11.
(don't try to live so wise)




Josh nie mógł wyrzucić z głowy tych zdjęć Alaina. Po powrocie do pokoju przetrząsnął biurko oraz parę pudełek i koniec końców uzbierał kilkanaście fotografii. Żałośnie mało… zwłaszcza w porównaniu z kolekcją, jaką chwilę temu miał możliwość ujrzeć. Potrząsnął głową, ale swoisty smutek nie chciał odejść. Westchnął i wziął się za układanie zdjęć w mniej lub bardziej chronologicznym porządku.

Zdjęcia z dziadkiem, tylko dwa… U fotografa, pozowane, Josh ubrany w mundurek i z poważną miną. Na jednym miał ledwo sześć lat, na drugim… chyba osiem. O, a tego nie pamiętał! Wybrali się wtedy na piknik z sąsiadami, którzy mieli aparat. Lato, łąka, poza nim dwóch małych chłopców… Wszyscy roześmiani. Ależ był wtedy mały. Nic dziwnego, że zupełnie wyleciało mu z głowy…

W sumie z dziadkiem dużo spacerowali. Miasteczko było nieduże, otoczone polami, łąkami i pagórkami – sporo przestrzeni do odkrywania. Odkąd był w stanie spamiętać, zawsze był bardzo żywy – i wcale mu to z wiekiem nie przeszło. Na podwórku ganiał za kotami, a na łące ot tak sobie. Uwielbiał przebywać na świeżym powietrzu, a dziadek mu na to pozwalał – samemu zresztą dotrzymując mu towarzystwa. To był naprawdę dobry czas…

Wrócił do rzeczywistości i ponownie spojrzał na zdjęcia. Kilka szkolnych, grupowych. Skrzywił się; zawsze był najmniejszy w klasie, więc kazali mu siadać w pierwszym rzędzie – na szczęście w ten sposób nie było widać jego wzrostu, ale niechęć pozostała. Jedno, drugie, trzecie… Wszystkie pięć, z każdej klasy szkoły podstawowej. Nie było żadnego, na którym miałby choć trochę zadowoloną minę – taki mały nachmurzony diablik na przedzie klasy… Ale dziadek koniecznie chciał mieć wszystkie i zawsze zamawiał odbitki – teraz Josh był mu za to wdzięczny. Nawet jeśli nie pamiętał już imion kolegów z dawnej szkoły, to miał namacalny dowód swojej przeszłości…

A, a tutaj już zdjęcia z Idealo, najpierw z gimnazjum… Z tym Joshem czuł się bardziej związany. Mundurek szkoły, burza włosów i zalotny uśmiech. Tak, oto Joshua Or w pełnej krasie. Kiedyś w Świętym Grollo pojawił się dziennikarz celem zrobienia reportażu o szkole – a z nim profesjonalny fotograf prasowy. Większość uczniów uciekała przed tą dwójką gdzie pieprz rośnie – ale nie Josh. Prawdę powiedziawszy, teraz nie był już nawet pewny, co chciał osiągnąć – prawdopodobnie po prostu zaprezentować swój styl i szyk i zostać gwiazdą mediów. Roześmiał się na to wspomnienie. Udało mu się przynajmniej tyle, że dostał większość odbitek do prywatnego użytku – bo na łamy magazynu jednak nie trafił, cóż za strata dla ludzkości, doprawdy…

Przyjrzał się zdjęciom z bliska. Nie, nie wyglądał tak źle. No ale, musiał przyznać, w mundurkach większości chłopaków było ładnie, tę opinię miał już ugruntowaną.

Och, a tutaj zdjęcia z Erwinem i Cecile, z ostatnich dwóch lat! To też była masa śmiechu. Cecile wybłagała u rodziców aparat fotograficzny – oni chyba, swoją drogą, strasznie ją rozpieszczali – i jej ulubionymi obiektami byli oczywiście Erwin i Josh. No, w każdym razie Erwin – ale on początkowo w ogóle nie zgadzał się na jakiekolwiek zdjęcia. Cecile była jednak uparta, a Josh udowodnił swoim przykładem, że to nieprawda, że aparat pożera duszę. Nie żeby Erwin w coś takiego wierzył, ale jego niechęć do bycia fotografowanym naprawdę zakrawała na fobię. Na szczęście Cecile udało się oswoić go z aparatem – i dzięki temu teraz Josh mógł mieć chociaż kilka wspólnych fotografii z przyjacielem. Zdjęcia Cecile były straszne – czego innego się spodziewać? – krzywe, źle wykadrowane i tak dalej, ale Josh szalenie się z nich cieszył. Co z tego, że tutaj brakowało mu ręki, a tam połowy twarzy? A na to nie wiadomo w ogóle czy patrzeć w pionie czy w poziomie… Przeważnie robili sobie fotki w parku, w zwykłych ciuchach, czasem z lodami albo napojami. Miał wrażenie, że sympatyczna atmosfera z tamtych czasów wraca do niego – wraz z poczuciem, że naprawdę dobrze się bawił.

