiegał smakowity zapach oraz trochę zbyt głośne przesuwanie garnków na ruszcie. Alain zauważył, że mieszkanie zostało gruntownie wysprzątane i – w przeciwieństwie do ostatniego razu – nie przypominało już graciarni. Zastanowił się przelotnie, gdzie Lilian przeniosła te wszystkie nagromadzone przez lata rupiecie, a potem poczuł nieprzyjemne ukłucie na myśl, że tak się dla nich wysiliła. Wbrew sobie poszedł do kuchni i zapytał:

– Pomóc ci w czymś?

Był pewny, że mu odpyskuje, ale bez słowa włożyła mu do rąk wazę z zupą i machnięciem wygoniła z powrotem. Potem odwróciła się, by zamieszać w garnku z mięsem i skręcić gaz. Alain wrócił do pełniącego rolę jadalni salonu, dochodząc w duchu do wniosku, że chyba nigdy wcześniej nie widział swojej matki tak… zestresowanej. Zdenerwowaną, zirytowaną, wściekłą – tak, ale nie zestresowaną. Zupełnie nie miał pojęcia, jak na to zareagować.

Tymczasem Joshua wydawał się trochę uspokoić i nie sprawiał już wrażenia, jakby miał ochotę przy pierwszej sposobności dać drapaka – przynajmniej tyle dobrego. Alain poczuł nieśmiałą nadzieję, że może jeszcze uda się przetrwać ten wieczór, choć wciąż nie był pewien odnośnie następnych czterech dni…

Lilian pojawiła się po chwili, już bez fartucha, i odsunęła sobie krzesło. Joshua zerwał się ze swojego miejsca, a Alain znów miał ochotę wywrócić oczami.

– Goście są gośćmi – skomentowała Lilian stanowczym tonem ten pokaz kurtuazji ze strony jego partnera, dając mu znak, by usiadł; brzmiała już trochę bardziej jak ona.

Joshua zrobił taką minę, jakby powiedziała mu coś przykrego, i Alain zastanowił się, o co mu chodziło. Lilian tymczasem nalała wszystkim zupy.

– To skromny posiłek, z pewnością nie na paryskie podniebienia – mruknęła.

– Przecież ja jestem stąd – odparł Joshua, łapiąc za łyżkę. – A poza tym jadam wszystko i wszystko mi smakuje, więc proszę sobie nie robić problemu z mojego powodu. To ja się zwaliłem pani na głowę, więc ostatnie, czego bym chciał, to przysparzać kłopotów.

Lilian kiwnęła głową i nic nie powiedziała. Zajęli się jedzeniem. Kilka minut minęło w ciszy, gdy wszyscy uparcie wbijali spojrzenia we własne talerze, ale wreszcie – ku pewnej uldze Alaina – milczenie zostało przerwane.

– Bardzo dobra zupa – powiedział Joshua, uśmiechając się do gospodyni. – Byłem już porządnie głodny.

– Jest jeszcze drugie danie – poinformowała Lilian, starając się na niego nie patrzeć.

– Może zechce pani nauczyć mnie przepisu? – mówił dalej Joshua. – Mój repertuar kulinarny jest raczej skromny i cały czas się boję, że Alain wkrótce będzie mieć dość – dodał niezobowiązującym tonem, a Alain prawie zakrztusił się zupą. Wyglądało na to, że Joshua rzeczywiście przyszedł do siebie, skoro potrafił powiedzieć coś takiego. A on się martwił…

Teraz Lilian wyprostowała się na krześle i popatrzyła na Joshuę wprost, opuszczając rękę z łyżką. Na jej twarzy widać było wyraźne zdumienie – najpewniej też nie spodziewała się takiej deklaracji zaraz na samym początku rozmowy. Potem zerknęła na Alaina.

– Nigdy nie był wybredny – powiedziała z rezerwą, wracając spojrzeniem do gościa.

