14.
(will you draw me?)




We wtorek po lekcjach Josh zaniósł torbę do pokoju, przegryzł jabłko i ruszył do biblioteki, ściskając w rękach notatnik. Jak się mógł domyślić, czytelnia była prawie pusta – komu chciałoby się w tak piękny dzień marnować czas na naukę? Nie przejmował się tym ani trochę. Jeśli do wyboru miał z jednej strony bezczynne trwonienie czasu na mrzonki o Alainie, a z drugiej robienie czegoś pożytecznego, w dodatku z nadzieją na spotkanie Alaina, to wybór był oczywisty.

Przyniósł sobie z półki kilka książek i zajął stolik pod oknem. Rzadko tu przychodził – mieszkając w pojedynkę, miał wystarczająco dobre warunki do nauki w pokoju – jednak biblioteka robiła całkiem przyjemne wrażenie. Ten specyficzny zapach książek i kurzu, ta cisza przepełniona spokojem i wiedzą zawartą w niezliczonych woluminach… Josh pomyślał, że z pewnością są bardziej romantyczne miejsca na randkę, ale tutaj też mu się podobało.

Na fizyce przerabiali astronomię i nauczyciel zadał im wypracowania z Układu Słonecznego. Josh wybrał sobie Urana i teraz właśnie robił konspekt eseju. Budowa, obieg wokół słońca, księżyce... Księżyce? Zajrzał do spisu treści. Och, trochę ich było... Zdecydowanie więcej niż w przypadku Ziemi. Jeden, drugi, trzeci... Cóż, najwyżej referat będzie trochę dłuższy niż zakładał. Och, i jeszcze pierścienie! Więc nie tylko Saturn je ma...

Tak się zatopił w nauce, nieledwie przenosząc się w przestrzeń kosmiczną między Oberonem a Tytanią, Arielem i Umbrielem, i Mirandą, że zapomniał o całym świecie. Oderwał się od atlasu dopiero wtedy, kiedy ktoś zajął miejsce naprzeciwko. Josh drgnął i podniósł głowę – by zobaczyć Alaina, który przyglądał mu się, powstrzymując uśmiech. Uświadomił sobie, że Alain musiał chwilę stać przy stoliku, zanim zdecydował się usiąść, jednak Josh był tak pochłonięty Uranem, że zupełnie nie zwrócił na niego uwagi.

– Koncentracja godna akademika – powiedział Alain z lekką drwiną.

Josh odgonił rumieniec i przesunął książki w swoją stronę, by zrobić miejsce.

– Cóż, astronomii na pewno nie zamierzam studiować – powiedział z błyskiem w oku – choć wydaje się szalenie interesująca.

– Piszesz referat z astronomii? – zaciekawił się Alain, zerkając na otwarty atlas. – Też to mieliśmy.

– Och, i o czym pisałeś?

– Nie pamiętam – stwierdził Alain dość beztrosko. – Chyba koniec końców nie oddałem...

– No tak... – Josh pomyślał, że jakoś go to nie dziwiło. Chociaż… – Nie lubisz fizyki? – zapytał. – Jesteś umysł ścisły, więc myślałem…

– Fizyka jest w porządku, ale… jakoś nigdy nie przepadałem za astronomią. Ciężko mi uwierzyć w cały ten kosmos.

Josh mrugnął i przez jedną chwilę zastanawiał się, czy Alain mówi poważnie.

– Cóż, widocznie… Ziemia ci wystarcza – stwierdził. – Ale, jak mówiłem, często wydajesz się przebywać na innej planecie…

Alain wzruszył ramionami, najwyraźniej nie chciał kontynuować tematu. Josh odgonił wizję Alaina siedzącego na pierścieniach Saturna i machającego do niego w stronę Urana. Parsknął, usiłując powstrzymać śmiech. Alain spojrzał na niego pytająco, ale Josh tylko pokręcił głową. Doprawdy, jego własna wyobraźnia zaskakiwała go w najmniej spodziewanych momentach.

Alain położył na blacie zeszyt i podręcznik od matematyki, choć nie sprawiał wrażenia, że bardzo mu się chce robić zadania. Josh ze swej strony nie był w stanie powstrzymać ciepłego uczucia, które rozlało się w jego piersi na myśl, że Alain jednak postanowił przyjść. To było takie... fajne.