Przekładał zdjęcia powoli i każdemu przyglądał się uważnie, usiłując wrócić do chwili, w której było robione.

No, to jedno zakrawało już na cud sztuki fotograficznej w wykonaniu Cecile: nie dość, że udało jej się objąć ich obu z Erwinem, to jeszcze całkiem spory kawałek katedry się znalazł. Przysunął zdjęcie bliżej, patrząc na ich uśmiechnięte twarze. Nie, nigdy nie miał takiego przyjaciela jak Erwin – człowieka, na którego zawsze mógł liczyć i który akceptował go zawsze i wszędzie. Chciałby, żeby Alain stał się dla niego kimś takim – ale czy było to możliwe? Alain miał zupełnie inny charakter niż Erwin… No i z Erwinem znali się już blisko pięć lat, a z Alainem to było tak bardzo na początku…

Wydawało mu się jednak, że potrafi sobie wyobrazić siebie i Alaina na podobnej fotografii. Wciąż miał w pamięci uśmiech Alaina na niektórych zdjęciach z Grace. Nawet on musiał mieć chwile, w których czuł się odprężony – i czuł się dobrze. Josh musi zadbać, by tych chwil było więcej…

Tymczasem chciałby w pierwszej kolejności pokazać Alainowi swoją maleńką kolekcję.


* * *

Następnego dnia – ostatniego dnia ferii – poszedł do miasta i wrócił z albumem. Poukładał fotografie, ale miejsca zostało jeszcze sporo… Westchnął. Gdyby go było stać, zaopatrzyłby się w aparat, ale o tym nie miał nawet co marzyć. A może… mógłby pożyczyć od Cecile? Tylko czy zgodziłaby się pożyczyć takie drogie cacko? Jakoś w to wątpił… Chyba więc swoje pierwsze wspólne zdjęcie z Alainem będzie musiał odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.


* * *

We środę uderzyło go natchnienie – a stało się to na zajęciach z rysunku. Tak się rozkojarzył, że kiedy profesor zapytał go o proporcje Platona, machinalnie odpowiedział, że proporcjami zajmował się ktoś inny, przy czym wyrecytował twierdzenie Talesa, wzbudzając tym wesołość całej klasy. Profesor poprawił go, że chodzi o pitagorejsko-platońską teorię piękna, i od razu zakazał mówienia twierdzenia Pitagorasa. Potem stuknął Josha dziennikiem po głowie, zadał wypracowanie z estetyki i odszedł, mamrocząc pod nosem coś na temat wiosny uderzającej do młodych umysłów. Josh nie bardzo się tym przejął, skupiony na swojej wizji.

Mógł przecież narysować Alaina!

Była to myśl bardzo kusząca – i przez chwilę rozważał wszystkie za i przeciw. Ach, siedzieć gdzieś w plenerze, Alain w białej koszuli, rozpiętej pod szyją… Oblany słonecznym światłem – bądź w cieniu drzewa – i na przykład… uczący się. Albo coś czytający. Od czasu do czasu odgarnia włosy z czoła wyuczonym gestem, sporadycznie marszczy brwi, zatopiony w myślach…

Josh zastanowił się wszakże, czy będzie w stanie skupić się wystarczająco – na rysunku, nie na Alainie. Przez chwilę siedział ze wzrokiem utkwionym w dali – na pewno nie płótnie, które miał przed sobą – z dłonią zastygłą w powietrzu. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy koło niego zaczęli się przepychać koledzy zmierzający ku wyjściu.

Najwyraźniej lekcja zdążyła się w międzyczasie skończyć… "Cóż, kto nie ryzykuje, ten nie ma", pomyślał beztrosko i po sprzątnięciu swojego stanowiska poszedł do profesora – pytać o zaliczenie portretu.

