– W drugiej klasie liceum wbiłem sobie do głowy, że Alain zostanie moim chłopakiem – oświadczył Josh radośnie pani Lilian, gdy podczas krojenia gotowanych warzyw do sałatki zapytała go, jak to z nimi dwoma właściwie było. Był początek lutego i przerwa semestralna, a Josh tak długo namawiał Alaina, że ten zgodził się na wyjazd do Exato, ale tym razem tylko na dwa dni. Narzekał przy tym, że naprawdę mogliby spędzać czas wolny w lepszy sposób, niż tłuc się pociągiem na drugi koniec kraju i z powrotem – i to zaledwie miesiąc po poprzednim wyjeździe. Josh doszedł do wniosku, że musi przystopować, bo inaczej Alain naprawdę straci cierpliwość i powie, że nie zamierza więcej matki odwiedzać, i koniec. Oznajmił, że rozumie punkt widzenia swojego partnera, w związku z czym następna wizyta u pani Corail będzie dopiero pod koniec kwietnia, na Wielkanoc, kiedy to zaczynały się ferie, a jeszcze następna – podczas wakacji letnich. Wzrok Alaina mówił, że Josh bynajmniej nie rozumie. – To może kiedyś pojedziemy dla odmiany odwiedzić tego twojego wuja w Tuluzie? – rzucił Alain z urazą, na co Josh przestał się uśmiechać i energicznie pokręcił głową. – Teraz rozumiesz mój punkt widzenia. Wylądowali więc u pani Lilian, a Josh zdał sobie sprawę, że po dwóch wizytach tutaj zaznajomił się z tym mieszkaniem i nawet miasteczko nie wydawało mu się więcej takie brzydkie. Tym razem główna ulica została przyozdobiona z okazji karnawału, zaś atmosfera panowała zupełnie inna niż podczas Święta Zmarłych czy Bożego Narodzenia. Pani Lilian też wydawała się jakaś bardziej rozluźniona, choć to może wynikało z faktu, że zdążyła się już przyzwyczaić do Josha – inaczej by chyba nie zadawała takich bezpośrednich pytań o ich życie prywatne. – Ale czemu? – rzuciła, sprawiając wrażenie, że nie może tego pojąć. Josh pomyślał, że to jest poniekąd zabawne – choć w gruncie rzeczy było dość przykre – że Alain nie mógł zrozumieć, dlaczego Josh chce się zadawać z panią Lilian, a pani Lilian nie mogła zrozumieć, dlaczego Josh chce się zadawać z Alainem. – Chyba zrobił na mnie wrażenie – odparł z uśmiechem. – Raczej nie dobre…? – Pani Lilian, ja bardzo panią proszę… – No ale przecież z tego, co słyszałam, mój syn nie prowadził się w liceum przyzwoicie – powiedziała tonem obrony. – Dostałam nawet wiadomość od dyrekcji szkoły… Nie mówiąc już o tym, że powtarzał wtedy klasę. Czym on mógł zrobić dobre wrażenie? Josh postanowił, że tym razem jeszcze się na nią nie zdenerwuje, zwłaszcza że w sumie – pomijając praktykę krytykowania Alaina absolutnie za wszystko – mówiła do rzeczy. – Chce pani o tym posłuchać? – Przecież sama pytam – burknęła i wrzuciła pokrojone ziemniaki do miski. – Ale ja będę mówił o sprawach poprzedzających moje spotkanie z Alainem – uprzedził Josh. – Mamy jeszcze jakieś pół godziny roboty – zauważyła z przekąsem. Uśmiechnął się. – Generalnie chodzi o to, że zawsze byłem mały i szukałem opieki u starszych mężczyzn. Teraz pani Lilian odwróciła się do niego i popatrzyła jak na kosmitę. – Właściwie to jednak nie jestem pewna, czy chcę o tym wiedzieć… – mruknęła. Josh zaśmiał się. – Nie, to nie tak, jak pani myśli – poprawił się. – Trochę źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że mężczyźni starsi i więksi ode mnie jakoś dawali mi poczucie bezpieczeństwa. Ma to pewnie związek z moim przybranym dziadkiem, który zabrał mnie z sierocińca i dał mi dom. On był dla mnie takim pierwszym dużym i bezpiecznym człowiekiem. – Przecież małemu dziecku każdy dorosły wydaje się duży – zauważyła pani Lilian nie bez racji. – Oczywiście – zgodził się Josh. – Nie zmienia to faktu, że potem zawsze najlepiej czułem się w towarzystwie dużych, czyli starszych, mężczyzn. Przed Alainem zdążyłem się zakochać w opiekunie internatu i nauczycielu wychowania fizycznego. I naprawdę zawsze byłem niski. Na początku liceum miałem ledwo metr sześćdziesiąt, dopiero w trzeciej klasie zacząłem rosnąć i ostatecznie doszedłem do tych stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów. – Miał na tym punkcie prawdziwą obsesję – wtrącił Alain z salonu; jak zawsze przysłuchiwał się ich konwersacji. – Prawie w każdej rozmowie wspominał, jaki to jest mały. – Na pewno nie w każdej! – zaprotestował Josh. – No ale ty ze swoimi stu osiemdziesięcioma siedmioma byłeś całe dwadzieścia pięć centymetrów wyższy ode mnie, więc oczywiście, że przy tobie czułem się mały. – A skąd ty wiedziałeś, ile mam wzrostu? – zainteresował się Alain. – Masz miarkę w oczach? Josh zastanowił się. Właściwie skąd wiedział? Ach. – Podczas badań profilaktycznych w ostatniej klasie gimnazjum rozmawiałem o swoim wzroście z lekarzem i on wspomniał coś w stylu: "Nawet Alain Corail nie był w gimnazjum olbrzymem, a teraz ma metr osiemdziesiąt siedem i jest najwyższy w liceum". Alain zajrzał do kuchni, a na jego twarzy kompletne niedowierzanie mieszało się z czymś na kształt niechętnego podziwu, przy czym niedowierzania było znacznie więcej. – W gimnazjum…? – zapytał. – No. – Naprawdę zapamiętałeś coś takiego? – Alain wyraźnie był tym wstrząśnięty. – To ja się w ogóle nie dziwię, że skończyłeś tę szkołę z najlepszym świadectwem. – Zapamiętałem dlatego, że, jak sam wspomniałeś, byłem zafiksowany na swoim niskim wzroście – wyjaśnił Josh. – Ktoś, ktoś