Pocałunek był obietnicą. Harry był tego najzupełniej świadom. Kiedy kogoś całujesz, niehonorowo jest udawać, że go nie całowałeś albo że to nic nie znaczy. (Harry uprzejmie zignorował fakt, że dokładnie to robił Snape przez całe osiem miesięcy w poprzednim roku.) Nie. Harry przedstawił swoje warunki, Snape zrobił wymagany gest pojednania, a Harry pocałował go, by... cóż, pokazać, że wszystko zostało przebaczone, tak podejrzewał. Albo coś w tym stylu. W każdym razie było to bardzo proste... Tyle że nie było. Ferie zbliżały się i w szkole zapanowało poruszenie. Harry prawie w ogóle Snape'a nie widział, na rozmowę nie było szans, a przecież wciąż mieli dużo do omówienia. I nie była to rozmowa, którą można odbyć w kilka minut, wykradzionych po lekcji - potrzeba było sporo czasu na osobności... Na nieszczęście, kiedy Harry myślał o byciu ze Snape'em na osobności, to nie rozmowy przychodziły mu do głowy. W końcu minęły całe dwa miesiące i tylko o dwóch pocałunkach! Ledwo wystarczało to, by utrzymać go przy życiu, szczególnie że teraz wiedział, za czym tęskni. Masturbacja była dobra i przyjemna, zwłaszcza z bardziej realistycznymi fantazjami w trakcie, ale była samotna i nie miał nikogo, do kogo mógłby się przytulić, nie było ciepłej skóry, która ocierałaby się o jego własną. Tęsknił za dziwnym zapachem lochów w sypialni Severusa. Tęsknił za biciem serca Severusa. I za wszystkimi innymi rzeczami. Nie byłoby tak źle, gdyby nie wiedział, że Snape myśli dokładnie o tym samym. Przy każdym posiłku Harry czuł mrowienie w karku i wiedział, że oczy Snape'a utkwione są w nim jak magnesy. Czasem mijali się na korytarzu i czuł, że jego całe ciało drży z podniecenia - właściwie zdarzało się to częściej niż zazwyczaj i Harry zastanawiał się, czy Snape znów nie zaczął za nim chodzić. Cóż, Snape był nauczycielem, mogło mu to ujść, podczas gdy Harry mógłby wywołać kilka pytań, gdyby zaczął nawiedzać lochy, jak tego pragnął. Ale mijali się na korytarzach albo podczas posiłków, i może szli nieco wolniej niż zwykle, i Harry widział, że dłonie Snape'a drżą z potrzeby sięgnięcia i chwycenia... Ale nie było więcej szlabanów. Pomimo tych rozognionych spojrzeń i trzęsących się dłoni Snape nie wydawał się schodzić ze swej drogi, by złapać Harry'ego samemu. Czy to oznaczało bycie "ostrożnym"? Czy może Snape nie chciał niczego ponaglać? Czy Harry znów miał do niego przyjść? Harry chciał. Och, jak bardzo chciał. Ale nie miał czasu - a przynajmniej jeszcze przez kilka dni. Ron i Hermiona oboje wyjeżdżali na święta do domu. Harry został oczywiście zaproszony do Nory, czego zarówno oczekiwał, jak i się obawiał - nigdy nie spędzał świąt Bożego Narodzenia z prawdziwą rodziną i uważał, że byłoby to czymś wspaniałym, aczkolwiek nie cieszyła go perspektywa udawania przytulanek z George'em Weasleyem. Tej idei srzeciwił się jednak Dumbledore - z tego samego powodu, dla którego latem ściągnął Harry'ego wcześniej do Hogwartu: w Brighton zniknęła para aurorów, choć Prorok Codzienny zdarzenia tego nie odnotował. Ron zbladł na tę wiadomość, ale mężnie powiedział: - Cóż... Brighton jest dość daleko... A Sami-Wiecie-Kto jest w Tanzanii, więc może to nie ma naprawdę nic... - Zostaję tutaj - oznajmił stanowczo Harry. - Nie zaryzykuję bezpieczeństwa twojej rodziny, Ron. Nie dopuszczę do tego. - Ja też mogę zostać - zaofiarował się Ron, ale Harry wiedział, że nie mówił tego z serca. Hermiona zaprosiła go, by spędził drugi dzień świąt z nią i z jej rodzicami. Ron nigdy przedtem nie był w mugolskim domu i Harry był pewien, że z tęsknotą myśli o czasie, który mógłby spędzić z Hermioną bez całej swej rodziny i przyjaciół wokół. Nie wydawał się bardzo niechętny, gdy Harry nakłonił go do wyjazdu. Poza faktem, że szybka kapitulacja Rona trochę go zasmuciła, Harry nie był aż tak bardzo nieszczęśliwy, że nie odwiedzi Nory. To będą samotne święta, ale przywykł do tego podczas pierwszej dekady swego życia z Dursleyami. I przynajmniej będzie w Hogwarcie z kilkoma osobami, które go lubiły, w miejscu, które kochał. I będzie bezpieczny. I nie będzie musiał udawać flirtu z George'em. I... Snape tu będzie. Dzień przed wyjazdem przyjaciół spędził, starając się wyglądać na odpowiednio przybitego. Łatwiej było, gdy rzeczywiście wyjeżdżali: widok szczęśliwych, trajkocących uczniów wylewających się z zamku, jadących do domów na ferie i zostawiających go w niemal opustoszałym zamku sprawił, że Harry poczuł się trochę przygnębiony. W tym roku zostawało jedynie pięciu uczniów: Harry, dwie drugoklasistki z Gryffindoru, jedna Ślizgonka z trzeciej klasy i czwartoklasista z Hufflepuffu. Harry cieszył się, że Puchon był dość duży, by poradzić sobie sam - w przeciwnym wypadku mógłby nocować z Harrym, a to by poważnie skomplikowało plany Harry'ego. Jakiekolwiek one były. Harry nie miał konkretnych planów - chciał tylko bez niczyjej ingerencji wykradać się z dormitorium, kiedy sobie tego życzył. Podobało mu się bieganie po zamku, choć z wielkim rozczarowaniem odkrył, że Dumbledore, tuż pod koniec egzaminów, zlecił Snape'owi pracę nad nowym, eksperymentalnym eliksirem. Dumbledore ogłosił to z pewną dumą przy kolacji, pierwszego wieczoru po wyjeździe uczniów, choć nie powiedział, jaki to eliksir. Snape'a nie było na kolacji ani na żadnym z posiłków w dniu następnym. Harry próbował przekraść się do lochu, pragnąc desperacko się z nim zobaczyć, ale drzwi do biura i do sali były zamknięte na głucho i nie odpowiadały na pukanie. Któregoś ranka Harry zobaczył obrazowe pasmo purpurowego dymu, wydostające spod drzwi klasy, więc było najzupełniej pewne, że Snape jest we środku - ale nie wydawało się mądre przeszkadzać komuś, komu spod drzwi wydostaje się purpurowy dym. Szczególnie że przez ścianę usłyszał, że ktoś emituje równie dosadny strumień przekleństw. Nie, Snape na pewno nie był wtedy w nastroju do rozmowy. Harry smutno postanowił poczekać kilka dni. Spędził ten czas z Hagridem, który cieszył się z towarzystwa. - Brakowało cię tu ostatnio - powiedział Harry'emu, gdy Harry usiadł przy herbacie w wigilię Bożego Narodzenia. Na dworze lekko prószył śnieg i cały Hogwart przykryty bielą wydawał się zapaść w ciszę. Harry przepraszająco wzruszył ramionami. To była prawda: przez quidditcha, naukę cięższą niż wcześniej, wzdychanie do Snape'a i spotykanie się z George'em, no i całą resztę, nie miał dla Hagrida wiele czasu. - Przepraszam, Hagridzie - powiedział. - Byłem... zajęty. - Wiem, wiem - odrzekł Hagrid, stawiając na stole dwa wielkie kubki razem z tacą łamiących zęby krówek. Harry postanowił tego roku nie ryzykować. - Naprawdę byłeś zajęty, z twoją nową miłością i w ogóle. - Mrugnął, ale wyglądał na zmartwionego. Harry wpatrywał się w stół. - Ee. Tak - rzucił. - Cóż, dla nas dwóch to zabawa, naprawdę... - Serio? Kiedy na ciebie patrzę, nie wyglądasz, jakbyś się dobrze bawił - zauważył Hagrid, popijając herbatę. Zmarszczył czoło i dodał trochę brandy. Harry nieco się przestraszył. Zawsze myślał, że zdjęcia jego i George'a w Proroku są przekonujące. - Och, znasz George'a - zapewnił. - Jasne, że mamy zabawę. Ciężko nie mieć z nim. - Zdobył się na słaby uśmiech. - Skoro tak gadasz - powiedział Hagrid z powątpiewaniem. Harry skrzywił się. Naprawdę musi być w kiepskiej formie, skoro nie potrafi oszukać Hagrida, który, pozbawiony wrodzonej przebiegłości, zawsze chciał wierzyć w to, co najlepsze. - Po prostu - ciągnął Hagrid, wciąż z wahaniem - wiem, że w tym roku jest ci ciężko, Harry. I... i myślę, że coś się dzieje, czego nie możesz powiedzieć nikomu. Nie wścibiam nosa - dodał pospiesznie, gdy Harry gapił się na niego - i jestem beznadziejny w zgadywankach, i za nic nie potrafię dochować tajemnicy... Ale jeśli chciałbyś pogadać o tym, co cię trapi... Gdyby Sam-Wiesz-Kto czy coś... - Urwał, spoglądając bezradnie. - Chciałbym pomóc - skończył ze