Alain szybko wynurzył się ze sklepu, pobrzękując zawartością siatki, a potem powoli podjęli spacer. Josh zaczął odczuwać lekki ból w nodze, ale wtedy doszli już na miejsce: niewielki park leżący między szkołą a centrum miasta, w którym licealiści ze Świętego Grollo spędzali wolny czas, kiedy mieli dość kampusu, a miastowi – kiedy szukali jakiegoś odosobnienia. Było tu o wiele przytulniej niż w głównym zieleńcu miasta. Tam były ławki, klomby i zadbane krzewy ozdobne, tutaj zaś po prostu rosła trawa, a gdzieniegdzie bardziej gęste zarośla i drzewa. Miało się wrażenie, że jest się raczej w zagajniku niż mieście, i nic dziwnego, że miejsce było tak popularne – tutaj można było w zupełnie inny sposób obcować z naturą. Także dzisiaj młodzieży było całkiem sporo, ale nie psuło to atmosfery spokoju, głównie dlatego, że w większości były to pary, zapatrzone tylko w siebie i nie zwracające uwagi na świat wokół – chłopcy i dziewczęta, siedzący bliżej siebie, niż może było to przyzwoite… Ale tego dnia, na progu letnich wakacji, bynajmniej nie zamierzali sobie zawracać głowy konwenansami. Alain wszedł na trawę i podążył w stronę rozłożystej akacji, a Josh ruszył za nim. Usiedli pod drzewem i Josh z ulgą powitał odpoczynek dla stopy. Nie powinien jej przeciążać zaraz następnego dnia po zdjęciu opatrunku… Choć, uświadomił sobie po chwili, niewiele się tym przejmował. Jak mógł się przejmować skręconą kostką, kiedy miał poczucie, że od jutra nie będzie tak naprawdę żył…? Poczuł pieczenie pod powiekami i szybko otarł oczy rękawem. – Co się stało? – spytał cicho Alain. – Jesteś dzisiaj… nieswój. Josh nie miał odwagi na niego spojrzeć. – Ja… źle znoszę zmiany – odparł, patrząc przed siebie. – Erwin dzisiaj to powiedział i myślę… że miał rację. – Nie cieszysz się z wakacji? – głos Alaina nie był tak zaskoczony, jak by mógł, i Joshowi to odpowiadało. Nie chciał być obiektem jakiejkolwiek krytyki ze strony Alaina… Nie dzisiaj. – Nie zastanawiam się nad nimi – odrzekł zgodnie z prawdą. – Hmm… Ja się cieszę, że skończyłem ze szkołą – oświadczył Alain. "Ach tak", pomyślał Josh, mając wrażenie, że ból w piersi nigdy nie ustanie. – A jak twoje świadectwo? – spytał machinalnie. – Cóż, lepsze niż zeszłoroczne – stwierdził z ironią Alain. Z pewnymi trudnościami wydobył pergamin z tylnej kieszeni spodni i podał mu, złożony na czworo. Najwidoczniej nie przywiązywał większego znaczenia do tak ważnego dokumentu… Josh rozłożył papier i przeleciał wzrokiem oceny. Nie wyglądało to tak źle. Większość ocen była całkiem dobra, z przedmiotów przyrodniczych nieznacznie lepiej niż z humanistycznych, no a z matematyki oczywiście najwyższa możliwa. Nie był ani trochę zdziwiony. – Gratulacje – powiedział, oddając Alainowi papier. Wciąż nie mógł spojrzeć mu w oczy i w zamian skupił wzrok na jego dużych dłoniach, kiedy Alain wziął od niego pergamin. – I co zamierzasz teraz robić? – kontynuował, żeby coś mówić. – Powiedziałeś, że najpierw poczekasz na świadectwo, a potem się zastanowisz… Alain wzruszył ramionami. – Prawdę powiedziawszy… nie mam zamiaru teraz o tym myśleć. Niemożliwy człowiek. – O czym w takim razie masz zamiar teraz myśleć? – spytał Josh, podnosząc wzrok. Alain popatrzył na niego tym przenikliwym spojrzeniem, które czasem zaskakiwało Josha, potem jednak spuścił oczy. – Matka chce, żebym pojechał do Exato… Ostatnio tam się przeprowadziła. Och. – To dlatego… tam byłeś? Alain z wahaniem kiwnął głową. – To… daleko stąd? – spytał Josh. – Pociągiem około trzech godzin. Nie tak daleko… ale też nie tak blisko. Josh