miał metr osiemdziesiąt siedem, był dla mnie bogiem. Chyba sobie wtedy nawet pomyślałem: "To ludzie mogą być tak wysocy?". Moje świadectwo nie ma z tym nic wspólnego… Mina Alaina mówiła, że nie czuł się przekonany. – Wracając jednak do tematu – wtrąciła pani Lilian. – Mówisz, że przed Alainem ktoś był? – Był jak był – odparł Josh, siekając marchew. – To były tylko takie jednostronne zakochania. Pani Lilian zerknęła na niego z ukosa i przez chwilę tylko na niego patrzyła. – Trochę mi ulżyło – rzuciła wreszcie. – Jakoś wyobrażałam sobie, że to mój syn, w dodatku do wszystkiego innego, sprowadził cię na złą drogę. Znaczy, skrzywił cię na resztę życia. – Jeśli już, to prędzej ja skrzywiłem jego… – mruknął Josh, czerwieniąc się. – Rzeczywiście – prychnął Alain, po czym wrócił do siebie, to znaczy do salonu. – Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie: czemu Alain? – przypomniała pani Lilian. – Już mówię… No więc jak już byłem w liceum, zacząłem przyglądać się starszym chłopakom… czwartoklasistom. A na Alaina ciężko było nie zwrócić uwagi. – Przecież on się chyba w szkole pojawiał wyrywkowo…? – Tym większe robił wrażenie – odparł Josh ze śmiechem. – Kompletnie cię nie rozumiem – mruknęła pani Lilian z dezaprobatą. – Jakoś tak zupełnie instynktownie mnie do niego ciągnęło – mówił dalej Josh. – Może dlatego, że wydawał się znacznie dojrzalszy od swoich rówieśników. Nie mówiąc już o tym, że był bardzo przystojny, wysoki, pociągający i miał duże dłonie. Nie bardzo miałem kolegów w swojej grupie wiekowej, więc coraz częściej przebywałem w towarzystwie Alaina, ale wtedy nie wiązało się z tym nic szczególnego. Dopiero w drugim semestrze drugiej klasy zorientowałem się w moich uczuciach… w tym, że jestem do szaleństwa zakochany. – A nie wstyd ci tak o tym opowiadać? – dobiegło z salonu. – A to jest jakiś powód do wstydu? Że cię kocham, Alain? – zawołał. Odpowiedziała mu wymowna cisza. – W każdym razie byłem pewny, że to też będzie takie jednostronne zakochanie – kontynuował – ale wtedy nasz wspólny znajomy, Robert Jade, powiedział… – Boże, co robi Robert w tej historii?! – zapytał Alain, ponownie stając w drzwiach. – Weź ty może sobie lepiej usiądź. – Pani Lilian machnęła nożem, wskazując stołek pod oknem. – No jak to? – rzucił Josh, marszcząc czoło. – Przecież przyszedł do mnie kiedyś, jak cię szukał. Właściwie to szukał Georgesa, a ty chyba wtedy z nim byłeś, nie? To ode mnie miał twój numer. Powiedziałem mu nawet, gdzie się według mnie wybrałeś. – Znowu ta twoja pamięć… Jak można zapamiętać takie drobiazgi? – Alain pokręcił głową. – Oj już przestań, może miałem pamięć fotograficzną, nie wiem – odparł Josh zniecierpliwiony; naprawdę nie uważał tego za istotne. – Nieważne. Potem na wiosnę, jak już ci dwaj postanowili skonsumować swój związek, Robert przyszedł do mnie po poradę i… – Jaką znów poradę? – jęknął Alain. – No odnośnie seksu między mężczyznami – odparł Josh, stwierdzając oczywistość. – Nie żebym miał w tym doświadczenie… ale miałem odpowiednie książki. – Zaraz, zaraz… – Alain wyraźnie nad czymś myślał. – To dlatego wtedy… powiedziałeś, że mnie też nauczysz…? To pierwszy był Robert? A może więcej było tych uczniów? – No co ty. Nawet jeśli chłopaki w internacie coś podejrzewali, to przecież nie rozpowiadałem na lewo i prawo, że jestem gejem. Jednak Robert… wiedział – mruknął Josh, ale potem zamilkł. Nie zamierzał wspominać, że sam się z tym przed Robertem zdradził, a jeszcze mniej, w jakich to nastąpiło okolicznościach… Tego jednego jego partner nigdy nie mógł się dowiedzieć. – I co? Po prostu zapukał do ciebie i powiedział, że chce się dowiedzieć, jak… jak robi się to z innym chłopakiem? – spytał Alain, a w jego głosie mieszały się ironia i zaskoczenie. – Dokładnie tak – zapewnił go Josh, kiwając głową. – Nie wierzę. – To nie wierz. – Josh wzruszył ramionami. – Kilka razy do mnie zachodził, ale potem już właściwie tylko pożyczał te książki, a rozmawialiśmy o czym innym. – O czym? – Między innymi o tobie. Alain popatrzył na niego, a potem pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedziałeś mu…? – zapytał słabo. – Że… że myślisz o mnie w taki sposób? – Sam się domyślił – wyznał Josh. – Właściwie to przekonał mnie do tych, nazwijmy to: lekcji, właśnie obietnicą, że mi o tobie opowie. W kuchni zapadła cisza przerywana jedynie odgłosem siekania i krojenia. – Trochę mnie dziwi, że jesteście ze sobą… Ile? Półtora roku? I dotąd o tym nie rozmawialiście…? – odezwała się w końcu pani Lilian, a w jej głosie brzmiała jakby nagana. – Jakoś nie było okazji, żeby o takich szczegółach wspomnieć – odparł Josh lekko. – Zresztą nie uważałem ich za jakieś istotne, zawsze wolę skupiać się na teraźniejszości i przyszłości. Ale wracając do głównego wątku. Kiedy Robert mi tak w twarz powiedział, że… Właściwie to do tej pory pamiętam jego dokładne słowa: "Co zrobisz z Alainem, kiedy go w końcu dostaniesz?". Rozumiesz? Robert założył, że tak się stanie, podczas gdy ja nawet niczego w związku z nami nie planowałem. Ale to jedno zdanie sprawiło, że postanowiłem spróbować. I tak powstał wielki plan pod tytułem: "Jak uwieść Alaina Coraila w dwa miesiące" – oświadczył wesoło, a potem pokręcił głową. – Byłem wtedy strasznie egoistyczny – dodał. – Egoistyczny? Czemu? – zdziwiła się pani Lilian. – No bo myślałem tylko o zaspokojeniu własnych potrzeb, a prawie wcale o drugiej stronie. – Co w tym dziwnego? To normalne, kiedy się jest młodym – skomentowała matka Alaina, wzruszając ramionami. – I co? Udało ci się? Chyba nie do końca, hmm…? Josh przez chwilę siekał marchew w milczeniu. – Przez te dwa miesiące zbliżyliśmy się do siebie i chyba nawet zaprzyjaźniliśmy – odezwał się wreszcie. – Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, głównie się razem uczyliśmy, trochę rozmawialiśmy. To już było więcej, niż miałem kiedykolwiek wcześniej, i było strasznie fajne. Nie chciałem tego zniszczyć, nagle wyskakując z wyznaniami miłosnymi… Byłem zupełnie pewny, że wtedy Alain zakończy naszą znajomość. Chociaż z każdym dniem byłem bardziej zakochany i na tamtym etapie już trochę lepiej go znałem… wiedziałem o nim więcej, o jego charakterze, najlepszych cechach, nawet o tym, że naprawdę się mną przejmuje… – powiedział cicho, wspominając tamte, pod każdym względem niezwykłe dwa miesiące, podczas których tak naprawdę zaczęła się jego wspólna historia z Alainem. – Czyli to koniec końców ja zniszczyłam wasz piękny romans? – rzuciła pani Lilian ironicznie. – Bo kazałam Alainowi przyjechać tutaj… – Nie – przerwał jej Alain stanowczym tonem, a Josh pokręcił głową. – Jedno nie miało z drugim nic wspólnego. – Ale przecież pamiętam, jaki byłeś wściekły, kiedy się tu przeprowadziłeś z Idealo – powiedziała pani Lilian, odwracając się do syna. – Nie dało się z tobą porozmawiać… – To nie dlatego – powtórzył Alain, patrząc gdzieś w dal. – To dlatego, że… To przez moją głupotę, niedojrzałość… – Zniżył głos. – Ale nawet nie chcę wspominać, co się potem działo. Joshua wie… w ogólnym zarysie, ale to było straszne. To były straszne trzy lata. – Moje trzy lata też były straszne – powiedział Josh szeptem. – I też wolę ich nie wspominać. Powiem tylko, bo uparcie wracasz do mojego świadectwa końcowego, że po twoim… po tym, jak wtedy zniknąłeś… nie zostało mi nic innego, jak skupić się na nauce. Tylko w ten sposób mogłem przestać myśleć, mogłem skoncentrować się na czymś innym niż… – Urwał. – Wierz mi, wolałbym sto razy bardziej obyć się bez tego wyróżnienia, ale mieć cię przy sobie. Pani Lilian przez moment przenosiła wzrok między nimi dwoma, zanim oznajmiła: – Czyli mój syn uciekł i złamał ci serce – i to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Josh tylko kiwnął głową, bo na chwilę ścisnęło go w gardle. Nie chciał jednak wspominać smutnych rzeczy, tamtych złych trzech lat, kiedy po nich nadeszły lata szczęścia. Odetchnął głęboko i znów był w stanie mówić. – Ale potem znów się spotkaliśmy w Idealo… i wtedy Alain mnie uratował, i wszystko sobie wyjaśniliśmy, i… I od tamtego czasu jesteśmy razem – streścił niezgrabnie. – Dopóki śmierć nas nie rozłączy – mruknął Alain ze swojego miejsca pod oknem, a pani Lilian obrzuciła go zdumionym spojrzeniem. Wyglądała, jakby zupełnie zabrakło jej słów… jakby pierwszy raz słyszała z jego ust takie deklaracje. Josh uśmiechnął się. Znów kroili warzywa, nic nie mówiąc, aż wreszcie wszystko zostało posiekane i wrzucone do dużej miski wraz z jabłkami i groszkiem. Josh umył ręce, a pani Lilian zaczęła mieszać i przyprawiać sałatkę pieprzem i solą, a na koniec dodała majonez. – A powiedz, bo tak już dwa czy trzy razy wspomniałeś o tym, że Alain cię uratował… Co dokładnie masz na myśli? – zapytała w końcu. Josh zerknął na nią. Z jednej strony cieszył się, że wykazywała takie zainteresowanie, ale… – Nie wiem, czy chce pani to wiedzieć… bo to już zupełnie nie jest przyjemne – mruknął. – Życie nie składa się z samym przyjemności – odpowiedziała z miejsca. – Alain też pewnie nie chce tego wspominać… – zaznaczył Josh. – Przeżyję – zapewnił go jego partner, zakładając ramiona na piersi. Josh ponownie spojrzał na panią Lilian. Kiedyś pewnie i tak by jej o tym powiedzieli. – Widzi pani, mam jedną paskudną wadę – oświadczył, siląc się na spokojny ton. – Tak naprawdę to nigdy nie uważałem tego za wadę, a po prostu za sposób bycia… ale mój mądry psychoterapeuta jest innego zdania, więc muszę mu wierzyć. – Widział, że pani Lilian zmarszczyła czoło. – Chodzi o to, że jestem w stanie uzależnić swoje szczęście… zbudować swoje życie w oparciu o jednego człowieka – wyjaśnił. – Rozumie pani, do czego zmierzam? Matka Alaina patrzyła na niego spod ściągniętych brwi; sałatkę przestała mieszać. – Chyba nie próbowałeś się zabić przez mojego okropnego syna…? – zapytała wreszcie z pewnym wahaniem, ale zapytała, więc musiała zrozumieć. Josh kiwnął głową. – Zamierzałem skoczyć z wieży kościoła w Idealo – powiedział perfekcyjnie neutralnym tonem… zupełnie jakby dotyczyło to kogoś innego. – Gdyby Alain pojawił się pięć sekund później, nie rozmawiałbym teraz z panią. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a na jej twarzy nie odbijały się żadne emocje i zastanowił się, czy w ogóle mu uwierzyła. Wtedy jednak odstawiła miskę na stół i podeszła do okna. Oparła się o parapet, odwrócona do wnętrza kuchni plecami. – To by się nadawało na powieść – Josh usłyszał w końcu jej głos, w którym brzmiała jakaś pretensja, choć niejasnym pozostawało, na kogo była ona skierowana. – Najbardziej tragiczna i dramatyczna miłość. A już myślałam, że to dobrze, że Alain ma chłopaka, bo chłopcy mają grubą skórę i więcej zniosą… Prawie cieszę się, że nigdy nie byłam aż tak zakochana. – Nie zrobiłem tego na pokaz, choć tak to mogło zabrzmieć – Josh poczuł się w obowiązku sprostować. – I na pewno nie jako sposób na przywiązanie Alaina do siebie. Po prostu… źle się wtedy czułem, moja głowa nie pracowała normalnie… To nie była manipulacja. – Nawet o tym nie pomyślałam – powiedziała zdecydowanym tonem, a potem odwróciła się gwałtownym ruchem, aż zafalowały jej bujne loki, i ponownie na niego spojrzała, krzyżując ramiona na piersi. – Ale w tym, co powiedziałeś, jest dużo racji: taki sposób na życie to nie jest zaleta, zwłaszcza gdy chodzi o życie z… – Zacisnęła usta i przekręciła głowę, by popatrzeć na siedzącego obok Alaina. – Wygląda, że udało ci się jednak popełnić jakiś dobry uczynek – rzuciła chłodno. – Choć wcześniej zdążyłeś nagrzeszyć tyle, że głowa mała. – Pani Lilian, niech pani przestanie – poprosił Josh. Jemu wspomnienie wydarzeń sprzed dwóch lat nie sprawiało większej przykrości, co najwyżej czuł lekkie zażenowanie, ale Alain prawdopodobnie nigdy nie zdołał wyzbyć się poczucia winy, więc takie słowa musiały być jak rozrywanie rany, która nigdy do końca nie zdołała się zagoić. Alain jednak pokręcił głową, a potem spojrzał na matkę. – Zgadza się – odparł, patrząc jej prosto w oczy. – Ale dzięki niemu… dzięki Joshui zostałem ocalony i… dostałem drugą szansę. Nie zamierzam jej zmarnować – oświadczył, a w jego głosie była determinacja, której Josh wierzył bez zastrzeżeń i która sprawiła, że pomyślał sobie: "Tak bardzo cię kocham". Pani Lilian odwzajemniała spojrzenie Alaina i wydawało się Joshowi, jakby matka i syn toczyli w ciszy jakąś walkę. Zegar na lodówce tykał, zza okna dobiegło szczekanie psa, w rurach coś zaczęło piszczeć. Na dworze szarzało zimowe popołudnie, któremu bliżej już było do wieczora, zwłaszcza że dzień był od rana pochmurny. Na piętrze trzasnęły drzwi i ktoś zbiegł na dół w wielkim pędzie. Wreszcie matka Alaina odwróciła wzrok, zupełnie jakby przegrała to starcie, jednak nie wydawała się tym przejmować. Popatrzyła na Josha – który uświadomił sobie, że wstrzymywał oddech – kiwnęła głową i powiedziała tylko: – Dobrze. Następnego dnia, kiedy Joshua spytał: – Była pani kiedyś zakochana, pani Lilian? – Alain pomyślał, że jakiś porządek świata stanął na głowie, bo ludzie, którzy przecież prawie się nie znali, nie powinni otwarcie mówić o takich rzeczach. Zwłaszcza gdy jednym z tych ludzi była jego okropna matka. Przysłuchiwał się jednak uważnie, tak jak wszystkim wcześniejszym rozmowom, jeśli tylko był przy nich obecny – z jakiegoś powodu najlepiej gadało im się w kuchni, przy gotowaniu, kiedy Alain zwykle robił coś w salonie (albo, jak teraz, leżał bezczynnie wyciągnięty na kanapie). A kiedy dowiadywał się jakichś nowych rzeczy, nieprzyjemnym uczuciem napełniał go fakt, że dotąd nie miał o nich pojęcia, choć w pewien sposób tyczyły się jego samego. Po prostu nie zapytał, może nawet nie wiedział, że mógł zapytać. O ile było to jeszcze zrozumiałe w przypadku matki, z którą właściwie chciał mieć do czynienia tak mało, jak to było możliwe – o tyle w przypadku Joshui, który był całym jego światem, taka ignorancja nie świadczyła o nim dobrze jako o partnerze. Usiłował się usprawiedliwić przed samym sobą tym, że nigdy nie chciał ingerować w prywatne sprawy innych ludzi – tak samo jak nigdy nie życzył sobie, by ktoś wtrącał się w jego własne, i nie lubił opowiadać o sobie – ale czy tak naprawdę nie chodziło o brak zainteresowania? Zadowalał się sytuacją, obecnością Joshui obok i dzieleniem z nim życia, i nigdy o nic nie pytał – o przeszłość, o wydarzenia, które działy się poza ich własnym światem, o ludzi, z którymi Joshua utrzymywał kontakty… Jednak Joshua był inny: chciał wiedzieć, był zainteresowany, więc odważnie zadawał pytania, nie przejmując się tym, że może dostać negatywną odpowiedź. Oczywiście Joshua był znacznie bardziej śmiały od niego, znacznie łatwiej podejmował decyzje – jeśli miał do wyboru: cofnąć się albo zrobić krok naprzód, zawsze wybierał to drugie. Cóż, w oczach Alaina był istotą idealną – nieważne co sam o sobie uważał – więc to się pewnie zgadzało. I teraz Alain widział, że zadawanie pytań ma znaczenie – że nie zawsze jest bezwstydnym wścibstwem, które w najgorszym wypadku może doprowadzić do krzywdy – ale często jest wręcz potrzebne. Kiedy ktoś zadaje pytania po to, by jak najlepiej poznać i zrozumieć drugą osobę, wówczas chętniej otrzymuje odpowiedź. Przypomniały mu się słowa tej doktor psychiatry z Paryża, które usłyszał w trakcie swojego pobytu w szpitalu: "Nikt nie umie czytać w myślach, więc tylko słowami jesteśmy w stanie przekazać drugiemu człowiekowi, co mamy w głowie". Jednak mało kto sam z siebie będzie opowiadał o sprawach, o których nawet nie wie, czy druga strona chciałaby wiedzieć, dlatego zachęta ma ogromne znaczenie. Lilian pytała Joshuę, a on odpowiadał. Joshua pytał Lilian, a ona odpowiadała – o tym, czym Alain nigdy się nie zainteresował. I kiedy słuchał jej odpowiedzi, uświadamiał sobie jakby na nowo… jakby pierwszy raz w życiu, że jego matka jest takim samym człowiekiem jak inni, choćby często zdawała