– Długo masz zamiar tutaj siedzieć? – spytał Alain z niepewnością.

– Aż skończę – stwierdził Josh.

Alain westchnął – po czym otworzył zeszyt.

– W takim razie...

Po chwili jego długopis skrzypiał po papierze.

– Naprawdę powinieneś się zastanawiać nad studiami matematycznymi – powiedział cicho Josh, wracając do swojego wypracowania. Jakoś inaczej mu się patrzyło na tego Urana…

Teraz od strony Alaina dobiegło prychnięcie. Josh uśmiechnął się.


* * *

Następnego dnia Josh zapowiedział się w bibliotece już na drugą. Miał zamiar uzupełnić notatki o przedmioty z dni, które opuścił z powodu choroby. Alain mruknął pod nosem coś na temat zrobienia więcej zadań z przebiegu zmienności funkcji, więc byli umówieni. Josh wracał do pokoju, niemal unosząc się nad ziemią i z głupawym uśmiechem na twarzy.

Środa była jak zawsze lekka i humanistyczna. Na malarstwie przypomniał sobie, że zapomniał zapytać Alaina o możliwość pozowania mu do portretu – będzie to koniecznie musiał zrobić dzisiaj. W holu spotkał się z Erwinem, który wyraźnie się spieszył, nie na tyle jednak, by nie pociągnąć go za rękaw do kąta i zapytać:

– I jak?

Josh miał ochotę udawać głupiego, ale to by przecież nie przeszło z Erwinem. Stłumił westchnienie.

– Jakoś do przodu.

Erwin pokazał mu kciuk, a Josh nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Ktoś za jego plecami zaczął kaszleć. Erwin lekko się odsunął, a potem nachylił ku niemu.

– Wszyscy się chyba pochorowali, Josh. Byłem okropnie przeziębiony w ubiegłym tygodniu – wyznał. – Na szczęście... miałem cudowną opiekę – dodał półgłosem, rumieniąc się.

"Na pewno nie taką jak ja", pomyślał Josh, zachowując sekrety dla siebie. Klepnął Erwina po plecach i pobiegł prosto do biblioteki.


* * *

"Ktoś mógłby pomyśleć, że na nauce czas się dłuży", stwierdził w duchu, "tymczasem to jednak nieprawda." Siedzenie z Alainem w bibliotece było niezwykle przyjemne – po pierwsze ze względu na Alaina, a po drugie z uwagi na fakt, że robił coś sensownego. Siedzenie w ciszy nie było może najlepszą metodą na poznanie drugiego człowieka – choć podejrzewał, że filozofowie mogliby się z nim nie zgodzić – ale wydawało się, że Alainowi odpowiada. No i szanse, że Josh powie coś głupiego, czym zrazi do siebie Alaina, były minimalne... Westchnął w duchu, bo z drugiej strony szanse na rozwój ich znajomości także były minimalne. Taki trochę pat – i jak ci to pasuje, Joshua Or? Zawsze przecież biegłeś do przodu.

Cóż, widać czasem nawet on potrafił zważyć możliwe korzyści i straty i wyciągnąć jakieś wnioski. Poza tym wolał optymistycznie wierzyć, że może jednak dla Alaina ma znaczenie to, że potrafią wspólnie milczeć, a nie tylko wspólnie gadać – zwłaszcza że to drugie nie bardzo im wychodziło, pomyślał Josh krytycznie.

Dokończył przepisywać notatki z angielskiego i odłożył zeszyt. Alain już od jakiegoś czasu przypatrywał mu się czujnie – najwidoczniej znudził się swoimi zadaniami z matematyki.

– Zamierzasz tu codziennie przychodzić? – zapytał z pewnym niedowierzaniem. Josh kiwnął głową. – Ale chyba nie w weekendy?

– Niee... – odparł i Alain sprawiał wrażenie, jakby mu ulżyło. – W weekendy myślałem, żeby się pouczyć na świeżym powietrzu.

Alain mrugnął.

– Wiesz, to chyba nie jest bardzo zdrowe... – zasugerował.

– Nauka na świeżym powietrzu? – zdziwił się Josh.

– Nauka przez siedem dni w tygodniu – uściślił Alain, marszcząc brwi, ale jego wargi drgnęły.

