1.
(maailma on sun)




Po wyjściu Jade'a Joshua długo nie mógł się uspokoić.

Niech cię diabli, Robercie Jade!

Zatrzasnął mu drzwi przed nosem, i to bez jednego słowa, a teraz stał oparty o nie i, usiłując wrócić do równowagi, rozplątywał i analizował swoje emocje.

Jak można było być tak bezwstydnym, by innych… by jego… podejrzewać o… takie rzeczy??

Bez słowa zatrzasnął Jade'owi drzwi przed nosem, bo był zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć, i zbyt wzburzony, by zrobić cokolwiek innego. Teraz sobie myślał, że powinien był mu dać w twarz, prosto i bez skrupułów, bez względu na różnicę wieku, wzrostu i pochodzenia, za samo zakładanie, że on, Josh…

Czuł, jak mocno bije mu serce. Boleśnie. Nie podejrzewał Roberta Jade'a o to, że jest w stanie doprowadzić go do takiego stanu w ciągu zaledwie kilku chwil. Odchylił głowę w tył. Palce jego prawej ręki zacisnęły się na materiale koszuli na piersi.

To prawda, nigdy nie krył się ze swoją orientacją i ogólnie uważał się za osobę wyzwoloną, ale czy inni naprawdę widzieli go w taki sposób jak właśnie Jade? Jakby był, nie przymierzając… dziwką, a przynajmniej przeleciał połowę chłopaków w internacie?

Pochylił głowę.

To nie było przyjemne. Zawsze wydawało mu się, że nie obchodzi go, co myślą o nim inni – zwłaszcza ci, na których opinii w ogóle mu nie zależało – ale teraz uświadomił sobie, że wcale nie czuje się dobrze ze świadomością, że inni mogą mieć o nim tak wykrzywione pojęcie.

Uderzył pięścią w drzwi.

Nie był aniołkiem, to wiedział najlepiej, ale jeśli miał w życiu jakieś marzenia – och, miał, i to całkiem sporo – to były one zdecydowanie bardziej romantyczne, niż mogłoby się wydawać takiemu gburowi jak Robert Jade. Jego pojęcie o erotyce jako takiej było mocno teoretyczne i opierało się na kilku publikacjach, które udało mu się ze niejakim trudem zdobyć. Nie był aniołkiem. Był szesnastoletnim chłopakiem, który od czasu do czasu – to mógł przyznać – miał pewne wizje na tematy, o których z pewnością myślą wszyscy szesnastolatkowie. Czasem nawet – zawsze? – wizje owe ukierunkowane były na konkretną osobę. I fakt, był to Alain Corail, a na samo wspomnienie o nim jego serce każdorazowo przyspieszało. I może nawet inni rzeczywiście zorientowali się w jego uczuciach…

Zakrył twarz ramieniem.

Nie zmieniało to faktu, że nic nie upoważniało Roberta Jade'a, by wpadał tu i krzyczał: "Co zamierzasz zrobić z Alainem, kiedy go w końcu dostaniesz?"

Niech cię diabli, Robercie Jade!

Stał tu teraz, na próżno usiłując się uspokoić – a wizje tego, co zamierzał zrobić z Alainem, przelatywały mu przed oczami. W biały dzień, kiedy właśnie się uczył do zapowiedzianego na przyszły tydzień testu z matematyki… Teraz nie miał najmniejszych szans się skupić.

Oderwał się od drzwi i usiadł przy biurku, tępo gapiąc się na treść ostatniego zadania.

Nie, to nie miało sensu.

Odsłonił i otworzył okno. Miał zwyczaj uczyć się przy zasłoniętych kotarach, co zwiększało jego koncentrację – teraz jednak uznał, że być może dzisiaj w ogóle się nie pouczy. Równie dobrze mógł się przewietrzyć. I trochę pomyśleć.

Oparł się o parapet i zapatrzył w dal.

Alain Corail…

To było dziwne.