smutkiem. I w tej chwili Harry chciał mu powiedzieć. Hagrid był pierwszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miał. Uratował go od Dursleyów i dał mu tort urodzinowy, i łamiące kości uściski jak nikt inny. Harry wiedział, że cokolwiek Hagrid pomyślałby o jego związku ze Snape'em, nie obwiniałby o to Harry'ego. Może nie obwiniałby nawet Snape'a. Może by... zrozumiał. Ale Hagrid nie potrafił zachowywać sekretów. Sam to przyznał. Harry zdusił wewnętrzne pragnienie: nie, nie mógł się tym podzielić z Hagridem. Co po raz kolejny sprowadziło go na ziemię, że nie może się tym podzielić z nikim. - Dzięki, Hagridzie - powiedział cicho. - Doceniam to. Ale radzę sobie dobrze. Hagrid spojrzał jeszcze smutniej. Harry wstał i położył mu na ramieniu dłoń, gdzie wyglądała na jeszcze mniejszą niż w rzeczywistości. - Naprawdę doceniam, Hagridzie - rzekł poważnie. - I wiesz, że gdybym miał problem i potrzebował kogoś, kto by mnie zrozumiał, przyszedłbym do ciebie, jeśli tylko bym mógł. - Dokładnie tak uważał. Miał nadzieję, że słychać to w jego głosie. Hagrid popatrzył na niego i, ku zdumieniu Harry'ego, w jego oczach zabłysły wielkie łzy i spłynęły po policzkach na brodę. - Co? - spytał zaniepokojony Harry. - Co takiego powiedziałem? Przepraszam... - Nic - odrzekł Hagrid i ogłuszająco wydmuchał nos w chusteczkę. Potem obdarzył Harry'ego łzawym uśmiechem. - Tylko... Zdałem sobie sprawę... Kiedy nie patrzyłem... dorosłeś. - Łzawy uśmiech poszerzył się. - Jesteś teraz młodym mężczyzną, Harry. Twoi starzy byliby z ciebie dumni, serio. Harry usiadł ze ściśniętym gardłem. Hagrid wydawał się rozumieć i popchnął w jego stronę kubek z herbatą. - Lepiej wypij, zanim wystygnie - rzucił wciąż zduszonym głosem. Harry pokiwał głową bez słowa i przełknął herbatę. Po chwili był w stanie powiedzieć cicho: - Dzięki, Hagridzie. - No, proszę bardzo - odburknął Hagrid i poszedł napełnić na nowo czajnik. Świąteczny poranek zawitał jasny i samotny. Ubiegłej nocy Harry znów spróbował przekraść się do lochu, mając nadzieję, że choć na moment zobaczy Snape'a, ale tym razem dym dochodzący spod drzwi był jasnożółty i towarzyszył mu smród zepsutych jaj. Znów musiał się wycofać i zastanowił się, czy Snape robi to celowo, jakkolwiek egoistyczna ta myśl nie była. Cóż, była egoistyczna, stwierdził ponuro. Snape też chciał się z nim zobaczyć, tyle Harry wiedział, a prośba Dumbledore'a o nowy cokolwiek-to-było eliksir nadeszła w fatalnym momencie. Naprawdę fatalnym. Harry zaczął powątpiewać, czy kiedykolwiek jeszcze będą mieli okazję. Wszystko to kłębiło się w jego głowie, gdy siedział w dormitorium otoczony przez strzępy papieru do pakowania, wstążki i prezenty gwiazdkowe. Hagrid jak zwykle przysłał mu porcję melasowych krówek domowej roboty. Jeśli byłyby jak te wczoraj, Harry wiedział, że lepiej ich unikać, choć z pewnością powie Hagridowi, że były pyszne. Hermiona przysłała Harry'emu książkę, co nie było wielką niespodzianką, ale to była naprawdę dobra książka: nowo wydana praca na temat projektowania Błyskawicy. Harry na początku semestru widział ją w Esach i Floresach i uznał za bardzo interesującą. Z zadowoleniem stwierdził, że wypełniają ją wykresy, zdjęcia prototypów i szczegółowe informacje o prądach powietrznych, projekty zaklęć hamujących i proces wyboru witek. Wszystko, co potrzeba wiedzieć, by zrobić naprawdę dobrą miotłę. Harry pomyślał, że byłoby wspaniale. Gdyby kiedyś znudziło go uprawianie quidditcha, cudownym pomysłem wydawało się zaprojektowanie własnej miotły. Potter 5000 albo... coś takiego. Nie, potrzebowała wymyślnej nazwy, jakie miały wszystkie inne, coś związanego z szybkością. Może Meteor. Standard międzynarodowy... Sprzedawana na całym świecie, najlepsza ze wszystkich... Ron obdarzył go wielkim pudłem czekoladek z Miodowego Królestwa łącznie z nowymi czekoladowymi żabami z kremem, których Harry często próbował. George przysłał mu paczkę najlepszych fajerwerków Filibustera z adnotacją, że to również od Freda i że bliźniacy mogą załatwić bardziej romantyczny prezent, jeśli Harry uważa to za stosowne. Harry nie uważał. Był oczywiście tradycyjny sweter Weasleyów, a Syriusz w jakiś sposób zdołał przysłać mu - Harry sapnął - parę znakomitych, czarnych butów ze smoczej skóry ze złotymi lwami na sprzączkach. Wyglądały na duże, ale gdy Harry je założył, zmniejszyły się i pasowały doskonale. Wiadomość od Syriusza mówiła, że będą pasować na posiadacza tak długo, jak wytrzymają. Harry dobre dziesięć minut dreptał szczęśliwy wokół pustego pokoju wspólnego, z przyjemnością wsłuchując się w dzwoniący odgłos obcasów na kamiennej podłodze. Buty nie nadadzą się do przemykania w ciemnościach, to było pewne, ale były nadzwyczaj eleganckie. Ron byłby zazdrosny. Może i dobrze, że go nie ma? Ale Harry i tak nie mógł przestać czuć się samotny i cieszył się, gdy nadeszła godzina pierwsza - pora, by iść do Wielkiej Sali na bożonarodzeniowy obiad. Na pewno Snape na nim będzie! Pamiętając nakaz Dumbledore'a odnośnie stroju wizytowego, Harry wyłowił swoją zieloną szatę wyjściową, wymruczał szybkie zaklęcie, które wydłużyło rękawy i spód, i pospieszył na dół w swych nowych butach. Wielka Sala była jak zawsze wspaniale przystrojona. Magiczny śnieg, suchy i puszysty, opadał spod zaczarowanego sklepienia i topił się w powietrzu, zanim zdążył dotknąć jakiejkolwiek potrawy. Wielkie wiązanki ostrokrzewu i bluszczu wieńczyły drzwi i okna, a małe światełka migotały po całym pomieszczeniu. Na zewnątrz mógł być mróz, ale powietrze wewnątrz olbrzymiej, teoretycznie pełnej przeciągów, sali było ciepłe i wypełnione zapachem tradycyjnej uczty świątecznej. Tak jak Harry wszyscy byli ubrani w swe najlepsze szaty. Wciąż było to trochę niemądre - po co przebierać się, gdy jest tylko pięcioro uczniów i nauczyciele? Jednak profesor Delacour wyglądała na zadowoloną. Zrzuciła swe czarne ubranie na rzecz absurdalnie drogo wyglądającej, satynowej szaty w kolorze kobaltu ze złotym oblamowaniem, w której była jeszcze piękniejsza. Harry wiedział, dlaczego na zajęcia przywdziewa bardziej stonowany ubiór: swym najlepszym wyglądem skutecznie rozpraszała uwagę. Profesor McGonagall, zauważył z zakłopotaniem, wciąż wpatrywała się w Delacour, zaciskając usta w cienką linię. Jak ktokolwiek, nawet surowa głowa domu, może sprzeciwiać się odrobinie ekstrawagancji na święta? A poza tym McGonagall była tak życzliwa jak zawsze dla Dumbledore'a, który niemal oślepiał swymi własnymi, szkarłatnymi szatami. A potem przez tylne drzwi wszedł Snape i Harry zapomniał, że jest rozpraszany przez Delacour, kłopotany przez McGonagall czy oślepiany przez Dumbledore'a. Snape jak zawsze ubrany był w czerń, ale tym razem jego szaty zdobione były srebrnymi wężami wyhaftowanymi na rękawach i szerokim kołnierzu. Szata była też wykonana z innej tkaniny - wydawała się falować wokół ciała Snape'a. Wyglądał jeszcze bardziej imponująco niż zwykle. Harry był rozdarty między pragnieniem pożarcia go żywcem, tu i teraz, a pragnieniem wygładzenia zmarszczek na swej własnej szacie, która przez dwa lata gniotła się na dnie kufra. Uświadomiwszy sobie, że się gapi, Harry oderwał wzrok i pochylił głowę, by zbadać przód swej szaty, który wyglądał na nieco pognieciony. Półświadomie przebiegł dłonią przez raczej widoczną fałdę na piersi, po czym znów podniósł wzrok. Snape, zajmując swe miejsce obok McGonagall, patrzył na niego bynajmniej nie z dezaprobatą. Harry przełknął, czując, że się czerwieni, i szybko przystawił krzesło bliżej do stołu, by usunąć dolną część ciała z widoku. Przepyszny posiłek był na swój sposób torturą. Jako że tylko kilkoro osób pozostało tego roku w szkole, wszyscy ścisnęli się przy jednym stole, a Harry siedział obok chłopca z Hufflepuffu - który siedział naprzeciwko Snape'a i wyglądał, jakby chciał być gdziekolwiek indziej. Harry bardzo