Następnego ranka przy śniadaniu otrzymali swoje plany zajęć. Ron wyraźnie musiał powstrzymywać podniecenie, gdy okazało się, że pierwszą lekcją będzie obrona przed czarną magią. Hermiona, która spała tej nocy bardzo niewiele, gdyż musiała uspokajać kilka stęsknionych za domem pierwszoklasistek, nachmurzyła się bardziej niż kiedykolwiek. Neville, Dean i Seamus sprawiali wrażenie, jakby zaraz mieli wybuchnąć z oczekiwania i ciekawości. Harry jedynie zastanawiał się, jakie lekcje profesor Delacour zaserwuje uczniom zaledwie kilka lat od siebie młodszym. Taka była zbieranina z Gryffindoru, która gromadnie szła tego ranka w kierunku sali od obrony. Zły humor Hermiony w bardzo niewielkim stopniu poprawił niezręczny komplement Rona (który został do tego przymuszony przez Ginny przy śniadaniu). Parvati Patil i Lavender Brown już szeptały i chichotały, czy po lekcji mogą poprosić profesor Delacour o poradę w sprawie manicure. Większość chłopców miała zaszklone oczy. Gdy weszli, Delacour jeszcze nie było. - Co za niespodzianka. - Hermiona pogardliwie pociągnęła nosem, zajmując miejsce. - Pewnie jeszcze robi sobie makijaż. - Słuchaj, Hermiona - zaczął zirytowany Ron - każdemu innemu profesorowi dałabyś szansę... - Och, nie myśl, że nie wiem, dlaczego ty chcesz "dać jej szansę", Ronie Weasley... - Och, proszę was oboje - zaczął Harry, naprawdę pragnąc, by każdy dzień nie zaczynał się od pół-sprzeczek i pół-flirtowania między dwojgiem jego najlepszych przyjaciół. Bolała go od tego głowa. Zanim jednak zdołał zrobić im dłuższy wykład, za biurkiem otworzyły się drzwi z zaplecza i do pomieszczenia wsunęła się profesor Delacour. Harry wytrzeszczył oczy, a kilku chłopców zakrztusiło się. Ich nowa pani profesor od obrony zamieniła swą błękitną, jedwabistą szatę na prosty, czarny strój, a piękne, srebrzyste włosy ściągnęła i upięła w raczej ciasny kok. Tiara tkwiła elegancko na jej głowie. Jedynym kolorem był buntowniczy błękit oblamowania kołnierza i rękawów. Jej usta były zaciśnięte w cienką linię, której niewiele brakowało do surowości. Wyglądała - nie można było tego inaczej opisać - jak McGonagall. Tylko niezaprzeczalnie śliczniej. Harry przyłapał się na gapieniu i zastanowił, czy stroiła sobie żarty z surowej profesor transmutacji czy rzeczywiście wzięła sobie do serca wykład McGonagall na temat "profesjonalizmu". - Dzień dobri - powiedziała Delacour, a jej srebrzysty głos uciszył wszystkie szepty. Harry odważył się rzucić spojrzenie na Hermionę i zobaczył, że wygląda na tak samo oszołomioną jak wszyscy pozostali. - Wiem, że profesor Dumbli-dorr przedstawil mnie ostatni noci i że pamiętacie mnie z Turnieju Trójmagicznego sprzed dwóch lat, nie? Popatrzyła zachęcająco na Seamusa Finnigana, który poczerwieniał jak burak, a potem, gwałtownie kiwając głową, odparł: - Nie. Znaczy się, tak! Delacour uśmiechnęła się lekko, ale nie był to, jak Harry zaczął o nim myśleć, "uśmiech wili". Brakowało tego powalającego efektu. Podejrzewał, że zrobiła to celowo. - Doskonale, nie ma więc potrzebi tracić czasu na prezentacje. Jesteście tu ocziwiście, bi uczić się obroni przed czarną magią, moją osobistą specialité a'Beauxbatons. Ukonczilam szkolę dwa lata temu, a ostatni rok spędzilam jako osobista asistentka madame Maxime, pani direktor. - Czy Harry'emu się wydawało, czy rzuciła mu krótkie spojrzenie, a jej oczy migotały? - Będzie to więc moja pierwsza posada nauczicielska! Wtedy, ku zdumieniu Harry'ego, te błyszczące błękitne oczy zwęziły się w raczej groźnym spojrzeniu. - Ale wciąż pamiętam, jak to jest bić uczniem, i znam wszistkie sztuczki. Nie zakladajcie, że będę tolerować zle zachowanie tilko dlatego, że jestem mloda. Jesteście tutaj, bi pracować! I uczić się! A ja jestem tutaj, bi uczić. Jak dlugo będziemi o tim pamiętać, wszistko będzie dobrze, nie? Znów spojrzała na Seamusa, który tylko przełknął i kiwnął głową. Delacour rozjaśniła się. - Doskonale! - powtórzyła. - Wszisci zdobiliście książki, ocziwiście? - Skinięcia wokół. - Cudownie! Zacznijmi więc od pelnego powtórzenia Rozdzialu pierwszego w MacDavisie - miała pewien problem z wymową nazwiska. - Jestem pewna, że wszisci przeczitaliście dość uważnie... Harry i Ron wymienili zasmucone spojrzenia, gdy z resztą klasy sięgnęli do toreb po Mroczne Pisma: Odszyfrowywanie złych run Rolanda MacDavisa. Może, stwierdził ponuro Harry, nie będzie tak interesująco, jak pierwotnie zakładał. Dzień ten i następny zarówno pełzły, jak i ulatywały Harry'emu - i to z tego samego powodu: podwójne eliksiry ze Ślizgonami były we środę. Z początkiem roku szkolnego, chodzeniem na zajęcia i przygotowaniami do nowego sezonu quidditcha, Harry widział Snape'a jedynie podczas posiłków - a nawet na nich mistrz eliksirów nie zawsze się pojawiał. Poza tym Harry i tak nie mógł się na niego gapić w Wielkiej Sali. Ale to były trzy dni, odkąd mogli wymienić choćby jedno słowo, trzy dni po tym jednym niewiarygodnie intensywnym tygodniu, i Harry odkrył, że przejście to drażni go mocniej, niż się spodziewał. Tęsknił teraz za Snape'em nawet bardziej niż w wakacje, a przecież mieszkali w tym samym budynku. Ale środa musiała w końcu nadejść i rzeczywiście nadeszła. Harry wstał z łóżka z żołądkiem ciężkim jak ołów. Do późna w nocy gorączkowo przeglądał podręcznik i notatki pod prześmiewczym spojrzeniem Rona i bardzo aprobującym Hermiony, która oczywiście robiła to samo. Tyle że Hermiona ciężko uczyła się wszystkich przedmiotów, nie tylko eliksirów, i nie mogła pojąć, dlaczego Harry, jeśli rzeczywiście chce się poprawić, nie robi tego samego. "Ech", powiedział wymijająco, "lepiej stopniowo wchodzić w całą tę sprawę "dobrego ucznia"." Ron pokiwał głową, jakby Harry wreszcie powiedział coś sensownego. Przy śniadaniu Harry był zdenerwowany i zjadł zaledwie odrobinę tego, co zwykle, a jego mózg wirował