się jakimś wybrykiem natury. Że ma swoje uczucia i opinie, i ma do nich prawo; że ma za sobą trudne przeżycia, które odcisnęły na niej piętno; że ma relacje z ludźmi, którzy są dla niej mniej lub bardziej ważni. Że może jednak ona i on mają ze sobą więcej wspólnego niż tylko krew. – Nie wiem – odpowiedziała po dłuższej chwili Lilian na pytanie Joshui. – Ale przecież miała pani dwóch mężów – zdziwił się Joshua, a Alain zastanowił się, czy w wieku dwudziestu jeden lat jego partner wciąż wierzył, że ludzie pobierają się tylko z miłości. – Nie miałam dwóch mężów, tylko jednego – poprawiła Lilian. – I o jednego za dużo – dodała z irytacją. Joshua milczał przez chwilę i Alain podejrzewał, że zastanawia się, o którego powinien zapytać. – Jeśli dobrze liczę, była pani bardzo młoda, kiedy Alain się urodził, prawda? – Joshua zaczął od innej strony. – Dwa tygodnie wcześniej skończyłam osiemnaście lat – mruknęła Lilian. – A dwa tygodnie później odbierałam dyplom szkoły pielęgniarskiej. Szczęście w nieszczęściu… Alain zacisnął zęby. Jasne, mógł się domyślić, że zajście w ciążę w wieku siedemnastu lat było nieszczęściem… Zwykle starał się nad tym nie zastanawiać, bo gdyby się zastanowił, świadomość wywołałaby poczucie winy, choć tak naprawdę to nie była jego wina. – Ale jednak zdecydowała się pani Alaina urodzić – dobiegł go głos Joshui i te słowa jakby przywróciły światło. – Mimo że jego… Mimo że tamten człowiek nie był pani mężem. – Miałam siedemnaście lat, byłam zauroczona – odparła Lilian tonem wyjaśnienia. – Nie, w dalszym ciągu nie mogę powiedzieć, że byłam zakochana – zaznaczyła ze zdecydowaniem w głosie. – Po prostu w szkole były tylko dziewczyny… a większość z nich zupełnie głupia. Przez większość czasu trajkotały na temat chłopaków, przechwalały się, która zdążyła już jakiegoś znaleźć, jak to dziewuchy. Przez dwa lata przebywania w takim środowisku człowiek sam zaczynał uważać, że w życiu najważniejsze jest znaleźć mężczyznę. Głupia byłam jak one. I kiedy pod koniec drugiej klasy zaczął mnie adorować ten dżentelmen, który, jak się później okazało, żadnym dżentelmenem nie był, ale był wysoki, przystojny i dobrze ubrany, straciłam głowę. Miałam siedemnaście lat – powtórzyła – a on był kilka lat starszy i wydawał mi się idealnym kandydatem na partnera. No i pochlebiało mi jego zainteresowanie, zwłaszcza że nie miałam wcześniej żadnych kontaktów z chłopakami… – Pani Lilian, przepraszam, że pani przerwę – wtrącił Joshua. – Przecież z taką urodą powinna się pani opędzać od adoratorów – oświadczył, a Alain prawie wywrócił oczami. – A gdzie ich miałam znaleźć? W szkole dla dziewczyn? Akurat mnie w tamtym wieku nie interesowała własna płeć – odcięła się Lilian kąśliwie. – No i miałam krótkie włosy – dodała, jakby to cokolwiek wyjaśniało. Joshua już nic więcej nie powiedział i przez chwilę z kuchni dobiegał tylko odgłos palnika gazowego i mieszania w garnku. – Chcesz wiedzieć więcej? – spytała wreszcie Lilian. – Chcę – odpowiedział Joshua z miejsca. – Przychodził z kwiatami, zabierał mnie po zajęciach do kawiarni. Byłam głupią gęsią, a trwała wiosna. Pierwszy adorator, pierwszy pocałunek, komplementy, obietnice, deklaracje. Nic nie mogłam zrobić, nie protestowałam przeciw niczemu… Poszliśmy do łóżka kilka tygodni później. Nawet tego nie pamiętam, więc chyba nie było jakoś super – dodała z ironią, ale coś w jej głosie zgrzytnęło. – Pozostałe kilka razy też… Kiedy przyszło lato, okazało się, że będziemy mieć dziecko… Znów zamilkła na dłuższą chwilę, ale tym razem Joshua nie musiał się dopraszać o ciąg dalszy, ponieważ wkrótce sama wznowiła opowieść. – A kiedy lato się skończyło, okazało się, że nie "będziemy mieć dziecko", tylko "ja będę mieć". Mój cudowny wielbiciel przestał przychodzić, przestał odbierać telefony. W ogóle zniknął z miasta. Ja wciąż wierzyłam, że wróci. Naiwnie sądziłam, że kiedy urodzę jego dziecko, opamięta się i stanie na wysokości zadania. Nawet nazwałam Alaina na… – Urwała, ale Alain wiedział, co chciała powiedzieć. Wiedział, że jego biologiczny ojciec miał na imię Albert, i tylko tyle. – Oczywiście nic z tego nie wyszło, nic dobrego w ogóle z tego nie wynikło, a moja matka rozchorowała się ze wstydu, jaki jej przyniosłam, i zmarła w ciągu pół roku – powiedziała Lilian chłodnym, napastliwym wręcz tonem. Joshua milczał, a Alain spytał sam siebie, czy na pewno chce tego słuchać – jakaś jego część mówiła mu jednak, że wręcz powinien. – Może zresztą to nie przez wstyd, tylko przez fakt, że sama przeżyła dokładnie to samo, kiedy mój ojciec zostawił ją po trzech latach małżeństwa – mówiła dalej Lilian. – Pewnie więc to, co mnie spotkało, było jak przeżywanie jeszcze raz tego, czego sama doświadczyła w młodości. Mimo to jakoś nigdy nie powiedziała o moim ojcu złego słowa, więc chyba dorosłam w przekonaniu, że mężczyźni mogą postępować z kobietami, jak chcą. – Musiało być pani ciężko – powiedział cicho Joshua, a Alain w duchu pomyślał, że nie może się z nim nie zgodzić. Przez moment był bardzo szczęśliwy, że – na ile się orientował – nie zrobił żadnej dziewczynie dziecka. – Lekko na pewno nie było – zgodziła się Lilian z Joshuą, choć jej głos pozbawiony był emocji. – Miałam osiemnaście lat i byłam sama na świecie z noworodkiem, a moim jedynym