wcale się nie spodziewał… choć być może powinien był. – Stamtąd pochodzisz? – zapytał, żeby jakoś podtrzymać konwersację. – Właściwie nie… Ale to rodzinne miasto mojej matki. I, podobno, mojego ojca. – powiedział Alain i zamilkł. – Ty… nie pamiętasz swoich rodziców, prawda? – spytał po chwili, patrząc na Josha nieśmiało. – Ja nigdy nie znałem mojego prawdziwego ojca. Nawet nie wiem, czy byli małżeństwem z moją matką… W każdym razie ten człowiek umarł i matka dochodziła spadku. Dla mnie. Josh nic nie mówił. Dla niego to wszystko brzmiało abstrakcyjnie. Poza jednym… – Spadku? Jakiegoś… domu czy coś? – zapytał. Alain kiwnął głową. – Dlatego matka chce, żebym się tam przeprowadził. Josh przełknął. To brzmiało z sensem. – A co… ty o tym myślisz? Alain wzruszył ramionami. – Nie wiem… Ale skoro skończyłem szkołę… – Nic cię tu nie trzyma – dokończył szeptem Josh, znów patrząc przed siebie. Alain nic nie powiedział i przez chwilę znów siedzieli w ciszy. Dlaczego to tak bolało? Dlaczego jego marzenia były z góry skazane na niepowodzenie? W dziewięciu na dziesięciu scenariuszach nie mogli być razem. Przynajmniej połowa z nich wynikała z Josha… ale reszta? Czy naprawdę życie udowadniało mu, że ktoś taki jak on nie ma żadnej szansy na szczęście? Że tylko "normalni" faceci mają prawo do miłości? Pochylił głowę. – Ja… – zaczął cicho. – Bardzo się cieszę… że się poznaliśmy. Mam nadzieję, że gdziekolwiek będziesz… będziesz szczęśliwy. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej, za bardzo ściskało go w gardle. Naprawdę czuł, że zaraz się rozpłacze. Skupił wzrok na źdźbłach trawy i ciemnej ziemi widocznej pomiędzy nimi. Miał ochotę skulić się, przyciągnąć twarz do kolan i nigdy jej nikomu nie pokazywać. Był żałosny. – Joshua… Zacisnął powieki – a potem rozwarł je. Nie miał prawa psuć Alainowi humoru – niezależnie od tego, jak podły był jego własny. Odwrócił się w jego stronę i spróbował uśmiechnąć. – Chciałbym, żebyśmy na dłużej zostali przyjaciółmi – powiedział. – Naprawdę lubiłem spędzać z tobą czas. – Tak? Naiwność Alaina była rozbrajająca, zwłaszcza że w jego głosie nie było żadnej obłudy, i uśmiech Josha stał się odrobinę bardziej naturalny. – Oczywiście – odparł, kiwając głową. Tak przecież było. – Jesteś… fajną osobą. Pomagałeś mi w nauce i chodziłeś ze mną do cukierni… I odwiedzałeś mnie, kiedy byłem chory. Na nikogo innego nie mogłem liczyć. Erwin świata nie widzi poza Cecile… Nie żebym miał o to do niego żal. Znów spuścił głowę, świadomy, że Alain przygląda mu się uważnie – Powiedziałeś, że… nie lubisz zmian? – spytał niedawny czwartoklasista. – Ale szybko się do nich przyzwyczajam – Josh czuł się w obowiązku zapewnić, choć nie wiedział, czy tak rzeczywiście jest. – A przynajmniej tak powiedział Erwin i myślę, że miał rację. – Zawsze tak jest? Josh zastanowił się. Alain dzisiaj był wyjątkowo dociekliwy… i może nie powinien brać mu tego za złe. – To chyba zależy od zmiany – odparł w końcu. – Niektóre jest łatwiej zaakceptować, inne trudniej. – Na przykład? – Zadajesz trudne pytania. – Nie chciałem… – Alain się zmieszał. – Och, w porządku – uspokoił go Josh. – Na przykład… Na przykład kiedy ktoś, kto jest mi bliski, znika z mojego życia – nie mógł się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. Alain patrzył mu teraz prosto w oczy. "Zapytaj o to", błagał Josh w myślach, "zapytaj". Wydawało mu się, że gdyby Alain dał mu okazję… byłby w stanie powiedzieć mu o swoich uczuciach – skoro i tak mieli się rozstać. Jednak Alain najwyraźniej pozostawał niewrażliwy na