– Drogi chłopcze, portrety zaliczaliście w poprzednim semestrze. Takie problemy z pamięcią i koncentracją…

– Ależ, panie profesorze, przecież pamiętam! – wywinął się Josh. – Chodzi o to, że nie jestem zadowolony ze swojej oceny… A zależy mi na dobrym świadectwie. – Zniżył głos. – Widzi profesor, chciałbym się starać o stypendium na uniwersytecie…

W oczach nauczyciela zamigotał niepokój.

– Ale chyba nie na sztuki piękne?

– Ależ gdzie tam, panie profesorze! Ja i sztuka? Sam pan widzi, że pomyliłem Platona z Sokratesem…

– Z Talesem, jeśli się nie mylę…

– No więc właśnie, nie ogarniam tych Greków… Ale świadectwo musi być dobre, więc chciałbym spróbować. I tak sobie pomyślałem, że gdybym może dostarczył jeszcze jeden portret…

– Hmm, nie twierdzę, że to niemożliwe. Raduje mnie twoja postawa – pochwalił staruszek, ujęty szczerością Josha. – Cóż, myślę, że możesz spróbować.

Josh podziękował pięknie i niesiony na skrzydłach nadziei pomknął do głównego holu szkoły. Jeśli mu się uda, może złapie Alaina – dzisiaj kończyli w tym samym czasie… Czwartoklasistów jednak w ogóle nie było widać – może jednak mieli skrócone lekcje albo coś – a zamiast tego wpadł na Erwina.

Przez chwilę walczyły w nim sprzeczne uczucia – był tak rozochocony, że miał ochotę pobiec do Alaina choćby zaraz, jednak przecież planował rozmowę z Erwinem. Teraz pora była równie dobra jak inna. Poza tym ostatnio Erwin bywał po szkole dziwnie zajęty. No, może nie aż tak dziwnie…

– Masz chwilkę? – spytał. – Nie jesteś umówiony ani nic? Chciałbym z tobą porozmawiać.

Erwin pokręcił głową i odkaszlnął. Wyszli na zewnątrz i skierowali w stronę drzew – Josh wolał jakieś spokojne i odludne miejsce dla tej rozmowy. Serce biło mu szybko, ale doszedł do wniosku, że czas najwyższy podzielić się z Erwinem swoimi sprawami. Prawdę powiedziawszy, odczuwał wyrzuty sumienia na myśl, że tak długo mu to zajęło.

– Chory jesteś? – zapytał, kiedy Erwin wciąż pokasływał.

– Przeziębiłem się – odparł Erwin, machając lekceważąco ręką. – Przejdzie samo.

– Tylko mnie nie zaraź – stwierdził Josh krytycznie, uświadamiając sobie, że na dzisiejszych zajęciach całkiem sporo ludzi było nieobecnych.

– Nawet cię dzisiaj nie obściskuję – zauważył Erwin.

– Racja. Prawdziwy przyjaciel z ciebie – zgodził się Josh.

Erwin rzucił mu uważne spojrzenie i nic nie powiedział. Usiedli na trawie pod murem otaczającym szkołę.

– Wiesz – zaczął Josh bez ogródek, bawiąc się długim źdźbłem trawy – kiedy w niedzielę spotkaliśmy się u Cecile… pomyślałem sobie, że dawno nie rozmawialiśmy.

– Josh… Przepraszam, ja… – zaczął się tłumaczyć Erwin.

– Nie masz za co przepraszać – przerwał mu Josh. – Przecież nie za to, że jesteś z Cecile? – Obrócił głowę i popatrzył na przyjaciela, a potem znów spojrzał przed siebie. – Dobrze sobie radzę sam, naprawdę. Po prostu pomyślałem, że to, że nie spędzamy ze sobą tyle czasu co kiedyś, nie oznacza, że wciąż nie jesteśmy przyjaciółmi. Prawda? – zapytał z naciskiem większym, niż zamierzał.

Erwin pokiwał głową.

– Oczywiście. Mimo wszystko…

– Słuchaj, ja też chyba nie zachowałem się w porządku wobec ciebie.

– Co masz na myśli? – Erwin zmarszczył czoło.