od informacji. Wciąż był kiepski w reakcjach chemicznych między korzeniami a liśćmi. Co, jeśli Snape zapyta go o to? Albo jeśli Snape zacznie pytać ich o rzeczy, których nawet nie było w książce, ot tak, by im dokuczyć? To by było do niego podobne, stwierdził Harry smutno, widelcem popychając na talerzu zjedzoną do połowy kiełbaskę. Pokazać, że może mnie przyłapać, choćby nie wiem co... - Musimy iść - powiedział Ron, wzdychając z rezygnacją, i powoli wstał z krzesła obok. Pozostali Gryfoni z ich klasy również się podnieśli, mając na twarzach najróżniejsze wyrazy przeczuwanej porażki. Ślizgoni z szóstego roku gadali z ożywieniem. Za wyjątkiem, jak Harry zauważył z przyjemnością, Draco Malfoya, który sprawiał wrażenie lekko chorego. Hermiona wstała od stołu, przegryzając ostatni kawałek tostu i wpychając książkę z powrotem do torby. Harry poczuł nagły skurcz żołądka. Pouczyć się przy śniadaniu! Dlaczego on o tym nie pomyślał? Mógł przejrzeć jeszcze raz te reakcje... Uspokój się, Potter, powiedział sobie. Teraz już nic z tym nie zrobisz. Gdy schodzili na dół do lochów, Harry'ego zaskoczyło ponaglające szarpnięcie za rękaw. To był Ron. - Hej, Harry - syknął przyjaciel, sprawiając wrażenie lekko zmieszanego. - Um, zastanawiałem się... Wyświadczysz nam przysługę? Harry uniósł brwi. - Jaką? Ron zaczerwienił się. - Wiesz, skoro uczyłeś się i w ogóle... Znaczy się, założę się, że jesteś teraz naprawdę dobry z eliksirów... Cholera, to wstrętne. Czuję się okropnie, prosząc cię o to. - Co? - zażądał odpowiedzi Harry. Ron poczerwieniał jeszcze bardziej. - Nie zechciałbyś być partnerem Neville'a, byśmy mogli siedzieć razem z Hermioną? Harry patrzył na niego, czując się jeszcze gorzej na żołądku. - Ale, Ron - powiedział słabo - ty i ja... Znaczy się, my zawsze... Ron wyglądał na całkowicie nieszczęśliwego. - Wiem. Przepraszam. Nie powinienem był pytać... I masz rację, Neville prawdopodobnie i tak potrzebuje Hermiony. Zapomnij, że to mówiłem... - Nie - powiedział Harry powoli, potrząsając głową i zmuszając ramiona, by się nie ugięły. - W porządku. Rozumiem. Kłamał im. Trzymał w tajemnicy przed nimi największy sekret swego życia. Był im to winien - szansę, by byli szczęśliwi. Ron nie protestował tak bardzo, jakby mógł, zauważył jednak cierpko Harry. - Jesteś pewien? - spytał rudzielec nerwowo. Harry skinął głową, a Ron uśmiechnął się z ulgą. - Dzięki, Harry. Po prostu chcieliśmy spróbować. A jeśli się nie uda - ściszył głos - jeśli nie będziesz mógł ścierpieć Neville'a, to się odmienimy! Harry wszedł więc do klasy ze znacznym uczuciem przygnębienia i zguby. Snape'a jeszcze nie było, co mu pasowało, bo dawało kilka chwil na pozbieranie myśli. Neville. Snape nienawidził Neville'a - Harry wiedział, że to nie gra, choć uważał to za potwornie niesprawiedliwe. A teraz - nie tylko stracił najlepszego przyjaciela jako partnera w doświadczeniach, to jeszcze dostał w zastępstwie najbardziej nieudolnego ucznia w klasie, którego w dodatku nienawidził jego kochanek. Świetnie. Ale jednak się zgodził, a poza tym - jeśli naprawdę będzie okropnie, Ron i Hermiona na pewno się nad nim ulitują. W międzyczasie najlepiej robić dobrą minę do złej gry. Przywołał na twarz najbardziej entuzjastyczny uśmiech, na jaki mógł się zdobyć, i usiadł obok Neville'a, który wpatrywał się w niego wielkimi, szarymi oczami. - Dzień dobry, Neville - powiedział pogodnie Harry. - Gdzie jest Hermiona? - spytał Neville, po czym spojrzał przez ramię i zobaczył, jak Hermiona zajmuje stare miejsce Harry'ego obok Rona. - Och. Och... rozumiem. Harry próbował się nie skrzywić, słysząc nagły smutek w głosie Neville'a. Przypomniał sobie, jak Neville poprosił Hermionę na Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie, i jak często z nią rozmawiał, choć nigdy nie potrafił zdobyć się na odwagę, by rozmawiać z innymi dziewczętami. Jego też na swój sposób odepchnięto. - No - powiedział Harry współczująco. Ponury wyraz na twarzy Neville'a zniknął, a zastąpił go strach, gdy odwrócił się, by znów spojrzeć na Harry'ego. - Ale, Harry - powiedział z lękiem. - Ja... ja nie wiem, jak cokolwiek zrobić! Co zrobimy? Na pewno oblejemy! Her-hermiona była jedynym człowiekiem, który... - Uczyłem się - rzucił szybko Harry. - Naprawdę, Neville, uczyłem się całe lato. Jestem pewien, że sobie poradzimy. - Ja też się uczę - wyjęczał Neville - i nic mi to nie daje... W momencie, kiedy on tu wchodzi... Harry przełknął ciężko, próbując nie myśleć, że dokładnie to samo dzieje się z nim. Właśnie wtedy drzwi do klasy znów się otworzyły, a za nimi usłyszał bardzo dobrze znany szelest peleryny o kamień. Jego serce wskoczyło do gardła i przez chwilę on i Neville patrzyli na siebie z identycznym wyrazem przerażenia, choć Neville z pewnością musiał być zaskoczony tym na twarzy Harry'ego. Wtedy, z nadzwyczajnym wysiłkiem, Harry z kamienną twarzą odwrócił się i spokojnie popatrzył na przód klasy, gdzie profesor Snape na stole demonstracyjnym montował warsztat swymi zwykłymi, szybkimi i dokładnymi ruchami. Od kilku dni Harry nie był tak blisko niego. Ze swojego miejsca w Wielkiej Sali tak naprawdę niewiele widział. Teraz Snape był o wiele bliżej i Harry mógł do syta patrzeć na te długie, żółte palce fachowo układające moździerz i tłuczek, odkręcające wieczka słoików, niecierpliwie machające różdżką, by zapalić ogień pod kociołkiem. Musiał być ostrożny, nie wolno mu było się tak pożądliwie przyglądać, ale... Tyle czasu minęło. Zmusił się, by spojrzeć na Neville'a i ujrzał, że nie on jeden gapi się na Snape'a. Neville wyglądał dokładnie jak mysz przyparta do muru przez bazyliszka. Nie podnosząc wzroku, Snape wziął arkusz pergaminu i zaczął odczytywać listę obecności chłodnym, pozbawionym emocji głosem. Jego dźwięk wypełnił żyły Harry'ego żarem - tyle czasu minęło, odkąd słyszał ten głos. I