przekazy telepatyczne, ponieważ po chwili odwrócił wzrok i spojrzał przed siebie. – Czy… – Josh zaczął niepewnie. – Czy pozostaniemy w kontakcie, kiedy stąd wyjedziesz? Może takie pytanie stawiało Alaina w niezręcznej sytuacji – choć było najbardziej naturalnym pytaniem pod słońcem – ale czuł, że musi je zadać. – Mógłbym czasem do ciebie zadzwonić… A ty może miałbyś czas, żeby kiedyś wpaść do Idealo – mówił dalej. – Na sernik – dodał. Chciał się uśmiechnąć, ale zbyt był przytłoczony. Jeśli miał do wyboru albo nie widzieć się z Alainem w ogóle, albo spotykać się z nim raz na pół roku… Mimo całkowitej beznadziejności wybrałby to drugie. Jednak w chwili, kiedy mówił te słowa, poczuł, jak bardzo były nierzeczywiste. – Nie, to chyba głupi pomysł – stwierdził. – Aha – odrzekł Alain, a ton jego głosu pozostał dla Josha nieodgadnięty. Josh poczuł, że zaczyna go boleć głowa. Nie był w stanie prowadzić tej rozmowy. Nie wiedział już sam, co powinien mówić, a czego nie. Wszystko wydawało się tak pozbawione sensu. Alain wyjedzie. I pewnie nigdy nie wróci do Idealo. Przecież nie miał powodu, by wracać. – Przepraszam, mieliśmy… świętować – powiedział. – Choć chyba nie jestem dzisiaj w nastroju… Pomówmy o czymś innym, dobrze? Jak się właściwie czujesz? – usiłował coś wymyślić. – Mówiłeś, że cieszysz się ze skończenia szkoły… – Tak. Ale z drugiej strony… mam uczucie takiej pustki. Jakby coś się skończyło. Nie wiem, czym się mam zająć – odparł Alain. – W sumie przez ostatnie kilka tygodni cały czas się uczyliśmy, prawda? Może to dlatego? – zasugerował Josh. – Ale teraz masz czas, żeby porobić to, co lubisz. – Czyli co? – Mnie się pytasz? Na pewno masz jakieś zainteresowania. – Choć, oceniając po ich krótkiej znajomości, Alain raczej nie miał. Kiedyś Josh usiłował o nie wypytać i odpowiedzią była długa cisza. Podobnie jak teraz. I w sumie nie miał zamiaru jej przerywać. Jeszcze chwilę temu cisza wydawała mu się ciężka, nienaturalna, ale teraz czuł, że pomoże mu odzyskać jako taki spokój. O ile to w ogóle było możliwe. W miarę jak płynął czas, z parku znikało coraz więcej ludzi. Josh przypomniał sobie, że dzisiaj w Idealo rozpoczynało się artystyczne lato. Miało być przedstawienie na rynku i jakieś występy teatru ulicznego. Najwyraźniej młodzież wybierała się popatrzeć. Z oddali dobiegł dźwięk dzwonu wybijającego szóstą. Alain jakby sobie przypomniał o zakupach i sięgnął do siatki. Wyciągnął jedną butelkę i podał Joshowi, który popatrzył na etykietę. Nazwa nic mu nie mówiła. – Będziemy w biały dzień pić alkohol w miejscu publicznym? – spytał, usiłując brzmieć ironicznie. – Od razu alkohol… To słabe wino jabłkowe. Piłeś kiedyś? – Nie. – Josh pokręcił głową. – Więc spróbuj. Na pewno ci nie zaszkodzi. Poza tym masz już szesnaście lat, więc żaden problem. No i jest już właściwie wieczór – zauważył Alain i poniekąd miał rację. Podał Joshowi otwartą butelkę, a potem zajął się swoją. Josh powąchał raczej ostrożnie – ale pachniało interesująco. Alain wyciągnął butelkę w jego stronę w geście toastu, a potem pociągnął łyk. Josh poszedł za jego przykładem. Smak go zaskoczył – trochę słodki, trochę kwaśny. Alkoholu prawie w ogóle nie było czuć. Napój był zdecydowanie lepszy niż wino, które zawsze podawano do niedzielnego obiadu. Wziął drugi łyk. W sumie zawsze miał ochotę choć raz poczuć się delikwentem. Marne to było świętowanie, pomyślał, kiedy po jakimś czasie wciąż siedzieli w ciszy, popijając ze swoich butelek. Jak na ostatni wieczór z Alainem było wyjątkowo nieciekawie. Powinien wstać i już sobie