– Och, nie sądzę... Chyba że masz jakiś lepszy sposób na spędzenie weekendu, hmm?

Alain znów mrugnął.

– Myślałem, żeby się wybrać na cmentarz. W sobotę. Chcesz... chcesz iść ze mną?

Serce Josha podskoczyło.

– Oczywiście!

Alain spojrzał na niego, uśmiechając się nieśmiało, a Josh przypomniał sobie, że ten uśmiech bardziej niż cokolwiek innego trafiał do jego serca. Znów fala ciepła rozeszła się po jego wnętrzu. Podczas nauki był w stanie tak mocno skupić się na tym, co robił, że niemal zapominał, że jest zakochany w Alainie.

Straszne.

A więc w sobotę wybiorą się na spacer. Josh miał ochotę skakać z radości. Miał nadzieję, że pogoda będzie ładna... A może potem udałoby się jeszcze gdzieś pójść? Miał wizję spacerowania z Alainem po łące... A właśnie.

– Uhm, Alain?

– Cały czas tu jestem – odparł Alain z rozbawieniem. – To ty byłeś gdzieś indziej. Może na Uranie – dodał z drwiną.

Josh potrząsnął głową dla orzeźwienia.

– Czy zgodziłbyś mi się pozować do portretu? – zapytał prosto z mostu.

Alain mrugnął.

– Do portretu? – wyjąkał.

– Zgodzisz się?

– Nie.

Ugh. Proste pytanie, prosta odpowiedź.

– Muszę poprawić ocenę z malarstwa, profesor dał mi drugą szansę – nie rezygnował. – I pomyślałem, że cię zapytam...

– Nie lubię takich rzeczy – powiedział Alain, jakby skrępowany.

– Naprawdę by ci to tak przeszkadzało? – spytał Josh, usiłując odpędzić rozczarowanie. – Mógłbyś coś robić w tym czasie... na przykład czytać... i w ogóle nie zwracać na mnie uwagi.

Alain przez chwilę na niego patrzył, marszcząc brwi.

– Nie chcę – powiedział w końcu.

Josh pochylił głowę. Nie zamierzał się tak od razu poddawać...

– Mógłbyś narysować swojego przyjaciela. Albo jego dziewczynę... – podpowiedział Alain z wahaniem.

Josh machnął ręką.

– Już by mi Erwin dał narysować Cecile... – Nie był co prawda wcale taki pewien, ale przecież sam nie miał ochoty jej rysować. Poza tym nie chodziło o żadne zaliczenie, tylko o to, żeby mieć rysunek Alaina. – A Erwin ma jakąś fobię, jeśli chodzi o wizerunki. Cud, że w ogóle zgodził się, żeby mu zdjęcia robić.

Zapadło milczenie. Wreszcie, nie doczekawszy żadnej odpowiedzi, Josh zebrał zeszyty i wstał.

– To ja już idę. Jutro przyjdę koło czwartej. Mamy w poniedziałek test z angielskiego – powiedział, nie patrząc na Alaina. Nie chciał się dąsać, ale nie zmieniało to faktu, że był markotny. – Cześć.

Idąc do pokoju, zastanawiał się, dlaczego nie potrafi czerpać radości z tego, co mu się udawało, a w zamian skupia się na niepowodzeniach. Może Erwin miał racje z tym, że kiedy sobie coś zaplanuje, to oczekuje spełnienia w stu procentach – inaczej nie będzie zadowolony? Nie brzmiało to za dobrze... Chciał się cieszyć tym, co ma – a tymczasem zrobił się zbyt wymagający.

Ale naprawdę chciał mieć rysunek Alaina!

Potrząsnął głową i wbiegł na piętro. Rzucił zeszyty na biurko, a siebie na łóżko i przez chwilę się w nim miotał. Wymagający czy nie, chciał mieć rysunek Alaina. Musi go to tego namówić!


* * *

Czwartek spędzili podobnie: Josh zakuwał angielski, Alain przyniósł podręcznik od historii. Oceniając po odgłosie, jaki wydał przy otwieraniu, Alain pierwszy raz wziął go do ręki. No, może drugi – jeśli pierwszym był zakup. Josh ukrył uśmiech za swoimi notatkami i skonstatował z zaskoczeniem, że przynajmniej w kwestii edukacji miał na Alaina niewątpliwie dobry wpływ.