był najwyraźniej bardzo, bardzo zdesperowany, jeśli głos Snape'a sprawdzającego obecność był w stanie doprowadzić go do erekcji. Snape wreszcie rzucił: - Potter - a Harry miał na tyle przytomności, by spokojnym głosem odpowiedzieć: - Obecny, sir. Na to Snape podniósł wzrok - czego nie robił, odkąd zaczął czytać. - Widzę - powiedział sucho. - I zdecydował się pan partnerować panu Longbottomowi zamiast wspaniałemu panu Weasleyowi? Proszę, proszę. Ciemne oczy rozbłysły i Harry poczuł, że jego żołądek próbuje się zawiązać na supeł. Nie może wszystkiego zepsuć. Nie będzie wyglądał głupio. Nie przed Snape'em - szczególnie nie po tym, jak zapewniał o nauce eliksirów przez całe wakacje. Lista obecności skończyła się na Blaise Zabini i Snape rzucił pergamin na stół. - Więc wszyscy zechcieliście się pokazać i to na czas. Bardzo miło z waszej strony. Chcę zacząć od kilku słów na temat końcówki ubiegłego semestru - jego głos przybrał wyraźnie drwiący ton i Harry wiedział, że nieprzypadkowo te ciemne oczy spoczęły na Draco Malfoyu, który lekko zzieleniał. - Tylko dlatego, że zostałem wezwany w pilnej sprawie osobistej - ciągnął Snape, patrząc na Draco chwilę dłużej, zanim odwrócił wzrok - i wszyscy zdawaliście egzamin... u ducha - który, swoją droga, jest podobno ekspertem w dziedzinie historii - i wszyscy dostaliście pozytywne oceny, nie wyobrażajcie sobie, że jesteście cokolwiek lepsi z eliksirów, niż byliście w pierwszej klasie. Będziecie ciężko pracować, by zarobić sobie na te stopnie, które niezasłużenie otrzymaliście w ubiegłym roku. Skoro o tym mowa... panie Potter! - I Snape odwrócił się w stronę Harry'ego, a jego oczy miotały błyskawice. Harry próbował nie podskoczyć na krześle ani nie pisnąć, choć Neville zrobił jedno i drugie. - Proszę mi pokazać, że rzeczywiście nauczył się pan czegoś na tych zajęciach, a jeśli tak jest, to cud ten warty będzie pielgrzymek do mojej sali przez przyszłe stulecia. Powiedz mi, Potter, jaki jest podstawowy składnik mikstury Czitlańskiej? Było to - dodał z nieprzyjemnym uśmiechem - w twojej książce. Umysł Harry'ego opustoszał pod tym mrocznym spojrzeniem, ale nie szkodzi, bo jego usta zdawały się pracować automatycznie. - Liść firminu, sir - odpowiedział. W książce, jasne. Dwanaście rozdziałów cholernego czytania. On i Hermiona byli jedynymi w klasie, którzy mogli mieć nadzieję, by na to odpowiedzieć. W międzyczasie Snape zamrugał, po czym wolno i z niedowierzaniem powiedział: - Zgadza się. Cóż, nie musiał brzmieć na aż tak zaskoczonego, pomyślał złośliwie Harry. - Panie Malfoy! - warknął Snape, odwracając się do Draco. - Zobaczmy, czy potrafi pan przebić nieoczekiwany błysk geniuszu pana Pottera. Przy tworzeniu wspomnianej wcześniej mikstury Czitlańskiej, co na samym początku trzeba absolutnie zrobić z liściem firminu? Wargi Draco zacisnęły się w cienką linię, po czym wyjąkał: - Cóż... Znaczy się, oczywiście, trzeba go... oczyścić...? Harry zmusił się, by powstrzymać uśmieszek, ale Snape nawet nie zawracał sobie głowy, by spróbować. - "Oczyścić", panie Malfoy? "Oczyścić." Interesujące. A czym, panie Malfoy, by go pan oczyścił? Draco popatrzył na Snape'a i pobladł jeszcze bardziej. Kącikiem oka Harry dostrzegł, że Ron i Hermiona patrzą po sobie zaintrygowani. - Um. Wodą? - zasugerował słabo Draco. - Woda, panie Malfoy, powoduje, że liść firminu staje się trujący - warknął Snape. - Śmiertelnie trujący, powinienem dodać. Niezbyt pożądany warunek, myślę, że się pan zgodzi, dla eliksiru, którego używa się... ach. Proszę mi powiedzieć, panie Potter - Snape ponownie obrócił się do Harry'ego - i zobaczymy, czy pańska pierwsza odpowiedź nie była zaledwie szczęśliwym zgadywaniem, proszę mi powiedzieć, jak działa mikstura Czitlańska. - Może robić wiele rzeczy - powiedział cicho Harry. - Głównie używa się jej w rozstroju żołądka. Wiedział, że gapi się na niego cała klasa. Ale to się nie liczyło. Patrzył prosto w ciemne oczy Snape'a i przez jedną błogą chwilę, byli jedynymi ludźmi w pomieszczeniu. Potem: - Znów dobrze - mruknął Snape i nie brzmiał na bardzo szczęśliwego z tego powodu - ale Harry nie spodziewał się, że będzie inaczej. Czarny płaszcz zafalował, gdy Snape odwrócił się i odszedł do stołu demonstracyjnego, a Harry z ulgą opadł na krzesło. Odwrócił się i ujrzał, że Neville gapi się na niego z niedowierzaniem. - Zrobiłeś to! - wyszeptał Neville z podnieceniem. - Naprawdę to zrobiłeś! Harry szybko go uciszył, zanim Snape cokolwiek zauważy, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu, jaki wpełzł na jego usta. Snape zaczął wyszczekiwać ze stołu polecenia i Harry zmusił się, by zapomnieć o swym małym zwycięstwie w pośpiechu, by wszystko dokładnie przygotować. Znajomość kilku błahostek to nic, prawdziwym testem będzie przyrządzenie eliksiru. A tego latem nie mógł ćwiczyć. Na szczęście nie warzyli mikstury Czitlańskiej, za co Harry był głęboko wdzięczny: pierwszą rzeczą, jaką należało zrobić, by przygotować liść firminu, było właściwie płukanie w ropie czyrakobulw. A tego Harry nie chciał robić świeżo po śniadaniu. Ich zadaniem był pieprzowy eliksir i Harry, ku swemu szokowi, był tym lekko podekscytowany. Wreszcie przyrządzali coś, co mogło się przydać. Zainteresował się jeszcze bardziej, gdy Snape oznajmił, swoim myślę-raczej-że-marnuję-swój-oddech głosem, że każdy udany eliksir zostanie rozlany w butelki i odesłany do sali szpitalnej, do użytku pani Pomfrey. Jeden z jego eliksirów w skrzydle szpitalnym? Do użytku? Byłoby to miłe. Znów zerkając na Hermionę, ujrzał, jak niemal wibruje z pragnienia uwarzenia go poprawnie za pierwszym razem. Ale o ile pieprzowy eliksir nie był tak paskudny jak mikstura Czitlańska, nie był również łatwy, i Harry nie śmiał oderwać wzroku od kociołka ani na minutę, chyba tylko, by zerknąć do podręcznika. Nie pomagało, że Neville