pójść… ale nie chciał. Znalazł się już chyba w tym punkcie, że było mu wszystko jedno. – W gruncie rzeczy podobało mi się tutaj – odezwał się Alain znienacka, a coś w jego głosie sprawiło, że Josh popatrzył na niego ze zdziwieniem. – Myślę, że trochę będę tęsknił za szkołą. Josh mrugnął. Rzadko Alain mówił tak bezpośrednio, zwłaszcza kiedy chodziło o niego samego. Może Erwin miał rację, że alkohol odblokowuje ludzi? Ale tak od razu? Po kilku łykach? On sam… On sam poczuł, że lekko kręci mu się w głowie. Przez chwilę miał problem, żeby zogniskować spojrzenie. I zrobiło mu się ciepło. Najwyraźniej trunek działał – rzeczywiście po kilku łykach. – Sprawiałeś wrażenie, że nie masz tu wielu znajomych – powiedział. – Pewnie wszyscy pokończyli szkołę rok temu? – Może tak… Ale… nigdy nie byłem towarzyski – sprostował Alain. – Miałem trochę znajomych… spoza szkoły. – Ale już się z nimi nie zadajesz? – domyślił się Josh. – Cóż. – Tak myślę, że… podobały mi się te ostatnie miesiące – stwierdził Alain zupełnie nagle. Josh poczuł, że jego serce przyspiesza – choć mógł być to skutek spożycia. – W sensie nasza… znajomość? – spytał. Alain kiwnął głową. – Nawet ta nauka nie była taka głupia – dodał. – Nie była – zgodził się Josh. Zrobiło mu się jakoś lżej na sercu. Odgonił myśl, że jeśli jedno miłe słowo Alaina poprawia mu nastrój, z którym męczył się tydzień, to jego uczucia naprawdę nie są wiele warte. Tak przecież nie było. – Ja… nigdy nie spędzałem z nikim czasu w ten sposób – powiedział Alain, nie patrząc na niego – więc… cieszę się – zakończył dość niezdarnie. – Cieszysz się, że spędzaliśmy razem czas? – upewnił się Josh. – Tak – potwierdził Alain. – Więc nie uważasz mnie za gówniarza, który się za tobą bez sensu plątał? – spytał Josh, zaskakując samego siebie otwartością tego pytania. Ale może był najwyższy czas, by mówili ze sobą otwarcie. Może już kilka tygodni temu był… Alain spojrzał na niego spod grzywki. – Już o to pytałeś… – zauważył. – A ja nigdy tak… Nigdy czegoś takiego nie myślałem – stwierdził. – Przeciwnie, zastanawiałem się… czemu w ogóle zawracasz sobie mną głowę. Serce Josha uderzyło raz – tak mocno, że zabolało. Jednocześnie uświadomił sobie, że gdzieś zniknął ból w piersi, który towarzyszył mu cały dzień. – Ja… – zaczął i nie dokończył. – Dlaczego nie miałbym sobie tobą zawracać głowy? Przecież mówiłem, że uważam cię za fajną osobę. Wydaje mi się, że za mało się cenisz – dodał. – Cieszę się, że nie miałeś nic przeciwko znajomości ze mną. – Czemu miałbym mieć coś przeciwko? – zapytał Alain w podobnym tonie, marszcząc czoło. – No bo… jestem gówniarzem i… – Josh wzruszył ramionami. – Nic specjalnego. – Uważam, że jesteś… inteligentny – powiedział Alain z wahaniem, wciąż na niego patrząc – i… masz coś takiego. – Machnął ręką w dość nieokreślony sposób. – Robisz wrażenie. Teraz Josh gapił się na niego wprost. To były niemal dokładnie powtórzone słowa Erwina. Czy Erwin miał rację nawet w tym, że Josh onieśmielał Alaina? Ale przecież nie mógł o to spytać. – Ale… ja… – wyjąkał. Do diabła, nawet nie wiedział, co mógł na to odpowiedzieć. – Ja… staram się być sobą. – Jesteś pełen życia – dodał Alain. – Tylko ostatnio byłeś… przygnębiony. Josh pomyślał, że spostrzegawczość Alaina nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Powoli kiwnął głową. Chciał się tłumaczyć, że to z powodu nogi… Ale dlaczego miał potrzebę, by kłamać? – Ty za to… ostatnio byłeś coraz mniej zamyślony – Josh odbił piłeczkę. – Wtedy, w kwietniu, cały czas miałem wrażenie, że przebywasz w innym świecie. – Aż