Kiedy po kilku godzinach skończył naukę, Alain powiedział:

– A gdybyśmy jutro w ramach nagrody za tak pracowity tydzień wybrali się gdzieś? Powiedzmy... na sernik.

– Serio?!

Od strony bibliotekarki dobiegł oburzony syk, ale Josh ani trochę się nie przejął – choć zniżył głos do szeptu.

– Mówisz serio?

Alain kiwnął głową, powstrzymując uśmiech – najpewniej na widok entuzjazmu Josha.

– To... super – powiedział Josh słabo, opadając na oparcie.

Był zbyt oszołomiony, by cokolwiek pomyśleć. Wyglądało na to, że Alain Corail właśnie zaprosił go na randkę. Oczywiście, to była randka tylko i wyłącznie w umyśle Josha, nie zmieniało to jednak faktu, że Alain po raz pierwszy wykazał się podobną inicjatywą. Josh miał ochotę krzyczeć z poczucia zwycięstwa.

– O której jutro kończysz? – głos Alaina wyrwał go z błogiego zamyślenia.

– O drugiej.

– Możemy iść zaraz po?

– Jasne. Bardzo się cieszę, dziękuję.

Krok Josha, kiedy tego dnia wbiegał do siebie na piętro, był bardzo lekki.


* * *

W piątek po południu Muszelka była dość zatłoczona, ale jakimś cudem stolik się dla nich znalazł. Josh mrużył oczy z rozkoszy, zajadając sernik, a Alain przyglądał mu się z rozbawieniem. Popijając Earl Greya, Josh doszedł do wniosku, że najbezpieczniejszym tematem do rozmowy wydaje się aktualnie nauka.

– Zaraz, mówisz, że ten test z matematyki miałeś dzisiaj? Ten z przebiegu czegoś tam? – zapytał.

– Zmienności funkcji – podpowiedział Alain, odstawiając kubek.

Brzmiało niebezpiecznie. Josh nie miał pojęcia, co to takiego, i odpędził od siebie myśl, że jego też to czeka…

– I jak ci poszło? – spytał.

Alain wzruszył ramionami.

– Pewnie jak zawsze.

– To znaczy? – Josh się wyprostował na krześle. – Oczywiście dobrze, tak?

– Chyba tak – odparł Alain z pewną niecierpliwością.

Ugh, najwyraźniej wciąż nie czuł się komfortowo, kiedy była mowa o nim.

– My mamy zapowiedziany następny, na początek czerwca – powiedział Josh. – Tym razem ciągi.

– Prościzna – stwierdził Alain tonem, jakiego Josh nigdy u niego nie słyszał.

– Tak? Mnie się wydają skomplikowane... – Należało kuć żelazo póki gorące i przy okazji podbudować Alaina. Od komplementów nikt nie umiera. – Pewnie znów poproszę cię o pomoc. Naprawdę matma jest dla ciebie taka prosta? – spytał z niejakim niedowierzaniem.

Alain znów wzruszył ramionami.

– Jest bardzo logiczna.

– No tak, ale te wszystkie wzory... Ja zawsze coś pomieszam. Nie mam do tego głowy. – Odstawił filiżankę. – Sądzę, że jest niewielu ludzi, którzy sobie z tym radzą. Naprawdę powinieneś ją studiować...

– Ale jest nudna – uciął Alain. – W ogóle mnie nie interesuje.

– A co cię interesuje?

Alain milczał. Josh powstrzymał westchnienie.

– Chyba mieliście jakieś spotkania z wychowawcą na temat dalszej edukacji i w ogóle?

– Nie poszedłem na nie.

Josh westchnął tym razem głośno.

– Jesteś dość... niefrasobliwy – powiedział. – Kończysz szkołę za miesiąc i nie wiesz, co będziesz dalej robić?

Alain zmarszczył czoło i popatrzył w stół. Zawsze tak robił, kiedy słowa Josha go denerwowały – Josh nauczył się już odczytywać znaki, by nie drażnić go bardziej.