– Właśnie – Alain poczuł się w obowiązku potwierdzić, nawet jeśli oznaczało to, że musiał się z nią w czymś zgodzić; nie lubił, kiedy Joshua mówił takie rzeczy.

Joshua kiwnął głową i wznowił posiłek. Zjedli zupę w milczeniu, a potem przyszła pora na drugie danie. Atmosfera wciąż była niezręczna i choć nie doszło do żadnych nieprzyjemności, Alain nie mógł się pozbyć wrażenia, że zaraz zdarzy się katastrofa, więc siedział jak na szpilkach. W ogóle nie czuł smaku jedzenia, ale był na tyle głodny, że jadł wszystko.

Znów minęło kilka minut i tym razem to Lilian przerwała ciszę.

– No więc… To pan gotuje w waszym gospodarstwie? – zapytała, siląc się na swobodny ton.

– Proszę mi mówić po imieniu – odparł Joshua przyjaźnie, a Alain znów doszedł do wniosku, że jego partnera zupełnie opuściło zdenerwowanie, i zachodził w głowę, co mu w tym pomogło. – Tak, zwykle ja gotuję obiady, bo przeważnie jestem wcześniej w domu. Mamy na ulicy sklep, to zwykle zrobi się zakupy po drodze. Ale, jak powiedziałem, moje umiejętności są naprawdę skromne…

– Po to ktoś wymyślił przepisy, by można było z nich korzystać – skomentowała Lilian sucho. – Nie potrzeba być mistrzem kuchni. A czym się pan… A czym się zajmujesz na co dzień? – zapytała mniej pewnym głosem.

– Studiuję psychologię – odparł Joshua tym samym życzliwym tonem. – Trzeci rok.

Alain zastanowił się przelotnie, czy matka zdaje sobie sprawę, że takie otwarte gapienie się – bo Lilian znów przeszyła Joshuę spojrzeniem, jakby widziała jakiegoś dziwoląga – zupełnie rujnuje wizerunek skromnej i kulturalnej kobietki, którą próbowała tutaj udawać.

– Psychologię, nie psychiatrię – wtrącił; sam już dawno zdążył nauczyć się różnicy. – Dostał stypendium na uniwersytecie – dodał, choć wcale nie planował.

– Wyobraź sobie, że wiem, czym jedno się różni od drugiego – odcięła się Lilian, nawet na niego nie patrząc. – Chodziło mi… Trzeci rok? – zapytała niepewnie.

– Mam dwadzieścia lat – odparł Joshua z uśmiechem. – Alain i ja poznaliśmy się w liceum, w Świętym Grollo. Wtedy byłem nieletni… nie żeby do czegokolwiek między nami doszło – dodał, ściszając głos, choć wydawało się, że robi to jedynie dla efektu.

Lilian zajęła się jedzeniem, jednak teraz niemal nie spuszczała z niego wzroku i wyraźnie nad czymś myślała. Alain podświadomie przygotował się na najgorsze.

– Ale przecież Alain po skończeniu szkoły… co zresztą zajęło mu dłużej, niż powinno… wyjechał z Idealo. A kiedy wrócił, to pan… to ty chyba byłeś już w Paryżu…? To jak to się stało, że jesteście razem? – spytała, a Alaina zdumiała jej zdolność liczenia w pamięci.

Joshua tymczasem uśmiechnął się jeszcze szerzej – zupełnie jakby tylko czekał na to pytanie.

– Wpadliśmy na siebie rok temu w lipcu, kiedy przyjechałem do Idealo na ślub przyjaciela – wyjaśnił, a Alain skrzywił się w duchu. "Wpadliśmy na siebie"… Rzeczywiście. – I odnowiliśmy znajomość – obwieścił, dając do zrozumienia, że może o tym długo opowiadać.