tak? – zdziwił się Alain, na co Josh przytaknął. – No, zastanawiałem się nad tym wszystkim. Co się wydarzyło zimą. I wcześniej. Nad Grace, Robertem, Georgesem… – Więc to cię gryzło… – Wiesz… czasem kiedy zaczynam myśleć, nie mogę przestać – powiedział Alain z szokującą szczerością. – Cóż, to zdrowo – stwierdził Josh ironicznie. – Nie, chodzi mi o to… Że często się w ogóle nie zastanawiam nad tym, co robię. – A potem patrzysz z perspektywy czasu i myślisz po dwakroć? – domyślił się Josh, wspominając rozmowę z Erwinem. Cóż, to miało sens. – Skąd wiesz? – Niektórzy ludzie tak mają – odparł Josh. – Chcesz powiedzieć, że przez ostatnie pół roku praktycznie przeżywałeś to, co się zdarzyło… trzy lata wcześniej? Alain patrzył na niego przez chwilę. – Chyba coś w tym rodzaju… – Kiedy w takim razie będziesz się zastanawiał nad tym, co się dzieje teraz? – Josh nie był w stanie ukryć zaskoczenia. Alain uśmiechnął się nieśmiało. – Może… za trzy lata. – Jesteś niesamowity. Wyglądało na to, że Erwin był lepszym obserwatorem od niego – i w innej sytuacji Josh z pewnością poczułby się tym cokolwiek urażony, ale nie teraz. Teraz z szybko bijącym sercem uświadamiał sobie, że Alain mógł mieć w nosie wszystkie konwenanse, reguły, zasady i nie poświęcać im jednej myśli, bo po prostu brał to, co życie rzuciło w jego stronę, i nie zastanawiał się nad tym. On też by tak chciał. – Czyli… idziesz na żywioł, podejmujesz decyzje i dopiero po latach je analizujesz? – pragnął uściślić. – Dopiero z perspektywy czasu można powiedzieć, czy coś jest dobre czy złe – odparł Alain, a Josh doszedł do wniosku, że nigdy w życiu nie słyszał czegoś równie mądrego. Odchylił się do tyłu i popatrzył w niebo, usiłując przetrawić słowa Alaina. Niewątpliwie coś w nich było, ale… – Ale z drugiej strony wreszcie doszedłem do ostatecznego wniosku, że zachowałem się jak skończony dupek – dobiegło od Alaina. – Przez dwa-trzy lata winiłem wszystkich wokół, a nie potrafiłem zobaczyć własnego udziału. Nie chciałem uznać, że Robert też cierpiał. Albo inaczej: uważałem to za słuszne, że cierpi. A potem jeszcze wciągnąłem w to Georgesa i niemal doprowadziłem do kolejnego nieszczęścia… Może więc lepiej byłoby zawczasu pomyśleć? Josh nic nie mówił. Wyglądało na to, że Alain sam potrafił wyciągać wnioski. – Ale Georges jest z Robertem. I są szczęśliwi – stwierdził w końcu. – Wszystko się dobrze skończyło, więc nie możesz się obwiniać. Alain milczał. – Skąd ty właściwie wiesz o Robercie i Georgesie? – spytał po chwili, jakby sobie coś uświadomił. – Och, wiesz, przecież to oczywiste – odparł Josh. – Nie mógłbym nie zauważyć. Niektórzy uważają mnie za bystrego – dodał. Alain znów obdarzył go zagadkowym spojrzeniem, a potem pociągnął kolejny łyk. Josh poczuł, że robi mu się gorąco. Sposób, w jaki Alain przed chwilą na niego patrzył… Sprawił, że zupełnie nagle wróciły wszystkie te uczucia, które przez kilka ostatnich dni wydawały się pozostawać gdzieś na uboczu, zepchnięte tam przez jego problemy. Teraz, nie do wiary – pewnie za sprawą alkoholu – czuł się tak, jak wtedy, zanim w ogóle zaczął się zastanawiać nad pożegnaniem z Alainem. Teraz, choćby chciał, nie potrafił przywołać tego uczucia smutku, opuszczenia, żalu… Teraz było mu… dobrze. Świadomość, że Alain odejdzie – czego przecież jeszcze chwilę temu był pewien – została zdławiona, a sama myśl zdawała się… głupia. Przecież siedzieli tutaj, rozmawiali, patrzyli na siebie… Wszystko było jak dawniej. A Josh znów nie pragnął niczego innego, jak przysunąć się do Alaina i dać mu do