– Chyba powinienem był z tobą porozmawiać wcześniej… Ale to się wszystko tak szybko wydarzyło…

Co się wydarzyło, Josh? – spytał Erwin, podnosząc głos.

Josh popatrzył na niego, zaskoczony.

– Nic takiego, naprawdę. Nie musisz robić takiej miny… Na Boga, Erwin, uspokój się. Nic. Się. Nie. Stało.

– To dlaczego jesteś dzisiaj taki poważny? – Erwin nie porzucił czujności.

– Nie sądziłem, że usłyszę coś takiego od ciebie. – Josh próbował się uśmiechnąć. Poważny? Od kiedy to Erwin uważa go za poważnego? – Niech to, źle się do tego zabrałem… Ale, Erwin, mógłbyś mieć trochę zaufania do swojego najlepszego kumpla.

– No, to co się stało? – Erwin całkowicie zignorował lekki wyrzut w słowach Josha. Cały on.

Josh westchnął. Chyba nie miał wyboru, jak tylko powiedzieć to wprost.

– Kojarzysz Alaina Coraila? Z czwartej klasy? – Erwin kiwnął głową. – No więc on… ja… No… – Rozejrzał się pospiesznie. – Kocham go – wyznał Josh ciszej.

Erwin mrugnął. W ciszy, która zapadła, słychać było brzęczenie pszczół. Gdzieś z oddali dobiegł odgłos ruszającego samochodu.

– Mógłbyś jakoś skomentować – stwierdził Josh z irytacją, kiedy Erwin wciąż nic nie mówił.

– Sądziłem, że będzie jakiś ciąg dalszy – odrzekł Erwin z niejakim zawodem w głosie.

– Co masz na myśli? – Josh cokolwiek się najeżył.

– Jak na razie nie powiedziałeś niczego, czego bym nie wiedział – odparł Erwin, wzruszając ramionami.

– Co?

– Josh, ja wiem, że ty uważasz siebie za bystrzaka, a wszystkich innych za idiotów…

– Co?! Nic takiego…

– …ale nawet idiota by się zorientował, że masz coś do tego gościa.

Teraz Josh tylko siedział i mrugał, a potem usiłował odpędzić zdradliwy rumieniec. Myśli krążyły w jego głowie chaotycznie. Erwin wiedział? Wszyscy… wiedzieli??? W sumie Jade mu to powiedział wprost – wtedy, kiedy go pierwszy raz odwiedził…

– Ale… ja…

Nie, niemożliwe, żeby to było tak oczywiste. Przecież… Alain nie dał mu do zrozumienia, że się zorientował. Może Erwin przesadza? A może… nie?

– Latasz za nim od poprzedniego semestru. Chcesz powiedzieć, że sam tego nie zauważyłeś wcześniej?

A niech to! Znów zapomniał, że Erwin jest taki spostrzegawczy – zwłaszcza że na to nie wyglądał, ha ha… Miał za swoje. Wyprostował nogi i popatrzył przed siebie.

– Właściwie to całkiem niedawno zdałem sobie sprawę – powiedział cicho. Nie miał powodów, by się złościć na Erwina. – Ale masz rację, już wcześniej jakoś zwrócił moją uwagę…

Erwin kiwnął głową.

– A co on na to? – spytał bezpośrednio.

Josh spuścił wzrok.

– Myślę, że czasem chciałbym, żeby też sobie zdał sprawę… – odparł. – Skoro wszyscy wiedzą – dodał z przekąsem. – A czasem… sam nie wiem. Chciałbym… żeby mnie po prostu polubił – dokończył cicho.

To było skomplikowane. Miał wrażenie, że jego odczucia i nadzieje zmieniają się w zależności od sytuacji. Jednego dnia nie pragnął niczego więcej, jak tylko patrzeć na Alaina, podczas gdy kiedy indziej tęsknota, by być przy nim w sposób jak najbardziej fizyczny, była niemal nie do zniesienia. Raz to wszystko było łagodne i miękkie, a innym razem wydawało mu się, że gdyby tylko miał możliwość, rzuciłby się na Alaina i już nigdy nie wypuścił z objęć, i pozwolił Alainowi zrobić ze sobą wszystko, i…

Ale nie miało to żadnego znaczenia, skoro wszystko zależało właśnie od Alaina. Josh mógł życzyć sobie czegokolwiek chciał, a wszystko i tak sprowadzało się do tego, jak Alain odniesie się do niego. Innymi słowy, Joshowi zostawało staranie się o jego uwagę.