Lilian odłożyła sztućce i oparła plecy o krzesło, przyglądając mu się spod zmarszczonego czoła – zupełnie jakby rozważała, czy istotnie chce o tę opowieść poprosić. Alain czuł, że z każdą chwilą jest coraz bardziej zdenerwowany i właściwie ma wielką ochotę na papierosa, mimo że oficjalnie rzucił palenie. Matka oczywiście nie była w stanie utrzymać fasady uprzejmości, co i rusz wymykały się jej komentarze znacznie bardziej pasujące do jej paskudnej natury i było tylko kwestią czasu, kiedy powie coś absolutnie okropnego. Jeszcze pół godziny temu gorąco pragnął, by zachowywała się po swojemu – był przyzwyczajony do jej złośliwej i aroganckiej postawy, więc kiedy udawała grzeczną albo była po prostu niepewna, czuł się całkowicie wytrącony z równowagi – ale teraz wiedział, że także to nie będzie dobre. A tymczasem Joshua sprawiał wrażenie, jakby niczym się nie przejmował, i to w ogóle było tutaj najgorsze. Tak się stresował tą wizytą, a wystarczyła chwila cywilizowanej rozmowy, by uznał, że Lilian Corail jest miłą osobą…? Jak można być tak naiwnym?

– Czyli poznaliście się w liceum, a teraz jesteście ze sobą od niespełna półtora roku, tak? – odezwała się w końcu Lilian, a Josh pokiwał głową. – I co w moim okropnym synu jest takiego, że wytrzymałeś z nim już tak długo? Bo mam niemały problem, żeby to pojąć. Dostałeś stypendium na uniwersytecie, w dodatku w samym Paryżu. Sprawiasz wrażenie sensownego i miłego chłopaka, ponad wszelką wątpliwość mógłbyś mieć kogoś lepszego. Więc czemu Alain? Ledwo udało mu się skończyć liceum. Spadek po ojcu już chyba roztrwonił. Narzeczoną zostawił pod ołtarzem. O tym, że ma ciężką rękę, też słyszałam. Może po prostu jest dobry w łóżku… cokolwiek to znaczy w waszym przypadku…?

Alain stłumił jęk. I proszę, wyszło szydło z worka. "A nie mówiłem?", chciał skomentować, jednak spojrzenie na twarz Joshui sprawiło, że słowa nie przeszły mu przez gardło. Joshua siedział na swoim miejscu i wciąż się łagodnie uśmiechał, jednak w jego jasnych oczach nie było uśmiechu i przez moment Alain miał absurdalną myśl, że jego partner strzeli Lilian w twarz. Tak naprawdę jego matka nie powiedziała nic nowego – nie powiedziała nawet nic nieprawdziwego – ale instynktownie wyczuwał, że Joshua albo już wpadł w furię, albo był tego bliski, a przecież na co dzień promieniał życzliwością do wszystkich wokół…

Joshua jednak siedział tylko i patrzył na Lilian bez jednego słowa. Przedłużające się milczenie działało na nerwy, a Lilian sprawiała wrażenie coraz bardziej zaniepokojonej. Alainowi wydawało się, że atmosfera w pokoju jest tak gęsta, że zaczyna brakować powietrza, jednak za nic nie byłby w stanie się odezwać czy poruszyć, by zmienić bieg sytuacji. Kiedy Joshua uniósł rękę, oczy Lilian na moment zrobiły się większe i cofnęła się na swoim krześle, choć Joshua jedynie odgarnął włosy na bok. W panującej w salonie ciszy dało się słyszeć odgłos, który zrobiły jego przesuwające się po czole palce.