wisiał nad nim i proponował pomoc. - Mogę pomieszać, Harry. Nie podoba mi się, że ty robisz wszystko... - Nie - przerwał szybko Harry, powstrzymując Neville'a przed złapaniem chochli. - Pamiętaj, nie mieszamy, zanim nie zacznie się gotować. - Och - Neville'owi zrzedła mina. - Oczywiście, masz rację. Chyba nie uważałem... - W porządku - mruknął Harry, zaglądając pod kociołek, by się upewnić, że płomień nie jest za silny. - Um... Możesz posiekać korzeń imbiru, za kilka chwil będziemy go potrzebować... - Z pewnością nawet Neville nie mógł tego spaprać. Gdy Harry zerkał z niepokojem do kociołka, czekając, aż jego zawartość zacznie wrzeć, usłyszał posłuszne stuk-stuk-stuk małego noża. - Śmiesznie pachnie - wymamrotał Neville. - Mmm - zgodził się Harry - pachnie jak imbir. Nie jesteś alergikiem, prawda? - dodał machinalnie. - N-nie - odparł Neville, rzucając zaniepokojone spojrzenie w kierunku Snape'a, który właśnie pochylał się nad kociołkiem Seamusa Finnigana ze złowrogim wyrazem twarzy. - Tylko... Próbuję robić to poprawnie, szczerze... - Dobrze ci idzie - powiedział zachęcająco Harry, choć korzeń imbiru wyglądał bardziej na poszarpany niż posiekany. Uparcie stłumił irytację. Nie pozwoli Neville'owi Longbottomowi zniszczyć miesięcy ciężkiej pracy. - Udawaj, że to zielarstwo i że coś przycinasz albo... coś takiego. - Brzmiało to nieprzekonująco nawet dla niego, ale Neville rozjaśnił się. - Wiesz, profesor Sprout cały czas daje mi podcinać korzenie - oznajmił konwersacyjnym tonem. - Serio? - wymruczał Harry, zaglądając do kociołka i widząc z ulgą, że wszystko jest tak, jak być powinno. - Aha. Jest okropnie miła. Ron powiedział w pociągu, że pomagałeś jej przez tamten tydzień. - Co? Och tak - odrzekł z roztargnieniem Harry, próbując ocenić precyzyjnie moment, by dodać dwa wężowe kły. Syknęły i rozpuściły się, gdy wrzucił je do kociołka. Eliksir zaczął wrzeć i Harry wziął się za mieszanie. - Tak, pomagałem jej przygotowywać cieplarnie. Było, uh, zabawnie. Masz już ten imbir? Neville pokazał mu talerz pokrojonego korzenia imbiru. Niektóre kawałki owszem, były poszarpane, ale te, nad którymi pracował, rozmawiając z Harrym, były posiekane perfekcyjnie. - Wygląda dobrze - powiedział z aprobatą Harry. - Teraz wrzucaj po kawałku co - znów sprawdził w książce - pięć sekund. I nie dawaj więcej niż jeden naraz. Neville zaczął bezgłośnie liczyć, a jego drżące, serdelkowate palce wrzucały korzonki do kociołka. Widząc, że zawartość zaczyna się alarmująco pienić, Harry szybko zmniejszył płomień. Neville skończył dodawać korzenie i Harry trzy razy zamieszał przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, po czym cofnął się i wziął głęboki oddech. Skończyli. Miało odpowiedni kolor, pachniało w porządku, zrobili wszystko, jak radziła książka - powinno być dobrze. - Udało się nam - szepnął Neville. - Zobaczymy - mruknął ponuro Harry, zerkając w kierunku Snape'a, który z drwiną uśmiechał się na eliksir Rona i Hermiony - który, znając Hermionę, był najzupełniej idealny. Kilka ciętych uwag na temat, jak to fioletowy eliksir mógł być trochę bardziej fioletowy, i już był przy stole Harry'ego. Harry zebrał siły. Snape spojrzał do kociołka. Podniósł chochlę i powąchał, jego wielkie nozdrza zadrżały. Następnie z "hmmm" bezceremonialnie wrzucił chochlę z powrotem do naczynia i odszedł bez słowa. Harry musiał powstrzymać szczękę, by nie opadła. Obok niego Neville był w stanie bliskim załamania nerwowego. - Nic nie p-powiedział! - wyszeptał. - Zawsze coś mówi! Szczególnie mnie! - No. Racja - przyznał powoli Harry, zdając sobie sprawę, że milczenie Snape'a było najprawdopodobniej największym komplementem, do jakiego mistrz eliksirów był zdolny. Cóż, to sprawiło, że poczuł się... dobrze. Nawet świetnie. Ale nie tak świetnie jak patrząc, jak Snape kompletnie objeżdża eliksir Malfoya - prawdopodobnie bardziej, niż na to zasłużył - podczas gdy sam Malfoy wiercił się, a reszta klasy oglądała to, nie wierząc własnym oczom. Jeśli tak od teraz będą wyglądały eliksiry, pomyślał Harry z zadowoleniem, zdecydowanie bardziej będzie się na te zajęcia cieszył. Lekcja dobiegła końca. Podniosły się szmery, gdy uczniowie chowali książki do toreb. Ron i Hermiona szybko podeszli do stołu Harry'ego i Neville'a. - Jak to zrobiliście? - spytał Ron z niedowierzaniem. - Znaczy się, nic nie powiedział! I... i widzieliście, jak gadał z Malfoyem? Nigdy nie jest okropny dla niego! Oczy Hermiony rozszerzyły się. - Harry, musiałeś chodzić do kina - wyszeptała. - Ron mi nie wierzy, ale są filmy, w których kosmici przejmują władzę nad mózgami ludzkimi, prawda? Czy Snape się tak nie zachowuje? Harry zagryzł wargi, by się nie śmiać, ale nie mógł, niezupełnie. I z pewnością nigdy nie był w kinie, nie kiedy Dursleyowie mieli na niego oko. - Kosmici? - zadrwił. Hermiona wyglądała na obrażoną. - No, oczywiście, nie wydaje mi się, by coś takiego się naprawdę stało, ale doprawdy, dziw... Och, okropnie się cieszę, że tak dobrze wam dziś poszło. Neville gorliwie pokiwał głową. - Przedtem zawsze się na mnie wydzierał. Harry otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu, że nie ma pojęcia, co się dzieje, ale został ocalony od kłamstwa ostrym: "Potter!", które przecięło ich rozmowę. Wszyscy odwrócili się z trwogą i spojrzeli na Snape'a, który kroczył ku nim ze stanowczo nieprzyjemnym wyrazem twarzy. - Obawiam się, że twój fanklub musi się na chwilę oddalić. Do mojego gabinetu. Teraz. Żołądek Harry'ego podskoczył. - Co ja zrobiłem? - wypalił, zanim zdołał się powstrzymać. Czy Snape przyłapał go na przyglądaniu się? Czy w ogóle się źle zachował? Nie żeby Snape mógł powiedzieć coś takiego przy całej klasie, oczywiście. Mistrz eliksirów warknął w zamian: - Ja to wiem, a ty się dowiesz, prawda, Potter? Wy się wynoście - dodał, zwracając się z drwiną