– W sumie ja też nie wiem, co chcę robić – stwierdził, żeby odwrócić temat od Alaina. – To znaczy – przypomniał sobie swoje rzekome plany – stypendium na uniwersytecie brzmi dobrze. Jeśli jednak chodzi o konkretną dziedzinę... Ktoś mi ostatnio zaproponował psychologię.

– Psychologię? Co to takiego?

– Nauka o duszy. Właściwie sam nie wiem dokładnie, czym to się zajmuje – wyznał. – Ale najwyraźniej chodzi o to, co się dzieje w ludzkim umyśle. Co człowiek myśli, jak, dlaczego... Jak postępuje, takie tam.

– I to cię interesuje? – spytał Alain z niedowierzaniem.

– Och, nie wiem. Po prostu lubię się zastanawiać nad tym, co robię, co czuję... Może więc poradziłbym sobie w tej dziedzinie?

– Ja... myślę, że tak.

Josh miał ochotę się zaczerwienić. Alain wciąż go zaskakiwał, kiedy mówił wprost takie rzeczy.

– Jeśli chodzi o inne przedmioty... – ciągnął. – Z literaturą mam jak ty z matematyką: rozumiem, o co idzie, ale zupełnie mnie to nudzi. Z matmą, ugh, zdecydowanie nie dla mnie. Historia… to zależy od epoki: niektóre są zupełnie nieciekawe, inne fajne. Lubię geografię i przyrodę, ale czy chciałbym je studiować? Nie sądzę.

– To może medycyna? – zasugerował Alain z uśmieszkiem. – Skoro tak bardzo lubisz się uczyć...

Josh machnął ręką.

– Daj spokój. Straciłbym cierpliwość już przy drugim pacjencie. Oni są denerwujący...

Alain przyglądał mu się uważnie.

– Nie wyglądasz na osobę, która łatwo traci cierpliwość...

– Tak uważasz?

Alain kiwnął głową. Cóż, miło było coś takiego usłyszeć, ale nie zmieniało to faktu…

– Tak czy owak, medycyna to nie dla mnie – stwierdził stanowczo. – Wystarczy mi to, co wiem o podstawowej biologii człowieka. W trzeciej klasie na pewno nas będą o tym uczyć. A jak mi czegoś będzie potrzeba dodatkowo wiedzieć, to poszukam w książkach. – Jeśli chodzi o szukanie wiedzy w książkach, to naprawdę uważał, że radzi sobie całkiem dobrze.

W cukierni robiło się coraz tłoczniej, więc Alain zapłacił rachunek i wyszli. Popołudniowe słońce rzucało miękkie światło na ściany domów i odbijało się w oknach. Zakochane pary mijały ich na każdym kroku. Josh odsunął się od Alaina, bo nagle uświadomił sobie, że ma ochotę wziąć go pod ramię i iść tak jak oni... Może kiedyś.

– A co z twoim portretem? – spytał Alain z wahaniem.

"Z twoim portretem", poprawił w myślach Josh, robiąc smutną minę.

– Nic... Chyba będę musiał się zadowolić słabszą oceną z malarstwa... – powiedział, starając się brzmieć markotnie. Alain nic nie mówił. – Naprawdę byłby to dla ciebie taki problem? – spytał Josh, usiłując nadać głosowi odpowiednio błagalny ton. – Przecież kiedy się koncentrujesz na czymś, przestajesz zwracać uwagę na otoczenie...

Alain popatrzył na niego jakby z rozbawieniem.

– Chyba mówisz o sobie. Siedzisz z nosem w książce i ani razu nie podniesiesz głowy.

Josh poczuł, że zalewa go fala gorąca. Wyglądało na to, że Alain przyglądał mu się, kiedy się wspólnie uczyli w bibliotece. Ta myśl była... przyjemna. Choć, oczywiście, doszedł zaraz do wniosku, usiłując uspokoić szybkie bicie serca, nie wróżyła zbyt dobrze dla nauki Alaina, skoro się gapił na Josha.

No ale z pewnością nie robił tego cały czas, zauważył jego rozsądek.

Josh nawet nie wiedział, jak by się czuł, gdyby Alain przyglądał mu się cały czas. To było... zbyt abstrakcyjne. Nawet jeśli Alain sprawiał wrażenie, że nie ma wielu zajęć i byłby w stanie marnować czas na czymś tak bezsensownym jak patrzenie na Josha...