pragnął zamienić się z nim na miejsca. Czego by nie oddał, by móc trącać się kolanami, przypadkowo upuszczać serwetkę, dotykać się czubkami butów, jakoś przekonać się, czy materiał tej szaty jest tak rozkosznie miękki, jak na to wygląda... Te myśli nękały umysł Harry'ego. Miał taką erekcję, że dziwiło go, że nie przebił się prosto przez stół. Wysiłkiem było nawet przełykanie zupy korzennej. Jego brzuch płonął żarem i całej woli wymagało patrzenie na talerz, a nie na Snape'a, który - Harry pozwolił sobie zerknąć - wydawał się podobnie pochłonięty swym własnym jedzeniem. Zanim pojawił się indyk, Harry zdołał trochę wziąć się w garść. Zmusił się do myślenia o druzgotkach i smoczym łajnie, co nie poprawiło mu apetytu, ale złagodziło erekcję. Po prostu... Był taki samotny i nie miał nawet okazji, by porozmawiać ze Snape'em, i to było tak cholernie długo... - Czy nikt nie nauczył cię manier, Worthington? - warknął nagle Snape na nieszczęsnego Puchona, któremu, gdy Harry spojrzał, po brodzie ściekał sos. Worthington podskoczył na krześle i pisnął z przerażeniem. - Daję słowo - ciągnął jadowicie Snape - nawet Potter byłby przyjemniejszym widokiem niż ty w tym momencie. Harry potrafił już rozpoznać komplementy Snape'a. Ciepło zaczęło nagle wypełniać jego całe ciało i zapomniał współczuć Puchonowi. Ale Dumbledore powiedział z wyrzutem, choć łagodnie: - Proszę, Severusie. Są ferie. Spróbujmy nie tracić otuchy. - Zamieszał laską mięty w kubku z gorącą czekoladą. Harry zauważył, że dziś wygląda na mniej wyczerpanego: może nawet Voldemort odpuścił sobie święta w tym roku? - Może jesteś zmęczony badaniami? Przy okazji, jak idą? Snape milczał przez chwilę, po czym odpowiedział: - Dość dobrze, dziękuję, dyrektorze. Właściwie dziś zamierzam zrobić sobie wolny wieczór. Dumbledore uśmiechnął się. - Uważam, że to doskonały pomysł - powiedział. - Wieczór odpowiedniego odpoczynku z pewnością wprawi cię w lepszy nastrój. Pełne niedowierzania prychnięcie profesor McGonagall było słabo ukryte, ale Snape zaledwie rzucił cicho: - Wierzę, że tak będzie. Serce Harry'ego zaczęło uderzać bardzo szybko. Wtedy odezwała się pani Pomfrey: - Więc przyłączysz się do nas w pokoju nauczycielskim, Severusie? - Uniosła brwi w geście zaproszenia. - Świąteczne szarady! - Nie, dziękuję - odpowiedział Snape, wciąż tym niepokojąco gładkim tonem. - Myślę o cichym wieczorze w moich komnatach... - Ale są święta! - Potem Pomfrey chyba zorientowała się, że wszyscy pozostali nauczyciele patrzą się na nią jak na wariatkę. Prawdopodobnie Snape nie był zbyt popularny podczas uroczystości nauczycielskich. - Choć - skończyła słabo - możesz chcieć trochę czasu dla siebie. - Mogę - zgodził się Snape i położył długi palec na nóżce kielicha do wina. Harry mocno skoncentrował się na tym placu zamiast na twarzy Snape'a, która nabrała ciut koloru na policzkach. Harry pomyślał o ryzykownym, pospiesznym pocałunku na koniec egzaminu. Pomyślał o obietnicy prezentu gwiazdkowego. Pomyślał o samym prezencie, nie rozpakowanym, ale wciąż leżącym bezpiecznie w jego kufrze i bez wątpienia w lepszym stanie niż jego szata wyjściowa. Pomyślał o długich, żółtych palcach wsuwających się w miękką, czerwoną, aksamitną wyściółkę czarnych rękawiczek ze smoczej skóry. Te rękawiczki... Tak bezlitosna, szorstka strona zewnętrzna, a we środku niemal grzeszne pobłażanie i przyjemność... Słowa Snape'a były zawoalowanym zaproszeniem. Harry był tego pewien. Prawie. Jakoś minęła reszta posiłku. Harry nie pamiętał wiele poza deserem (najbardziej czekoladowe ciasto czekoladowe, jakiego kiedykolwiek próbował), gdy Hagrid próbował ćwiczyć swój francuski z profesor Delacour. Daleko jeszcze nie zaszedł. - Par-lez vuuz - próbował Hagrid. - Tak to wygląda w książkach... - Ale wimawia się par-ley vuu - poprawiła Delacour. - Pahr-leh vuu - powiedział Hagrid, interesująco zacierając akcenty. - Ależ to podstawa! Czi Olimpia nie nauczila cię niczego tego lata? - spytała zdumiona Delacour. - Co z tobą robila? Na to Hagrid zaczerwienił się i szybko odwrócił wzrok, a nieśmiały uśmiech rozciągnął jego usta. Harry czuł, że jego oczy robią się wielkie jak spodki. Obok niego Worthington patrzył na szczęście obojętnie, tak samo jak Gryfonki, choć dziewczyna ze Slytherinu zachichotała. Dumbledore zakaszlał i szybko zmienił temat. Harry na minutę zapomniał o własnym libido, gdy dokonał zdumiewającego odkrycia, że Hagrid najwidoczniej ma swoje. Nie wydawało się to możliwe. No ale niecałe dwa lata temu z pewnością nie pomyślałby czegoś takiego o Snapie... Dorastanie było takie dziwne. Harry grzebał się, gdy uczta dobiegała końca, popychając widelcem czekoladowy okruch na talerzu. Zauważył, że Snape robi podobnie, zwlekając nad swoją kawą. Harry umyślnie powoli nabrał łyk gorącej czekolady, potem wstał, ściskając kubek, i podszedł do stołu Hufflepuffu, przy którym stała ogromna choinka, po czym usiadł na ławie. Gdy ludzie opuszczali salę, rozmawiając i poklepując się po pełnych brzuchach, Harry udawał, że pochłonięty jest kontemplacją migocących światełek i błyszczących sopli, zwieszających się z gałęzi. Lekki podmuch z otwartych drzwi porwał czerwoną wstążkę i uniósł ją w powietrze, aż, wirując, zaczęła opadać w kierunku kolan Harry'ego. Zanim jednak wylądowała, długie, żółtawe palce wysunęły się zza jego pleców i schwytały ją w powietrzu. Harry poczuł, że jego serce znów zaczyna łomotać. Sala była teraz bardzo cicha. Podejrzewał, że wszyscy wyszli. Ale Snape nic nie mówił i cisza przeciągała się. Harry mocno ściskał swój kubek, strategicznie ustawiony na kolanach. Nie ośmielił się spojrzeć na Snape'a. Wreszcie wymamrotał przez ściśnięte gardło: - Drzewko ładnie wygląda. - Mm - powiedział Snape. - Nie patrz w górę. - Ktoś jeszcze jest? - spytał Harry, próbując nie poruszać ustami na wypadek, gdyby był. - Nie - odrzekł cicho Snape. - Nie jestem jedynie pewien, co się stanie, jeśli... - Urwał. Jeśli co? - zastanawiał się Harry. Jeśli ktoś wejdzie i zobaczy, że ze sobą rozmawiają? Jeśli Harry podniesie wzrok, zobaczy Snape'a i rzuci się na niego? To ostatnie nie wydawało się takie nieprawdopodobne, pomyślał, pochylając się nad kubkiem. - Masz lukier na policzku - szepnął Snape. - Po lewej. Harry automatycznie potarł policzek rękawem szaty. Zadrżał. Snape szeptał, a to było lepsze niż jakikolwiek stary, czekoladowy lukier. Ten głos... Potrzebował tego głosu. - Kiedy mówiłeś - wydusił, również szepcąc - że chcesz... być dzisiaj sam... - Harry - powiedział Snape i brzmiało to jak jęk. - ...mógłbym... przynieść ci prezent gwiazdkowy? Znaczy się prezent gwiazdkowy i urodzinowy... Nie miałem okazji z tobą porozmawiać i nie zostanę dłużej, niż zechcesz, i... - O dziesiątej - wyrzucił Snape. - Możesz zejść na dół o dziesiątej, jeśli pragniesz. W-weź swoją pelerynę-niewidkę. Oczywiście. Harry poczuł podmuch zimna i usłyszał szybko oddalające się kroki. Znów zadrżał, a gorąca czekolada nie pomogła. Harry spojrzał na ławkę. Snape upuścił czerwoną wstążkę obok niego. Podniósł ją, dotykając miękkiej materii i patrząc niewidzącym wzrokiem w blask choinki. Następne kilka godzin wlokło się bez końca. Harry zaszył się w wieży Gryffindoru, chętnie zmieniając swe szaty wyjściowe na codzienne ubranie. Gdy nadszedł czas kolacji, a wnioskując po poprzednich latach, składałaby się z zupy i kanapek z indyka, Harry przesłał wiadomość, że źle się czuje, i kanapki przyniósł mu Zgredek, który wykorzystał sposobność, by wręczyć Harry'emu parę robionych na drutach, mieszanych skarpetek. Harry w tym roku pomyślał na zaś i mógł obdarzyć Zgredka bardzo eleganckim melonikiem, w sam raz dużym, by trzymać się na jego uszach. Własne uszy Harry'ego rozbrzmiewały okrzykami radości Zgredka przez niemal całą następną godzinę. Stwierdzenie, że źle się czuje, było kłamstwem tylko w połowie - było mu gorąco, był