do przyjaciół Harry'ego. - Wróci w jednym kawałku. Ron otworzył usta, by powiedzieć coś z wściekłością, ale Hermiona i Neville jednocześnie mocno go szturchnęli. - Zobaczymy się za chwilę na transmutacji, Harry - powiedziała Hermiona znacząco i wyprowadziła obu chłopców. Jeśli chodzi o niego, Harry z zakłopotaniem podążył za Snape'em do jego gabinetu. Zakłopotanie zmieniło się w szczere zdumienie, a następnie w czystą przyjemność, gdy - w momencie, gdy drzwi gabinetu zamknęły się za nim - Harry został przyciągnięty do pocałunku. O tak. Naprawdę za dużo czasu minęło. Owinął ręce wokół szyi Snape'a i wspiął się na palce, entuzjastycznie oddając pocałunek. Nie trwało to wystarczająco długo, ale przecież nie mieli czasu. A błysk zadowolenia w oczach mistrza eliksirów, gdy oderwali się od siebie, zaparł mu dech w piersiach. Nie ma tu Snape'a - to Severus, od początku do końca. - Trochę impulsywne z twojej strony - powiedział Harry z bezczelnym uśmiechem. - Racja - stwierdził Severus, a jego twarz nieoczekiwanie sposępniała. - Nierozsądne ryzyko. Nie powinienem tego powtarzać. - Potem, na widok zaniepokojenia przelatującego przez twarz Harry'ego, dodał: - Jesteś naprawdę najbardziej naiwnym... - Ej! - zawołał Harry z oburzeniem i przyciągnął Severusa na dół po kolejny, krótszy pocałunek. - Mm. To było miłe. Dzięki. Ee... jak myślisz, kiedy będziemy mogli... znowu...? Severus zacisnął usta w zamyśleniu i Harry zmusił się, by nie sięgnąć po kolejny pocałunek. - Nie mamy teraz za dużo czasu, by to ustalać. Dość powiedzieć, że wieczór powinienem mieć wolny... Przekradnij się na dół, jeśli możesz. Jeśli ci się nie uda, zrozumiem. Harry skinął głową, a potem znów się wyszczerzył. - Hej... Czy mój eliksir... Znaczy się Neville'a i mój... Był naprawdę w porządku? - Mógłbym z głowy wymienić pół tuzina niedociągnięć - powiedział sucho Severus - ale, ogólnie rzecz biorąc, podejrzewam, że "w porządku" nie jest rażącą przesadą. Żołądek Harry'ego znów robił tę ciepłą, trzepocącą rzecz. - Dobrze. Mówiłem ci, że się uczyłem. - Owszem. Mam nadzieję, że uczyłeś się też do innych przedmiotów, zwłaszcza że właśnie spóźniasz się na następne zajęcia. Harry wzruszył ramionami. - Powiedzą Mc... profesor McGonagall, że mnie zatrzymałeś. - Racja - wymruczał Severus, po czym dodał: - Nie ruszaj się. - Wyciągnął różdżkę i lekko dotknął nią dolnej wargi Harry'ego, mrucząc cicho "Reduceron danosi". - Nie możemy puścić cię na transmutację, gdy wyglądasz jak ktoś dobrze całowany, prawda? - Ani trochę wystarczająco całowany - burknął Harry, po cichu czując się bardzo przyjemnie z powodu swej śmiałości. - Lepiej uwierz, że przyjdę dziś wieczór. Prawdopodobnie mu się wydawało, ale mógł przysiąc, że Severus zaprezentował cień uśmiechu. - Idź - powiedział cicho. - Dobrze. - Zatrzymał się w drzwiach, z dłonią na klamce. - Och, uh, przy okazji: świetna zabawa z Malfoyem. Wyszedł, zanim Severus zdążył coś odpowiedzieć, ale tym razem był najzupełniej pewny uśmieszku. Gdy znalazł się na korytarzu, jego wzrok przyciągnął nagły ruch. Mrugnął i szybko odwrócił się w prawo, sięgając dłonią po różdżkę (cóż, to była ślizgońska część szkoły), w sam raz, by zobaczyć błysk bieli znikający za rogiem z cichym, drapiącym dźwiękiem. I znów mrugnął. Co to, do diabła, było? Harry zmarszczył brwi. Hogwart był pełen dziwnych i niewytłumaczonych zjawisk, a on był już wystarczająco spóźniony. Kręcąc głową, odwrócił się i pobiegł w górę schodów, starając się dostać na transmutację najszybciej, jak potrafił. McGonagall przyjęła wyjaśnienie jego spóźnienia, niemniej jednak obdarzyła go lodowatym spojrzeniem, mimo że on, Ron, Hermiona i Neville wszyscy upierali się, że to nie była jego wina. Tego ranka wydawała się być w strasznym humorze, rozwodząc się nad brakiem przygotowania ze strony całej klasy, brakiem skupienia i generalnie brakiem komórek mózgowych. - Mój własny dom! - warknęła. - Nigdy nie myślałam, że dożyję dnia, gdy moi Gryfoni nie będą umieli przemienić muchy w traszkomora! - Eem... Ma pani na myśli traszki w muchomora? - poprawiła nieśmiało Parvati Patil, a mroźne spojrzenie McGonagall zmieniło się w płomień. Przez resztę zajęć wszyscy mądrze trzymali głowy nisko i nie komentowali, przetrzymując lekcję najlepiej jak potrafili. - Do licha - skomentował Ron, gdy wybiegli z sali na lunch. - Co mówiłaś o kusmitach, Hermiona? Może McGonagall i Snape wymienili się mózgami na ten dzień albo coś? - Skoro mowa o Snapie - spytała z ciekawością Hermiona - co chciał ci powiedzieć, Harry? - Nic takiego - odrzekł Harry, gapiąc się prosto przed siebie i mając nadzieję, że choć raz rumieniec będzie się trzymał z dala od jego twarzy. Do diabła, powinien był spytać Se... Snape'a, jaką wymówkę ma dać przyjaciołom. - Zwykłe złośliwości - powiedział tak obojętnie, jak mógł. W chwili inspiracji dodał: - Myślał, że ściągałem od Hermiony. Oczekiwany odgłos irytacji dobiegł zewsząd. - Doprawdy - oznajmiła Hermiona - siedziałam za tobą, Harry, i mógł powiedzieć, gdybyś ze mną rozmawiał, prawda? Co za człowiek. - Jakakolwiek wymówka, by nam dokuczyć - stwierdził ze wstrętem Ron. - Chociaż, muszę powiedzieć... Chciałbym wiedzieć, co się dzieje z nim i z Malfoyem. - No! - rzucił z podnieceniem Neville, odzywając się po raz pierwszy. - Był dla niego okropny, widzieliście? Naprawdę straszny! - Mm - było wszystkim, co powiedział Harry. Pomyślał, że mógłby jasno wyjaśnić sprawy... kilka spraw... Ronowi i Hermionie, ale Neville w niektóre tematy nie był wtajemniczony. Jak przeszłość Snape'a jako śmierciożercy. Więc po lunchu Harry odciągnął dwójkę swoich najlepszych przyjaciół na bok i syknął: - Jeśli chodzi o Malfoya i Snape'a? Tak sobie myślałem. Twarz Rona wykrzywiła się z obrzydzenia. - Wiesz, Harry, większość z nas stara się nie myśleć o Malfoyu i Snapie. - Posłuchaj, Ron - powiedział Harry drażliwie. - Pamiętacie, jak Snape pokazał... - zniżył szybko głos, choć siedzieli sami przy stoliku w bibliotece - swój Mroczny Znak pod koniec czwartego roku? Hermiona zadrżała. - Jak mogłabym to zapomnieć? - Racja - powiedział Harry. - Ale już nie jest śmierciożercą, prawda? - Ignorując spojrzenie Rona pod tytułem nie-jestem-tego-taki-pewien, ciągnął. - Ale wszyscy wiemy, że Malfoyowie trzymają z Volde... przepraszam, Ron, z Sami-Wiecie-Kim. Myślę, że śmierciożercy chcieli małej zemsty. - Proszę. To powinno im dać dość do myślenia. Oczy Rona rozszerzyły się. - Myślisz, że to śmierciożercy spalili dom Snape'a? - syknął. - A jeśli Lucjusz Malfoy jest śmierciożercą - podjęła Hermiona, również otwierając szeroko oczy - to oczywiście, Draco prawdopodobnie wiedział... o kurczę. I, Harry! Wiem, że byłeś wtedy w skrzydle szpitalnym, ale pamiętasz, na koniec zeszłego roku, jak Snape musiał wyjechać w pilnej sprawie? Harry zmusił się do uśmiechu, choć jego wnętrzności napięły się. - Jasne, że tak. Najłatwiejszy egzamin z eliksirów. Zarobił za to uśmiech Rona, ale Hermiona nie dała się wybić z wątku. - No, założę się, że to wszystko jakoś się zgadza! - Jak? - spytał zaciekawiony Ron. - Cóż. Nie jestem zupełnie pewna jak - przyznała Hermiona. - Przecież nas tam nie było, nie? Ale to wszystko wydaje się okropnie dużym zbiegiem okoliczności. - W każdym razie - powiedział szybko Harry. - Nie powinniśmy tego rozgłaszać. To znaczy, nie wszyscy wiedzą, że Snape był... śmierciożercą, i raczej nie podejrzewam, by Dumbledore chciał, żeby się dowiedzieli. Myślę tylko, że to wyjaśnia, dlaczego Snape był taki paskudny dla Malfoya, to wszystko. Ron i Hermiona pokiwali głowami. - To ma sens - zadumał się Ron. - Dobrze pomyślane - dodała Hermiona. - W twoich ustach to komplement - powiedział żartobliwym tonem Harry. Hermiona zaczerwieniła się. Ron rzucił mu wściekłe spojrzenie. Harry powstrzymał się, by nie wywracać oczami. Kiedyś będzie musiał postarać się i powiedzieć Ronowi, że nie jest ani trochę romantycznie zainteresowany Hermioną. Wkrótce. - Do diabła - zawołał przesadnie - jeśli Snape i Malfoy chcą skakać sobie do gardeł, to powodzenia, że tak powiem. - W każdym razie powodzenia Snape'owi. Ron przestał się krzywić, a na jego twarz wpłynął wyraz błogości. - Wow. Snape i Malfoy walczący ze sobą... o wiele lepiej niż cały ten wstrętny flirt, jaki uprawiali rok temu, nie? - dodał z mrugnięciem. Żołądek Harry'ego obrócił się. - Ciekawe, jak im się to potoczyło. Hermiona wzdrygnęła się. - Nie chcę nawet wiedzieć. Cieszę się, że już po tym, cokolwiek to było. Ale Ron pochylił się z zapałem. - Hej! - syknął, jego głos teraz zupełnie cichy. - A jeśli nie miało to nic wspólnego ze śmierciożercami? Co, jeśli Snape i Malfoy mieli, wiecie, przygodę, a teraz jest po wszystkim i Snape się wścieka... - Ron, niedobrze mi się robi - powiedział Harry z całkowitą szczerością. Już na samą myśl o Snapie i Draco miał ochotę zwrócić lunch. Ron uśmiechnął się zmieszany pod oburzonym spojrzeniem Hermiony. - Tak tylko sobie pomyślałem - wymamrotał. - To znaczy, tak naprawdę nie myślałem... ugh. Wiecie? - Tak - powiedziała Hermiona stanowczo, ratując Harry'ego od odpowiedzi w ten sam sposób. - Czy możemy teraz pomówić o czymś przyjemnym? Proszę. Harry nie mógł się opanować. - Wszyscy zrobili pracę domową z obrony? - spytał figlarnie. - Słyszałem, że Delacour zamierza nas przepytać. Na wspomnienie Delacour Ron oblał się czerwienią, a Hermiona zjeżyła. Temat został pomyślnie zażegnany i Harry otworzył książkę, by odrobić zadanie z wróżbiarstwa. Hermiona zaczęła rozwodzić się nad swą kiepską opinią o profesor Delacour, a Ron starał się być bardzo malutki. Harry poczekał, aż szepty i szuranie w dormitorium przemienią się w ciche, równe oddechy. Stało się to już jego nocnym rytuałem - tyle że tym razem nie czekał na bezpieczny moment dla fantazjowania. Dziś miał dostać to naprawdę i ledwo był w stanie czekać. Czuł, że drży z wyczekiwania. Gdy wszystko wreszcie się uspokoiło, wśliznął dłoń pod materac, macając wokół możliwie najciszej, aż jego palce natrafiły na gładką, jedwabistą tkaninę peleryny-niewidki. Powoli wyciągnął ją spod materaca i usiadł na łóżku, przysłuchując się, czy na pewno nikt się nie obudził. Owinął ją wokół siebie i ostrożnie wyjrzał przez zasłony otaczające łóżko. Ani pisku - tylko głośne chrapanie Neville'a. Wsunął stopy w kapcie i na paluszkach wyszedł z pokoju. Niemal jednak spanikował, gdy doszedł do Grubej Damy. Nigdy przedtem nie miała nic przeciwko jego nocnym wycieczkom ("Szpiegowanie was to nie moje zadanie, kochanie") i nawet nie zwracała uwagi, gdy wykradał się przed rozpoczęciem roku szkolnego, ale w obecnych okolicznościach wszystko przyprawiało go o paranoję. Co, jeśli tym razem go zdradzi albo wymknie jej się, że widziała, jak wychodził? Miałby wówczas wiele do tłumaczenia. Harry wziął głęboki oddech i otworzył obraz. Na szczęście okazało się, że drzemie. Musiał zaryzykować, ten jeden raz, i zobaczyć, jak to będzie. Nigdy nie zadawała żadnych pytań, ani nie zdradzała niczego. Musi pokładać w tym nadzieję. Musi albo nie zdobędzie się na odwagę, by zejść do lochów. - Jeśli ci się nie uda, zrozumiem. Harry wyprostował plecy. Snape mógł mu dawać wolną rękę, ale po raz kolejny odmówił jej przyjęcia. Idzie na dół, by zobaczyć się ze swym kochankiem, choćby się niebo waliło. A jeśli przypadkiem nie uda mu się, to na pewno nie przez jego tchórzostwo. Musiał dziś przedsięwziąć zwiększone środki ostrożności: wraz z powrotem uczniów Filch znów patrolował korytarze z Panią Norris, a lochy wydawały się być jego ulubionym miejscem. No i zawsze można było liczyć na psoty Irytka. Niemniej jednak korytarze wydawały się tak ciche i spokojne jak przed rozpoczęciem szkoły. Tysiące oczu, które