Odgonił rumieniec.

Przecież... W sumie chciał, by Alain na niego patrzył. Przede wszystkim chciał, by Alain na niego patrzył i go widział – czemu więc teraz takim niepokojem napełniała go myśl, że Alain może mu się przyglądać? Chyba trochę zaczynał rozumieć niechęć Alaina do idei pozowania...

Nie, niepokój to nie było właściwe słowo. To było bardziej jak...

– Halo, Ziemia do Urana – dobiegło od strony Alaina.

Josh drgnął i potrząsnął głową. Byli już przy bramie kampusu. Doprawdy, nie powinien się tak rozkojarzać. Popatrzył na Alaina i dostrzegł na jego wargach cień uśmiechu. Jeszcze raz potrząsnął głową.

– Czyli jutro idziemy do Grace? – zapytał, starając się odgonić zawstydzenie. – O której?

Umówili się na jedenastą – bez sprecyzowania dalszych planów naukowych. Josh miał chwilowo zbyt wiele na głowie, by się przejmować nauką.

Miał jednak wrażenie, że portret stał się odrobinę bardziej rzeczywisty. To napawało optymizmem.


* * *

Sprzątnęli z grobu Grace kwiaty z poprzedniej wizyty i ustawili nowe.

– Jak to jest: mieć rodzeństwo? – spytał Josh, kiedy niespiesznym krokiem szli do wyjścia z cmentarza.

Alain założył ręce na piersi i zamyślił się.

– Myślę, że to... coś przyjemnego – odrzekł. – Kiedy dowiedziałem się, że mam siostrę... od razu chciałem ją poznać. W sumie Grace była ode mnie starsza... ale jako chłopak czułem, że powinienem się nią... opiekować.

Josh kiwnął głową, usiłując to sobie wyobrazić. W sumie traktował Erwina jak brata, ale to były tylko wyobrażenia. Nie wiedział, jak to jest naprawdę pomiędzy rodzeństwem.

– Grace musiała ci być bliska...

– Nawet nie byliśmy prawdziwym rodzeństwem – powiedział cicho Alain. – Ja...

Josh zerknął na niego i nic nie powiedział.

– Zresztą... to już przeszłość – stwierdził Alain, przeczesując włosy i patrząc przed siebie. – Stało się i nie zdarzy się nigdy więcej.

– Tęsknisz za nią czasem? – zapytał cicho Josh.

Alain wciąż na niego nie patrzył.

– Myślę, że powoli zaczynam się godzić z tym, że jej nie ma – powiedział po chwili. – Choć wciąż uważam za niesprawiedliwe, że w taki sposób umarła, tak młodo... – Uśmiechnął się drwiąco. – Wiesz, co w takich sytuacjach ludzie mówią? Że Bóg kochał ją tak mocno, że zabrał ją do siebie. A co zostaje ludziom, którzy ją... kochali?

Josh usiłował wymyślić, co mógłby powiedzieć w tym momencie, żeby nie brzmiało to jak banał bądź płytka pociecha.

– Ci, którzy zostali, mają życie – odparł cicho, marszcząc czoło. Przez chwilę nic nie mówił, a potem podjął na nowo: – Ja… Nigdy nie znałem moich rodziców. Nie wiem, czy zginęli czy mnie... zostawili. Wolę wierzyć w to pierwsze... Ale nie zmienia to faktu, że dali mi życie. Jestem tu i żyję. Niczego innego nie mam, tylko to życie.

Teraz Alain popatrzył na niego, a jego wzrok był niemal nieśmiały.

– Muszę przeżyć jak najwięcej, muszę doświadczyć jak najwięcej – mówił Josh dalej. – Dobrego, może nawet złego, bo to wszystko jest życiem. Nie będę miał drugiego.

– Nawet jeśli czasem czujesz, że życie nie ma sensu? – spytał Alain.

Josh pokręcił głową.

– Sam sobie znajduję ten sens. Nikt inny tego za mnie nie zrobi. Stawiam sobie cele i osiągam je. Znajduję sobie marzenia i staram się je spełnić. Jak długo żyję, tak długo mam szansę na szczęście.

– Szczęście – powtórzył cicho Alain.

– Rozmawialiśmy już o tym – powiedział spokojnie Josh.