zrozumienia, jak bardzo go pragnie. – Joshua… – teraz w głosie Alaina słychać było wcześniejszą niepewność, jednak nie odwracał wzroku. – Mhm? Alain zmarszczył czoło. Josh czekał. – Zdaje mi się, że… słyszałem, że… ty… Dryń dryń. Alain zamrugał, podobnie zresztą Josh, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że to dzwonił telefon Alaina. Zbyt był pochłonięty tym, co mówił Alain… co zamierzał powiedzieć… Czy chciał zapytać o to? Josh czuł, jak szybko bije mu serce. Jak miał odpowiedzieć? Czy w końcu powiedzieć prawdę? "Tak, to prawda. Jestem gejem". I może jeszcze dodać: "Nie wiedziałeś?". Alain tymczasem wyciągnął telefon i patrzył na wyświetlacz. – Chyba… chyba powinieneś odebrać – zasugerował Josh, kiedy telefon wciąż dzwonił. – To moja matka – odparł Alain, nie wydając się z tego faktu zadowolony. – Tym bardziej powinieneś odebrać – powiedział Josh cicho. Alain, wciąż marszcząc czoło, wcisnął klawisz i przyłożył komórkę do ucha. – To ja. Byłem zajęty. Daj spokój. Czy to nie może poczekać? Tak. Tak… Aha… Dzięki… Rzucił Joshowi spojrzenie, które można było zinterpretować jako przepraszające, i wstał, a potem odszedł kawałek. Josh śledził jego wysoką sylwetkę z nagłym poczuciem straty. I oszołomienia. Czy Alain podejmie temat, kiedy skończy rozmawiać z matką? Czy Josh będzie mu mógł powiedzieć? Może w końcu będzie to okazja, by iść za głosem serca i wyznać Alainowi, co do niego czuje i czego chce w związku z nim? Wyglądało jednak na to, że rozmowa szybko się nie skończy… Alain chodził powoli w tę i we w tę, wyprostowany, niemal nastroszony, w bojowej pozie. Nie chciał chyba prowadzić tej konwersacji – ale jednak prowadził. Josh domyślał się, że brwi ma ściągnięte, głos zniecierpliwiony… Oparł się o pień drzewa i zamknął oczy, odległość była zbyt duża, by słyszał Alaina. Słyszał ćwierkanie ptaków, brzęczenie pszczół i trzmieli… Dobiegający z oddali odgłos samochodów… Szum w uszach… Nagle ogarnęło go zmęczenie. Może to po tym winie, czy co to było? Ostatniej nocy nie spał zbyt wiele… Teraz przez chwilę miał ochotę tak posiedzieć w cieple słońca… z zamkniętymi oczami… Czuł się dziwnie odprężony… Czuł się… dobrze… Kiedy się obudził, niebo już ciemniało, a w parku zaświecono latarnie. Musiał spać… przynajmniej dwie godziny! Alain siedział obok i przypatrywał mu się z jakimś dziwnym błyskiem w oczach. – Już myślałem, że będę cię musiał zanieść do łóżka – stwierdził ze śmiechem. – Trzeba było, nie miałbym nic przeciwko – wymruczał Josh. – Tak? Josh drgnął. Co właściwie powiedział? Potrząsnął głową. – Jeszcze… Chyba jeszcze śpię. Dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytał, przecierając twarz. – Musiałeś być zmęczony – odparł Alain. – No i wyglądałeś… uroczo. Co? Chyba naprawdę jeszcze spał, skoro słyszał takie rzeczy z ust Alaina. – Uroczo? Erwin zawsze tak mówi – wymamrotał. – Nic nie mówiłem przez sen? Alain pokręcił głową. – Nie. Ale za to się śliniłeś. Co??! O zgrozo. Szybko otarł usta. Alain roześmiał się. Josh zamachnął się na niego i lekko uderzył w ramię. Alain tylko zaśmiał się głośniej, uchylając przed ciosami Josha. A w następnej chwili Josh uświadomił sobie, że leży na Alainie, który patrzy mu w oczy wyjątkowo jak na niego trzeźwo. Ale była to taka pozytywna trzeźwość. Otwartość. Zaproszenie…? Światło latarni migało na jego twarzy. Nigdy przedtem nie był tak obecny jak teraz. Stuprocentowo skupiony na Joshu. I jednocześnie całkowicie pod nim odprężony. – Kiedy byłem chory i przyszedłeś mnie odwiedzić, pamiętasz? Byłem wtedy pewny… że to sen. Majaki