– Wiesz, z punktu widzenia osoby postronnej – zaczął niepewnie Erwin – wydajecie się być w zażyłości. To znaczy… Kiedy jesteście razem, ma się wrażenie, że dobrze się ze sobą czujecie. Myślę wręcz – kontynuował – że znaleźliby się tacy, którzy by was uważali za parę.

Josh zastanowił się, czy to dobrze czy źle, ale nie wyszedł z żadną odpowiedzią. Słowa Erwina brzmiały w jego uszach niezwykle kusząco – tak łatwo byłoby w nie uwierzyć – choć w zestawieniu z rzeczywistością były czystą abstrakcją.

– Bo widzisz, Alain chyba nie ma tutaj żadnych kumpli – zauważył Erwin. – Ci, z którymi się zadawał przez całe liceum, skończyli szkołę rok temu. Prawdę powiedziawszy, nie przypominam sobie, bym go ostatnio widział w czyimkolwiek innym towarzystwie jak tylko twoim.

Serce Josha, które od dobrej chwili biło szybkim rytmem, teraz podskoczyło gwałtownie.

– Niektórym to pewnie wystarczy, żeby sobie coś wyobrażać – dodał Erwin.

– Heh, wyobrażać to sobie mogę i ja – stwierdził dość cierpko Josh. – I, na razie, rzeczywiście sobie tylko wyobrażam.

Erwin popatrzył na niego bacznie.

– To tak na poważnie, prawda? Zresztą, co ja pytam, w twoim przypadku zawsze było na poważnie. – Uśmiechnął się.

Josh odwzajemnił uśmiech, choć wciąż był napięty.

– Chciałbym… Chciałbym, żeby nie traktował mnie jak smarkacza, który się za nim plącze – wyznał półgłosem. – Żeby mnie po prostu zaakceptował. Zobaczył. Wiesz, czasem mam wrażenie, że to robi. Trochę ostatnio rozmawialiśmy… Powiedział mi o swojej przeszłości. Takich rzeczy chyba nie mówi się pierwszej lepszej osobie, prawda? Ale zawsze wydaje mi się, że to przypadek, że to nic nie oznacza… Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zapomni mnie, kiedy tylko zejdę mu z oczu…

– Josh, ciebie nie da się zapomnieć… – wtrącił Erwin. Josh popatrzył na niego z wdzięcznością. – Może on po prostu taki jest? Jak dobrze go znasz? A może po prostu ma na głowie jakieś sprawy?

Josh skinął. To brzmiało zupełnie z sensem.

– To prawda. Najwyraźniej wciąż sporo się zastanawia nad swoją przeszłością…

– No widzisz, może to po prostu taki typ, który podejmuje decyzje, a dopiero potem się nad nimi zastanawia? Sporo ludzi przyjmuje teraźniejszość taką, jaka jest, a wnioski wyciąga dopiero później. Tymczasem niektórzy za bardzo skupiają się na chwili obecnej – to mówiąc, stuknął Josha palcem w klatkę piersiową.

– Sugerujesz, że za dużo myślę? – oburzył się Josh. – Cóż, przeważnie wolę sam coś zaplanować, niż żeby zaplanowano za mnie.

– Lubisz mieć rzeczy pod kontrolą – zgodził się Erwin.

– Oczywiście! Jeśli ja tego nie zrobię, to nikt nie zrobi…

– Tylko gdzie w tym miejsce na spontaniczność? – zauważył Erwin. – Jeśli planujesz, to oznacza tym samym, że dopuszczasz tylko jedną opcję. Pomyśl nad tym.

Josh patrzył na niego przez chwilę, a potem oparł się o mur i spojrzał w niebo. To, co mówił Erwin, brzmiało znajomo, ale…