rozpalony i rozproszony. Nie mógł mieć żadnych niepożądanych gości, gdy nadeszła dziesiąta. Worthington, Puchon, złowróżbnie wspominał, że szuka kogoś do gry w eksplodującego durnia wieczorem, i patrzył na Harry'ego z raczej zbyt dużą nadzieją. Profesor McGonagall wpadła do niego na chwilę o ósmej wyrazić ubolewanie w powodu choroby w czasie ferii, ale potem był bezpiecznie sam. Za dziesięć dziesiąta. Wreszcie. Harry spędził trochę czasu, wkładając rękawiczki ze smoczej skóry w jedno ze swych własnych pudełek i owijając je raczej niezdarnie przy pomocy zaklęcia, którego kiedyś nauczyła go Hermiona. Ściskając pudełko, wymienił swe hałasujące buty na ciche trampki i przywdział pelerynę-niewidkę. Potem, z trzepotaniem w żołądku, wyszedł do lochu. Chłodne powietrze pomogło mu oderwać się od rozpaczliwej erekcji, która dokuczała i męczyła go przez całe popołudnie. Po kolacji był zmuszony zaspokoić się sam, by przez minutę czy dwie jasno pomyśleć. Wtedy był sfrustrowany tym brakiem samokontroli. Teraz stwierdził, że to prawdopodobnie była dobra rzecz - oznaczało, że może przetrwa dłużej niż pięć sekund, jeśli Snape jednak zdecyduje się go dotknąć. Ale czy Snape zdecyduje się go dotknąć? Czy powinni jeszcze trochę poczekać? Czy to nie byłoby najlepsze? Mózg Harry'ego mężnie próbował rozważać te pytania, ale burza hormonów pochłaniała wszystkie myśli. Cóż, pomyślał, ściskając w dłoniach pudełko, nie mieli żadnego programu czy rozkładu. Mógł po prostu dać Snape'owi prezent i iść, jeśli tego chciał Snape. Albo mogli... rozmawiać, albo grać w szachy, albo coś. Cokolwiek Snape zechce, naprawdę. Móc spędzić z nim czas będzie ważne, powiedział sobie Harry stanowczo, bardzo starając się w to wierzyć. Uniósł drżącą pięść, by zapukać w drzwi gabinetu Snape'a. Otworzyły się bezszelestnie, zanim zdążył je choćby dotknąć. Przełknął. Zamknąwszy drzwi za sobą, zobaczył, że gabinet jest tak ciemny, chłodny i cichy, jak zawsze. Widział jednak słaby blask dochodzący spod drzwi, które prowadziły do prywatnych komnat Snape'a. Uzbrajając się, ścisnął pudełko w dłoniach jeszcze mocniej i ruszył w kierunku drugich drzwi, które znów otwarły się, nim zdążył unieść dłoń. Snape stał przy kominku. Wciąż miał na sobie szatę wyjściową, co sprawiło, że Harry'emu zaschło w ustach. Jego usta ściągnięte były w mocną, cienką linię. Nie podniósł wzroku, gdy Harry wszedł. Dłonie Harry'ego zacisnęły się na pudełku jeszcze mocniej i zmusił się, by poluźnić uścisk, zanim je zgniecie. Przykry obraz strzaskanego znicza wtargnął do jego głowy. Szybko go wypychając i zdejmując pelerynę, odchrząknął. Snape nieznacznie odwrócił głowę, ale wciąż nie patrzył prosto na Harry'ego. - Ja... przyniosłem ci to - wyjąkał Harry, wyciągając przed siebie pudełko i czując, że zaczyna opuszczać go odwaga. Severus wyglądał na... zainteresowanego... w Wielkiej Sali, ale jego reakcja w tej chwili nie była bardzo obiecująca. Wydawał się być jak z kamienia. Dlaczego nawet nie patrzył na Harry'ego? Harry zdesperowany uciekł się do dawnej zabawy w szukanie ukrytych wskazówek. Ramiona Severusa były skrzyżowane, z dłońmi zaciśniętymi mocno - bardzo mocno - na łokciach. Jego barki były proste jak kij od szczotki. Ale na jego twarzy... nic. - Wiem, że żartowałem na temat... ludzi, którzy dają wspólny prezent na urodziny i gwiazdkę. A sam tak zrobiłem. Ha ha - powiedział Harry i chciał po prostu zniknąć. Ale jego głos kontynuował, nie pytając o zgodę: - Pomyślałem, że mogą się przydać... Mam nadzieję, że ci się spodobają... Severus wciąż na niego nie patrzył. Czując, że zaraz zacznie krzyczeć, Harry podszedł bliżej i znów wyciągnął przed siebie pudełko. - Proszę! - zawołał i z upokorzeniem usłyszał, jak jego głos łamie się ze zdenerwowania. Wtedy Severus powoli uniósł głowę i spojrzał na niego. Pudełko prawie wypadło z palców Harry'ego, które nagle straciły czucie. Oczy Severusa... Nikt nigdy nie patrzył na Harry'ego jak Severus. A nawet Severus nie patrzył przedtem na Harry'ego w taki sposób - te spojrzenia w Wielkiej Sali były niczym, nawet ten dziki pocałunek w gabinecie nie mógł się równać - wyglądał jak opętany, jego oczy były szeroko otwarte, twarz blada, ciało zaczynało drżeć i Harry widział mężczyznę, który jest o krok od obłędu. Wtedy naprawdę upuścił pudełko, a cała krew z jego ciała ruszyła między jego nogi, i usłyszał, jak gwałtownie łapie powietrze. Severus podszedł o krok. Potem drugi. Trzeci. A potem zatrzymał się przed Harrym, tak blisko, że Harry'emu wydawało się, że czuje żar jego ciała, choć nie był pewien, bo sam płonął. Dłonie Severusa oderwały się z jego łokci i uniosły, by zawisnąć tuż nad twarzą Harry'ego, koniuszki palców prawie dotykały jego policzków. Dzieliły ich cale. Harry patrzył ślepo na usta Severusa, zastanawiając się, czy można zemdleć z pożądania. - Wesołych Świąt - tylko tyle mógł wymyślić. Ale drugie słowo zostało stłumione, gdyż Severus pochylił głowę i zmiażdżył jego wargi, chwytając głowę Harry'ego żelaznym uściskiem i całując go jak w gorączce, jęcząc w jego usta, podczas gdy Harry z całej siły przylgnął kurczowo do jego ramion. Okulary Harry'ego wcisnęły się w jego policzki, nieprzyjemnie się wbijając, i Severus zaklął, zerwał je, odrzucając na bok i wracając do pocałunku. Harry słyszał, że lądują na dywanie z cichym stuknięciem, ale naprawdę nie zawracał sobie głowy sprawdzaniem, czy nic im nie jest. Czarne szaty były naprawdę miękkie, zdał sobie sprawę mgliście. Ale nie miał okazji do dalszej obserwacji, gdyż był najzupełniej pewien, że zaraz umrze. Severus, wciąż jęcząc, całował go tak mocno, że to bolało, a jego dłonie przesunęły się z twarzy Harry'ego, by brutalnie chwycić jego biodra, i Harry nie mógł oddychać, i jedyne, o czym mógł myśleć to, by pochylić biodra do przodu i trzeć, cokolwiek, więcej, więcej dotyku, więcej uczucia, więcej tego, wszystkiego... Severus oderwał usta od Harry'ego z "O Boże!", pierwszymi słowami, jakie wypowiedział od jego przyjścia. Potem jego dłonie wczepiły się w koszulę Harry'ego i guziki zaczęły odskakiwać, a zachłanne pocałunki przesunęły się na gardło, potem na obojczyk, potem na pierś. Harry czuł, że jego kolana zaczynają się uginać, ciągnąc go na podłogę i Severusa razem z nim. Wylądowali na czymś w miarę miękkim, Harry płasko na plecach. Dywan, pomyślał mgliście, co było dziwne - zawsze przedtem robili to w sypialni - Severus nigdy przedtem nie był taki... Severus nagle wydał wysoki, ostry krzyk frustracji, zrezygnował z koszuli Harry'ego i przeszedł prosto do zamka jego spodni, a jego palce trzęsły się tak mocno, że ledwo mogły pracować. Harry był jedynie szczęśliwy, że może pomóc. Czuł, że jego członek zaraz przebije się przez tkaninę. Razem ściągnęli zamek w dół, a Severus, dysząc i pochylając się nad ciałem Harry'ego niczym wielki, głodny drapieźnik, zsunął spodnie Harry'ego na uda, a zaraz za nimi majtki. Jego spojrzenie przylgnęło do purpurowej erekcji Harry'ego i znów jęknął. To wszystko działo się tak prędko! Harry'emu kręciło się w głowie, a jego serce uderzało tak szybko, że pomyślał, że zemdleje. Jego palce do bólu pragnęły Severusa, dłonie chciały nabrać ciemnych, miękkich włosów, przyciągnąć blisko chude ciało, chciały schwycić i ścisnąć - zakwilił, słysząc swój własny niedostatek odbijający się od ścian, i spróbował usiąść, wyciągając ramiona, by objąć swego kochanka, ściągnąć na dół... Ale Severus złapał poszukujące dłonie Harry'ego i odsunął je. Harry krzyknął w proteście, ale Severus jedynie popchnął go stanowczo na podłogę i wysapał: - Umrę, jeśli mnie dotkniesz - po czym pochylił się i pochłonął Harry'ego w całości. Plecy Harry'ego wygięły się, łzy napłynęły do oczu, a jego krzyk ugrzązł w gardle i wydostało się jedynie zdławione rzężenie. Jedwab... gorące, wilgotne, jedwabiste... usta Severusa, wszędzie na nim, połykające