– To straszne – powiedział Joshua, przeczytawszy kolejny list od swojego krewnego z Tuluzy, a potem powtórzył: – To naprawdę straszne. – Co jest takie straszne? – zapytał Alain z kanapy, usiłując się nie uśmiechać. Joshua popatrzył na niego raczej skonfundowanym wzrokiem. – Mój wuj chce się z nami spotkać – oświadczył niepewnie. – Z nami? – zdziwił się Alain. Joshua pokiwał głową. – Z nami – odparł ze śmiertelną powagą. – No to się spotkajmy – rzucił Alain lekko i wzruszył ramionami. Wyraz zagubienia na twarzy Joshui nie zmalał ani trochę. – Pisze, że chce cię poznać, a ja nie mam pojęcia po co – wymamrotał, ponownie zerkając do listu. Zaraz potem uniósł głowę i ponownie na niego popatrzył. – Znaczy się… No, jesteśmy parą, więc w sumie ma sens, że chce poznać mojego partnera, ale… Strasznie to dziwne. – Jak sam mówisz: chce poznać osobę, z którą żyjesz. Co w tym dziwnego? – Wydawało mi się, że raczej nie jest szczególnie przychylnie nastawiony wobec takich jak my – stwierdził Joshua, ściągając brwi i przysiadając na oparciu kanapy. – A sam nawet nie jest żonaty – dodał ni z gruszki, ni z pietruszki. Alain parsknął śmiechem. – Sugerujesz, że mogą go interesować mężczyźni, ale nie jest tego świadomy? – spytał. Joshua poderwał głowę, jakby spłoszony. – Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Myślisz, że tak jest? – A skąd mam wiedzieć? – odparł Alain wesoło. – Nie znam go. Teraz Joshua popatrzył na niego w nagłym skupieniu. – A chciałbyś? Alain znów wzruszył ramionami. – Powiedzmy, że nie byłby to dla mnie żaden problem. Joshua przez chwilę przenosił wzrok między nim a listem. – Pewnie chce się w ten sposób wkraść w moje łaski – powiedział w zamyśleniu. – Myśli, że będę miał do niego więcej sympatii, kiedy okaże zainteresowanie moim życiem prywatnym. – Przecież to zupełnie normalne – zauważył Alain. – Jeśli ktoś chce, żeby go lubić, zachowuje się i robi rzeczy, które mogą mu w tym pomóc. A jemu ewidentnie zależy na dobrych stosunkach z tobą. A poza tym… Dziękuję wielce za to, że aż tak bardzo nie chcesz mnie przedstawić swojemu jedynemu krewniakowi – dodał z udawaną urazą. Joshua znów poderwał głowę i wbił w niego spłoszone spojrzenie. – To nie tak… ! – zaczął protestować. – Po prostu… ja… – Urwał. – Naprawdę tak go nie znosisz? – zapytał Alain. – Uważasz, że jest taki okropny, że nie chcesz mieć z nim do czynienia? Joshua pokręcił głową. – Nie znam go aż tak dobrze… – odparł powoli. – Ale na pewno nie jest najgorszym człowiekiem na świecie – dodał. – Nie znasz go aż tak dobrze, bo chyba uparcie próbujesz temu zapobiec…? Joshua wpatrywał się w niego, marszcząc czoło. – Uważasz, że powinienem jakoś… zacieśnić nasze stosunki? – spytał niepewnie. – Sam musisz zdecydować. To twoja rodzina. Joshua wyprostował się. – Ty jesteś moją rodziną – odparł z miejsca. – I jeszcze two… – Urwał, sprawiając wrażenie, że coś mu przyszło na myśl. – Naprawdę nie miałbyś nic przeciwko spotkaniu z nim? – Przecież tak powiedziałem. Joshua zastanawiał się przez moment, wzrok miał zamyślony. – W takim razie napiszę mu, że za tydzień będziemy w Idealo – zdecydował wreszcie, unosząc głowę. – Jeśli mu naprawdę zależy, przyjedzie tam. Jak sądzisz? – Spojrzał na niego. – Brzmi dobrze – odparł Alain z uśmiechem. Joshua nachylił się ku niemu i znienacka pocałował. – Dziękuję – powiedział cicho, a Alain tylko kiwnął głową. – Ale poprosimy na to spotkanie także twoją matkę. – Dlaczego mam niby jechać do Idealo? – zapytała pani Lilian z miejsca, kiedy Josh jej to zaproponował; nie wydawała się zbyt przychylnie nastawiona do tego pomysłu. – Bardzo panią proszę! – poprosił Josh. – To będzie tak jakby spotkanie rodzinne. Będzie mój wuj z Tuluzy, więc naturalne, że pani też powinna tam być. – Nie widzę w tym żadnej logiki – skomentowała pani Lilian, marszcząc czoło. – Alain też tak powiedział – odparł Josh – a jednak się zgodził. Pani Lilian zmarszczyła się jeszcze bardziej; Josh już wiedział, że nie lubiła znajdować podobieństw między sobą a swoim synem, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. – Będzie festyn majowy – namawiał dalej Josh z entuzjazmem. – Parada kostiumowa, dużo dobrego jedzenia, pierwsze truskawki… Z pewnością stęskniła się pani za Idealo…? Mina pani Lilian wyraźnie mówiła, że jest zupełnie odwrotnie. Matka Alaina stała z założonymi ramionami, a jej wroga postawa była ewidentna. – To tylko jeden dzień – powiedział Josh błagalnym tonem. – Na pewno dobrze pani zrobi taki wyjazd, przecież siedzi pani cały czas w domu. Z całym szacunkiem, ale… To miasto jest nijakie, a pani… a pani jest taka piękna! – wypalił, mając świadomość, że Alain za jego plecami musiał wywrócić oczami. (Alain zresztą mruknął wtedy: "No zgódź się…"). – Idealo będzie lepiej do pani pasować! Proszę się zgodzić, pani Lilian! Z jej wzroku wreszcie zniknęła niechęć, zastąpiona niepewnością, kiedy pani Lilian odwróciła głowę i opuściła ramiona. Splotła palce, a potem odrzuciła włosy z prawego ramienia na plecy; wydawała się