– Pani Lilian – odezwał się wreszcie całkowicie opanowanym głosem. – Normalnie nie słuchałbym ze spokojem, kiedy ktoś źle się wyraża o człowieku, którego kocham, a pani wypowiedź zdecydowanie podchodzi pod tę kategorię. To jest zresztą odpowiedź na pani pytanie i do tego bardzo prosta: jestem z Alainem, bo go kocham już jedną czwartą życia i w moim przypadku nie mowy o jakimś wytrzymywaniu. A w łóżku też jest dobry, jeśli musi pani wiedzieć, choć mimo wszystko oszczędzę pani szczegółów naszego pożycia seksualnego – stwierdził wciąż tym samym tonem, nawet się nie rumieniąc. – Tak czy owak, normalnie bym się wściekł i nie zostawił suchej nitki na rozmówcy za mówienie o nim w taki sposób, zwłaszcza w jego obecności, ale w pani przypadku jest inaczej. Zamierzam prędzej czy później zrozumieć, dlaczego mówi pani o nim w ten sposób. Przyjemności to pani nie sprawia przecież żadnej. Dziękuję za obiad, był pyszny. Może przejdziemy teraz do deseru?

Alain wypuścił długo wstrzymywane powietrze. Patrzył na Joshuę i w tej chwili czuł się właśnie tak, jak opisała to Lilian: że nie ma pojęcia, czym zasłużył na to wspaniałe stworzenie. Gdyby już wcześniej nie kochał go do szaleństwa, bez wątpienia dzisiaj, właśnie teraz, przepadłby dla niego całkowicie. Joshua wygrał tę potyczkę bezapelacyjnie, a Lilian musiała sobie z tego zdawać sprawę, bo nic nie powiedziała, za to wstała gwałtownie od stołu i zaczęła zbierać talerze. Kiedy poszła do kuchni, Joshua zawołał za nią:

– Przywieźliśmy z Paryża makaroników. Co prawda kupione na dworcu, bo mieliśmy pociąg bardzo wcześnie i nie było możliwości, żeby zajść do lepszej cukierni. Są w każdym razie świeże i, mam nadzieję, przetrwały podróż. Poprosiliśmy sprzedawcę, by upakował je ciasno, więc powinno z nimi być wszystko okej. Alain, weź je wyciągnij na jakiś talerz.

Lilian nic nie odpowiedziała, ale Alain słyszał, że wstawiła wody na herbatę. Wypakował wielokolorowe smakołyki na ozdobny talerz, który wydobył z kredensu. Potem stanął za krzesłem Joshui i objął go od tyłu. Przysunął usta do jego ucha i wyszeptał:

– Jesteś absolutnie niesamowity. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś jej tak przygadał.

Joshua odwrócił się do niego i uśmiechnął lekko.

– Każde słowo było prawdą – odparł równie cicho, z naciskiem. – Każde.



Biorąc pod uwagę okoliczności, wieczór upłynął spokojnie, choć rozmowa przy deserze skupiała się już na bardziej przyziemnych sprawach typu: "Czym Paryż różni się od Esperanto i co z tego wynika?", oraz układaniu planu na następne cztery dni. Kwestii interpersonalnych więcej nie poruszali, ale Josh był dziwnie pewny, że jeszcze zdążą do nich wrócić – jeśli nie tym razem, to następnym. Położyli się w miarę wcześnie – mimo drzemki w pociągu pobudka przed świtem i trwająca większą część dnia podróż dawała się we znaki, poza tym Josh wciąż nie nadrobił zaległości z poprzedniej nocy.

Mieszkanie pani Lilian nie było duże, składało się z dwóch pokoi z kuchnią i łazienką. Pani Lilian spała oczywiście w swojej sypialni, on z Alainem musieli się zadowolić kanapą w salonie. Dla Josha nie było to żadnym problemem – jemu do spania wystarczało po prostu łóżko. Nie przeszkadzało mu nawet to, że mało mieli tu prywatności, gdyż salon nie posiadał drzwi i jeśli pani Lilian zachciałoby się iść nocą ze swojego pokoju do kuchni, musiała przez niego przejść – przecież nie zamierzali tu robić z Alainem nic zdrożnego.

Obudził się, gdy przez niezasłonięte okno zaczęło się przedostawać światło poranka. Przeciągnął się z uczuciem, że nareszcie się wyspał. Alain wciąż był pogrążony we śnie – w dni wolne lubił sobie pospać dłużej. Dobiegający zza ściany odgłos gotującej się wody wskazywał, że pani Lilian już wstała. Josh wydostał się z łóżka i poszedł do łazienki, skąd po porannej toalecie skierował się do kuchni. Pani Lilian siedziała na wysokim stołku przy stole kuchennym i czytała gazetę, najpewniej wczorajszą, bo dziś była niedziela.