gorączkowe – powiedział Josh cicho, przywołując całą siłę, by nie pochylić się i nie pocałować Alaina, którego usta były tak blisko. Czuł pod sobą ciepłe ciało Alaina i jego twarde mięśnie. Mógł widzieć, jak pulsuje tętnica na jego szyi. W rozchyleniu koszuli rysował się cień obojczyka. Josh miał to wszystko w zasięgu rąk i ust. Rozległ się huk i nad ich głowami rozbłysły fajerwerki. Drgnął i podniósł się, siadając na trawie. Przełknął. To tylko w książkach takie sytuacje układały się pomyślnie: pocałowałby Alaina i Alain oddałby pocałunek. Ile razy to sobie wyobrażał? W prawdziwym życiu w najlepszym razie dostałby w twarz. Potrząsnął głową, która znów zaczęła go boleć. Alain powoli usiadł, nic nie mówiąc. – Wracajmy już – powiedział Josh cicho. Alain przez chwilę siedział w milczeniu, a potem kiwnął głową i wstał. Powoli ruszyli w stronę kampusu, nie odzywając się do siebie. Jednak, Josh doszedł do wniosku, teraz to milczenie nie zalegało już między nimi ciężarem. Przeciwnie, Josh czuł, że z jakiejś przyczyny jest mu lekko na sercu. W tym momencie czuł, że cokolwiek będzie, zniesie to z podniesioną głową. Cieszył się, że Alain idzie obok niego – choćby miał to być ich ostatni spacer. Sztuczne ognie rozpłomieniały niebo ponad nimi, kiedy przechodzili przez bramę. Woźny chyba się zapatrzył na spektakl i zapomniał zapalić latarnie, ponieważ chodnik tonął w mroku. – Weź mnie pod ramię – powiedział cicho Alain i Josh popatrzył na niego ze zdumieniem, ale w tej ciemności nie mógł dostrzec jego twarzy. – Lepiej, żebyś się znów nie potknął z tą skręconą kostką. Josh przez chwilę stał w milczeniu, a potem, starając się powstrzymać drżenie dłoni, wsunął ją pod łokieć Alaina. Powolnym krokiem poszli w stronę głównego skrzydła. Josh nie mógł się powstrzymać, by nie przycisnąć się do Alaina. Ten jeden raz pozwolił sobie na to… Tutaj, w ciemności, gdzie nikt nie mógł ich widzieć, gdzie Alain nie mógł go widzieć… Ten jeden uścisk… Zamknął oczy. Mógł mu zawierzyć, kiedy stawiał kroki. Dwadzieścia… trzydzieści metrów. Jedyny w jego życiu spacer, podczas którego mógł sobie wyobrażać… że naprawdę byli razem. Jak para. Lipy pachniały oszałamiająco, ich woń mieszała się z zapachem wieczornych kwiatów. Świerszcze grały w trawie, wypełniając powietrze tą muzyką, która nieodparcie kojarzy się z latem. Od stawu niósł się rechot żab. Josh był w stanie uwierzyć, że są jedynymi ludźmi na świecie… pod niebem, które zaraz zapali się gwiazdami, w otoczeniu natury… Powiedział sobie, że w tej jednej krótkiej chwili, która miała w sobie coś z wieczności, był szczęśliwy. Kiedy weszli w krąg światła, rzucany przez latarnię przy wejściu do budynku, Josh odsunął się od Alaina, ale wciąż się go trzymał. Nie mógł go puścić. Kiedy go puści, wszystko się skończy… Weszli do środka. Trzecioklasista, któremu przypadł dyżur w portierni, nie miał zbyt zadowolonej miny. Z pewnością wolałby być teraz na mieście, może z jakąś dziewczyną, albo chociaż z okna pokoju przypatrywać się fajerwerkom, spędzając czerwcowy wieczór na rozrywce, nie pracy. – O której to się wraca do internatu? – zapytał, najwyraźniej chcąc jakoś wyładować frustrację, a w jego oczach Alain i Josh musieli wyglądać na ludzi, którzy bawią się lepiej niż on. – Daj spokój – odezwał się Alain kojąco. – Mamy sobotę wieczór. – Ty – trzecioklasista wskazał na niego – chyba pomyliłeś wejścia. – Odprowadzam Joshuę. Przecież ma skręconą kostkę – wyjaśnił Alain tonem, jakby wszyscy o tym wiedzieli. – No, racja… – Trzecioklasista wyraźnie się stropił. – Dzisiaj