– To nie tak – powiedział w końcu, nie odrywając oczu od błękitnego przestworu. – Jeśli dopuszczam jedną opcję, to tylko taką, żeby z nim na koniec być. Ktoś… powiedział mi niedawno, że jeśli sobie coś postanowię, to na pewno to osiągnę, i postanowiłem w to uwierzyć. Ale nie mam dokładnego "planu" – zaznaczył – bo to zabrzmiało, jakbym sobie ułożył grafik… Och, jasne, cały czas główkuję nad sytuacjami, w których moglibyśmy być razem – przyznał. – Żeby wbić mu się w pamięć, żeby… przyzwyczaić go do swojej obecności… Inna sprawa, ze na razie rzeczywiście wszystko idzie… dobrze – wyjawił. – Spotykamy się. Rozmawiamy. Jest naturalnie. Ale to jednak… wciąż nie to. – Ponownie spojrzał na przyjaciela. – Kiedy patrzę na ciebie i Cecile… Erwin, to jest fantastyczne, jak się wam układa. Jak się do siebie odnosicie, jak rozmawiacie… Tymczasem ja i Alain… to jest jak stąpanie po kruchym lodzie. Nigdy nie wiem, kiedy powiem coś złego. Nigdy nie wiem, kiedy się wycofa i odejdzie…

– A zrobił to? Josh, myślę, że powinieneś dać mu czas. I sobie, przede wszystkim sobie. Przecież wiesz, że takie rzeczy nie są kwestią tygodnia. Ja i Cecile… – Erwin zaczerwienił się. – Z nami to było tak… specjalnie. Pamiętasz chyba? Ona była narwana… A poza tym jest starsza. Jak mógłbym takiej kobiecie odmówić? Zrobiłaby wszystko, żeby zostać moją dziewczyną.

– Raczej żebyś ty został jej chłopakiem – poprawił Josh z uśmieszkiem.

– Wszystko jedno. – Erwin machnął ręką, najwyraźniej nie widząc różnicy. – Ale ten Alain… – Zamyślił się. – Zawsze miałem go za delikwenta… To naprawdę dobry wybór, Josh? – zapytał ostrożnie.

– On taki nie jest! – Josh przeszedł w tryb obronny, zanim zdał sobie sprawę. – To znaczy… Wydaje się całkiem w porządku. I znów zaczął się przykładać do nauki. I jest całkiem dobry z matmy – zakończył triumfalnie.

Erwin uniósł jedną brew, jednocześnie tłumiąc kaszlnięcie.

– Poprosiłem go o pomoc z trygonometrią i się zgodził – zdradził Josh, zniżając głos. "I jutro mamy z tej okazji randkę w cukierni!", pomyślał, usiłując pozbyć się rumieńca z twarzy.

– Widzę, że rzeczywiście nie próżnujesz – pochwalił Erwin, klepiąc go po plecach. – Ale czego innego mógłbym się po tobie spodziewać?

– Ja… – Josh znów spuścił oczy. – Erwin… Myślisz, że to się może udać? – zapytał cicho.

Erwin patrzył na niego, w jego oczach sympatia mieszała się ze współczuciem – które tylko u niego Josh był w stanie znieść – a potem potrząsnął głową.

– Po pięciu latach znajomości z tobą powinienem się uważać za eksperta w temacie męskiej miłości, ale… Przykro mi. Nie mam pojęcia – wyznał szczerze. – Myślę, że musisz wierzyć w siebie i próbować. Bo chyba tym razem nie chcesz zadowolić się jednostronną miłością…?

Josh pokręcił głową.

– To znaczy… Przede wszystkim chciałbym zostać jego… przyjacielem. To nie tak, że lecę na niego i chcę się z nim… przespać – powiedział cicho.

Erwin położył mu rękę na ramieniu.

– Josh, czasem zastanawiam się, które z was dwojga jest większym romantykiem: ty czy Cecile? Przecież wiem, że w twoim przypadku zawsze chodzi o serce. Nie sądzisz, że powinieneś był się urodzić dziewczyną?

– Niee… – Josh skrzywił się na samą myśl. – Faceci mają więcej możliwości – dodał z przewrotnym uśmiechem, usiłując choć trochę zatrzeć to wrażenie beznadziejnego romantyka.

– Nie, nie chcę tego słuchać! – Erwin zamachał rękami. – Róbcie to, jak chcecie, ale ja chcę pozostać w tej kwestii niewinnym ignorantem.

– Niewinnym? Ha! A ciekawe, co sobie myślisz wieczorami w pustym łóżku, wiedząc, że Cecile leży w swoim…

Erwin zakrył mu usta dłonią.

– Ani słowa. Nie myślę, nie myślę, nie myślę. Sądzisz, że jej rodzice zapraszaliby mnie do siebie na obiady, gdyby wiedzieli, że w ten sposób myślę o ich córce?