– Dzień dobry – przywitał się Josh niegłośno.

– Dzień dobry – odpowiedziała, unosząc głowę.

Josha znów uderzyło, jak bardzo matka Alaina jest piękna – i dzisiaj to piękno nie było już krępowane skromnym ubraniem i uczesaniem. Pani Lilian miała na sobie długą do ziemi, czerwoną, na oko jedwabną halkę na ramiączkach – a może to była sukienka – zaś jej włosy spływały burzą jasnych loków na ramiona i na plecy. Josh nigdy u nikogo nie widział tak bujnych włosów i zastanowił się, jakim cudem wczoraj udało jej się je związać.

Woda w czajniku zagotowała się, więc gospodyni wstała ze swojego miejsca i wyłączyła gaz.

– Kawy? Herbaty? – zaproponowała.

– Herbaty, zwykłej czarnej – odpowiedział Josh. – Mogę się do pani przyłączyć?

Popatrzyła na niego z ukosa, po czym kiwnęła głową i sięgnęła do szafki. Josh usiadł przy stoliku pod oknem. Pani Lilian przyniosła dwa parujące kubki i zajęła wcześniejsze miejsce, tak że teraz siedzieli naprzeciwko siebie.

– Pani Lilian… Ile ma pani lat? – zapytał, choć wiedział, że kobiet o wiek się nie pyta.

– Czterdzieści jeden – odpowiedziała wprost.

– Naprawdę wygląda pani jakieś dziesięć lat młodziej – stwierdził Josh z miejsca. – I… Proszę tego nie zrozumieć źle, ja naprawdę jestem stuprocentowym gejem… Jest pani bardzo piękna.

– Nie obawiaj się, nie mam w zwyczaju odbijać moim dzieciom partnerów – usłyszał ciętą odpowiedź. – Ale za komplementy dziękuję, choć nie sądzę doprawdy, by oba były prawdą.

Josh nie pytał, z którym się nie zgadza. Dmuchał na gorący płyn w kubku, co i rusz wracając wzrokiem do kobiety naprzeciwko. Teraz, kiedy siedzieli tak blisko, widział, że pani Lilian naprawdę ma oczy w tym samym odcieniu zieleni co Alain – wczoraj, przy sztucznym świetle nie mógł być tego pewien. Teraz zauważył nawet, że między rzęsami na dolnej lewej powiece miała identyczną plamkę jak jej syn, i wzbudziło to w nim jakiś zachwyt. Może dopiero teraz tak naprawdę uwierzył, że ta osoba to matka Alaina.

– Chciałem panią poznać – powiedział pod wpływem chwili – więc cieszę się, że zgodziła się pani na nasz przyjazd.

Pani Lilian wzruszyła ramionami, w dość nieokreślony sposób kwitując jego deklarację – jednak kiedy się odezwała, wyraziła się całkowicie wprost, co chyba miała w zwyczaju.

– Dlaczego? – spytała.

"Bo chciałem się przekonać, że nie jest pani tak zła, jak opisuje panią Alain", pomyślał Josh, jednak na głos powiedział co innego:

– Moi rodzice zmarli, kiedy byłem bardzo mały, w ogóle ich nie pamiętam. Dlatego chciałem poznać jedynego rodzica, który Alainowi został. Jedyną rodzinę człowieka, którego kocham.

Pani Lilian upiła swojej kawy. Wciąż nie odrywała od niego wzroku, wyraźnie zamyślona. Z pokoju obok rozległo się skrzypienie i oboje jednocześnie odwrócili głowy w tamtą stronę. Znów zapadła cisza; Alain musiał się po prostu przewrócić z boku na bok i spać dalej.