Do tej pory zakochiwał się w mężczyznach sporo starszych od siebie. Opiekun dormitorium, nauczyciel wychowania fizycznego… Osoby z autorytetem i życiowym doświadczeniem. Nawet nie liczył na jakąkolwiek wzajemność, wystarczało mu poczucie, że są niedaleko, że niedługo znów ich zobaczy…

Z Alainem było inaczej.

Zupełnie nie potrafił powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Chyba dopiero w tym roku szkolnym. Wystarczająco często mijali się w korytarzach, by Josh zwrócił uwagę na tego wysokiego chłopaka o dużych dłoniach. Może Alain wydał mu się dojrzały, choć był od niego starszy zaledwie o trzy lata i wciąż się uczył? To mogło być to. Alain niewątpliwie roztaczał aurę człowieka, który niejedno w życiu już przeszedł. Szwendał się z podejrzanymi typkami, popalał po kątach i na pewno nie był grzecznym uczniem prestiżowej szkoły. Początkowo Josh po prostu chciał mu się lepiej przyjrzeć, więc nie tracił żadnej okazji, by się przy nim pokręcić, kiedy tylko go zauważył w kampusie. Kilka razy rozmawiali ze sobą i Alainowi nawet zdarzyły się komentarze, z których można było wnioskować, że odróżnia Joshuę Ora od reszty. Joshowi całkiem to pochlebiało, przynajmniej na początku…

Jednak im dłużej się znali, tym bardziej wydawało się Joshowi, że różnica wieku między nimi w ogóle nie ma znaczenia i że z nich dwóch to on jest bardziej… dojrzały. Alain bowiem zdawał się silny, pewny siebie i zdolny kontrolować wydarzenia, jednak co i rusz zdarzały się sytuacje – wyjęte z życia chwile – dzięki którym Josh upewniał się, że tak naprawdę Alain jest zagubiony, złamany i samotny. Może wtedy, kiedy zaczął to dostrzegać, uświadomił sobie, co naprawdę do Alaina czuje…? Jade mógł insynuować różne rzeczy, ale to nie one były najistotniejszymi pragnieniami, jakie Josh w związku z Alainem żywił. Pragnął zaledwie być przy nim, wspierać go i być jego przyjacielem. Wszystko inne mogło być mrzonką, którą potrafiłby pożegnać, gdyby zaszła potrzeba. Choć nie zmieniało to faktu, że najchętniej przekonałby go o swoim uczuciu w sposób… no, fizyczny.

Uhm.

Spróbował – w połowie z chęcią, w połowie przeciwnie – wrócić do rozmowy z Jade'em. Serce, które na chwilę zdążyło się uspokoić, ponownie uderzyło mocniej. Nie miał podstaw, by nie wierzyć w to, że Jade rzeczywiście znał Alaina od dawna – wystarczająco często widział ich razem na szkolnych korytarzach bądź w innych miejscach, choć ich stosunki bynajmniej nie wyglądały na przyjacielskie. Pal licho. A co Jade potem jeszcze mówił? Że nigdy nie widział Alaina z dziewczyną. To brzmiało… obiecująco.

Przełknął.

Czyżby Jade sugerował, że Alain może mieć takie same skłonności jak on, Josh? Josh też nigdy nie widział Alaina z dziewczyną, ale nie miał odwagi wyciągać podobnych wniosków. Mogło istnieć tysiąc powodów, dla których Alain nie spotykał się z żadną panną. Zresztą nie spotykał się też z żadnym chłopakiem, więc sytuacja była niemalże zerowa…

Kiedy Josh zatrzasnął mu drzwi przed nosem, Jade zdążył przez nie krzyknąć: "Do zobaczenia o siódmej!" Jeszcze kwadrans temu Josh był pewien, że nie chce go więcej na oczy widzieć, ale teraz powoli zaczynał zmieniać zdanie. Miał wrażenie, że chwyci się każdej szansy, by dowiedzieć się czegoś o Alainie…

Niech cię diabli, Jade!