zakłopotana. – W sumie dawno nie byłam w Idealo… – mruknęła, wciąż patrząc w bok. – Raz na jakiś czas rzeczywiście mogę się tam wybrać – stwierdziła i zerknęła na niego. Josh rozjaśnił się jak słońce i w ostatniej chwili powstrzymał, by nie chwycić jej za ręce. – Strasznie pani dziękuję! – zawołał. – Nawet pani nie wie, jak mnie to cieszy! Popatrzyła na niego, znów marszcząc brwi. – Chyba wiem – rzuciła z ironią. – Wyglądasz, jakbyś miał zaraz tańczyć z radości. – On właśnie taki jest – stwierdził Alain, a Josh nie był pewny, czy słyszy w jego głosie rezygnację czy rozbawienie. – Dlatego ciężko mu odmówić… – dodał ciszej. Prychnęła i poszła do kuchni, a Josh odwrócił się do Alaina, wciąż promieniejąc. – Nie wiem, jak to zrobiłeś – mruknął Alain, powstrzymując westchnienie – ale nawet moja matka cię polubiła i jestem tym zupełnie przerażony. Alain mógł mówić, że nie rozumie, jak jego matka mogła polubić Joshuę, jednak tak naprawdę był zdania, że jego po prostu nie dało się nie lubić. Przypomniał sobie słowa, które ich sąsiad Pierre Roland wypowiedział dwa tygodnie temu: że Joshua jest z gruntu dobrym człowiekiem. Od siebie dodawał, że Joshua nie był świętym – i być może właśnie to przyciągało do niego ludzi, ponieważ nie wznosił między sobą a nimi żadnych barier. Ludzie w jego otoczeniu nie czuli się przytłoczeni tą dobrocią, ale stawali się niejako jej uczestnikami, gdyż Joshua dzielił się nią z każdym, zaś jego radość była zaraźliwa. Na ile Alain się orientował, chyba nie istniała na świecie osoba, która darzyłaby jego partnera niechęcią. Zaskarbiał sobie sympatię każdego, kto miał okazję zamienić z nim choćby dwa słowa: sąsiadów i sklepikarzy, profesorów i lekarzy, a nawet zupełnie przypadkowo spotkanych nieznajomych. Był stuprocentowo szczery we wszystkim, co robił, i był tak pełen życia, że po prostu musiał wywoływać pozytywne wrażenie – jak również przeświadczenie, że jest to ktoś, z kim warto się trzymać, komu można zaufać i kto nie pragnie cudzej krzywdy. Było więc zupełnie naturalne, że także Lilian Corail – w opinii Alaina największa jędza na świecie – musiała się poddać jego urokowi. Alain nigdy nie wierzył, że jego matka mogłaby kogoś lubić, jeśli jednak miało się to stać, to tylko z Joshuą. Niejasnym pozostawało dla Alaina, czy Joshua świadomie wywiera wpływ na innych ludzi, ale podejrzewał, że w jakimś stopniu tak. Nawet jeśli Joshua pozostawał ślepy na swoje zalety, to doskonale potrafił analizować zachowania i emocje innych – a więc także manipulować nimi. Och, nie w złym celu, nigdy, ale po prostu taki miał sposób na życie. Alain pamiętał zresztą jego słowa jeszcze sprzed pierwszego spotkania Lilian z Joshuą: "Miałem nadzieję, że powiesz, że jestem tak uroczy, że na pewno mnie polubi". Niby powiedział to jako żart, ale to nie zmieniało faktu, że zdawał sobie z tego sprawę. Tak, bez wątpienia o tym wiedział – ale prawdopodobnie bardzo rzadko wykorzystywał. Tak czy inaczej, tym razem naprawdę udało mu się przekonać Lilian Corail, by pojechała z nimi dwoma do Idealo i spotkała się z tym tam Ghislainem Lavaudem, jego wujem z Tuluzy. Alain był pod takim wrażeniem, że sam o spotkaniu zupełnie nie myślał – i dopiero w pociągu zaczął się tym… no, może nie denerwować, a po prostu odczuwać emocje z tym związane. Krewny Joshui wiedział o nim – Joshua wspominał o nim w każdym liście – choć Alain nie miał pojęcia jak wiele. Cóż, może dlatego właśnie chciał się z spotkać z nimi oboma… O ile w grę nie wchodziły bardziej niecne motywy, które Joshua sam podejrzewał: pan Ghislain uznał, że jego siostrzeniec chętniej się z nim zobaczy, jeśli towarzyszyć mu będzie jego partner. Był przecież krewnym Joshui – musiał przynajmniej w jakimś stopniu umieć manipulować ludźmi. Podróż z Exato do Idealo trwała dwie i pół godziny, w którym to czasie Joshua i Lilian spiskowali, jak z Ghislaina Lavauda wyciągnąć informacje na temat tego i owego… a właściwie Joshua uczynił plan, do którego usiłował Lilian wciągnąć. Generalnie wyglądało na to, że ma wielką nadzieję, że to Lilian będzie rozmowę prowadzić – do jakiego stopnia nie chciał mieć z tym swoim krewnym do czynienia…? Lilian zresztą szybko ustawiła go do pionu, przypominając mu, że ma dwadzieścia jeden lat i powinien takie sprawy załatwiać samemu, a nie oglądać się na matkę. Pewnie jej się po prostu wymknęło albo powiedziała to z przyzwyczajenia – często właśnie takim komentarzem rzucała do samego Alaina – niemniej jednak Joshua zamilkł i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią zupełnie oszołomiony, a potem wyraźnie się wzruszył i następny kwadrans siedział cicho, dając im spokój. Alain uświadomił sobie, że przyglądanie się tej dwójce wywołuje jego wesołość. Dojechali na miejsce w południe. W Idealo panował gwar, a ulice były zatłoczone. Pogoda panowała ładna, niebo było niemal bezchmurne, a termometry musiały pokazywać przynajmniej dwadzieścia stopni. W przeciwieństwie do Joshui Alain nie przywiązywał się do miejsc, więc do każdej wizyty w Idealo