pierwszy raz wstał z łóżka – dodał Alain uprzejmie. – I trochę nadwerężył nogę, więc musiałem mu pomóc. Josh patrzył na Alaina lekko nieprzytomnie. Jakoś przy nim Alain nigdy nie był taki gładki w słówkach… Tymczasem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ma przy sobie zupełnie nowego Alaina Coraila. – Nie macie tu windy, więc pomogę mu dojść do pokoju – ciągnął Alain tonem lekkiej nagany, zwracając się w stronę schodów. Trzecioklasista milczał, zaskoczony. – Wy… wy też nie macie windy! – zawołał w końcu do pleców Alaina. – Żeby mi to było ostatni raz! Alain machnął ręką w sposób bardzo nieokreślony. – Przecież ja już skończyłem tę szkołę – zawołał w odpowiedzi. Josh poczuł, że nawet te słowa nie wydają mu się tak ciężkie jak wcześniej w ciągu tego dnia. Wciąż było mu dziwnie lekko i zastanawiał się, czy powinien winić za to wypite wcześniej wino… Ale przecież wypił tylko pół butelki… i to jakiś czas temu. Weszli na schody. Josh usiłował uwolnić rękę. – Mogę iść sam – powiedział cicho, ale Alain mocno go trzymał. Jego serce nie chciało się uspokoić. Stopień za stopniem. Josh powoli stawiał kroki, uważając, by nie przeciążyć prawej stopy. Chciałby zapamiętać każdy szczegół tej sceny, jego ostatnie wspomnienie o Alainie. Wzór na chodniku, skrzypienie podłogi, ciemne drewno balustrady. Lampy pod sufitem. To wszystko będzie mu przypominać o najpiękniejszym okresie jego życia, kiedy Alaina już od dawna w nim nie będzie i kiedy sam Alain już dawno nie będzie pamiętać. Wciągnął głęboko powietrze i zapach Alaina, który potrafił już rozpoznać – nawet jeśli teraz mieszał się z kurzem, rozgrzanym powietrzem dnia, kwiatami w kącie korytarza. Czasem Alain pachniał alkoholem, czasem tytoniem… ale przeważnie miał ten swój własny, niepowtarzalny zapach, który nie kojarzył się z niczym, a należał tylko do niego. Josh wiedział, że rozpozna go zawsze i wszędzie. O wiele za szybko dotarli na piętro i stanęli przed drzwiami do jego pokoju. Alain wreszcie go puścił. Josh otworzył i wszedł do środka. Nie mógł zdobyć się na to, by zapalić górne światło, włączył jedynie lampkę na biurku i odwrócił się. Alain stał na progu, bez ruchu, jakby nagle nie wiedział, co ma zrobić. Josh tylko na niego patrzył, zastanawiając się, czy kiedykolwiek kochał go bardziej niż w tym momencie. Wreszcie nie mógł patrzeć. Usiadł na łóżku, zaciskając szczęki i usiłując powstrzymać drżenie rąk. Teraz powinien powiedzieć mu: "Do widzenia", podziękować za wszystko… Za tak wiele… Łóżko ugięło się, kiedy Alain usiadł obok niego. Josh drgnął i odwrócił głowę, ale niewiele zdążył zobaczyć, a zupełnie nic powiedzieć, bo w następnej chwili usta Alaina były na jego ustach i Josh miał wrażenie, że świat eksplodował – albo nagle stał się całkowicie doskonały. Rozchylił wargi, smakując Alaina, i jęknął, kiedy Alain dotknął jego twarzy. Josh czuł drżące palce na swoim policzku, ale to nic, bo sam drżał. Zakręciło mu się w głowie, więc zacisnął powieki. A potem Alain przesunął dłoń na jego szyję i Josh znów jęknął w jego usta. Ujął w dłonie twarz Alaina, a Alain zsunął palce niżej, pod kołnierzyk koszuli, na obojczyk… A potem nagle Alaina nie było. Tam, gdzie przed chwilą znajdowała się jego twarz, dłonie Josha łapały pustkę. Uchylił powieki i zobaczył tylko powoli zamykające się drzwi. Jęknął i opadł na łóżko, łapiąc powietrze głębokimi haustami. Gwiazdy, które zaczęły się powoli pojawiać na wieczornym niebie, bladły wobec światła, które wypełniało jego jaźń. Miwako, "Nagareboshi" (tłum: Fajerwerki rozpalają ciemność)
|