Tej nocy Joshowi nie udało się zasnąć. Leżał na łóżku, uspokajając oddech, przyspieszający na każde wspomnienie ust i dotyku Alaina. Jego umysł wirował, przepełniony w pierwszej kolejności doznaniami. Nie był w stanie myśleć, bo myśli rwały się i znikały, przytłoczone wrażeniami fizycznymi. Do rana unosił się w upojeniu, które nie miało nic wspólnego z alkoholem. Wreszcie o świcie nie był w stanie wytrzymać w pokoju. Wymknął na zewnątrz i zanurzył w świat, który wydawał się zupełnie inny niż jeszcze wczoraj. Magiczny. Uśpiony. Senny. Poranna mgła wisiała pomiędzy budynkami i drzewami, światło słoneczne dopiero przebijało się znad horyzontu. Można było ulec złudzeniu, że jest się jedynym człowiekiem na ziemi. Świergot ptaków brzmiał w ciszy czystą melodią. Powietrze było rześkie. Z mgły wyłoniła się postać i Josh upewnił się co do tego, że śni. Marzenia spełniają się tylko w snach… Ale przecież wczorajszy wieczór nie był snem. I wczoraj wieczorem stało się to, czego Josh pragnął najbardziej: Alain dał mu do zrozumienia, że go chce. Z tym nic nie mogło się równać. Wszystkie czarne scenariusze zniknęły niczym zdmuchnięte, bo spełnił się ten najbardziej wymarzony. Alain podszedł bliżej. Wyglądał, jakby też nie zmrużył oka. Twarz miał zmęczoną, oczy zaczerwienione. Spojrzenie trzeźwe, poważne, przepełnione… winą? Josh zatrzymał się i mrugnął. Alain stał tak blisko, a jednocześnie wydawał się tak daleko. Jakby to, co stało się wieczorem, wyrosło między nimi przepaścią, zamiast zespolić ich na zawsze. Alain tylko patrzył – i nagle Josh zrozumiał, że dzieje się to, czego obawiał się cały ten czas i tylko przestał na tę jedną noc. Nagle był zupełnie pewny… nagle wiedział z jasnością gromu… że Alain odejdzie. Nie mógł mu na to pozwolić. W następnej chwili był obok, wspinał się na palce i chwytał jego twarz, i całował Alaina, jak mógł najmocniej, pragnąc przekazać mu całe swoje uczucie, całe swoje pragnienie… Alain zacisnął dłonie na jego ramionach, aż odezwał się zraniony przed tygodniem – przed wiecznością? – bark, ale Josh nie zwracał na to uwagi. Musiał go zatrzymać… Nie mógł go stracić… Nie teraz…! Alain odsunął go i popatrzył w bok, jakby nie mógł spojrzeć mu w oczy, a potem powoli pokręcił głową. – Kocham cię – powiedział Josh, choć ściskało go w gardle. Coś zamigotało w zielonych oczach Alaina, jakiś ból, wstyd, żal, przeprosiny… tyle emocji, że nie sposób było je wszystkie odczytać… – Ja… – zaczął i urwał. A potem puścił Josha, odwrócił się i odszedł szybkim krokiem po to, by w następnej chwili zniknąć we mgle, jakby nigdy go nie było. Laura Närhi, "Tämä on totta" (tłum: Szyja i uszy, ramiona włosy wargi wciąż pamiętają tajemnicę)
|