podchodził obojętnie… i tylko dwa, może trzy obiekty wzbudzały w nim jakiejś emocje: szkoła, gdzie oni dwaj się poznali, cukiernia, gdzie chodzili na randki (jak się potem okazało), oraz kościół miejski – przy czym w przypadku tego ostatniego emocje były jak najbardziej negatywne, i to do tego stopnia, że Alain na wieżę nawet nie mógł patrzeć. Był jeszcze cmentarz, ale ten też raczej nie powodował u niego radości. – Umówiliśmy się na pierwszą, więc mamy jeszcze prawie godzinę – stwierdził Joshua. – Co do tego czasu będziemy robić? Na co ma pani ochotę, pani Lilian? – Chcę się czegoś napić – odparła ona, wachlując się ręką. – To może lemoniady? – zaproponował Joshua entuzjastycznie. – Zawsze ją sprzedają na festynie. Ja też się z chęcią napiję, bo już mamy upał. Poszli więc w stronę starego miasta, które zaczynało się niemal za rogiem, a wraz z nim stoiska z najróżniejszym jedzeniem, stragany z szeroko pojętym rękodziełem oraz artyści uliczni. Lemoniadę udało się kupić zaraz w pierwszej budce, więc szybko zaspokoili pragnienie i udali się powolnym krokiem w kierunku rynku, gdzie pod wielką fontanną z syrenami mieli się spotkać z Ghislainem. Krok był powolny, ponieważ Joshua zatrzymywał się przy każdym stoisku i z okrzykami radości pokazywał ten czy inny bibelot, który jego zdaniem bardzo by "pani Lilian" pasował. Jeśli do tej pory jeszcze w miarę panował nad swoją sympatią wobec niej, to teraz – najpewniej po tym, co usłyszał w pociągu – wyzbył się jakiejkolwiek kontroli i wydawało się, że lada chwila zacznie ją na rękach nosić. W miarę jak zbliżali się do rynku, robiło się coraz bardziej tłoczno i kilka razy ich mała grupka została rozdzielona. Nie było tu co prawda jak się zgubić – zwłaszcza że wszyscy troje bardzo dobrze znali okolicę – ale Alain i tak wziął Joshuę za rękę, być może wykorzystując okazję. Nawet jeśli nie przywiązywał się do miejsc, to – zdał sobie sprawę – w Idealo czuł się bardziej swobodnie niż w Paryżu. Cóż, to było właściwie jego rodzinne miasto, więc nie dziwił się temu szczególnie. Na miejscu byli z kilkuminutowym zapasem. Lilian powiedziała, że nie zamierza prażyć się na słońcu, i poszła do cienia. Oni dwaj, wciąż trzymając się za ręce, obeszli fontannę dokoła w celu odnalezienia człowieka, z którym mieli spędzić dziś trochę czasu. Kiedy Joshua nagle stanął w pół kroku wpatrzony przed siebie, Alain wiedział, że znaleźli. Podążył za jego wzrokiem, by dostrzec mężczyznę w średnim wieku, który niemal dorównywał mu wzrostem. Ubrany był w szary garnitur i stał spokojnie, nawet się szczególnie nie rozglądając. Alain nagle pomyślał, że rozumie słowa, którymi Joshua kiedyś określił wuja: "Należy do innego świata". Tak, Ghislain Lavaud wydawał się emanować zupełnie inną energią niż ich trójka, pomyślał i dopiero potem złapał się na tym, że zawarł matkę i ich dwóch w tej samej grupie. Wtedy mężczyzna obrócił głowę w ich stronę i w tym samym momencie Joshua ścisnął palce Alaina, zanim puścił jego rękę. – Dzień dobry, panie Lavaud – zawołał, zbliżając się do niego, a Alain ruszył za nim. Mogło mu się wydawać, ale twarz pana Ghislaina jakby się rozjaśniła na widok Joshui – i wtedy Alaina uderzyła świadomość, że temu człowiekowi naprawdę zależało na siostrzeńcu. Zdumiał się, że Joshua tego nie rozumie… a zaraz potem pomyślał, że może rozumie jak najbardziej i stąd właśnie pragnienie zachowania dystansu. – Witaj, Joshua – odpowiedział Ghislain, robiąc krok w ich stronę i wyciągając rękę. – Chciał pan poznać mojego partnera – powiedział Joshua głosem, w którym nie było wahania, przywitawszy się z wujem, i odwrócił się do Alaina. – Alain, to brat mojej matki, Ghislain Lavaud. Panie Lavaud, to Alain Corail. Ghislain już zwrócił ku niemu wzrok – musiał nieco unieść głowę, by popatrzeć mu w oczy – i wyciągnął rękę, którą Alain uścisnął. Wymienili imiona i grzecznościowe formułki, po czym ponownie obaj spojrzeli na Joshuę, który przyglądał im się poważnym wzrokiem. – Joshua, chciałbym, żebyś nie odnosił się do mnie tak formalnie. Jesteśmy rodziną – poprosił Ghislain spokojnym tonem. Joshua tylko kiwnął głową. Wydawał się całkowicie opanowany, jednak Alain znał go na tyle, by wyczuwać jego zdenerwowanie. Sam brak uśmiechu na jego twarzy o tym świadczył. – Chciałbym zaprosić was na lunch, zrobiłem rezerwację w… – wymienił nazwę lokalu. – Będziemy mogli spokojnie porozmawiać. – Dobrze – odparł Joshua. – Jednak dołączy do nas jeszcze jedna osoba… rodzina Alaina. Ghislain uniósł brwi i rzucił Alainowi zaskoczone spojrzenie, jednak nic nie powiedział, ponieważ Joshua poprosił go, by poszedł z nimi. Odnaleźli Lilian w cieniu kamienicy, gdzie przysiadła na kamiennym murku, jednak na ich widok podniosła się. – Pani Lilian, to Ghislain Lavaud, mój wuj – powiedział Joshua. – A to… – Jestem Lilian Corail – odparła, wyciągając do niego rękę. Ghislain ujął ją, a potem pochylił się i złożył na niej pocałunek. Alain z pewnością nie mógł być bardziej zdziwiony niż Lilian – widział, że jej oczy rozszerzyły się