Jade musiał nie być taki głupi, skoro wiedział, czym może przekonać Josha do swojej sprawy. Swoją drogą… Ciekawe, po co mu takie informacje? Czyżby z tym tam… Georgesem Saphirem… to było na poważnie? Chyba nie planowali…? Josh poczuł niejasne ukłucie, które dopiero po chwili zidentyfikował jako zazdrość. Ale nie, Jade i Saphir w ogóle go nie obchodzą. I bynajmniej nie zamierza sobie nimi zawracać głowy. On ma swoje pragnienia…

Fala gorąca wpełzła mu na twarz. Powachlował się zeszytem. A potem położył głowę na parapecie i zastanowił, czy jego życie nie jest jednak vanitas vanitatum, et omnia vanitas.

Coś, co mówił Jade, nie dawało mu spokoju. Spróbował skoncentrować się i przywołać w myśli dokładnie tamtą wypowiedź… "Co zamierzasz zrobić z Alainem, kiedy go w końcu dostaniesz?" Co zamierzasz zrobić… Tak, to było jasne. Co zamierzasz zrobić, kiedy…

Otworzył oczy i usiadł prosto, skupiając całą uwagę na pociemniałej cegle widocznej na tle jaśniejszego muru daleko przed nim. Co zamierza zrobić z Alainem, kiedy go w końcu dostanie. Co zamierza zrobić z Alainem, kiedy go w końcu dostanie. Kiedy.

Mrugnął.

Robert Jade zakładał, że pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy Josh… no, właśnie: dostanie Alaina. Zakręciło mu się w głowie. Czuł, że jego policzki płoną. Bóg wie, skąd Jade czerpał to przekonanie, ale teraz Josh na pewno nie zamierzał się nad tym zastanawiać. To by znaczyło, że… że Jade naprawdę musiał widzieć o ewentualnych preferencjach Alaina. Chyba nie mówiłby czegoś takiego, gdyby nie był przekonany. Prawda? Miał wrażenie, że jego serce zaraz wyskoczy na zewnątrz, i znów przycisnął dłoń do piersi, jakby chcąc je zatrzymać.

Siedział tak przez chwilę, usiłując pozbierać rozbiegane myśli i emocje. Kwietniowe słońce powoli toczyło się ku zachodowi po błękitnym niebie.

"Joshua Or", powiedział sobie w końcu. "Jeśli ktoś inny wierzy, że możesz tego dokonać, a ty sam w siebie nie wierzysz… To czy ma w ogóle szanse się udać?" Klepnął się po głowie, jakby chcąc zmusić mózg do wysiłku, a proces myślowy do wskoczenia na właściwe tory.

Podmuch wiatru wpadł przez okno i rozwiał kartki stojącego na biurku kalendarza. Patrzył przez chwilę na migające przed jego oczami cyfry oznaczające kolejne dni i tygodnie. Była połowa kwietnia. Rok szkolny skończy się za dwa miesiące – i tylko tyle ma czasu, by zrealizować swoje marzenia. Przez chwilę siłował się z poczuciem, że nie ma na co liczyć, że za krótko, że to tylko dwa miesiące, osiem tygodni, sześćdziesiąt dni… Potem zdecydowanym ruchem potrząsnął głową i wstał gwałtownie.

Nigdy się nie poddawał i nie miał zamiaru zaczynać dzisiaj.

Uśmiechnął się szeroko. Wiosna za oknem najpełniej oddawała jego poczucie, że żyje. Wychylił się, chwytając świeże powietrze w płuca.

– Dostanę go! – wykrzyczał całemu światu.

Roześmiał się, ani trochę nie przejmując się spojrzeniami, jakie rzuciło mu kilku młodszych uczniów przechodzących w dole.




Tehosekoitin, "Maailma on sun" (tłum: Świat jest twój)



prolog | główna | rozdział 2