osiągnięciem był dyplom szkoły pielęgniarskiej, ale przecież nie mogłam iść do pracy. Miałam jednak dom i oszczędności po matce, co wystarczyło na skromne życie. Kiedy Alain skończył rok, znalazłam zatrudnienie, a do niego wynajęłam opiekunkę. Było jasne, że tamten człowiek nie zamierza wrócić i zająć się nami. Wpisałam jednak do aktu urodzenia Alaina jego imię… wtedy jeszcze było możliwe, że matka dziecka wskazuje ojca, nawet jeśli sam ojciec tego nie potwierdził… i potem okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. I że w sumie miałam wielkie szczęście, że jednak nie założyłam z tym człowiekiem rodziny – mruknęła, a potem dodała jeszcze: – Choć i tak wpadłam z deszczu pod rynnę… – W tej historii, i nie tylko w tej, strasznie dużo jest uciekających rodziców – skomentował Joshua po chwili ciszy, z niezadowoleniem, choć Alain wiedział, że ta krytyka nie jest skierowana na Lilian, tylko na niesprawiedliwy, zły świat i słabych ludzi. – Tylko jeden nie uciekł, choć tak byłoby o wiele lepiej… – mruknęła Lilian. – Ale myślę, że istnieją także porządni rodzice – dodała głośniej. – To prawda. W takich chwilach zwykle dochodzę do wniosku, że cieszę się, że moi rodzice mnie nie porzucili… Przez dwadzieścia lat podświadomie obawiałem się, że to było powodem, dla którego znalazłem się w sierocińcu – powiedział Joshua. – To teraz niech pani opowie mi o… – Wspominałeś, że twoi rodzice zginęli w wypadku – przerwała mu Lilian, zupełnie ignorując jego pytanie; najwyraźniej na opowiadanie o "panu Corailu" nie czuła się gotowa. – I że dowiedziałeś się o tym dopiero w zeszłym roku, tak? Alain uśmiechnął się pod nosem. Lilian wiedziała – albo instynktownie wyczuwała – w jaki sposób może nakłonić Joshuę do zmiany tematu. – Tak, wciąż trudno mi w to uwierzyć – odparł Joshua z entuzjazmem, który zawsze pojawiał się w jego głosie, kiedy mowa była o jego cudem odnalezionych, choć wciąż świętej pamięci rodzicach. – Do tej pory miewam chwile, kiedy wydaje mi się, że to nie może być prawda… Zagłębił się w opowieść o tym, jak poznali się jego rodzice, choć przecież zrobił to już podczas poprzedniej wizyty. Alain jednak wiedział, że Joshui absolutnie nie przeszkadza powtarzanie tej historii, a wręcz przeciwnie. Może nawet było tak, że im więcej razy ją opowiadał, tym mocniej wierzył, że wydarzyła się naprawdę…? – Mówię o tym, choć sam tego nie widziałem – wtrącił w rozmowie przepraszającym tonem. – Dowiedziałem się tylko od mojego wuja… I od przełożonej pielęgniarek z tamtego szpitala. – Przecież żadne dziecko nie widziało, jak poznali się jego rodzice – zauważyła trzeźwo Lilian. – A ja ci coś mówiłam na temat tego nieustannego przepraszania. – Prawda, prze… Znaczy się… W każdym razie uważam, że to jest bardzo piękne… Alain wrócił w myślach do zeszłego lata, gdy po niespodziewanej – wynikającej z jego własnej głupoty – rozłące Joshua i on znów byli razem. Spędzili ze sobą kilka dni w Sainte-Jeanne, a potem, gdy praktyka Joshui dobiegła końca, a Alain miał jeszcze trochę urlopu, pojechali do Esperanto. Odwiedzili miasteczko z sierocińcem, w którym Joshua znalazł się po – teraz już było wiadomo – śmierci rodziców. Odwiedzili miasteczko sąsiednie, gdzie miał miejsce wypadek, w którym zginęli… oraz cmentarz, na którym pochowano ich szczątki. Pamiętał, że Joshua stał wtedy długo w milczeniu nad kamieniem nagrobnym, w którym wyryto jedynie: N.N. & N.N., a pod spodem rok ich śmierci. Kiedy jednak Alain chciał odejść, by nie przeszkadzać mu w tej chwili osobistego smutku, Joshua złapał go za rękę, dając mu znak, by został. Stał więc tam z nim przed grobem jego rodziców – jakby Joshua go im przedstawiał – a w jego głowie tłukła się myśl, że nie jest w stanie tak naprawdę pojąć emocji swego ukochanego, bo jego matka żyje. Alain pamiętał wyraźnie, że w tamtym momencie ta świadomość napełniła go ulgą – nawet wiedząc, że z tego powodu nie może w pełni zrozumieć uczuć Joshui, i nawet uważając swoją matkę za najokropniejszą osobę na świecie. To pierwsze tylko wzmocniło pragnienie, by wspierać Joshuę jeszcze bardziej – bo był jedyną rodziną w jego życiu – to drugie zaś… Cóż. Wiedział, że nie nienawidzi swojej matki. Nie cierpiał jej, z wielkim trudem tolerował jej wiecznie niezadowoloną postawę i krytykę i czuł się lepiej, w ogóle o niej nie myśląc – ale nie nienawidził jej i nigdy nie pragnął, by zniknęła. Była jedyną matką, jaką miał – i, tak naprawdę, nie wyobrażał sobie, by miało jej nie być. Żył teraz z Joshuą, z nim tworzył dom, ale zawsze miał świadomość, że jego matka mieszka w Esperanto, właśnie tutaj, i że jest jego drugim domem. Przecież z jakiegoś powodu w sytuacji kryzysowej, kiedy musiał opuścić Paryż, nie rozważał zupełnie innych opcji, jak tylko przyjechanie tutaj. Czy tego chciał czy nie, ona i on byli połączeni więzią, której nie dało się zerwać. Dzisiaj ta wiedza nie napełniała go taką niechęcią jak wcześniej. Nie był jednak pewien, czy ona uważa tak samo. Był dzieckiem, które przytrafiło się jej zupełnym przypadkiem i wywróciło jej świat do góry nogami. Z pewnością jej życie byłoby łatwiejsze, gdyby nie zaszła wtedy w ciążę… "Jednak zdecydowała się pani Alaina urodzić" – przypomniały mu się słowa, które Joshua powiedział wcześniej. Nawet jeśli jego matka