Szczęście miało tak wiele form. W tym momencie jego szczęście zawierało się w fakcie, że idzie obok Alaina i rozmawia z nim. Może wieczorem, może już za godzinę uzna z jakiejś przyczyny tę rozmowę i ten spacer za porażkę – jednak teraz się nimi cieszył.

Dzwon na wieży kościelnej wybił południe. Słońce migotało na wysokiej iglicy i jej złotych ozdobnikach.

– Chodź – powiedział do Alaina. – Chcę ci coś pokazać.

Poszli w stronę kościoła. Kiedy stanęli przed wejściem, Alain zawahał się. Wyraźnie nie miał ochoty wchodzić.

– Chcę wejść na wieżę – uspokoił go Josh. – Byłeś tam kiedyś?

Alain pokręcił głową. Wśliznęli się do świątyni, zatapiając się w innej rzeczywistości. Kruchta tonęła w półmroku, wypełniona zapachem kadzidła i tą specyficzną wonią, jaką mają wszystkie kościoły – kamienia i starego drewna, zmieszanej z aromatem kwiatów i świec. Weszli na drewniane schody prowadzące na wieżę. Josh nie mógł narzekać na formę, jednak kiedy stanął na najwyższym podeście, musiał przez chwilę łapać oddech. Alain wchodził za nim, jego kroki skrzypiały na stopniach. Ponad nimi w górze wisiały olbrzymie dzwony, teraz już ciche, choć wydawało się, że ich dźwięk wciąż wibruje w ścianach katedry.

Josh wyszedł na mały balkon, właściwie wnękę, z której rozpościerał się widok na całe Idealo – a przynajmniej na jego południową część. Wieża była najwyższym punktem miasta, więc było na co popatrzeć. Joshowi zawsze zapierało dech w piersiach, kiedykolwiek tu stawał. Nieba było więcej… i jakoś bliżej – wydawało się, że wystarczy sięgnąć... Uświadomił sobie, że chyba tęsknił za tym uspokajającym widokiem. Od ostatniego razu minęły prawie dwa lata...

Alain wsunął się na wykusz obok niego. Nie było tam wiele miejsca, więc prawie się dotykali. Na tej wysokości wiatr był silniejszy i rozwiewał włosy. Josh popatrzył w dół, na kamienice i uliczki, i ludzi, którzy wyglądali jak mrówki, a potem dalej, na obrzeża miasta, pola, zagajnik... Na lewo widać było kampus.

– Kiedy czuję się źle, lubię tu przyjść. Odkryłem to miejsce wkrótce po przyjeździe do Idealo – wyznał. – Kiedy tu staję i patrzę w dół... i w dal... wtedy uświadamiam sobie, jak ogromny jest świat. Myślę wtedy, że moje smutki i zmartwienia mają znaczenie tylko dla mnie i nikt poza mną się nimi nie przejmuje. Pozwala mi to nieść je dalej, kiedy już zejdę stąd i wrócę tam, gdzie żyję.

– Często to robisz? – zapytał Alain cicho.

Josh pokręcił głową, a potem założył włosy za ucho, bo wiatr wciąż zwiewał je na jego twarz.

– Na początku przychodziłem częściej. Kilka… może kilkanaście razy. Potem dopiero pod koniec gimnazjum... kiedy Erwin się wyprowadził... – odpowiedział niemal szeptem. – Od tamtego czasu już wcale.

Alain milczał. Josh odpędził nagłą świadomość, że gdyby przesunął się o kilka centymetrów, mógłby oprzeć głowę na jego ramieniu. Nie musiał tego robić. Wystarczyło, że czuł ciepło jego ciała przez ubranie.

– Chodźmy, zanim dzwony znów zaczną bić – powiedział, odwracając się. – Pamiętaj, nigdy nie przychodź tu bez zegarka – dodał, uśmiechając się.

Kiedy schodzili w dół, pomyślał, że ma nadzieję, że Alain nie będzie musiał tu przychodzić. Wciąż jednak nie wiedział – i napełniało go to poczuciem bezsilności – jak mógłby pocieszyć tego człowieka, który wierzył, że jego szczęście pozostało w przeszłości.




Sonata Arctica, "Draw Me"



rozdział 13 | główna | rozdział 15