– Naprawdę go kochasz – powiedziała wreszcie pani Lilian z jakąś niechęcią i zdumieniem.

Josh uśmiechnął się mimowolnie – miłość do Alaina zawsze go ogrzewała.

– Pewnie – przyznał otwarcie. – Pomógł mi wielokrotnie, właściwie raz nawet ocalił mi życie. I mówię to zupełnie poważnie. Gdyby się wtedy nie pojawił, nie byłoby mnie tutaj.

– Ale przecież zrobił ci też krzywdę, sam o tym opowiedział, jak tu był ostatnio.

– Wie pani, ludzie chyba zawsze się krzywdzą nawzajem, często nawet nie mając takiego zamiaru. Wydaje mi się, że jak długo można być pewnym ich dobrych intencji, tak długo da się znosić te niezamierzone krzywdy. Nikt z nas nie jest idealny, nie jesteśmy też swoimi własnymi klonami, żeby się we wszystkim zgadzać. Kiedy spotyka się dwoje ludzi, zawsze będą różnice czy sprzeczne poglądy… A ja przez te lata zdążyłem uwierzyć w to, że jestem dla Alaina ważny, bo dał mi wystarczająco wiele dowodów. Więc jest dobrze. Cały czas uczymy się siebie nawzajem, rozumiemy siebie lepiej, a to tylko wzmacnia nasz związek.

Pani Lilian słuchała go w milczeniu, przyglądając mu się spod lekko zmarszczonych brwi.

– Przepraszam, że tak się rozgadałem – zreflektował się Josh. – A dlaczego pani chciała się ze mną zobaczyć? Bo Alain powiedział, że pierwsze zaproszenie wyszło od pani…?

Odwróciła wzrok do okna, teraz wyglądała na zmieszaną. Zaraz jednak ponownie przeszyła go spojrzeniem zielonych oczu i wiedział, że dostanie odpowiedź.

– Kiedy mój drogi syn zwalił mi się ostatnio na głowę bez zapowiedzi i przesiedział tu ponad tydzień, wyraźnie dał mi do zrozumienia, że świata poza tobą nie widzi – oznajmiła stanowczym tonem. – Chodził jak błędny, nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie, choć jeszcze bardziej dziwiło mnie to, czemu jest tutaj, a nie z tobą. Musiałam go niemal siłą stąd wyrzucić, bo inaczej nie wiem, kiedy zdecydowałby się do ciebie wrócić. Oczywiście, że chciałam poznać człowieka, który do tego stopnia zawrócił mu w głowie… bo ciężko było uwierzyć, że ktoś taki może istnieć w rzeczywistości. I być człowiekiem, a nie aniołem.

Josh stłumił parsknięcie.

– Nie jestem aniołem. Z tymi włosami? – zażartował.

– Ja też nie – odpowiedziała poważnie. – Mimo tych włosów.

Teraz Josh nie zdołał opanować śmiechu, choć starał się nie być za głośno. Kąciki ust pani Lilian drgnęły, ale zamaskowała wesołość ponownym zanurzeniem w kubek.

– Pani Lilian… – odezwał się Josh powoli, kiedy przestał się już śmiać. – Naprawdę nie ma pani nic przeciwko temu, że Alain jest z mężczyzną? – zapytał, ocierając oczy.

Matka Alaina pokręciła głową.

– Jeśli sam tego chce, to co mnie do tego? – spytała rzeczowym tonem. – Poza tym… widzę przecież, że nie wyszedł na tym źle. Na pewno lepiej niż…. – Urwała i pokręciła głową, a potem wstała. – Pora zrobić śniadanie. Co wy tam jadacie w Paryżu w dni wolne?

– Um… Kanapki, grzanki, jajka, takie tam – odparł Josh.