i połykające, drgające wokół niego... Harry otworzył oczy i zdołał spojrzeć na Severusa, który leżał między nogami Harry'ego, kurtyna ciemnych włosów zasłaniała jego twarz. Z głębi gardła wydawał jakiś wibrujący dźwięk, który sprawił, że oczy Harry'ego uciekły w głąb czaszki. Nie było jak przedtem, gdy Severus mruczał umyślnie, tym razem wibracje były bardziej nierówne, dźwięki bardziej szorstkie i głębokie, i Harry zdał sobie sprawę, że Severus jęczy wokół jego członka w ustach, przyciska swe biodra do podłogi, ocierając się o te miękkie, miękkie szaty... on... on... Harry opadł z powrotem na podłogę i krzyknął z całych sił, gdy jego plecy wygięły się, biodra szarpnęły, kolana znieruchomiały i doszedł konwulsyjnie w ustach Severusa, doznanie niemożebnie pogłębione przez własny krzyk Severusa. Leżeli tak przez poświęconą chwilę, połączeni jedynie ustami Severusa na członku Harry'ego i jego śmiertelnym uściskiem na Harry'ego biodrach, obaj trzęsący się tak mocno, że Harry bał się, że rozpadną się na kawałki. A potem było po wszystkim. Mięśnie Harry'ego obróciły się w wodę i opadł na podłogę bezwładnie. Nabrał kilka palących oddechów, niemal zachłystując się powietrzem. Jak długo w ogóle krzyczał? Czy ktoś go słyszał? Czy przyjdą zobaczyć? Nie był w stanie o to dbać, nie, gdy czuł, że głowa Severusa ląduje na jego udzie, czuł, że jego członek wysuwa się z tej wspaniałej wilgotności, słyszał szelest ubrania, gdy jego kochanek zaczął się ruszać. Harry też spróbował się poruszyć, ale nie mógł. Jego twarz była chłodna i mokra - uświadomił sobie, że łzy z jego oczu rozprysły się po policzkach, gdy miał orgazm. Nie był w stanie przestać się trząść. A potem poczuł ciężkie ciepło opadające na niego błogo, gdy Severus wpełzł na jego ciało i położył na nim, wspierając się na łokciach. On też się trząsł. Pocałował usta Harry'ego bardzo delikatnie i dopiero wtedy Harry zauważył, jak bardzo nabrzmiałe i obolałe są jego wargi. Te pocałunki... Jęknął cicho. - Wszystko w porządku? - wychrypiał Severus. W odpowiedzi Harry znów jęknął i obrócił się, by zanurzyć twarz w łuku, gdzie szyja Severusa spotykała się z jego barkiem, osuszając policzki. Uniósł dłonie, by zacisnąć je na miękkiej tkaninie szaty. Severus. Severus. Czuł jego zapach, czuł jego... - Mogę cię teraz dotknąć? - spytał cichutko. W odpowiedzi otrzymał suchy, chrapliwy dźwięk, który mógł być chichotem. - Nie widzę większego sensu. - Harry mrugnął i zdał sobie sprawę, że Severus jest raczej miękki na jego udzie, a na przodzie jego szat widnieje powiększająca się, wilgotna plama. - Ja już... kiedy... - wymruczał Severus. Gdyby Harry był mniej wykończony, zdumiałby się. Severus nigdy w ten sposób nie tracił kontroli, nie podczas seksu. Nigdy. Jednak zamiast myśleć o tym zbyt wiele, owinął ramiona wokół szyi Severusa, chowając twarz i rozkoszując się uczuciem powodowanym przez długie, drżące palce, przesuwające się w jego włosach. Chciał, by obaj byli nadzy i w łóżku. Nie mógł zbyt wiele ruszać nogami, gdy ograniczały je spodnie, i miał przeczucie, że jego koszula jest zniszczona na dobre. A dywanik naprawdę nie był bardzo miękki. - Czy ktoś mnie słyszał? - wymamrotał. - Zaklęcie wyciszające - odpowiedział Severus i po tym zapewnieniu Harry wrócił do pieszczot, pragnąc przenieść się w jakieś bardziej wygodne miejsce, ale nie chcąc oddać tej niezrównanej błogości. Severus jednak wydawał się zaczerpnąć z ukrytych pokładów siły, gdyż podniósł się z ciała Harry'ego z chrząknięciem, i wziął się za zdejmowanie butów i skarpetek Harry'ego, a potem jego spodni i majtek. Harry uniósł stopy i biodra w geście współpracy, ale nie zrobił wiele więcej, by pomóc, gdyż wciąż czuł, jakby jego ciało zostało trafione zaklęciem oszałamiającym. Wtedy, kiedy Harry miał na sobie zaledwie zniszczoną koszulę, Severus pomógł mu wstać. Harry oparł głowę na jego ramieniu, uśmiechając się niedorzecznie, gdy szli do sypialni. Miał mglistą świadomość, że za sprawą Severusa jego okulary płyną w powietrzu za ich plecami, po czym lądują na szafce nocnej. Tęsknił za tą sypialnią. Czy to nowa narzuta na łóżko? No i było tu cieplej. Severus zdjął koszulę Harry'ego i pomógł mu wejść do łóżka. Harry walczył, by utrzymać oczy otwarte, zaniepokojony, gdy Severus nie od razu do niego dołączył. Potem odprężył się, widząc, że jego kochanek zaledwie się rozbiera. - Naprawdę podobają mi się twoje szaty - powiedział sennie. Usta Severusa drgnęły. W przytłumionym świetle wyglądał na zmęczonego i Harry zastanowił się, ile snu ostatnio zaznał. Prawdopodobnie nie wystarczająco, skoro pracował nad tym eliksirem. - Ja wolę cię bez twoich, szczególnie w stanie kompletnej ruiny - odparł Severus i pozwolił drogo wyglądającej kreacji opaść na podłogę w nieporządny kłąb, po czym wpełzł obok Harry'ego, nagi jak w dniu narodzin. Harry próbował dobrze przyjrzeć się ciału, za którym tak tęsknił, a kiedy Severus był już pod przykryciem, owinął się wokół niego śmielej niż kiedykolwiek przedtem, zdeterminowany, że nie wyjdzie, dopóki go siłą nie wyrzucą. Był obolały, był zmęczony i tak bardzo, bardzo szczęśliwy. - Ciepło - wymamrotał w szyję Severusa. - Tak - odparł Severus, przykrywając ramieniem barki Harry'ego. - Nigdzie nie idź. - Dobrze. - Mówię serio - powiedział Harry niewyraźnie, już zasypiając. - Nie możesz znów odejść. - Nie. Nie mogę - wydawało mu się, że słyszy szept Severusa, gdy nadciągnęła ciemność. Głos brzmiał łagodnie i... smutno. - Następnym razem będzie twoja kolej. Ale może tylko to sobie wyobraził. Było bardzo ciemno. Jedynymi dźwiękami były trzy głosy, przeplatające się z sobą, aż stały się trudne do odróżnienia. Nie wie niczego. Niczego. Niczego. Nauczy się. Ale nie dość szybko! Nie, nie dość szybko. Musi nauczyć się szybciej. Musi nauczyć się tak wiele. Tak wiele, o wiele szybciej. Niech więc się uczy. Napełnijmy go pragnieniem po temu. Niech szuka zakazanej wiedzy. Niech zazna głodu bez końca. A wtedy będzie gotowy. I my też. Tak. My. I wreszcie nadejdzie czas. Wreszcie! Harry obudził się, gwałtownie łapiąc powietrze. Wydawało mu się, że słyszał kobiecy głos, szepcący do jego ucha - mówiący... coś, czego nie mógł sobie już przypomnieć. A może ich było więcej? Co ona... one... mówiły? Wtedy zdał sobie sprawę, że jest w łóżku i że to wszystko było snem. Cokolwiek to było. Śnił? Dlaczego znów się obudził? Próbował... przypomnieć sobie coś... ale co? Czy to było ważne? Coś poruszyło się w łóżku obok niego i Harry szybko zdecydował, że w ogóle nie jest ważne. W ciągu kilku sekund zapomniał zupełnie, że śnił, pochwycony we wspomnienia z godzin świadomości. Było mu ciepło, czuł się obolały i szczęśliwy, a przede wszystkim leżał w łóżku z Severusem. Oni... I musieli potem zasnąć.. Jego policzki rozgrzały się, gdy przypomniał sobie trawiącą namiętność w oczach Severusa, potrzebę, jakiej nie widział nigdy wcześniej. Czy Severus będzie taki, gdy się obudzi? Czy może już się opanował? Harry obrócił się na bok, wciąż opatulony kocami, i patrzył, jak oczy Severusa powoli się otwierają. Zdał sobie sprawę, że pomimo całego czuwania przy jego łóżku w zeszłym roku nigdy nie widział, jak Severus się budzi. W gruncie rzeczy Harry nie pamiętał, by Severus zasypiał, gdy dzielili łóżko. Ciemne oczy popatrzyły na niego z zaspaną powagą: Severus wyraźnie pamiętał, dlaczego Harry tu jest, nawet jeśli dopiero co się obudził. Oddech Harry'ego zamarł. Teraz, kiedy już się zabawili, czy Severus go wykopie, tak jak zawsze? Nie chciał iść! Severus mruknął: - Która godzina? Harry zamrugał. Nawet o tym nie pomyślał. Mogli przespać całą noc. Co, jeśli ktoś zauważył jego nieobecność? Zmrużył oczy, spoglądając na zegar przy łóżku Severusa, i z ulgą powiedział: - Dziesięć po dwunastej. - Mm. - Oczy wciąż skupiały się na nim. - Masz sine usta. Harry dotknął ich lekko. - Och... tak - stwierdził. - Przepraszam - powiedział cicho Severus. - Zrobiłem ci krzywdę? Harry spojrzał na twarz Severusa spoczywającą na poduszce i ocienioną od światła z kominka, z czarnymi włosami opadającymi wokół, i poczuł przypływ radości tak głębokiej i słodkiej, że odebrało mu to oddech. - Nie - wydusił. Severus wyciągnął dłoń i przesunął koniuszkiem palca po policzku Harry'ego. Harry czuł kłujące zaczątki zarostu pod tym palcem i nie mógł powstrzymać fali dumy - wkrótce będzie musiał się golić. Opuszki opuściły jego twarz i Severus położył dłoń na biodrze Harry'ego. - Urosłeś. - Niewiele - powiedział Harry, zaskoczony, ale zadowolony. - Nie. Ale trochę. - Dłoń na biodrze Harry'ego zaczęła delikatnie, łagodnie głaskać. Harry zadrżał trochę. - Nigdy nie będziesz wysoki. - Wiem - przyznał Harry, ignorując znajome ukłucie i unosząc nogę, tak że teraz na pół leżał na Severusie, który nie protestował. - Myślę, że to dobrze. Będę lepszym szukającym. Mniejsi ludzie są szybsi. Dłoń Severusa przesunęła się, by pieścić pośladki Harry'ego. Harry zadrżał wyraźniej. Złapał oddech i pochylił się, by pocałować Severusa, bardzo delikatnie. Tym razem było inaczej. Severus najwyraźniej się nie spieszył. W rzeczywistości robił wszystko tak powoli, że Harry obawiał się, że straci zmysły. Nie chciał przestać całować Harry'ego, w usta, szyję, ramiona, pierś, wszędzie, aż po stopy, podczas gdy Harry wiercił się i cicho błagał. Czuł, jakby znajdował się pod wodą. Jego kończyny były ciężkie, jego ruchy powolniejsze i bardziej leniwe niż zwykle. To było takie łagodne, takie przyjemne i kiedy tym razem uparł się, by dotykać i odkrywać Severusa, jego kochanek nie stawiał dużego oporu. Harry nie widział zbyt dobrze w przytłumionym świetle, zwłaszcza kiedy przykrycia zamknęły się nad jego głową, ale poznawał drogę dotykiem, bardzo mocno starając się być wprawnym i wiedząc, że prawdopodobnie potrafi być co najwyżej delikatny. Ale i tak drżał z łagodnej słodyczy, a Severusowi wydawało się podobać przynajmniej trochę, oceniając po jego westchnieniach i sapaniu. Koniec nadszedł powoli, a obaj byli owinięci kocami, ocierając się o siebie. Przyjemność przyszła w głębokich, powtarzanych, niemal bezgłośnych drganiach. O, mój Boże, pomyślał Harry bezradnie, tak bardzo cię kocham. Gdy jego puls uspokoił się, zdołał trochę rozluźnić uścisk wokół Severusa i przełknął głupie słowa z powrotem do serca, gdzie było ich miejsce. Nie wiedziałby, jak powiedzieć coś takiego, nie we właściwy sposób. Poza tym sprawy były teraz na tak delikatnym etapie. Nie mógł sobie pozwolić, by wszystko zniszczyć, mówiąc coś, czego Severus nie chciałby słyszeć - albo czemu nie chciałby uwierzyć. Wynurzyli się spod koców, głęboko nabierając powietrza. Severus wyciągnął różdżkę spod poduszki i wykonał znajome zaklęcie czyszczące. Potem leżeli w ciszy, wciąż blisko siebie, aż Harry powiedział, próbując rozjaśnić tę chwilę: - Nie otworzyłeś prezentu. Severus uniósł brew, znów machnął różdżką i zawołał: - Accio prezent. Mały, opakowany w jasny papier podarek przeleciał ze świstem przez otwarte drzwi do sypialni i lekko wylądował na kocach. Severus usiadł z cichym chrząknięciem, koce ułożyły się na jego kolanach. Harry pozostał skulony pod przykryciem, patrząc z nadzieją. Severus otworzył pudełko i wyciągnął rękawiczki, znów unosząc brew. - Wciąż ich potrzebujesz? - spytał Harry, przygryzając wargę. - Jakiś czas temu na twoim biurku widziałem parę, która wyglądała na znoszoną, ale mogłeś od tamtego czasu postarać się o nowe. - Kiedy je zdobyłeś? - spytał Severus. - Próbowałem zamówić parę przez aptekę, ale mieli wyprzedane wszystkie ludzkie rozmiary. - Wsunął lewą dłoń w rękawiczkę, a jego skóra cicho otarła się o aksamit. - Podszewka zapewnia bardzo dobrą ochronę... Są rozchwytywane. Harry uśmiechnął się. - Więc musiałem pobić innych chętnych - powiedział, czując wielką dumę, że udało mu się zdobyć coś, co Severus wybrałby dla siebie. - Dopiero co je dostali, gdy kupiłem tę parę dla ciebie. - Kiedy? - powtórzył Severus. - To musiało być... - Umilkł i spojrzał z zaskoczeniem. - W sierpniu - przyznał Harry. - Kiedy udałem się z Hagridem na Aleję Pokątną. - Rozumiem - rzekł Severus i znów spojrzał na swą dłoń, pokrytą gładką, czarną smoczą skórą. - Całkiem możliwe, że to pierwszy, długoterminowy plan, jaki kiedykolwiek powziąłeś. Pochlebia mi to. - Więc podobają ci się? - spytał Harry niecierpliwie. - Tak. Dziękuję. - Severus zdjął rękawiczkę i ostrożnie włożył z powrotem do pudełka, które następnie postawił na szafce obok okularów Harry'ego. - Bardzo się przydadzą. A ty? Podoba ci się twój? Harry zamrugał zmieszany. - Mój co? Och, nie kupiłem dla siebie, już... - Miałem na myśli twój prezent gwiazdkowy. Harry zmarszczył czoło. - Od ciebie? Nie dałeś mi... Severus uśmiechnął się swoim uśmieszkiem. - A. Więc jeszcze go nie znalazłeś. - Nie znalazłem? - Brwi Harry'ego uniosły się. - Ukryłeś go? Dlaczego? Gdzie? Gdzie jest? - Zobaczysz. Przyda ci się. - Severus! - Harry pchnął Severusa z powrotem na łóżko, zbyt ciekaw, by zdumiewać się własną śmiałością, i wdrapał się na pierś swego kochanka. - Gdzie jest? - Będziesz miał zadanie, by go znaleźć. W rzeczywistości możesz go nigdy nie znaleźć. Niemniej jednak już jest w twoim posiadaniu. - Severus wyglądał na nieznośnie zadowolonego. - Co? - Co to mógł być za podarunek? Kto daje prezent gwiazdkowy i nawet nie dba, czy odbiorca go dostaje, a tym bardziej czy mu się podoba? Tylko Severus. A on nie powie w tej kwestii niczego więcej, nieważne, jak mocno Harry będzie naciskał. Harry wreszcie poddał się i znów opadł na łóżko obok Severusa. Było teraz po pierwszej. Za kilka godzin będzie musiał iść i chciał delektować się tym czasem, nawet jeśli znów chciało mu się spać. - No... Co za eliksir robisz dla Dumbledore'a, który zajmuje tak cholernie długo czasu? - Wiedział, że się dąsa, ale nie mógł nic poradzić. - Nie mogę ci powiedzieć - odpowiedział łagodnie Severus. - Czemu nie? Czy ma to jakiś związek z Voldemortem? Z tymi wszystkimi znikającymi ludźmi... - Której części "Nie mogę ci powiedzieć" nie rozumiesz? To tajemnica, Pot... Harry. - No i? Tych masz wiele - rzucił Harry. Severus zaczynał sprawiać wrażenie poirytowanego. - Tak jak i ty. - Ja? - Harry próbował wyglądać niewinnie. - Och, poza tą, tak? Irytacja zniknęła z twarzy Severusa zastąpiona nieprzyjemnym, badawczym i dociekliwym spojrzeniem, którego Harry tak nie znosił. - Tak - powiedział cicho. - Na przykład: gdzie byłeś tej nocy, gdy Syriusz Black uciekł z Hogwartu? Harry czuł, że jego usta zaciskają się w cienką linię, której mogła pozazdrościć mu McGonagall. Och nie. Nie to. Nie chciał kłamać Severusowi - ale nie mógł też zdradzić Syriusza. Nigdy. Nie zrobiłby tego dla nikogo. Zamiast tego postanowił sam odpowiedzieć pytaniem. - Dlaczego ty przyłączyłeś się do Voldemorta? - Dokąd jeszcze się wykradasz w pelerynie-niewidce? - rzucił Severus. - Dlaczego uczysz, skoro tak bardzo tego nienawidzisz? - Czy pogłoski o twojej mugolskiej rodzinie są prawdziwe? - Co z twoją rodziną, naprawdę jesteście tak bogaci, jak mówią? - Czy kiedykolwiek spałeś z Fredem lub George'em Weasleyem? - Co? Nie! O... cholera - zawołał Harry, gdy zdał sobie sprawę, że przegrał tę osobliwą grę. Severus uśmiechnął się i położył, ale Harry nie mógł nie zauważyć, że zaciskał dłonie na prześcieradle raczej mocno. Szczególnie gdy zadawał ostatnie pytanie. Westchnął ciężko. - Czasem myślę, że naprawdę tego chcą, a czasem, że żartują - powiedział. - Ale i tak bym tego nie zrobił. - Co z tym... paktem, jaki z nimi zawarłeś? - To kolejna tajemnica - odrzekł pewnie Harry. - Tak jak powiedziałem: nie ja jeden tutaj mam tajemnice. Harry przełknął. - Ale naprawdę chciałbym wiedzieć to wszystko, o co cię spytałem - powiedział szczerze. - No, ja odpowiedziałem na