kierowała się głównie myślą, że dziecko sprawi, że ten mężczyzna do niej wróci, nie zmieniało to faktu, że wybrała dla Alaina życie. Choć miała tylko siedemnaście lat, choć nie mogła liczyć na żadną pomoc, postanowiła utrzymać ciążę i urodzić syna. Trudno było jednak oczekiwać, że będzie w takich okolicznościach wspaniałą matką, więc nie powinien mieć do niej pretensji. I chyba nie miał. Skupił się ponownie na opowieści Joshui, a potem znów wrócił pamięcią do tamtej chwili nad grobem. Joshua porozmawiał z zarządcą cmentarza i przekazał mu imiona swoich rodziców. Po namyśle dał mu też numer telefonu do swojego wuja ze słowami, że jeśli Ghislain Lavaud chciałby coś w sprawie szczątków swojej siostry i szwagra zrobić, wówczas on sam nie ma nic przeciwko. Joshua nie czuł się na siłach, by osobiście dzwonić do swojego jedynego krewnego i rozmawiać z nim o tym. Z listu, który otrzymał jakiś czas później, dowiedział się, że jego rodzice rzeczywiście zostali przeniesieni do Tuluzy. – Zdumiewają mnie te wszystkie podobieństwa – głos Joshui wdarł się w jego rozmyślania, choć Alain w pierwszej chwili nie miał pojęcia, o czym mowa. – Moja matka także urodziła mnie bardzo młodo, a mój ojciec też był pielęgniarzem. Mam z panią coraz więcej wspólnego, pani Lilian. Odpowiedzią była długa i wymowna cisza, jakby Lilian nie wiedziała, czy powinno ją radować czy wręcz przeciwnie. Joshua zresztą wytrzymał tylko chwilę, zanim znów się odezwał. – Naprawdę cieszę się, że mogłem panią poznać, i przepraszam, że nie stało się to wcześniej – powiedział. – Znaczy się, Alain… A pani… – zaplątał się. – Alain nie miał najmniejszej ochoty nie tylko ci mnie przedstawić, ale nawet nie chciał o mnie mówić, tak? – domyśliła się. Teraz to Joshua milczał dłuższą chwilę, kiedy jednak ponownie przemówił, nawet Alain pomyślał, że to już było prawie przesadą. – Nie nienawidzi pani Alaina, prawda? – zapytał człowiek, za którego oddałby życie. Podniósł się i spuścił nogi na podłogę. Zacisnął mimowolnie pięści, oczekując odpowiedzi i nastawiając się na najgorszą. Nawet jeśli matka zdecydowała się go urodzić, nie pamiętał, by kiedykolwiek dała mu do zrozumienia, że jej na nim zależy. To, że nigdy nie usłyszał od niej słów miłości, było najmniej ważnym elementem całości ich wzajemnych stosunków. Przecież on też nigdy jej tego nie powiedział… Nie powiedział tego nawet Grace, choć była mu znacznie bliższa. Świadomość własnej marności łagodził tylko fakt, że potrafił to powiedzieć Joshui – i pamięć o tym rozgrzewała jego serce. Choć chwile mijały jedna po drugiej, od Lilian nie nadeszła żadna odpowiedź – nie potwierdziła, ale też nie zaprzeczyła. Spuścił głowę i zacisnął usta, zdając sobie sprawę, że jednak liczył na… Ale nie mógł być głupi. Nie zrobił nic, za co mogłaby żywić do niego jakieś cieplejsze uczucia. Coś mignęło na obrzeżu jego pola widzenia, więc uniósł wzrok, by spojrzeć tam. Joshua wyszedł z kuchni i stał teraz w salonie, patrząc na niego z łagodnym uśmiechem. Fala czułości zalała jego serce, łagodząc to nieprzyjemne ściskanie. – Pokręciła głową – powiedział Joshua. – Nie mogłeś tego słyszeć, ale pokręciła głową. – Podszedł bliżej i usiadł obok, po czym oparł głowę na jego ramieniu. – Ale z pewnością nie oczekiwałeś innej odpowiedzi…? – dodał ciszej. Alain nic nie powiedział. "Nie oczekiwałem", pomyślał. "Tylko bałem się, że mogę taką usłyszeć." Spontanicznie objął Joshuę i ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi. Joshua uniósł ręce i położył na jego plecach, a potem – jakby odczytując jego myśli – szepnął mu do ucha: – Kocham cię. Alain jedynie objął go mocniej. Wiedział, że dopóki ma Joshuę, będzie w stanie znieść wszystkie mniej doskonałe aspekty życia. – Pani Lilian – zapytał Josh wieczorem, gdy Alain akurat brał prysznic – dlaczego powiedziała pani, że miała pani szczęście, że nie założyła z ojcem Alaina rodziny? Spojrzała na niego przenikliwie, a potem zerknęła w stronę łazienki, po czym wróciła do niego spojrzeniem. – To coś, o czym Alain nie wie, prawda? – domyślił się Josh. – I nie chce pani, żeby się dowiedział…? Wzruszyła ramionami. – Jeśli uznasz za stosowne, możesz mu powiedzieć, mnie nic do tego – odparła, jednak jej głos był cichy. – Kiedy wróciłam tutaj z Idealo, dowiedziałam się, że ten człowiek w międzyczasie bardzo podupadł na zdrowiu… Josh zmarszczył brwi; to jeszcze nie brzmiało jakoś strasznie. Chyba że… – Chorował psychicznie? – spytał równie cicho. Kiwnęła głową. – Na tamtym etapie siedział zamknięty w domu i nikomu się nie pokazywał. Z nikim się nie zadawał, zresztą od dawna nie miał już żadnych znajomych – powiedziała. – Wszyscy myśleli, że zdziwaczał, ale potem zaczął wykrzykiwać z okna jakieś pogróżki, aż w końcu napadł na sąsiadów, bo był pewien, że chcą go zabić. Josh zakrył usta dłonią, by stłumić jęk. Brzmiało to aż za bardzo znajomo. – Zabrali go, jak się później okazało, do szpitala psychiatrycznego, gdzie spędził kilka miesięcy – mówiła dalej pani Lilian. – Wrócił stamtąd w lepszym stanie, przez jakiś czas nawet wychodził do miasta i zachowywał się w miarę normalnie, ale potem widocznie znów mu się pogorszyło, bo sytuacja zrobiła się podobna do wcześniejszej. Tyle że tym razem już nie atakował sąsiadów… tylko się powiesił. Josh