Harry czuł na sobie, musiały być jego wytworem jego wyobraźni. Był naprawdę bardzo, bardzo szczęśliwy, gdy bez kłopotów dotarł do biura Snape'a, choć przez jedną paskudną chwilę słyszał ciężkie kroki Filcha przed sobą w korytarzu. Dzięki Bogu, woźny szedł w drugą stronę, nie w jego kierunku, więc Harry tylko przyczaił się, aż kroki i ciche mamrotanie Filcha nie oddaliły się. Teraz znów stał przed drzwiami gabinetu, a jego żołądek skakał ze zdenerwowania. Nie odważył się zapukać, skrobnął tylko w drewno w nadziei, że to wystarczy. Podziałało: drzwi otworzyły się cicho jak zawsze przedtem i Harry wśliznął się do środka z uczuciem ogromnej ulgi. Sn... Severus stał przed kominkiem, który jak zwykle palił się małym, ale żywym płomieniem. Spojrzał, gdy drzwi do jego prywatnych komnat zamknęły się, a płaszcz opadł z ramion Harry'ego. I zupełnie po prostu, znów się pojawiło: to oszałamiające, niewytłumaczalne uczucie szczęścia, które urosło w Harrym na jego widok. Kiedy to się stało, zastanawiał się z roztargnieniem, podchodząc do Severusa. Kiedy profesor Snape stał się kimś, kto czyni go szczęśliwym? I co to dokładnie oznacza? Harry nie był pewien, ale przez chwilę bardzo chciał rozkoszować się tym uczuciem, unosząc twarz do pocałunku. Był to naprawdę bardzo przyjemny pocałunek. - Rozumiem, że prześliznąłeś się bez problemu? - wymruczał Severus, a jego głos był cichszy i łagodniejszy, niż Harry przyzwyczaił się słyszeć na zajęciach. W przeciwieństwie do swej ostrości w ciągu dnia, to przyprawiło Harry'ego o bardzo przyjemny dreszcz. Skinął głową. - Usiądź więc. - Ciemne brwi uniosły się. - Wyglądasz na trochę wytrąconego z równowagi. - Bawiłem się w chowanego z Filchem - powiedział Harry, ale posłusznie usiadł i z wdzięcznością przyjął filiżankę herbaty. Był pełen nerwowej energii, którą miał nadzieję wkrótce spożytkować, ale w tej chwili miło było posiedzieć tutaj i pozwolić, by gorąca filiżanka odegnała uczucie lodu z jego palców, pozostałe po napięciu wynikłym z przekradania się po zamku. - To nic takiego - dodał, widząc, że Severus zmarszczył czoło. - Był cały korytarz przede mną. - Powinienem mu powiedzieć, by trzymał się z dala od moich lochów - mruknął Severus, wciąż stojąc przed paleniskiem. - Sam potrafię dobrze utrzymać tu porządek. - Ech - stwierdził Harry, wzruszając ramionami. - Wtedy by przyszedł i kręcił się po wieży. To by naprawdę nie rozwiązało problemu. Snape obdarzył go badawczym spojrzeniem. - Skoro tak mówisz. Harry sączył herbatę, ale pełen zastanowienia wzrok Snape'a nie opuszczał go. Wreszcie Harry nie mógł tego dłużej znieść i wypalił: - O co chodzi? Severus odpowiedział dopiero po chwili. - Neville Longbottom, Harry? Wydawało mi się, że mówiłeś, że chcesz sobie dobrze radzić na lekcjach. - Zgadza się - odparł Harry, najeżywszy się, choć to naprawdę nie była wina Severusa, że podniósł tak drażliwy temat. - Po prostu Neville potrzebuje... trochę pomocy... Severus prychnął drwiąco. - A... a od kiedy Ron i Hermiona, eem, spotykają się ze sobą, chcieli być partnerami na zajęciach, więc teraz ja... Neville i ja... - Umilkł. Jego kochanek nie skomentował od razu, ale Harry czuł, że te ciemne oczy połykają go w całości, jakby odczytywały każdą pół-zazdrosną myśl o Ronie i Hermionie, której nigdy nie wypowiedziałby głośno. Kiedy Severus wreszcie się odezwał, było to jedynie ciche: - Rozumiem. Harry przełknął ciężko i pociągnął kolejny łyk herbaty. - No, um, jak tam reszta twojego tygodnia? - spytał pospiesznie. Jeśli Severus zauważył nagłą zmianę tematu - a prawdopodobnie zauważył, pomyślał Harry - nic nie powiedział. - Nieznośna - stwierdził. - Daję słowo, że pierwszoklasiści z każdym kolejnym rokiem są coraz bardziej nieudolni. - Spojrzał złowrogo na Harry'ego. - A biorąc pod uwagę poziom twojej klasy na pierwszym roku, to chyba o czymś świadczy. Harry puścił to mimo uszu. - Ja pomyślałem sobie tylko, że wyglądają na wiele mniejszych, niż ja siebie pamiętam - powiedział od niechcenia, a potem skrzywił się, gdy oczy Severusa zabłysły, przygotowując się, Harry był pewien, do kolejnego żartu na temat jego wzrostu. - Dobrze, dobrze - zawołał z irytacją. - Dobrze co? - spytał Severus głosem dalekim od niewinności. - Nieważne - odparł Harry świadom, że się dąsa. A dąsanie nie było w planach na dzisiejszy wieczór. W ogóle. Skoro o tym mowa... Czuł, że jego umysł oczyszcza się ze każdej urazy, i czuł, że cała tęsknota ujawnia się na jego twarzy, choć starał się ją ukryć. Severus mrugnął i wstrzymał oddech. - Tęskniłem za tobą - powiedział Harry, lekko zażenowany, jak zadyszanie brzmi jego głos. - To zaledwie trzy dni - powiedział Severus, choć jego głos również nieco drżał. - Naprawdę, Harry, musimy zrobić coś z tą... sprawą zależności... - Umilkł, przysuwając się do krzesła Harry'ego i wyciągając dłoń, by dotknąć jego policzka. Harry przymknął oczy, gdy długie palce pieściły jego twarz. Nozdrza Severusa rozszerzyły się, gdy przez zęby wciągnął powietrze, a potem ukląkł przed krzesłem, nie przejmując się chłodem podłogi, i sięgnął, by znów pocałować Harry'ego, tym razem wyciągając głowę w górę. Harry jęknął i wsunął dłonie w ciemne włosy, zamykając oczy, by lepiej skoncentrować się na fizycznych doznaniach: miękkie włosy pod jego palcami, ciepłe wargi, stanowczy język, który tak powoli ocierał się o jego podniebienie. Ich pozycja przypomniała mu ich pierwszy pocałunek - on siedział na balkonie, a Severus klęczał przed nim, obejmując jego twarz niemal w taki sam sposób. Ta myśl nagle wzbudziła w nim pożądanie i musiał odsunąć się, by złapać oddech. Severus cofnął się, również ciężko oddychając i spoglądając na niego z uniesionymi brwiami. - Łóżko? - wyszeptał Harry ochryple. - Teraz? Proszę. Severus zamknął oczy i oblizał usta, po czym pociągnął Harry'ego z krzesła. Uwielbia, kiedy