jedno pytanie. Teraz ty odpowiedz na jedno. Wybierz, które chcesz. Severus uniósł brew i pozwolił Harry'emu przysunąć się bliżej. - Dobrze - oznajmił. - Odpowiadając na jedno z twoich wielu, impertynenckich pytań, tak, moja rodzina jest dość zamożna. Niemal nieprzyzwoicie, w gruncie rzeczy. Oczy Harry'ego rozszerzyły się. Więc Snape był bogaty - ale nie wydawał się być z tego dumny jak Malfoy, raczej jakby stwierdzał fakt. - Więc... więc czemu nauczasz, jeśli nie dla pieniędzy? - spytał. - To kolejne z twoich pytań. Jeśli chcesz odpowiedzi, lepiej odpowiedz na jedno z moich. - Och. Och, um, okej. - Harry próbował wrócić myślą do pytań Severusa. Tylko jedno z nich nie obciążałoby nikogo, gdyby na nie odpowiedział, choć naprawdę nie chciał o tym mówić. Szkoda, że nie nacisnął Severusa, by odpowiedział na pytanie o Voldemorta, skoro musiał otworzyć tę puszkę Pandory. - Moja mugolska rodzina... Wspomniałeś pogłoski? Nie wiem, czy są prawdą. Nie znam ich. Severus wsunął Harry'ego w zagłębienie ramienia. - Wiem jedynie tyle, ile krąży po pokoju wspólnym Slytherinu - powiedział. - McGonagall nie plotkuje na ten temat w pokoju nauczycielskim... przynajmniej nie przy mnie. - Nachmurzył się. - Merlin jeden wie, co mówi, gdy mnie tam nie ma. Ale pogłoski wśród moich uczniów są najróżniejsze: od głodzenia do... - zawahał się i spojrzał na Harry'ego zmrużonymi oczami - ...do innych tortur wszelakiego rodzaju, których tu nie powtórzę. - Tortur? - Harry czuł, że jego oczy stają się wielkie. - No, cóż, mieszkanie z Dursleyami jest na swój sposób torturą, tak myślę, ale nie krzywdzą mnie. No. Nie biją mnie ani nic takiego w każdym razie. - Nie? - Wzrok Severusa był bardziej przenikliwy niż kiedykolwiek. - No, mój kuzyn Dudley owszem, gdy byłem mały, szczególnie w szkole ze swoim gangiem - przyznał Harry. - Ale szybko za bardzo utył, by mnie złapać, a odkąd zacząłem naukę w Hogwarcie, zbyt się mnie boi, by próbować. Bo oni nienawidzą czarodziejów - dodał. - Myślą, że wszyscy jesteśmy dziwakami i potworami. - Więc... jedynie źle się z tobą obchodzą, odkąd dostałeś list z Hogwartu? - Och, nie - zawołał Harry. - Naprawdę teraz jest o wiele lepiej. Mam własny pokój i w ogóle. Podejrzewam, że boją się, że ktoś ich obserwuje. Na przykład Dumbledore. Chyba zawsze bali się, że jestem czarodziejem... bo widzisz, wiedzieli o mamie i tacie. Myśleli, że będę jak oni. - Zamyślił się. - No tak, głodzenie, trochę, to chyba racja. Nie dawali mi dużo jedzenia, za to kazali sporo pracować, więc cokolwiek zjadłem, długo nie zostawało w żołądku. Zerknął do góry. Twarz Severusa była zamknięta i chłodna, a żyła na skroni znów zaczynała pulsować. - Um? - spytał, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. - Teraz oczywiście przestali - powiedział Severus. - Kiedy przyjechałeś do Hogwartu i ludzie się dowiedzieli. Nie traktują cię tak dłużej. Harry patrzył na niego z niedowierzaniem. - Przestali - powtórzył Severus głośniej. - Musieli... inaczej Dumbledore nie wysłałby cię z powrotem. Harry nabrał głęboko powietrza. Zamknięty wyraz w oczach Severusa zmienił się w coś, czego Harry nigdy wcześniej nie widział - niemal błaganie. - Oni... cóż... prawie - odparł bezradnie. - Znaczy się, jak powiedziałem, nie jest tak źle, jak było. Ostatniego lata cały czas siedziałem sam w pokoju i... - Ale cię karmili? - No... Dudley jest na diecie, więc nikt... - Harry przerwał, a jego policzki oblały się czerwienią, gdy wspomnienie bananów zatańczyło w jego głowie. Próbował się opanować. - Znaczy się, Dudley jest ich pieszczoszkiem, więc jeśli on nie je, to... - Komórka. Ludzie właściwie mówią, że spałeś w komórce. Wiedziałeś o tym? - Och... cóż... przyzwyczaiłem się, ale kiedy dostałem list z Hogwartu dali mi mniejszą sypialnię Dudleya. Severus patrzył na niego. I patrzył. I patrzył jeszcze dłużej, aż Harry zaczął się wiercić. - Chyba wreszcie rozumiem - orzekł powoli. - McGonagall nie plotkuje, bo nie wie. Albo nie wierzy. - Nie wierzy czemu? - Nie wierzy, że dyrektor świadomie pozwoliłby ci mieszkać z takimi ludźmi - powiedział z goryczą Severus. - Och... eee - spróbował Harry - mówi, że jestem tam bezpieczny. Obłożył ich dom jakimś zaklęciem, które działa tylko na rodzinę. Naprawdę, Severus zaczynał się denerwować z tego powodu, i Harry też tego nienawidził, ale żył z tym przez lata i czasem wiedział, że nie było innego wyjścia, jak tylko to znosić. - Równie dobrze byłbyś chroniony w Hogwarcie - warknął Severus. - Albo prawie. - Może - zgodził się Harry z irytacją. - Pytałem go, czy mogę zostać. Mówiłem mu, że nie chcę tam wracać, a on mówił, że muszę! Podejrzewam, że ma swoje powody. Severus, który zaczynał siadać, opadł z powrotem na łóżko, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc, i przy okazji potrącił Harry'ego. - Zawsze ma - przyznał cicho. Harry nagle przypomniał sobie własne pytanie. - Czy dlatego uczysz? - spytał. - Z powodu Dumbledore'a? - Powiedziałeś, że tego nienawidzę - zauważył Severus. - Zachowujesz się, jakby tak było. - Bo nienawidzę. Choć myślę raczej, że jeszcze bardziej nienawidziłbym tego, co stałoby się ze mną, gdybym opuścił Hogwart. Harry zagryzł wargi, przypominając sobie swą własną panikę, gdy Dumbledore wspomniał o możliwości zwolnienia Snape'a. Swój strach, że Voldemort znajdzie Snape'a. Ale... - Nie mogłeś być z niebezpieczeństwie przez cały ten czas, prawda? Znaczy się... Voldemort powrócił, kiedy ja przybyłem do Hogwartu, a ty tu byłeś o wiele dłużej... I Dumbledore wysyłał cię jako szpiega, więc musiałeś wiedzieć, że nikt nie będzie próbował cię skrzywdzić... Snape wyglądał na zmęczonego. - Tak robił. Ja... miałem nadzieję. Przez lata mój status śmierciożercy był... graniczny. Lucjusz Malfoy ogłosił, że był pod wpływem zaklęcia Imperius. Ja stwierdziłem, że jestem szpiegiem. Trzeba przyznać, że moja pozycja w pewien sposób była bardziej skomplikowana, szczególnie gdy zacząłem uczyć w Hogwarcie. Zrobiłem, co mogłem, by dać do zrozumienia tym, którzy umknęli sprawiedliwości, że karmiłem Dumbledore'a fałszywymi informacjami. Kiedy aurorzy aresztowali kilku znanych zwolenników Voldemorta, czających się w złych intencjach wokół mojego rodzinnego domu, odkryłem, że nie wszyscy - w rzeczy samej: bardzo niewielu - mi wierzy. - Umilkł na chwilę. - Jak na ironię, przyłapanie tych sympatyków w pobliżu Snape Manor posłużyło jedynie, by bardziej mnie pogrążyć w oczach ministerstwa. Harry był przerażony. - Więc... jedynym bezpiecznym miejscem był Hogwart. Ale ministerstwo mówi, że nie mają żadnych akt... - Już nie - powiedział cicho Snape. - Myślę, że wtedy trochę mieli. A teraz mogą one być utajnione, jeśli rzeczywiście wciąż istnieją. - Uśmiechnął się pod nosem. - Założę się o wszystko, że Knot nigdy ich nie widział, to pewne. A w miarę upływu lat stałem się słynny przez faworyzowanie moich Ślizgonów, co pomogło obu grupom widzieć mnie jako mrocznego czarodzieja. - Wiesz, naprawdę okropnie ich faworyzujesz... - A kto inny próbuje? - W każdym razie - powiedział Harry niecierpliwie - więc ludzie... a w każdym razie śmierciożercy... też myśleli, że jesteś czarnoksiężnikiem, zanim... ee... Malfoy... na balkonie? - Zaczerwienił się zarówno ze wstydu, jak i gniewu. Snape patrzył się w sufit. - Kosztowało Dumbledore'a sporo wysiłku, by uchronić mnie przed Azkabanem, a dobre imię mojej rodziny przed skandalem procesu - który, jako że nie było żadnych oficjalnych zapisów o mojej działalności szpiegowskiej, także mógł mnie wysłać do Azkabanu. - Harry nie widział w tym odpowiedzi na swoje pytanie, póki Snape nie przeszedł dalej. - Ministerstwo miało mnie za niebezpiecznego, ale ufali, że Dumbledore jest w stanie mnie kontrolować. I, by być szczerym, ja też. Pozwolili mi pozostać pod jego "opieką" w Hogwarcie, nawet jako nauczycielowi, pod pewnymi... restrykcjami. - Na