i przez moment mrugała, nic nie mówiąc. Alain nie był pewny, czy w całym życiu ktokolwiek okazał jej tyle kurtuazji co ten zupełnie jej nieznany człowiek. Tymczasem ten zupełnie nieznany – jeszcze przed chwilą – człowiek nie odrywał od niej wzroku, choć już puścił jej dłoń… a Alain dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego piękna matka musiała zrobić na nim wrażenie. Usiłował spojrzeć na nią z innej perspektywy – przyjrzeć się jej – i uznał, że było na co popatrzeć. Ubrana była w czerwoną sukienkę, a na głowie miała jasnozielony kapelusz z szerokim rondem, który osłaniał jej twarz od słońca. W kontraście z żywymi barwami jej jasne loki wydawały się jeszcze jaśniejsze. Oczy miała podkreślone makijażem, a usta uszminkowane, czym w domu nie zawracała sobie głowy. – Miło mi poznać… siostrę Alaina…? – powiedział Ghislain z cieniem wahania. Joshua parsknął śmiechem – po raz pierwszy w czasie tego spotkania, bo do tej pory wydawał się śmiertelnie poważny – a Alain sam był temu bliski. – Dziękuję za komplement – odparła swobodnie. – Alain to mój syn. Ghislain zamarł, a potem w jego oczach odbił się wyraz zagubienia. – Cóż, jest prawdą, że pani Lilian wygląda na wiele młodszą, niż jest, a Alain z kolei na starszego, niż jest – stwierdził Joshua, a z jego głosu zniknęło wcześniejsze napięcie. – Sam byłem pewny, że jest jego siostrą, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz. Ghislain zdawał się poczynić spory wysiłek, by przezwyciężyć szok, którego doznał. – Czy pan Corail również do nas dołączy? – zapytał, a Alain pomyślał, że wuj Joshui wykazywał się zdolnością szybkiego myślenia. Cóż, oni dwaj byli krewnymi… Teraz Lilian stężała, a jej oczy zwęziły się. – Nie – odparła krótko. – Pan Corail od dziesięciu lat spoczywa na cmentarzu miejskim. I nikt tu za nim nie tęskni – zaznaczyła, najpewniej by uprzedzić ewentualne a zbędne kondolencje. – W takim razie czy pozwoli się pani zaprosić do restauracji wraz z Joshuą i Alainem? – zapytał Ghislain gładko, rozumiejąc aluzję. Lilian pozwoliła, wobec czego podsunął jej ramię, które po chwili namysłu ujęła; Alain podejrzewał, że była zbyt zaskoczona, by okazać swoją zwyczajną bezceremonialność, więc postanowiła dopasować się do sytuacji. Ghislain powiedział, w którym kierunku mają iść, więc ruszyli: Lilian i on przodem, Joshua i Alain za nimi. Wysokie obcasy Lilian stukały na kamiennych płytach, a ludzie wydawali się niemal rozstępować na nich widok. – Czy po to zaprosiłeś moją matkę, żeby twój wuj zajął się nią, a nie nami? – szepnął Alain z nagłym zrozumieniem, nachylając się ku swojemu partnerowi. Joshua zwęził oczy, nie odrywając wzroku od pleców dwójki przed nimi. – Między innymi – odpowiedział również szeptem. – Między innymi. Josh stwierdził, że na razie wszystko szło lepiej niż dobrze. Ghislain skupiał się na pani Lilian bardziej, niż Josh zakładał, a ich dwóch zaakceptował jak – mówiąc z pewną przesadą – elementy krajobrazu. W restauracji kelner poprowadził ich grupę w stronę najlepszego stolika na piętrze – nie tylko znajdował się przy oknie, ale też w pewnym oddaleniu od innych, zapewniając sporo prywatności. Zanim rozpoczęli rozmowę, Ghislain zaproponował, by przeszli na ich język – okazało się, że władał nim w stopniu, który umożliwiał nie tylko podstawową komunikację – być może z uwagi na panią Lilian, której francuski był tutaj najsłabszy, gdyż od dawna go nie używała. – Cieszę się, że mogłem się z wami spotkać, Joshua, Alain – powiedział, gdy kelner odszedł z przyjętym zamówieniem, i wydawało się, że mówi poważnie. – I bardzo mi miło panią poznać – zwrócił się do pani Lilian, która jedynie kiwnęła głową. – To miłe, że udało ci się przyjechać – odparł Josh – zwłaszcza z tak krótkim wyprzedzeniem. – Nie wiedzieliśmy się prawie rok – stwierdził Ghislain swobodnie, jakby wcale nie chciał zaznaczyć: "A wcześniej nie widzieliśmy się przez dwadzieścia lat". – Oczywiście, że musiałem wykorzystać tę okazję. Josh poczuł się niekomfortowo i zajęło mu chwilę zrozumienie, że uczucie to wiązało się ze skierowanym na samego siebie niezadowoleniem. Może jednak nie powinien był utrzymywać między nimi dystansu przez tak długi okres… Na ile potrafił odczytywać cudze emocje, Ghislain naprawdę cieszył się spotkaniem z nim. Wydawał się znacznie pogodniejszy, niż kiedy widzieli się poprzednim razem, rozmowa przychodziła mu łatwiej i sprawiał jakby młodsze wrażenie. Na plus trzeba było zaliczyć też to, że jak na razie traktował Alaina tak przyjaźnie i z szacunkiem jak samego Josha. Prawdopodobnie w jego sposobie myślenia dokonała się jakaś zmiana – i Josha coś ukłuło w piersi, kiedy sformułował założenie, że jego wuj specjalnie dla niego popracował nad swoim stosunkiem do… no, do gejów. Oczywiście może za wcześnie było osiągać takie wnioski… ale Josh nic nie mógł poradzić na to, że woli wobec ludzi czuć sympatię niż niechęć, zwłaszcza gdy druga strona okazywała to pierwsze. – U ciebie wszystko dobrze? – zapytał, podejmując ostrożną decyzję, że