mówię "proszę", stwierdził mgliście Harry, gdy kierowali się do sypialni, zatrzymując się sporadycznie ze zwykłą rutyną całowania i zrzucania ubrań. Powinienem częściej to powtarzać. Był pewien, że umarł i znalazł się w niebie, kiedy byli w łóżku, ciasno objęci i wreszcie skóra przy skórze, jego szczupła sylwetka wciśnięta w miękką pościel przez przykrywające go ciepłe ciało Severusa. "Tak", wyszeptał, owijając nogi wokół tali swego kochanka, wyginając się i ocierając leniwie. Severus jęknął i schylił się, by schować twarz w zgięciu szyi Harry'ego, skubiąc jego skórę, co Harry tak uwielbiał. Wtedy palce zaczęły bawić się z jego sutkami i zaczął krzyczeć, zanim szybko zagryzł wargi. Nie byli tu już sami, ale otoczeni setkami śpiących Ślizgonów! Nie wolno mu było... Severus podniósł głowę. - Co się stało? - Um? Nic - wydusił Harry. - Dlaczego przestałeś? - Umilkłeś. - Staram się, być cicho. - Powiedziałem ci, że lubię, kiedy... - Wiem. Ale, na Boga, tu na dole są teraz inni ludzie... Severus wywrócił oczami. - Harry, jestem profesorem w szkole magii. Naprawdę uważasz, że nie wiem, jak rzucić zaklęcie dźwiękochronne na moje własne kwatery? Harry mrugnął. - Och. - Nie pomyślał o tym. - Poza tym - kontynuował Severus - tak się tłukliśmy, tylko dostając się do łóżka, że gdyby ktokolwiek coś usłyszał, już by tu był, by to sprawdzić. Nie uważasz? - Ta przeklęta brew znów się uniosła. - Och, cicho bądź - powiedział z irytacją Harry i dodał w chwili inspiracji: - Jeśli chcesz, bym hałasował, lepiej się o to postaraj. Druga brew dołączyła do pierwszej. Kilka minut później ściany rozbrzmiewały jękami Harry'ego i cichymi uderzeniami, gdy tłukł pięściami o materac. - Och... o mój Boże... tak... nie... poczekaj... przestań...! Dłoń Severusa znieruchomiała i przestał trącać ucho Harry'ego. - Przestać? - spytał zaintrygowany. - T-tak. Z pewnym wysiłkiem Harry usiadł, ignorując pulsującą erekcję najlepiej, jak mógł, i łagodnie popchnął Severusa na łóżko. Mistrz eliksirów patrzył na niego z niedowierzaniem. - Co, na niebiosa, zamierzasz... Harry pochylił się nad swym kochankiem, wzdychając, gdy jego płonący członek dotknął gładkiego brzucha Severusa. Łagodnie pocałował wystający mostek. - Proszę, chcę... pozwól mi, proszę... Zaczął powoli wycałowywać sobie drogę w dół i Severus nie protestował. To pewnie to "proszę". Harry z zadowoleniem trącił jedną ciemną brodawkę, czując, jak jego kochanek łapie oddech. Śnił o tym ubiegłej nocy - by choć na chwilę przejąć inicjatywę, wypróbować, czego nauczył się z ich spotkań, kochać to ciało, które poznał tak dobrze i z którego czerpał tak wiele przyjemności. Severus pewnie nie pozwoli mu na długo, jeśli wnioskować z poprzednich nocy - ale może jeśli zda sobie sprawę, jak bardzo Harry to lubi, może pozwoli mu... pozwoli... Harry wsunął język w zagłębienie pępka i jego kochanek gwałtownie nabrał powietrza. Zadowolony lizał to miejsce przez kilka chwil, aż Severus zgrzytnął zębami. - Przestań... drażnić się... ze mną... Harry poczuł, jak przez jego skórę przebiega drżenie, i musiał przestać, i złapać oddech. Był już tak podniecony, że to, co robił, groziło rozładowaniem. - Przepraszam - wydyszał, a potem, kiedy był pewien, że potrafi się kontrolować, znów się schylił i powoli liznął naprężony członek. Severus zakrzyknął cienko: "ach!" i Harry obrzucił spojrzeniem jego ciało: ciemna głowa odchylała się na poduszce, oczy były zamknięte, usta otwarte i wołające o powietrze. Harry znów niemal doszedł, ale powstrzymał się i ponownie polizał, uwielbiając, że ciało podskoczyło pod jego językiem, uwielbiając nawet słoną kropelkę spływającą z koniuszka. Cicho jęcząc, utworzył z warg okrąg i ułożył je na czubku, trzymając drżące biodra Severusa najlepiej, jak mógł. Nie był jednak tak silny jak jego kochanek i szczupłe biodra poruszały się wbrew jego - i Severusa - najlepszym wysiłkom, by utrzymać je nieruchomo. Po kilku chwilach zdołali wypracować jakiś rytm, choć Harry wciąż nie mógł nabrać w usta zbyt wiele. Zrobił najlepiej, co mógł, ssając lekko, czasami przerywając i obracając językiem wokół. Severus wyjęczał jego imię. To był najpiękniejszy dźwięk tego świata. A potem świat się obrócił. Dwie silne dłonie uchwyciły jego głowę i pewnie odciągnęły go od jego nagrody, powodując, że wydał niekształtny odgłos straty. Wtedy Severus był na nim, jego język bezwzględnie atakujący i smakujący samego siebie w ustach Harry'ego, cienkie palce ślizgające się w górę i w dół po jego gładkim od potu ciele. Harry bezradnie wygiął się i ten gorący kontakt sprawił, że szarpnął się i zaczął skręcać się w spazmach, zanim zdołał się powstrzymać, jego głowa opadła w tył i krzyknął. Ku jego mglistemu zdziwieniu Severus podążył za nim kilka chwil później z kolejnym gorącym wytryskiem na brzuchu. Upadli razem, ciężar Severusa przygniótł go na moment, ale był zbyt wyczerpany, by się przejmować. To było... raczej rzadkie. Rzadkie, ale wspaniałe. Kręciło mu się w głowie. Jego kochanek sturlał się z niego po chwili, zanurzając palce w niesforne włosy Harry'ego. - Jesteś... - wyszeptał Severus, po czym zamilkł i po prostu musnął ustami ramię Harry'ego. Harry rozjaśnił się, spoglądając w sufit. Po kilku chwilach ciszy Severus powiedział w łuk jego szyi: - Wiesz, że nie możesz tu dziś zostać. Harry zmarszczył brwi, ale skinął głową. Myślał o tym przedtem. Naprawdę, im mniej spędzi tu czasu, tym będzie to bezpieczniejsze - ale przez to wszystko wydawało się takie pospieszne i... obskurne. Przekradać się na dół, uprawiać seks i biec z powrotem na górę, zanim ktoś go przyłapie. Ale tak właśnie musiało być, prawda? - Wiem - wyszeptał i pogłaskał po ciemnych włosach głowę spoczywającą na jego ramieniu. Pójdzie za minutę. Za minutę. Ale właśnie teraz - było naprawdę przyjemnie leżeć w ramionach mistrza eliksirów.
|