przykład? - Czarnoksiężnicy widzieli we mnie zdrajcę. Dobrzy czarodzieje i ci pomiędzy - także. Ministerstwo wiedziało, że nie będą musieli nasyłać na mnie aurorów, gdybym był na wolności. Jedyna rzecz, która mogła zapewnić mi bezpieczeństwo, to pieniądze mojej rodziny - mógłbym uciec dokądkolwiek, stać się kimkolwiek, kupić sobie każdego urzędnika, jakiego bym chciał. Merlin wie, że Voldemort często sięgał do bogactw swych sług, by robić dokładnie coś takiego... - Umilkł, a jego usta zacisnęły się w linię wściekłości, którą Harry dobrze znał. - Więc zamknęli je przede mną. - Co? - Harry osłupiał. - Ale mówiłeś, że jesteś bo... - Powiedziałem, że moja rodzina jest bogata - rzucił Severus ze złością. - Ja nie mogę dotknąć choćby knuta. - Co... jak? Syriusz, nawet ukrywając się, był w stanie dostać się do swej skrytki u Gringotta... - Severus spojrzał na niego, i Harry zarumienił się i przyznał - Kupił mi Błyskawicę. - Jak miło - powiedział Severus chłodno. - Na twoim miejscu nie oczekiwałbym takiej ekstrawagancji z mojej strony. - Na pewno nie oczekuję - zgodził się Harry, nie chcąc przyznać, że zbytnio go to ubodło, choć "co nieco" byłoby dobrym określeniem. Pewnie nie powinien też wspominać o swoich nowych butach. - Zwłaszcza że nawet nie chcesz mi powiedzieć, gdzie jest mój prezent gwiazdkowy. - Severus spojrzał gotowy na niego warknąć, więc szybko kontynuował: - Więc co stało się z twoimi pieniędzmi? Severus wyglądał na zmartwionego. - Zostały powierzone dyrektorowi Hogwartu - powiedział wreszcie. - Oddali mój klucz do Gringotta w ręce Dumbledore'a i nałożyli ograniczenia, ile pieniędzy mogę dostawać. Zasiłek wynosi tyle, ile pensja nauczycielska - wydaje mi się, że trochę mniej, niż dostają moi koledzy. W międzyczasie mój dom rodzinny popadł w ruinę - nie żeby to ostatecznie wiele znaczyło, po tym, co się stało latem - a mnie pozwolono zatrzymać zaledwie kilka osobistych rzeczy, gdy już gruntownie zostały oczyszczone przez ministerstwo. Włączając - wskazał ze znużeniem na stertę materiału na podłodze - kilka ubrań mojego ojca. Bardzo wspaniałomyślnie z ich strony, nie uważasz? - Zasiłek? - Harry niemal się skrzywił, ostro odczuwając to upokorzenie. Że Severus, który walczył w dobrej sprawie, został ograbiony ze wszystkiego, co posiadał... podczas gdy Malfoyowie wciąż paradują dokoła, bogaci jak nikt inny, jakby mieli świat na własność! - No ale, w połączeniu z twoją pensją... - Nie dostaję pensji. To kolejne ograniczenie. Tylko zasiłek - "Zasiłek" było dla Severusa wyraźnie wstrętnym słowem. Harry był przerażony. - Więc... masz wszystkie te pieniądze... i po prostu tu siedzisz? - Severus skinął. - Dziwię się, że ministerstwo ich sobie nie wzięło, skoro tak się obawiali - wymruczał Harry. - Jestem pewien, że chcieli - odparł Severus z uśmieszkiem. - Próbowałeś kiedyś ukraść galeona od Snape'a, Harry? - Ee... nie... - Odradzałbym ci. Zawsze przywiązywaliśmy dużą wagę do naszych pieniędzy. Mogą cię spotkać jakieś przykre niespodzianki. Ministerstwo na pewno się o tym przekonało, a przynajmniej tak mi powiedziano. - Dobrze tak draniom - rzucił zaciekle Harry. - A ty... więc siedzisz tu i Dumbledore nic nie może z tym zrobić? - Mógłby postąpić wbrew regułom i dać mi mój klucz do Gringotta - powiedział ironicznie Severus. - Ale to gra niewarta świeczki. Ewentualnie mógłby mnie wysłać na Syberię, na Saharę, do New Jersey albo innej zapadłej dziury, jeśli dostarczyłby dobry powód ministerstwu, ale wolałbym nie badać tej możliwości. Jestem tutaj i żyję. Jestem mu za to wdzięczny. - Ale czy nigdy nie próbował... - Nie wiem - warknął Severus. - Nie wiem, czego próbował, a czego nie. Powiedział mi, że mu przykro, jeśli musisz wiedzieć. - Mam nadzieję - odrzekł zawzięcie Harry. - Mam nadzieję, że wszystkim im jest przykro... Ciebie trzymają zamkniętego tutaj, a mnie tam, obaj jesteśmy uwięzieni jak... - Urwał, gdy przyszła mu do głowy zdumiewająca myśl. - Myślisz, że dlatego to robi? - spytał powoli. - Co? - Dumbledore. Pozwala nam... robić to. Bo czuje się podle. Winny. Możliwe? Severus zmarszczył czoło i spojrzał sceptycznie. - Z tego, co wiem, dyrektor rzadko kieruje się poczuciem winy. Wie, że niektóre rzeczy są konieczne. I jakoś nie wydaje mi się, by pozwalał na sytuację taką jak ta, bo czuje się "podle" z powodu naszego mniej-niż-idealnego życia prywatnego. Ale pomimo sarkazmu Severusa Harry nie potrafił pozbyć się tej myśli. Może Dumbledore naprawdę czuje się podle - może uważa, że Harry i Severus zasługują, by zaznać ze sobą trochę szczęścia, jeśli nie mogą go zaznać nigdzie indziej? To było możliwe, prawda? Ale nie powiedział tego na głos - Severus raczej by się nie zgodził. Przyjemny nastrój zadowolenia zniknął, niemniej jednak wciąż leżeli blisko w łóżku, a Harry znów położył głowę na piersi Severusa. - Nie chcę nigdy tam wracać! - wybuchnął porywczym szeptem, nagle nie będąc w stanie się kontrolować. - Nienawidzę tego... nienawidzę ich! Nie chcę wracać! Mięśnie Severusa napięły się pod nim, ale jego kochanek nic nie powiedział, wydał jedynie cichy, zduszony odgłos. Harry odwrócił głowę, by na niego spojrzeć. Severus wciąż uparcie gapił się w sufit, ale jego usta znów się ściągnęły. Harry westchnął, czując, że gniew opuszcza go tak szybko, jak przyszedł. - Przepraszam - powiedział ze znużeniem. - Jestem głupi. To tylko jedno lato. Potem nigdy nie będę już musiał ich oglądać. - Daj mi słowo - odezwał się Severus bardzo, bardzo cicho - że oni nigdy cię nie dotknęli. - Słowo. - Dursleyowie za bardzo go nienawidzili, by chcieć to robić. Znów zapadła nieprzyjemna cisza. - Może nie będziesz musiał wracać - oznajmił Severus wreszcie obojętnym głosem. Harry mrugnął i obrócił się, by znów na niego spojrzeć. Twarz Severusa była tak pusta jak jego ton. - Co masz na myśli? - spytał ostrożnie. Potem do jego głosu przeniknęła nadzieja, której nie potrafił całkowicie stłumić. - Ty mógłbyś coś zrob... - Niczego nie obiecuję - zastrzegł Severus. Jakby to było coś nowego. Harry przytulił się mocniej, czując jednak dziwną otuchę. Nie-obietnice Severusa były prawdopodobnie lepsze niż wiążące przysięgi niektórych ludzi. Gdyby coś można było zrobić... Czuł, że jego powieki zaczynają opadać ze zmęczenia. Otworzyły się, gdy Severus powiedział: - Mam jeszcze jedno pytanie, ale w tych okolicznościach uważam, że powinienem je dostać gratis. - Tak? - spytał sennie Harry. - Zażyłeś somniesperusa? Harry próbował nie tężeć. Biorąc pod uwagę, że był rozluźniony jak gotowany makaron, nie było to trudne. - Eem. Tak - odparł. - Zażyłem. Chwila ciszy. Potem: - I? - spytał niecierpliwie Severus. No i był w rozterce. Wszystko zaczynało znów być dobrze, znów być zadowalająco. Harry nie chciał mówić Severusowi, ze jego eliksir nie zadziałał. Chyba że Harry miał nie pamiętać, o czym śnił, ale w jakiś sposób wydawało mu się, że nie o to chodziło. Może powie Severusowi później. Ale nie w tej chwili. - Na razie chciałbym to zachować dla siebie - powiedział zgodnie z prawdą. - Znaczy się... ja... tak. Severus zmarszczył czoło, ale oczywiście nie mógł tego kwestionować. - Dzięki, że go dla mnie zrobiłeś - dodał Harry, czując się niewyraźnie winnym. Cóż, nie skłamał, naprawdę. - Było miło... - Och, śpij już, Potter - burknął Severus, ale owinął ramię mocniej wokół Harry'ego i oparł brodę na jego głowie. Harry odprężył się. - Obudź mnie - przypomniał Severusowi sennie. - Ustawię budzik na wpół do czwartej - powiedział Severus i Harry zdał sobie sprawę, że jedynie w taki sposób był w stanie przyznać się, że może nie obudzić się sam z siebie. - Kiedy mogę znów przyjść? Jutro wieczorem? - Zobaczymy - ton Severusa sprawił, że zabrzmiało to jak "tak". Harry pocałował jego pierś delikatnie i zamknął oczy. Och, wróci jutro. I jutro, i jutro, i jutro, i... Znów szczęśliwy, Harry westchnął i zasnął.
|