poczuł, że ściska go w gardle, i przez dłuższą chwilę nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa – siedział tylko i patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. "Genetyka", tłukło mu się po głowie. Więc jednak Alain był obciążony genetycznie – i to bardzo, bo po krewnym pierwszego stopnia. Z jednej strony ta wiedza sprawiała ulgę… a z drugiej nie. – Przestraszyłeś się? – spytała pani Lilian z sarkazmem. – Chyba nie…? Josh pokręcił głową. – Czy wie pani, że… – zaczął i urwał. To była prywatna sprawa Alaina, nie mógł o tym mówić, na pewno nie jego matce, bo nie był pewien, czy Alain jej o tym powiedział. – Że rok temu był w szpitalu psychiatrycznym? – dokończyła za niego. – Wiem. Joshowi ulżyło. Opuścił rękę na stół. – Alain nie ma schizofrenii – powiedział wciąż cichym głosem, niemal szeptem, ale teraz słowa przychodziły mu łatwo i wręcz czuł przymus mówienia. – W ogóle nie stwierdzono u niego żadnej przewlekłej choroby psychicznej. Nie ma nawet przepisanych żadnych leków, musiał je zażywać tylko przez krótki czas. To był pojedynczy epizod, wywołany stresem. Jest duża szansa, że kolejnych nie będzie, jeśli tylko będzie o siebie dbał, nawet jeśli… nawet jeśli jest obciążony genetycznie. Pani Lilian tylko kiwnęła głową. Na jej twarzy nie było żadnych emocji. – Będziesz… – zaczęła, a potem zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Zastanowił się, co chciała powiedzieć, i chyba się domyślił. – Będę o niego dbał. Zrobię wszystko, by czuł się dobrze – zapewnił z mocą, a potem impulsywnie dodał: – Nie musi się pani obawiać. Pani Lilian znów na niego popatrzyła, marszcząc cienkie brwi. Otworzyła usta i znów je zamknęła, by jedynie raz jeszcze kiwnąć głową. Uśmiechnął się do niej. Nie odwzajemniła uśmiechu, ale rysy jej twarzy jakby się rozluźniły. – Alain nic o tym nie wie. O samobójstwie też nie – oznajmiła. – Nigdy o niego nie pytał, bo wiedział, że nie chcę rozmawiać. Powiedziałam mu tylko, że ten człowiek zmarł w przebiegu długiej choroby. Ale jeśli chcesz, możesz mu to wszystko powtórzyć. Josh myślał przez moment, a potem pokręcił głową. – Takich rzeczy powinien się dowiedzieć od pani. Nie przerzucam odpowiedzialności – uściślił zaraz. – Po prostu nie byłoby w porządku, gdybym ja, osoba trzecia, przekazał mu takie informacje. Czułby się nieprzyjemnie… jakby pani nie mogła mu zaufać albo bała się z nim rozmawiać. Znów odwróciła wzrok, a Josh zastanowił się, czy nie palnął jakiegoś głupstwa. Choć chciał to widzieć inaczej, podejrzewał, że Alain i jego matka nie mają do siebie szczególnego zaufania… albo uparli się tak sądzić. A co do strachu… Nie, pani Lilian na pewno nie mogła się bać czegoś takiego – nie ona, która większość rzeczy mówiła do tego stopnia wprost, że było to aż szokujące. – Nie sądzę jednak, by zachodziła jakaś konieczność, by mu o tym mówić – stwierdził. – Skoro nigdy nie pytał o swojego biologicznego ojca, to nie ma sensu nagle mu o nim na siłę opowiadać. Poza tym teraz z jego zdrowiem psychicznym wszystko jest w najlepszym porządku. Jeśli jednak… – Przełknął. – Jeśli znów mu się pogorszy, w co zresztą nie wierzę, będę mógł przynajmniej przekazać tę informację lekarzowi. Kiwnęła głową, a potem oboje drgnęli na dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. – Już skończyłeś? – zapytał Josh pogodnie, wstając od stołu i odwracając się w jego kierunku; kątem oka zauważył, że pani Lilian wymknęła się do kuchni. – To teraz moja kolej. Kiedy już się położyli – jutro czekała ich wczesna pobudka – a Alain zasnął w ciągu dwóch minut, Josh na spokojnie przemyślał usłyszane od pani Lilian rewelacje. Nie, ani przez moment nie bał się tego, że u Alaina mogłaby się rozwinąć przewlekła choroba psychiczna, gdyby jednak pojawiły się jakieś oznaki, jakieś pierwsze objawy, wówczas po prostu trzeba jak najszybciej zareagować. Po zeszłorocznym epizodzie miał już większą wiedzę i tym razem wiedziałby, na co zwracać uwagę, a poza tym poznawał Alaina coraz bardziej, nie sądził więc, by drugi raz mógł pozostać ślepy na pogorszenie jego kondycji psychicznej – to było jedno, drugie natomiast… Zamierzał zrobić co w jego mocy, by Alain czuł się dobrze, tak jak obiecał pani Lilian. Jeśli o niego chodziło, był w stanie poświęcić absolutnie wszystko dla ich związku, nawet jeśli pan Ageais kręciłby na to nosem. Kochał Alaina symbiotyczną miłością i do szczęścia potrzebował jego obecności. W pojedynkę czuł się niekompletny i brakowało mu sensu w życiu. Nie pamiętał, czy było tak zawsze – wcześniej chyba nie zwracał na to uwagi – jednak stał się tego świadomy po ich pierwszym "rozstaniu". Nawet jeśli dorobił się przez to depresji, to tak naprawdę wynikała ona z wpisanej w jego osobowość potrzeby ukochanego człowieka. Kiedy go miał – i teraz nie wyobrażał sobie, by tym ukochanym człowiekiem miał być ktoś inny, nie Alain – wówczas był w stanie dokonać absolutnie wszystkiego. Przycisnął się do jego śpiącego boku, przepełniony miłością. Miał nadzieję – nie chciał myśleć, by mogło być inaczej – że będą ze sobą na zawsze. "Że cię nie opuszczę aż do śmierci" – przypomniał sobie swoje słowa z zeszłego miesiąca… i Alainowe "Dopóki śmierć nas nie rozłączy", z wczoraj. Musiał wierzyć, że to coś znaczyło. Millenium, "Loser"
|