może przynajmniej spróbować zainwestować w tę znajomość. Ghislaina wyraźnie uradowało to pytanie. Kiwnął głową. – Zdrowie mi dopisuje, a w przedsiębiorstwie również układa się jak najlepiej – odpowiedział, a potem zwrócił się do pani Lilian: – Zajmuję się handlem… – Przez chwilę opowiadał jej o swojej firmie, a większość informacji była nowa także dla Josha, więc słuchał uważnie, przegryzając przystawkę, która już pojawiła się na stole wraz z winem; Ghislain napełnił kieliszek pani Lilian, zaś kelner nalał pozostałym. – A pani czym się zajmuje, pani Corail? – Pracuję w szpitalu – odrzekła krótko. – Na oddziale internistycznym – dodała, gdy czekał na więcej. – Jest pani lekarzem? – zapytał. – Pielęgniarką. Josh obserwował Ghislaina uważnie – jego wuj mógł traktować personel pielęgniarski jako niezasługujący na szczególny szacunek (w przeciwieństwie do Josha, dla którego pracownicy służby zdrowia stali znacznie wyżej w społecznej hierarchii niż przedsiębiorcy), zwłaszcza po tym, jak byle pielęgniarz odebrał mu siostrę. Powitał więc z ulgą to, że wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się ani na moment. Możliwe, że Ghislain dobrze ukrywał swoje uczucia, ale Josh jakoś nie był o tym przekonany. Warto było jednak się upewnić. – Alain pracuje w sklepie spożywczym – powiedział spokojnym tonem, dodając: – Dzięki temu mocno oszczędzamy na zakupach. Ghislain powoli kiwnął głową. – Przecież nie musisz oszczędzać – stwierdził jednak zaraz. – Wystarczy, że… – Będzie mi bardzo miło, jeśli nie będzie pan traktować mojego syna jak biedaka – odezwała się pani Lilian, przerywając mu. – Jego świętej pamięci ojciec zadbał o to, by nie brakowało mu pieniędzy – wyjaśniła w sposób, który tak naprawdę niczego nie wyjaśniał… i poniekąd mijał się z prawdą. – Stać go na mieszkanie w Paryżu i utrzymanie rodziny. Spojrzenie, jakie rzucił jej Ghislain, było cokolwiek spłoszone. – Niczego takiego nie sugerowałem – zapewnił ją szybko. – Chciałem jedynie przypomnieć, że pieniądze mojej rodziny należą do Joshui w takim samym stopniu jak do mnie. Gdyby kiedykolwiek ich potrzebował. – Za te, które mi przesłałeś, kupiłem prezenty swoim bliskim – wtrącił Josh z nieco sztucznym uśmiechem. – Ucieszyli się – dodał, choć kątem oka widział, że pani Lilian zacisnęła usta. Ghislain pokiwał głową i wyraźnie się zamyślił, gdyż jego wzrok stał się jakiś nieobecny. – Czy do waszej rodziny należy ktoś jeszcze? – spytał, zwracając się do pani Lilian. – Tylko my dwoje – odpowiedziała. – Wydajecie się sobie bardzo bliscy – skomentował Ghislain, przenosząc między nimi wzrok. Josh zerknął na Alaina, który siedział z kamienną twarzą, a potem na panią Lilian, której także jakby zrzedła mina – i uznał, że jego wuj jednak nie był znawcą charakterów. – Jesteśmy sobie bardzo bliscy – rzucił pogodnie, a zarówno Alain, jak i jego matka odwrócili w jego stronę głowy. Powstrzymał się przed dodaniem: "Pani Lilian jest cudowną osobą"… choć, uświadomił sobie, naprawdę tak myślał. Zwłaszcza po tym, co powiedziała w pociągu. Ghislain znów powoli kiwnął głową, nic nie mówiąc. Oceniając po jego spojrzeniu, które znów błądziło między ich trójką, bardzo chciał o coś zapytać – Joshowi wydawało się, że wie o co – jednak najwyraźniej jeszcze nie miał na to odwagi. Przez chwilę jedli w milczeniu – posiłek nie tylko ładnie wyglądał, ale był też smaczny – a potem Ghislain znów się odezwał. – Jak twoje studia, Joshua? – zapytał. – To trzeci rok, dobrze pamiętam? Josh kiwnął głową; przez chwilę opowiadał o uniwersytecie i swoich postępach w nauce, a Ghislain słuchał, wydawało mu się, uważnie. Ponieważ wiedział, że jego wuj raczej nie jest obeznany z tematyką, starał się mówić w zrozumiałym języku, kiedy między innymi opisywał swoje ulubione przedmioty. – Teraz, poza kilkoma zaliczeniami i jednym egzaminem, czeka mnie właściwie już tylko obrona pracy licencjackiej – oznajmił na koniec. – A wcześniej napisanie jej, ale mam ją w już w całości rozplanowaną, zresztą to temat, który mnie naprawdę interesuje. Martwi mnie tylko, że zrobię z siebie durnia przed publicznością. – Na pewno nie zrobisz – wtrącił Alain. – Pamiętaj, co było w styczniu. Ghislain popatrzył między nimi dwoma. – Co było w styczniu? – zapytał niepewnie. Alain zajął się jedzeniem, więc to na Josha spadło wyjaśnienie. – Musiałem w ramach zastępstwa poprowadzić wykład na sympozjum naukowym, które odbywało się na naszym uniwersytecie, nic takiego… Ale byłem bardzo zestresowany. – Wykład na sympozjum naukowym… – powtórzył Ghislain powoli. – To nic takiego? – Wystąpił przed całą salą i bardzo go chwalili – poinformował Alain, który zawsze odzywał się nieproszony. – Powiedziano, że jest urodzonym mówcą. – Tylko przez telefon nie znosi rozmawiać – wtrąciła pani Lilian znienacka. Josh popatrzył na nich oboje, marszcząc czoło. – Nie znoszę rozmawiać przez telefon ani przed dużą publicznością – rzucił z irytacją. – Dlatego właśnie jesteś urodzonym mówcą, bo jedno i drugie wychodzi ci bardzo dobrze – stwierdził