– Coś podobnego, my tutaj też – rzuciła pani Lilian z udawanym zdumieniem, nalewając świeżej wody do czajnika. – Jeśli chcesz, możesz mi pomóc… albo iść obudzić tego lenia, bo robię się naprawdę głodna. Pomyślałby kto, że spędziliście pół nocy na nie wiadomo jakich bezeceństwach, ale było tak cicho, że to aż podejrzane. Naprawdę nie musicie się mną krępować. Przecież wiem, że młodzi mężczyźni mają pod tym względem spore potrzeby…

Josh uciekł z kuchni z płonącymi uszami.



Cztery dni w Exato minęły Alainowi bardzo szybko. Pogoda dopisała, więc Joshua codziennie wyciągał go na spacery, by nie męczyć Lilian ich ciągłą obecnością. Spodobała mu się promenada nad rzeką oraz park, gdzie mogli podziwiać jesienne barwy. W domu czas spędzali na jedzeniu i rozmowach. O dziwo nie doszło do żadnej poważnej awantury, choć Lilian nie byłaby sobą, gdyby przebierała w słowach oraz przynajmniej raz na godzinę nie rzuciła jakiegoś nieprzyjemnego komentarza pod jego adresem; te zresztą po Alainie spływały jak woda. Joshua zgodnie z zapowiedzią entuzjastycznie pomagał w gotowaniu, Alain zaś wykonał kilka wymagających męskiej ręki prac domowych, jednak poza tym oddawali się słodkiemu lenistwu.

Wyglądało na to, że Lilian i Joshua przypadli sobie do gustu, choć Alain niezupełnie rozumiał, jak to było możliwe w przypadku kogoś takiego jak jego matka. Joshua prawdopodobnie byłby w stanie zaprzyjaźnić się z absolutnie każdym – biorąc choćby pod uwagę, że zdołał oswoić jego samego. Kiedy w czwartek rano zebrali się w podróż powrotną, Alain przyznawał, że przyjazd tutaj – wbrew przypuszczeniom – nie zakończył się katastrofą, choć słowa, które w drzwiach powiedziała Lilian, wprawiły go w taki wstrząs, że dopiero na dworcu uświadomił sobie, że zapomniał się pożegnać. Lilian bowiem rzuciła zupełnie swobodnie: "Przyjedźcie na święta"… a Joshua entuzjastycznie się zgodził za nich obu.

W pociągu do Idealo odważył się wreszcie zapytać, co Joshua sądzi o jego matce, bo podczas pobytu u niej nie rozmawiali o tym. Joshua uśmiechnął się i stwierdził:

– Nie wydaje się taka zła. – Potem jednak wyraźnie się zreflektował, ponieważ zrobił poważną minę i dodał: – Znaczy się, muszę ją oczywiście lepiej poznać – ale było za późno.

– Naprawdę uważasz, że nie jest taka zła? – spytał Alain, nie mając pojęcia, czy powinno go to cieszyć czy wręcz przeciwnie.

Joshua ściągnął usta, które wyraźnie układały się w uśmiech.

– Jak by to powiedzieć… Ma charakter i temperament. Może nie jest najmilszą osobą pod słońcem, ale wygląda na to, że nie nienawidzi ani mnie, ani ciebie, ani nas razem. Czego więcej mógłbym wymagać? Jest jaka jest. Wierz mi, spotkałem w życiu znacznie gorszych ludzi. A z nią da się bardzo fajnie porozmawiać, kiedy trafi się dobra chwila. I uczyła mnie gotować. I nawet mówiła o mnie dobrze. I…

– Jezu Chryste… Ty naprawdę ją polubiłeś…! Po niespełna pięciu dniach znajomości – Alain przerwał tę litanię z jękiem, choć właściwie nie wiedział, czy rzeczywiście jest to powód do rozpaczy. Może po prostu stawiało na głowie jakiś porządek świata, w którym dotąd żył.

Joshua odwrócił głowę, ale nie zdołał ukryć uśmiechu.

– Muszę ją lepiej poznać – powtórzył. – Dobrze, że do świąt tylko dwa miesiące.




Millenium, "Loser"



Część IV | główna | rozdział 2