– Ha! Przyznałeś się! Poza tym… Cecile też się z kwiatka nie wzięła – zauważył Josh z błyskiem w oku.

– Sza. Nasza miłość zostanie skonsumowana po ślubie – powiedział Erwin, czerwony na twarzy. – Inaczej jej ojciec mnie zabije.

– Biedna Cecile… Cóż, ja tam nie zamierzam czekać. Wykorzystam pierwszą nadarzającą się okazję, by stać się mężczyzną. Wierzę głęboko, że będzie to wcześniej niż ten wasz ślub – zapowiedział Josh buńczucznie.

– Jeśli tak stawiasz sprawę… To na zdrowie. Wracając jednak do tematu – Erwin nie zamierzał rezygnować. – Nie masz łatwego zadania: z jednej strony nie powinieneś niczego poganiać, a z drugiej…

– Alain kończy szkołę za kilka tygodni – dokończył za niego Josh, znów spuszczając głowę. – Powinienem był się w nim zakochać wcześniej, ha ha…

– Spokojnie, na pewno coś wymyślisz – powiedział optymistycznie Erwin.

– To mi poradziłeś…

– Nie sądziłem, że chciałeś ode mnie porady. – W oku Erwina coś błysnęło. – Ja naprawdę nie wiem, jak działają mózgi takich jak ty. Sądzę jednak, że pójście z kwiatami i wyznanie uczuć wprost odpada…

– Erwin, jak ciebie słucham, to…

– Ale generalnie chyba trzeba się kierować tymi samymi zasadami, co w przypadku standardowych par.

– Nie powiedziałeś mi niczego, czego bym sam nie wiedział – stwierdził Josh uszczypliwie. – Choć nie mam pojęcia, co robią ze sobą standardowe pary. Bo nie wydaje mi się, byście z Cecile stanowili idealny przykład – skończył z uśmieszkiem.

– Chcę przypomnieć, że to ty na nią wpadłeś, sprawiając, że ona wpadła na mnie. Chciałbyś, żebym uskutecznił coś podobnego dla ciebie i Alaina? – spytał Erwin.

Josh wybuchnął śmiechem, zarażając tym Erwina, którego zaraz pokonał atak kaszlu. Najlepsza w tym wszystkim była świadomość, że Erwin naprawdę byłby to w stanie zrobić, gdyby wierzył, że w ten sposób pomoże Joshowi. Josh był mu naprawdę wdzięczny.

Poczuł, że zupełnie opadło z niego wcześniejsze napięcie. Mimo że nie dowiedział się niczego nowego, cieszył się, że odbył z Erwinem tę rozmowę. Erwin był jedyną osobą, której mógł się zwierzyć ze swoich rozterek. Co prawda zdarzało mu się wykazywać wobec Josha ten denerwujący stosunek: "Poradzisz sobie"… To wywoływało dwuznaczne odczucia: z jednej strony fajnie było cieszyć się opinią kogoś, kto radzi sobie ze wszystkim, ale z drugiej – niosło z sobą ryzyko zostania samemu ze swoimi problemami. Josh jednak ani przez chwilę nie wątpił we wsparcie Erwina.

Podniósł się z trawy i otrzepał spodnie.

– Dziękuję – powiedział wprost, wyciągając do Erwina rękę.

Erwin ujął ją i kiwnął głową.

– Informuj mnie na bieżąco – odparł, uśmiechając się lekko.

– Myślę, że będzie po mnie widać – odrzekł Josh ze śmiechem.

Erwin zamyślił się.

– Po tobie widać tylko radość, Josh – powiedział w końcu. – A kiedy ci jest źle… to też starasz się uśmiechać. Dlatego masz mnie, który czasem nie zostanie zwiedziony twoim uśmiechem – dodał poważnie. – Ale życzę ci, żebyś nie musiał mnie zwodzić.

Josh przez chwilę myślał nad tymi słowami, a potem kiwnął głową. To prawda, rzadko udawało mu się ukryć przed Erwinem swoje prawdziwe odczucia i nastroje… I chyba się z tego cieszył. Tymczasem pożegnał się z przyjacielem – i pobiegł kończyć frustrującą powieść o panu Z., by przed jutrzejszą randką mieć to z głowy.




Akeboshi, "Wind"



rozdział 10 | główna | rozdział 12