Alain tonem oczywistości, a Josh popatrzył na niego spode łba. – Ale i tak najbardziej lubię rozmawiać z niewielkim gronie – rzucił z pewną urazą. – Chyba każdy tak ma…? – zasugerował Ghislain. – Wówczas człowiek mniej się krępuje. Josh zerknął na niego i przez chwilę toczył wewnętrzną walkę. – Jesteś człowiekiem, który się łatwo krępuje? – zapytał w końcu. – Łatwo jest mi rozmawiać na tematy zawodowe, nawet w większym towarzystwie – odparł jego wuj. – Jednak czym innym są sprawy prywatne… O tych jest mi ciężko mówić. – Ja w ogóle nie lubię – wtrącił znów Alain. – Milczący zawsze będzie się wydawał mądry. – Alain! Wolałbym, żebyś nie robił na moim… krewnym wrażenia tępaka – skarcił go Josh, po czym zwrócił się do Ghislaina: – Nie słuchaj go. On jest naprawdę bardzo inteligentny – zapewnił, a potem znów popatrzył na Alaina: – Marnujesz się w tym sklepie – stwierdził. – Więc… hmm, Alain… Dobrze rozumiem, że pochodzisz z Idealo? – spytał Ghislain. – Tak. Mieszkałem tu prawie całe życie – odparł Alain. – Chodziliśmy razem do szkoły – wtrącił Josh. – Do Świętego Grollo. – To szkoła dla chłopców. Najbardziej prestiżowa w całym Esperanto – dorzuciła pani Lilian. Joshowi nie uszło spojrzenie, jakim obrzucił ją Alain, i stłumił uśmiech. Widać Alain też zauważył, że od początku tej rozmowy jego matka przedstawiała go tylko w dobrym świetle. – I… tam się poznaliście? – zapytał Ghislain z rezerwą. Josh uśmiechnął się. – Zgadza się – powiedział. – Ale dopiero od dwóch lat jesteśmy razem – dodał zaraz, żeby Ghislain przypadkiem nie pomyślał sobie, że Alain zarzucił sidła na nieletniego… zwłaszcza że było zupełnie odwrotnie. Ta myśl napełniła go odwagą i postanowił sprawdzić, na ile w trakcie roku rozwinęła się tolerancja jego wuja dla mniejszości seksualnych. – Choć dałem z siebie wszystko, by poderwać go jeszcze w liceum – dodał miękkim tonem. Wydawało mu się, że na policzkach Ghislaina pojawił się rumieniec, choć jego wuj nie odrywał od niego spojrzenia. Josh nie był jednak ani trochę przygotowany na reakcję, jaką jego słowa wywołają. – Miałeś powodzenie w liceum? – zapytał Ghislain głosem, który tylko trochę drżał. Josh zakrztusił się i przez moment kasłał, usiłując złapać oddech, a Alain klepał go po plecach. Wreszcie udało mu się opanować atak. Wypił całą szklankę wody, którą Alain mu podał, a potem popatrzył na swojego wuja zupełnie okrągłymi oczami, mając świadomość, że prawdopodobnie była to najbardziej niewiarygodna… najbardziej zdumiewająca rzecz, jaką usłyszał w życiu – nawet nie samo pytanie, ile okoliczności i osoba, która je zadała. Jego wuj, Ghislain Lavaud, zapytał go, czy m i a ł p o w o d z e n i e w s z k o l e d l a c h ł o p c ó w ? A on naiwnie myślał, że nic na świecie nie zdoła go już zaskoczyć. – Nie miałem – odpowiedział w końcu. – Wszyscy myśleli, że jestem chłopakiem Alaina, nawet kiedy Alain skończył szkołę, i zostawiali mnie w spokoju. Zapadła cisza, w której słychać było jedynie szczękanie sztućców. Wreszcie pani Lilian skończyła swoją przystawkę i otarła usta serwetką, a potem chwyciła kieliszek. – Wydaje się pan bardzo tolerancyjny wobec związków jednopłciowych…? – rzuciła od niechcenia. To było jedno z pytań, o których zadanie Josh męczył ją w pociągu. – Z pewnością nie tak jak pani, pani Corail – odparł Ghislain, patrząc na nią z jakimś namaszczeniem, ale też wdzięcznością, zanim wrócił wzrokiem do Josha. – Jednak prawdą jest, że po naszym poprzednim spotkaniu postanowiłem poszerzyć swoją wiedzę. Muszę cię przeprosić, Joshua, za to, jak się do ciebie wtedy odniosłem – powiedział z naciskiem, a powaga w jego głosie wydawała się zupełnie autentyczna. – Po prostu byłem zaskoczony… Josh poczuł jakieś ukłucie w piersi, którego wolałby się pozbyć. Spuścił wzrok. – Przecież nic się nie stało – mruknął, a potem słowa popłynęły łatwiej. – Nie wyrzuciłeś mnie z domu, ani nic takiego. Mogłem o tym nie mówić tak obcesowo, przecież w ogóle mnie nie znałeś… Miałeś prawo być zaskoczony. Ktoś inny na twoim miejscu przekląłby mnie na siedem pokoleń i nigdy nie chciał więcej widzieć na oczy… – Jakie siedem pokoleń…? – spytał Alain z ironią obok niego. – Czyje? – Oj, to takie wyrażenie – ofuknął go Josh. – Poza tym może kiedyś mężczyźni będą mogli mieć dzieci… – Uchowaj Boże – skomentowała pani Lilian. Josh zaczerwienił się i dopiero po chwili był w stanie unieść wzrok i popatrzeć na Ghislaina. Albo mu się wydawało, albo kąciki ust wuja naprawdę drgnęły… zaraz jednak na jego twarzy ponownie pojawił się wyraz powagi. – Tak czy inaczej, po naszym spotkaniu uświadomiłem sobie poważne braki we własnej wiedzy i musiałem je nadrobić – powiedział, a Josh zmarszczył czoło, kiedy jego wyobraźnia podsunęła mu wizję tego, w jaki sposób Ghislain mógł to zrobić. Chyba nie poszedł do baru dla gejów… o ile takie w Tuluzie w ogóle były…? Nie, to było zupełnie nie do wyobrażenia… podobnie jak to, że miałby się zaopatrzyć w "fachową" prasę. – Poradziłem się specjalisty… od spraw intymnych… – stwierdził jego wuj ciszej, na co Josh wymruczał bezwiednie: "Seksuologa", uzyskując potwierdzające kiwnięcie. – On mi to wszystko wytłumaczył… I tłukł do głowy tyle razy, aż przestałem uważać to za coś dziwnego. – Postarał się pan, trzeba przyznać – skomentowała pani Lilian. Ghislain ponownie rzucił jej spojrzenie, w którym widać było wyraźną wdzięczność. – Chociaż tyle mogłem zrobić – odparł ze szczerością w głosie, a potem wrócił wzrokiem do Josha, który zdał sobie sprawę, że jego serce od dobrej chwili bije bardzo szybko. – Jeśli była to sprawa, która mogła stanąć między mną a moim… moim jedynym siostrzeńcem, oczywiście, że musiałem się z tym uporać. Jest mi wstyd, że chociaż przez moment mogłem pomyśleć, że coś takiego może być problemem. A to jest przecież coś, czemu nie trzeba nawet poświęcać szczególnej uwagi… I na pewno nie coś, za co można by chcieć wyrzec się własnej rodziny. Josh słuchał tego zupełnie oniemiały i przez moment zastanowił się nawet, czy przypadkiem nie śni. Odgonił absurdalną ochotę, by szczypnąć się w rękę – był zresztą jak skamieniały i nie sądził, by udało mu się wykonać jakikolwiek ruch. Wpatrywał się w Ghislaina Lavauda… w swojego wuja… jakby nagle zniknęli wszyscy ludzie wokół, nawet Alain. Miał w głowie zupełny mętlik, a w piersi jakieś gorące wrażenie, które pragnęło wyrwać się na zewnątrz. Czy to była prawda? Czy ten człowiek, który niespełna rok temu mówił o tym, że jest usatysfakcjonowany, bo Josh spełnił oczekiwania, jakie mogła mieć wobec niego rodzina… Ten sam człowiek dla niego… dowiedział się i przyjął… żeby zmienić swoje podejście… żeby go zaakceptować…? Zrobił znacznie więcej niż sam Josh… Nagle to było za dużo. Zamrugał, bo coś zaszczypało go w oczy, a potem odwrócił wzrok, bo przestał widzieć wyraźnie. Otarł łzy, ale to nie pomogło, bo napłynęły kolejne i kolejne… Zacisnął powieki i zakrył twarz dłonią, kuląc się na krześle i usiłując powstrzymać szloch. Nie chciał robić scen… ale nie był w stanie nad sobą zapanować… zupełnie nie mógł… Ciepła dłoń dotknęła jego ramienia w geście wsparcia… a potem Alain objął go i przycisnął do siebie, zapewniając bezpieczne schronienie. – No już, już… – usłyszał kojący głos ponad szumem krwi w uszach. – Przepraszam – to był głos Ghislaina – nie chciałem… – Nie ma za co przepraszać – rzuciła pani Lilian swoim zgryźliwym tonem. – Po prostu powiedział pan coś, czego chłopak nigdy nie spodziewał się, że od pana usłyszy. Nic dziwnego, że się wzruszył. I bardzo dobrze. Na co dzień jest taki wesoły, że to aż przerażające. Miło wiedzieć, że jednak coś potrafi przebić się przez tę skorupę… – mruknęła. Josh miał wrażenie, że nieco zelżał ucisk w jego gardle i w jego piersi – w przeciwieństwie do uścisku ramion wokół niego; Alain wciąż trzymał go mocno. – To zawsze tak wygląda…? – odezwał się ponownie Ghislain, niepewnie, acz poufale. – A skąd mam wiedzieć? – odcięła się pani Lilian. – Nie mam więcej doświadczenia od pana. – Czyli Alain pewnie zawsze był przekonany, że może liczyć na pani akceptację? To wspaniale… – powiedział z jakimś natchnieniem Ghislain. Zapadła cisza, a Josh niespodziewanie poczuł, że właściwie ma ochotę się uśmiechnąć. Potrafił sobie wyobrazić miny Alaina i jego matki. – Kiedy mi powiedział, że ma chłopaka, stwierdziłam, że to jego sprawa, z kim żyje, a mnie nic do tego – odezwała się wreszcie pani Lilian, a w jej głosie była rezerwa. – I to było tyle. Tak, to musiało właśnie tak wyglądać, Josh dokładnie widział to oczami duszy. Teraz już naprawdę nie mógł się nie uśmiechnąć. Uniósł głowę i popatrzył na Alaina z wdzięcznością – Alain obdarzył go nieśmiałym uśmiechem i wypuścił z objęć – a potem wyciągnął z kieszeni chusteczkę i otarł twarz, choć podejrzewał, że nie na wiele się to zdało. Popatrzył na siedzących po drugiej stronie stołu Ghislaina i panią Lilian. – Przepraszam – powiedział i odchrząknął, bo jego głos był zachrypnięty. – I dziękuję. Jest tak, jak powiedziała pani Lilian: nie spodziewałem się usłyszeć takich słów i… Przepraszam – powtórzył, opuszczając głowę. Tak naprawdę przepraszał za to, że pomylił się w ocenie swojego wuja… za to, że w przeciwieństwie do niego wykazał się znacznie mniej elastycznym podejściem i sposobem myślenia… za wszystko, co nie mogło mu teraz przejść przez usta. Może kiedyś. – Przepraszam, zaraz wrócę – rzucił, wstając od stołu, a Alain zrobił to samo. W łazience opłukał twarz zimną wodą, mając nadzieję, że to choć trochę zmniejszy opuchliznę i zmyje czerwone plamy z jego policzków. Oparł się o umywalkę i spojrzał w lustro, ale zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie patrzeć sobie w oczy, więc znów opuścił głowę. Odczuwał wstyd za to, jak traktował swojego krewnego przez niemal rok. Rozsądek usiłował go pocieszać, że oni obaj potrzebowali tego roku, jednak miał wrażenie, że on sam w ogóle nie wykorzystał tego czasu. Jedyne, za co mógł choć trochę być z siebie zadowolony, to że kontynuował znajomość z Ghislainem… Żałośnie mało. "Jeszcze długa droga przed tobą, Joshua Or", powiedział, patrząc spode łba na swoje odbicie. Dwoje ramion oplotło go od tyłu, więc odwrócił się do Alaina. Zanim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć – przede wszystkim podziękować – Alain wziął jego twarz w dłonie i pocałował… delikatnie, czule. Josh nie zdążył na ten pocałunek odpowiedzieć, bo wtedy usta Alaina przesunęły się na jego policzki, powieki, czoło, a na koniec został nawet cmoknięty w czubek nosa. – Wyglądam okropnie – wymamrotał, jednak Alain tylko pokręcił głową. – Wszystko dobrze – szepnął, patrząc mu w oczy z miłością. – Tak jak powiedziała: dobrze, że czasem coś przebije się przez tę skorupę. Josh odwrócił spojrzenie. – Dlaczego wszyscy są tacy szczęśliwi, kiedy płaczę…? – mruknął z ironią. Alain znów go pocałował, tym razem mocniej, a Josh w ostatniej chwili powstrzymał się, by go nie objąć i nie zanurzyć się w namiętny pocałunek. Znajdowali się w miejscu publicznym i w każdej chwili ktoś mógł tu wejść. – Wracamy? – spytał, a Alain tylko kiwnął głową, choć zanim wyszli, zdążył mu jeszcze pieszczotliwie roztrzepać włosy. Kiedy ponownie usiedli przy stoliku – z którego w międzyczasie zostały sprzątnięte naczynia po przystawce – Josh był już zupełnie spokojny. – Nie rozumiem, jak to jest, że spotykam w życiu tylko dobrych ludzi – powiedział, patrząc na panią Lilian i Ghislaina. Pani Lilian zrobiła minę, jakby usłyszała z jego ust co najmniej obelgę, zaś Ghislain wydawał się zakłopotany… za to Alain westchnął. – To dlatego, że wyzwalasz w ludziach to, co najlepsze – mruknął z boku, a Josh obrzucił go zdumionym spojrzeniem. – Tak reagują na twoją dobroć. Josh ściągnął brwi; Alain znów go idealizował. – Nie jestem aniołem – stwierdził z niezadowoleniem. Alain tylko pokiwał głową. – To właśnie dlatego – wyjaśnił, choć Joshowi nic to nie wyjaśniało. Zanim jednak o to zapytał, kelner przyniósł główne danie i drugą butelkę wina, więc zajęli się jedzeniem i ponownie nawiązała się między wszystkimi rozmowa. Josh nie zauważył, kiedy minęły dwie godziny – wybiła właśnie trzecia, kiedy podano deser. – Sernik…? – zapytał niepewnym głosem. – Sernik z truskawkami – odparł kelner z uśmiechem. – Nie lubisz? – zapytał Ghislain z obawą. Pani Lilian wydała ciche parsknięcie, podobnie zresztą jak Alain, który poinformował: – Joshua kocha sernik najbardziej na świecie. – Nie najbardziej – zaprzeczył Josh, patrząc na niego z uśmiechem, po czym znów wbił spojrzenie w ciasto przed sobą. – Po prostu…. Nie spodziewałem się… – Przyjechałeś do Idealo i nie spodziewałeś się sernika? – zapytał Alain z niedowierzaniem. – Jak ty mnie czasem potrafisz zaskoczyć… – stwierdził, kręcąc głową w udanym zdumieniu. Josh zacisnął wargi, a potem już nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Śmiał się i śmiał, i nie mógł przestać, aż musiał ocierać łzy z kącików oczu, jednak tym razem były to łzy radości. Było mu lekko na duszy… i zapragnął, by ten dzień nigdy się nie skończył. Kiedy wreszcie opanował się na tyle, by wziąć talerzyk i zabrać się za ciasto – pierwsze truskawki tego roku! – ujrzał, że Ghislain wpatruje się w niego wzrokiem, który nigdy wcześniej nie był tak pełny emocji… tak otwarty… tak zachłanny i pełen jakiejś tęsknoty… Jednak kiedy ich oczy się spotkały, mężczyzna uciekł spojrzeniem. – Coś się stało? – spytał Josh z niepewnością. Ghislain pokręcił głową, ale w następnej chwili zakrył twarz dłonią i przez moment tak siedział. Josh zachodził w głowę, co zrobił, że wyprowadził swojego wuja z równowagi, ale nic nie mógł wymyślić… – To nic… – powiedział wreszcie Ghislain zduszonym głosem, a potem opuścił rękę i wziął głęboki oddech. – Po prostu… Pierwszy raz widziałem, jak się śmiejesz, Joshua, i… I przypomniałem sobie Eliane. Ona też się tak radośnie śmiała, dokładnie tak samo… To był pierwszy raz, kiedy uświadomiłem sobie, jak bardzo jesteś do niej podobny. Przepraszam. Josh odstawił talerzyk z nienapoczętym jeszcze ciastem na stół; nagle ścisnęło go w gardle. Nie wiedział, co powiedzieć – tyle tylko, że znów ogarnęło go wielkie wzruszenie. – Tylko znów się nie rozklejaj, bo nas w końcu wyproszą – wtrąciła pani Lilian ostrzegawczym tonem, rzeczywiście pomagając mu się pozbierać; prawie miał ochotę się uśmiechnąć. – Więc chłopak jest podobny do swojej matki…? – zwróciła się do Ghislaina. – Wygląda zupełnie jak jego ojciec, ale… Ale myślę, że wewnętrznie ma w sobie dużo z mojej siostry. Pewnie więcej, niż mogłoby mi się wydawać – padła cicha odpowiedź. Josh uniósł wzrok na swojego wuja, który znów uciekł spojrzeniem. Zaraz jednak ponownie na niego popatrzył i, nie do wiary, uśmiechnął się z takim ciepłem, że jego twarz stała się młodsza o jakieś dziesięć lat. – Nie mówiąc o tym, że ona też uwielbiała sernik. Josh doszedł do wniosku, że najwyższa pora skończyć z tym wpadaniem w szok na każdą rewelację. Wziął na widelczyk pierwszy kawałek sernika i wsadził sobie do ust. – Obciążenie genetyczne – stwierdził, przełknąwszy, a potem dodał: – Cieszę się. Millenium, "Loser"
|